Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 21-10-2013, 20:25   #115
Baczy
 
Baczy's Avatar
 
Reputacja: 1 Baczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumny
We wszechświecie, wśród przeciętnych ludzi, panuje błędne przekonanie, że kłamca zawsze kłamie. "Już mnie raz oszukałeś, dlaczego więc miałbyś tego nie zrobić po raz drugi?" "Kłamca zawsze będzie kłamcą!" "Czy w ogóle taki bajerant jak ty potrafi powiedzieć prawdę?" Traktują to jak kleptomanię, jak naganną społecznie chorobę - nie może nie kłamać, coś w głowie nakazuje mu zmyślać, koloryzować, ubarwiać, pomijać, ciężko uwierzyć w cokolwiek, co mówi, dopóki się tego nie sprawdzi. Właściwie to tak działają psychole i amatorzy, żyją kłamstwem, wypróbowując ciągle swoje umiejętności i naiwność innych. Jak długo jestem w stanie łgać, póki ktoś tego nie zauważy?

Niepotrzebne ryzyko.
Prawdziwi kłamcy to nie tacy, którzy zawsze wymyślą na poczekaniu sensowną wymówkę, i mogą dzięki temu kłamać do woli.
Prawdziwi kłamcy szanują prawdę i kłamią tylko w ostateczności. Wiedzą, że ludzie są słabi i imponuje im szczerość. Przyznaj się do błędu, raz, drugi, wystarczy żeby za trzecim razem bezkarnie skłamać. Oni nie czerpią przyjemności z okłamywania innych, robią to tylko, jeśli mogą liczyć na korzyści adekwatne do ryzyka (czyli na przykład utraty zaufania i szacunku inwestora z Arabii).

Gehenna rządzi się swoimi prawami, niemniej jednak nadal kłamanie dla rozrywki nie jest dobrym pomysłem. Każdy kłamie, oczywiście, jednak jeśli wkurzysz tym nieodpowiedniego kolesia, przeora ci pysk kosą, albo wykręci paluchy w drugą stronę. Trzeba też uważać, na jaki temat się kłamie, bo możesz zostać wzięty nie tylko za bezczelnego dupka, ale za potencjalne zagrożenie. Na Gehennie ludzie radzą sobie z potencjalnym zagrożeniem tak, jak z zagrożeniem - brutalnie i bezlitośnie. Nieostrożni kłamcy giną wcześniej.

Kłamać, kłamię, kłamiesz, kłamie, kłamiemy, kłamiecie, kłamią, kłamałem, kłamałeś, kłamał, kłamaliśmy, kłamaliście, kłamali, kłamałam, kłamałaś, kłamała, kłamałyśmy, kłamałyście, kłamały, kłamałom, kłamałoś, kłamało.

Jak widać, nawet pewne formy grzecznościowe pozostały na Gehennie nietknięte. Wystarczyło zapukać do drzwi, aby odezwał się strażnik po drugiej stronie. Mieli szanse wyjść z tego cało. Jak miło. Chociaż, jakby się zastanowić, szanse na to, że sprzątną ich po wejściu do sektora równoważyły te pierwsze szanse.

Trzeba było działać szybko. Torch chwycił plecak Prahy, nie narzekali na nadmiar fantów, nie był im potrzebny, i nożem zaczął wycinać dużą jego część. Prowizoryczna czapka, zamotana na głowie chusta, turban - cokolwiek to by miało być, byle tylko zakryć charakterystyczne blizny. Byli za blisko, żeby dać się zabić. Równocześnie zaczął mówić.
- Szliśmy przez Terminal, dopóki nie zaatakowała nas maszyna Strażnika. Jakaś nowa, wyglądała jak modliszka. Widzieliście takie? - Przerwał, pozwolił pytaniu zawisnąć w powietrzu, jednak nie oczekiwał odpowiedzi. Kontynuował. - W każdym bądź razie, jest nas trzech, wybieramy się do 678. - Spojrzał po towarzyszach, upewniając się, że zrozumieli, jaka jest oficjalna wersja.
- Gdzie Sanchez?
- Miał na nas czekać, ale natknęliśmy się tylko na masę juchy. I nic poza tym, ani zwłok, ani fantów, nic. I zaraz zjawił się ten robot, z miejsca kropnął jednego z naszych, nam ledwo udało się tyłki uratować
- wytłumaczył Oleg. - Ale poczwara nadal sprawna, w głównym korytarzu, tylko ją nieco upośledziliśmy. Twarda sztuka.
- Kurwa - skwitował strażnik. Przez chwilę panowała cisza.
- Zaraz otworzymy wam grodzie. Macie wtedy stanąć w świetle i unieść ręce z bronią nad głowy. Jeden fałszywy ruch i was rozjebiemy, jasne?! - odkrzyknął wreszcie.
- Jasne. Nie potrzeba nam więcej kłopotów - odpowiedział pokornie Torch.

Drzwi drgnęły i ze zgrzytem zaczęły rozsuwać się na boki. W oczy uderzyło ich ostre światło reflektora. Przyzwyczajone do ciemności oczy zalała fala oślepiającego bólu. Jakby ktoś nagle posłał w ich stronę smugę ognistej cieczy.
- Ręce w górę. Na widoku. Podawajcie imiona i skąd jesteście - zabrzmiał mocny głos. Słyszeli również szczęk odbezpieczanej broni.

Rick podniósł ręce jednak nie było widać po nim przesadnego strachu.
- Tom z gangu Ultramax Psychole - rzucił od niechcenia pamiętając jedno z imion i gang jaki wymyślił świętej pamięci szczur tunelowy.
- Rom, też Ultramax Psychole. Wszyscy jesteśmy z 747- powiedział, niby to od niechcenia Torch.
- Dom, kurwa wszystkich mać - jęknął Blady, zwijając się w miejscu i osłaniając oczy dłońmi. - Zgaście to gówno, błagam.
- Trzy osoby, piętnaście fajek. Najlepiej w proszkach lub żarciu. Oraz pięć dodatkowych za gang. Podchodzi jedna osoba z fantami, płaci i przepuszczamy resztę. Zrozumieliście zasadę?
- Tak, pewnie - powiedział Rick. - Wezmę fanty od kumpli więc nie strachajcie - dodał i wyciągnął łapy w kierunku bladego i Torch’a. - Ostatnio sam się wypompowałem na żarcie.

Oleg przeniósł wzrok na Jonasza. W końcu to on przeczesał fanty Prahy.
- Będziesz miał te dwie dychy?

Haker niemal na ślepo sięgnął do jednej z zapinanych kieszonek kombinezonu, wyciągnął z niej trzy działki narkotyków i wcisnął je w wielką łapę Ortegi.
- Trzymaj, skarbie - burknął, ciągle przecierając i mrużąc wybarwione oczy.

W końcu ich przepuścili. Na posterunku było trzech ludzi. Uzbrojeni w prowizoryczną broń strzelecką i jeden odziany w śmieciowy pancerz.
Przepuścili ich bez zbędnych ceregieli pokazując drogę do sektora. Niczego nie sprawdzali, o nic nie pytali. Tylko odprowadzili wzrokiem.

Krótki korytarz zaprowadził ich do kolejnych drzwi, ale wystarczyło zapukać, by ktoś je otworzył z drugiej strony. To przypominało troszkę zabezpieczenia ich rodzimego sektora. Drzwi i straże. Swojsko.

Za drugimi drzwiami był już korytarz łącznikowy pomiędzy celami, blisko Dokowni. Podobnie jak i u nich, w tym miejscu rozłożył się nieduży pchli targ. Pośród straszliwie kopcących lamp olejowych, zwykłych zniczy i nielicznych elektrycznych lamp więźniowie wystawili na handel swoje towary. W porównaniu do kolorowego i rozwrzeszczanego Skrzyżowania ten sektor sprawiał wrażenie ponurego i cichego - jak w grobowcu. Więźniowie trzymali się blisko siebie spoglądając na obcych nieufnie. Niektórzy ostentacyjnie wręcz odsłaniali swoją broń - głównie noże, pałki i dłuższe ostrza, ale niekiedy również broń zasięgową.

Nie byli tu mile witanymi gośćmi. Raczej potencjalnymi ofiarami. Frajerami do oskubania. Obcy, czyli nikt.

Teraz pozostał im tylko ten sektor i kolejny łącznik i znajdą się u celu. Tam, gdzie miała czekać na nich doktorka ze szczepionką. Wcześniej szefowie ich sektora podpowiadali, by do Irminy dotarł tylko jeden lub dwóch wybranych, najmniej znanych posłańców. Teraz jednak, kiedy ich grupa została tak mocno przetrzebiona podział mógł przynieść kolejne ofiary. Pozostający tutaj narażali się na napaść, gwałt czy nawet zabójstwo - czuć było, że w tym sektorze ataki na obcych są normalką. Sposobem na dorobienie się. Szybkim, łatwym i dla niektórych zapewne przyjemnym. Z drugiej jednak strony pchać się w komplecie do celu zwiększało szansę, że ktoś rozpozna w nich ludzi z zainfekowanego sektora. A ich sąsiedzi z A-0676 już pokazali, jak załatwiają się z tymi z A-677.

Blady miał spore obawy odnośnie sektora, który był celem ich podróży. Był przekonany, że będą tam czekać na kogoś z 677, kogoś, kto przyjdzie po szczepionkę. Torch jednak nie był co do tego przekonany. Fakt, istniała możliwość, że to perfidna gra, że 676 wypuścili plotkę o szczepionce, żeby zobaczyć czy komuś z 677 uda się przedostać do sąsiedniego sektora, do którego po zaspawaniu grodzi można było się dostać tylko bardzo okrężną drogą. Ba, może udało im się dowiedzieć, kogo wysłano i zbierano zakłady, kto, jeśli w ogóle, wkroczy na teren sektora szukając pani doktor. Jednak szanse na to były mizerne, a w innym wypadku nikt raczej nie spodziewałby się ich.
Czy aby tylko Torch naprawdę tak uważał, czy po prostu podnosił samego siebie na duchu, uznając że dosyć już przeszli, i że los nie może być aż tak okrutny, i że po tym wszystkim zasługują na spokojny finisz (a raczej półmetek, być może...)? Wkrótce mieli się przekonać.
 
__________________
– ...jestem prawie całkowicie przekonany, że Bóg umarł.
– Nie wiedziałem, że chorował.
Baczy jest offline