Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 21-10-2013, 20:45   #18
Smirrnov
 
Smirrnov's Avatar
 
Reputacja: 1 Smirrnov wkrótce będzie znanySmirrnov wkrótce będzie znanySmirrnov wkrótce będzie znanySmirrnov wkrótce będzie znanySmirrnov wkrótce będzie znanySmirrnov wkrótce będzie znanySmirrnov wkrótce będzie znanySmirrnov wkrótce będzie znanySmirrnov wkrótce będzie znanySmirrnov wkrótce będzie znanySmirrnov wkrótce będzie znany
Pierdolony realisto nie kracz bo następnym razem wsadzę ci rozżarzone ostrze noża w rzyć i powiercę w jelitach

Przeklnął swe podejście Narsain uporczywie chwytając najmniejszego "czegoś" z trupiego repertuaru. Wreszcie, chwycił za dość wytrzymały pasek, uwiesił się drugą ręką na ramieniu, a nogami udało mu się objąć martwe biodra, dźwigając całe swe "hybrydowe" cielsko by z niepewnego oparcia paska przerzucić uchwyt na powróz u szyi.
Wsunięcie się po linie to była kwestia mrugnięcia w porównaniu z pokonaniem wysokości trupa.
Mrowienie w rękach zbył wysiłkiem. Lecz przeplatające się roje robaczków wędrujących z prędkością strzały po całym ciele nie były tak łatwe do zignorowania. Ani nawet niewytłumaczalne niczym innym jak NIĄ.
Potęgą wszelkiego życia i nagięć rzeczywistości.

Moc. Magia. Energia...

Ktoś kiedyś tłumaczył Ghrarrowi odnośnie tych pojęć, ale on sam bardziej przychylny był porównaniu Tego do krwi całej Ziemi. Która przepływa mniej lub bardziej przez każdą żyjącą istotę. A w tym starym dębie płynęła bardzo żywo.
Z otępienia wyrwał go świst oraz ból. Cudem nie stracił równowagi wracając do rzeczywistości.

-Osz ty mała pluskwo - zmęł w ustach pół wykrzyczane przekleństwo, ale po podlotku nie został już ślad.

Za to dostało się jemu starszemu opiekunowi, jednak po tym tropiciel wolał przykleić się do pnia Staruszka i ukryć za wszędobylskimi gałęziami niźli sterczeć jak Ciura Obozowa na środku konaru.
W miarę bezpieczny od strzał podrostka obserwował wywołane nie wiadomo skąd zbiegowisko. Szczęk stali i jęki umierających, a także mlaskanie oderwanych tkanek miękkich w postaci polików czy kawałka mózgu, powoli traciły na intensywności by wkrótce ucichnąć całkiem. Nie niepokojony Narsain zajął się oprawianiem fragmentów zdatnego do użytku odzienia truposzy, zwisając głową w dół na linie a dłońmi odcinając rękaw. Gdy skończył - z powodu niedogodności po prostu odciął rękę i zeskoczył mniej lub bardziej zgrabnie na ziemię - ciąć go na pasy palnął się w czrep. Przypomniał sobie jakie dziwne choróbska przenoszą się na zdrowych z truposzy i bez wahania podarł swój własny by zamknąć oba nacięcia na ciele. Zwłaszcza że stanowiły lepik na brud i inne świństwa oraz zostawiały ślad dla tropicieli w przypadku niekontrolowanego, ponownego otwarcia.
Przez chwilę szukał imienia w głowie. Madyass...

-Dzięki Madyassie - Ghrarr nie zapomniał przeciągnąć sepleniącego "s" w imieniu rycerza - Edvin był widać przezorny dobierając nam takiego towarzysza. Cóż. Co na obiad?

Zapach świeżej krwi wywoływał bowiem w organizmie Narsaina uczucie delikatnej ochoty na pełnokrwistą, lekko muśniętą płomieniem dziczyznę. Odchodząc na dwa, może trzy kroki od rycerskiego rumaka (który na pewno nie bał się potyczek jak te kupiecki e coś co nawet wałachem nazwać nie można a klacze byłyby obrażone gdyby przypisać temu czemuś ich szlachetną nazwę) dostrzegł kogoś nowego. Kto bardzo i wyraźnie miał wypisane na twarzy "Na wszelkie bóstwa tego świata, w jak głęboką studnię wypełnioną gównem wszelkiej maści wpadłem?" i uogólniając niepewnie trzymał się na uboczu zastanawiając i przekonując sam siebie, że CI których widzi nie zrobią mu krzywdy. Chyba.

Krewniak. A to Ci dopiero. Będzie zabawnie...
 
__________________
Kto lubi czytać, ten dokonuje wymiany godzin nudy, które są nieuchronne w życiu, na godziny rozkoszy.
Smirrnov jest offline