Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Fantasy > Archiwum sesji z działu Fantasy
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 17-10-2013, 20:08   #11
 
czajos's Avatar
 
Reputacja: 1 czajos jest godny podziwuczajos jest godny podziwuczajos jest godny podziwuczajos jest godny podziwuczajos jest godny podziwuczajos jest godny podziwuczajos jest godny podziwuczajos jest godny podziwuczajos jest godny podziwuczajos jest godny podziwuczajos jest godny podziwu
Tylo przekradał się w absolutnej ciszy przez zgliszcza spalonej wsi trzymając się około 15-20 kroków za Grarr'em. Otaczające go sterty ciał wywoływały w nim smutek i obrzydzenie. Kryjąc się za kolejny winklem przystanął na chwile przy ciele dziecka. Chłopak nie mógł mieć więcej niż dziesięć lat , ktoś uderzył w jego plecy toporem gdy uciekał a następnie przystanął na chwile kopniakiem odwrócił ciało i sprawdził czy chłopak nie żyje ale on żył rana nie była przesadnie głęboka nie umarł od razu , zbójca stanął mu na piersi, o czym świadczy ślad buta i oglądał jak z dzieciaka ucieka życie. Jego oczy chociaż już martwe i puste dalej były pełne przerażenia. Tylo podniósł rękę i zamknął mu oczy i chciał już wygłosić modlitwę do Bogów gdy usłyszał zgrzyt cichy dźwięk jakby ktoś zaczepił nogawką o gwóźdź który przekręcił się w drewnie albo cicho otwierał drzwi na stalowym zawiasie, modlitwy będą musiały poczekać...
Tylo wystrzelił pierwszą strzałę gdy drugi z oprychów skończył trzecie zdanie w połowie czwartego strzała miała już sterczeć z jego tchawicy ,a kolejna goniąca już swoją siostrę w powietrzu z jego brzuchu.
 

Ostatnio edytowane przez czajos : 18-10-2013 o 08:29.
czajos jest offline  
Stary 17-10-2013, 20:12   #12
 
Ryzykant's Avatar
 
Reputacja: 1 Ryzykant ma wyłączoną reputację
Vindieri wychylił się ze swojej kryjówki tylko na chwilę- by zobaczyć miejsce, skąd dochodził głos szumowin.
W dłoniach nadal ściskał dwa, zasadniczo różne ostrza- długi miecz oraz sztylet służący jako broń pomocnicza. Chociaż z pozoru różne tak naprawdę służyły do tego samego- wypruwania flaków tym, którzy zbliżyli się za blisko.
A oni byli daleko. Vindieri miał wprawdzie przy sobie i krótki łuk bezpiecznie spoczywający w sajdakach. Niestety, umiejętności strzeleckie nie były jego zbyt mocną stroną. Wolał polegać na walce bardzo kontaktowej...
Dlatego właśnie nie wychylając się postarał się opuścić swą kryjówkę i znów znaleźć się pomiędzy szkieletami domostw. Uważał, że nie powinien mieć problemu, by unikać pola widzenia przeciwników- Narsain odciągał uwagę przeciwników, to pewne.
-Ktoś za to, kurwa, zapłaci...- mruknął cichutko pod nosem gdy przypomniał sobie zmasakrowane zwłoki kobiety. Stłumił natłok wspomnień, miał teraz tylko jeden cel- okrążyć przeciwników.
Gdy tak przemykał od jednego pogorzeliska do innego sfajczonego domostwa, myślał o tym, co czeka go gdy okrąży już plac. Mogło być tam więcej szumowin. W zasadzie jest na to spora szansa. Nie był pewien czy dobrze usłyszał, ale jeden z nich wypluł niewyraźnie coś w stylu "szef". W dodatku ich krzyki, które, jak zgadywał, pewnie za chwilę się pojawią, być może zawiadomią resztę bandziorów o ich obecności. No bo co może przestraszyć bandytów którzy wcześniej spalili wiochę, zgwałcili jej mieszkanki i ostatecznie pozbawili życia? Chyba tylko bardzo zdeterminowany Narsain na koniu.
W końcu zakończył rozważania. Skupił wzrok buszując między spalonymi chatami, a kiedy tylko mógł spoglądał na sytuację na placu, nadal zmierzając na tyły przeciwników. Jeśli pojawi się ich więcej nareszcie zrobi użytek z miecza.
 
Ryzykant jest offline  
Stary 18-10-2013, 01:38   #13
Aro
 
Aro's Avatar
 
Reputacja: 1 Aro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputację
Nie trzeba było czekać długo na to, żeby w Podlesiu polała się (znowu) krew. Mimo że bandyci byli w defensywie i na dodatek, co prawda nie wiedząc o tym, w mniejszości, to do nich właśnie należały pierwsze sukcesy. Ghrarr i Tylo zdążyli co prawda wystrzelić, ten drugi nawet dwa razy, ale chybili. Posłane strzały świsnęły z dala od celów i wbiły się w pozostałości po chacie, bądź zaległy gdzieś w popiołach.

To dało zbójom szansę na porzucenie zdobycznych dóbr i znalezienie kryjówki. Ten pierwszy przycupnął za studnią i dobył łuku. Wychylił się raz i, za nic mając narsaińską szarżę, puścił strzałę w ruch. "Za wysoko," przeszło przez myśl Ghrarra. Trochę racji miał, pocisk poleciał za wysoko, ale nie wystarczająco. Musnął zaledwie skroń, ale to wystarczyło, by czerwień wdarła się w pole widzenia.

Szczerbaty i sepleniący szukał schronienia w zaułku, z którego wyłonił się z towarzyszem kilka chwil temu. Przystanął tylko na chwilę, by zmusić Tylo do skulenia się za osłoną, która szczęśliwie bardziej ucierpiała niż on. Strzelec natomiast dał nura w alejkę, pewien swego. Ale był oczekiwany. Elva doskoczyła ze swoimi nożami, wykorzystując element zaskoczenia i skrwawiając łotrowi biodro. Pannica zaraz też odskoczyła, robiąc miejsce Vindieriemu, który przyozdobił gębę delikwenta brzydkim cięciem.

Szczerbaty skoczył w tył, przeklinając i, odrzuciwszy łuk, sięgnął po krótki miecz, skory do odpłacenia się dwójce atakujących. Zdążył tylko chwycić za rękojeść, bo na tyle pozwolił mu Tylo. Wygięty zza zasłony, z niemożliwego kąta posłał furkoczącą strzałę idealnie. Elva i Vindieri podziwiali, jak sepleniący rąbnął o ziemię, wzbijając pył w powietrze. Z tylowym pociskiem w tętnicy szyjnej, śmierć nadeszła szybko.

Ghrarr, z twarzą wtuloną w końską grzywę i próbujący utrzymać się w siodle, widział niewiele. Świstające pociski i zapach krwi spłoszyły wierzchowca, który obecnie miotał się szaleńczo. Kolejna strzała zafurkotała gdzieś po ghrarrowej lewicy, a jego uszu dobiegło przekleństwo. Koń stanął dęba i Narsain kątem oka zauważył, jak zbój obrywa kopytem. Zamroczony i z tylową strzałą w ramieniu, mężczyzna nie stanowił dla Vindieriego wyzwania. Popieszczony żelazem, po chwili dołączył do swojego towarzysza.

Okrzyki rannych, świst strzał i rżenie ghrarrowego wierzchowca przyciągnęły uwagę. Czarno-szary labirynt rozbrzmiewał teraz ciężkimi krokami i coraz bliższymi pokrzykiwaniami. Towarzysze dwójki gryzącej piach byli jak na razie niewidoczni dla czwórki, obecnie mającej może minutę na przegrupowanie. Zza pleców, gdzieś zza palisady dobiegł ich stukot końskich kopyt.

Przyjaciel, czy wróg?
 
__________________
"Information age is the modern joke."

Ostatnio edytowane przez Aro : 18-10-2013 o 01:41.
Aro jest offline  
Stary 18-10-2013, 17:47   #14
 
Smirrnov's Avatar
 
Reputacja: 1 Smirrnov wkrótce będzie znanySmirrnov wkrótce będzie znanySmirrnov wkrótce będzie znanySmirrnov wkrótce będzie znanySmirrnov wkrótce będzie znanySmirrnov wkrótce będzie znanySmirrnov wkrótce będzie znanySmirrnov wkrótce będzie znanySmirrnov wkrótce będzie znanySmirrnov wkrótce będzie znanySmirrnov wkrótce będzie znany
O swojej gównianej sytuacji Narsain wiedział gdy tylko koń poderwał się do galopu. Ktoś bowiem wpadł na ten sam pomysł z mało celnym strzelaniem i generalnie sytuacja się popierdoliła. Odgłosy walki szybko się urwały, tak samo jak część Ghrarrowego wzroku. Skupił się więc na opanowaniu spłoszonego zwierzęcia
Kto by pomyślał, że rumak z karawany boi się potyczek? mogli o tym chociaż kurwa mać łaskawie uprzedzić nim wyruszyliśmy. oraz skierowaniu go w stronę wielkiego drzewa. Skoro gałąź wytrzymała trzech wisielców, to wytrzyma i czwartą osobę.
Z wielkim trudem, oraz po kilkukrotnym dyscyplinowaniu rumaka pięścią, udało się Ghrarrowi dotrzeć pod bujające się stopy w butach z zaschniętą już krwią. Otarł ręką ranę na łuku brwiowym by jego własna posoka nie wadziła przy czynności po czym chwytając wisielca za ciało począł wspinać się opuszczając tym samym swój dobytek I tak nie było go za wiele siodło oraz konia z nieleczoną nerwicą. Był Dzieckiem Lasu kurwa jego mać więc wspinaczka na gałąź, nawet po trupie, nie powinna była sprawiać mu problemów. W teorii...
Ale zawsze wszystko się jebie w najmniej oczekiwanym momencie, prawda?
 
__________________
Kto lubi czytać, ten dokonuje wymiany godzin nudy, które są nieuchronne w życiu, na godziny rozkoszy.
Smirrnov jest offline  
Stary 18-10-2013, 18:06   #15
 
Ryzykant's Avatar
 
Reputacja: 1 Ryzykant ma wyłączoną reputację
Ostrze z paskudnym dźwiękiem opuściło ciało martwego przeciwnika. Vindieri, słysząc, że ktoś nadchodzi, natychmiast zerwał się do biegu. Ruszył w kierunku jakichś mniej dostępnych ruin. Przeciskał się między pozostałościami budynków, szukał jakiejś dogodnej kryjówki- jakiejś ocalałej, niezawalonej piwnicy albo innego miejsca, gdzie mógł łatwo się skryć i nasłuchiwać, a w razie ostateczności bronić się przed napastnikiem. Albo oddać celny strzał. Nieważne, schroni się w pierwszym lepszym miejscu które przyciągnie jego uwagę.
Obejrzał się Narsaina uspokajającego zwierzę. Vindieri pokręcił głową. Nigdy nie polegał na koniach podczas potyczek. Fakt, wierzchowiec daje sporą przewagę, ale istnieje też szansa, że może być niewyszkolony. Albo po prostu mu odjebie i zacznie wierzgać. Dlatego właśnie wolał polegać na swoich własnych nogach które wyrastały mu z tyłka.
Krocząc między ruinami wioski schował do pochwy miecz, sztylet wsunął za pas. W jego dłoni pojawił się krótki łuk, kolejna zbliżyła się do kołczana ze strzałami. W razie czego potrafił szybko dobyć miecza, a ten strzał czy dwa które odda mogą ostatecznie jakimś cudem trafić.
Kończąc rozważania na temat tego, jak będzie próbował bronić się przed hipotetycznym wrogiem po prostu skupił się na poszukiwaniu dogodnej kryjówki.
 
Ryzykant jest offline  
Stary 21-10-2013, 03:56   #16
Aro
 
Aro's Avatar
 
Reputacja: 1 Aro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputację
Złote oko uważnie śledziło przemykające wśród chat kształty, otaksowało leniwie nowych przybyszy i zerknęło nawet na ciemne kształty na pobliskim wzgórzu. Uchylona okiennica pozwalała na spokojną obserwację, bez ryzyka na bycie zauważonym. Beorn otulił się szczelniej płaszczem, próbując przegonić chłód bijący od kamiennych ścian. Nie miał szczęścia do podróży, oj nie. Dostał edvinowy list i ruszył do Errden, ale wszystko działało przeciw niemu. Najpierw Arcyksiążę Amaric kopnął w kalendarz, później jego synowie skoczyli sobie do gardeł i podróż przez Azavert stała się kłopotliwa. Do granicy dotarł szczęśliwie, całe szczęście, lecz zaraz po jej przekroczeniu znowu zaczęły się kłopoty.

Miał zamiar zatrzymać się w Podlesiu, odetchnąć i następnie kontynuować dalej do Errden, ale ten plan szlag trafił. Nocowanie w spalonej wiosce nie stanowiło dla niego problemu, zwłaszcza że znalazł w miarę dobre miejsce. Sypialnia jakiegoś oficera była w sam raz, kiedy już wyciągnął trupa właściciela na zewnątrz i walnąłby się do wyrka, gdyby mógł. Ale nie mógł. Zbójecką bandę obserwował od momentu w którym tylko ich usłyszał. Zaczęli przetrząsać chaty i obdzierać zmarłych z kosztowności, ale całe szczęście żaden nie chciał przetrząsać posterunku, w którym przebywał Beorn. Tyle dobrego.

Drewniana okiennica wystukiwała rytm, dyktowany podmuchami wiatru i Narsain musiał ją przytrzymać, żeby porządnie obserwować przedstawienie. Zastanowił się, czy aby nie sięgnąć po swój łuk i nie zrobić z niego użytku. Miał wątpliwości, bo nowo-przybyli mogli okazać się większymi skurwielami niż zbójecka banda. Na chwilę obecną mógł tylko powiedzieć, że pewnikiem byli lepiej uzbrojeni.

Obserwował więc, a miał co...

* * *


Lina trzeszczała w proteście, a Ghrarr wyrzucał z siebie przekleństwa. W jego głowie cały plan był prosty - dotrzeć z punktu A do punktu B - ale rzeczywistość szybko skorygowała błędne przemyślenia. Ludzkie ciało miało niewiele miejsc, na których można było się podciągnąć czy przytrzymać. Odzież miała ich ciut więcej, ale istniało ryzyko że szwy nie wytrzymają pod ciężarem i amator wspinaczki rąbnie dupą o brukowany placyk.

Ghrarr posapał trochę, poprzeklinał, ale dał radę. Jakimś cudem dostał się z punktu A do punktu B, przycupnął na potężnej gałęzi. I zdębiał. Czuł pod palcami buzującą energię. Moc. Staruszek był Źródłem, albo przynajmniej z jednego czerpał. Magia płynęła w nim, jak w ludzkich żyłach. Tyle że było jej znacznie więcej, bo Narsain nigdy czegoś takiego nie czuł. W sumie nie znał się na takich sprawach, ale i tak był pod wrażeniem. Uczucie było niewiarygodne.

- Tam jest jeden! - Ghrarra z zamyślenia wyrwał okrzyk.

Na plac wpadła trójka zbójów. Jeden z nich przyuważył przycupniętego na gałęzi Narsaina. Jakiś szczyl, miał może z 16 wiosen na karku. Był chudy jak szczapa, skórzana kurta wisiała na nim, ale parę w rękach miał. I talent do strzelania. Strzała świsnęła w powietrzu i Ghrarr poczuł, jak grot muska jego biceps. Chwilę później strużka krwi zaczęła meandrować pod rękawem.

Narsain zdążył dobyć swego własnego łuku, zdążył też naciągnąć strzałę, ale odpłacić się gówniarzowi - już nie, bowiem ten hycnął z powrotem za winkiel. Jego dwaj towarzysze mieli przy sobie tylko broń białą; jeden ściskał w dłoni pordzewiały miecz, drugi - toporek. To ten pierwszy miał pecha, bo ghrarrowa strzała wbiła mu się w biodro. Walnął dupą o bruk i wyjąc wniebogłosy, próbował pozbyć się pocisku. Tylo wychynął się ze swej kryjówki i zmusił do postoju tego drugiego, z toporkiem. Pierwszy strzał rozszarpał mu bok, a drugi uderzył w obojczyk.

Chłopak o sokolim wzroku nie nacieszył się sukcesem długo. Zbliżające się kroki usłyszał za późno i zdradziecki atak sięgnął celu, zanim wiedział co się dzieje. Ostrze przejechało mu po plecach, rozrywając materiał płaszcza i koszuli, przecinając skórę i wypuszczając ciepłą krew. Tylo zatoczył się do przodu i odwrócił się, opierając jedną ręką o skrzynie. Wysoki i szczupły napastnik, o haczykowatym nosie, obdarzył go jedynie uśmiechem.

* * *


Vindieri zaklął. Stał na skrzyżowaniu dwóch alejek, niepewny kolejnego ruchu. Próba przyczajenia się w jakimś miejscu spełzła na niczym, bo nie znalazł żadnej dobrej kryjówki. Ruiny chałup teoretycznie powinny mieć chociaż jedno schronienie, ale żadnego nie zauważył. Był niezadowolony, zwłaszcza że złotowłosa Elva zniknęła mu z oczu i nigdzie jej nie widział.

A przydałaby mu się, bo i jego nie ominęły żadne atrakcje. Ba, mógł się poczuć zaszczycony, bo los hojnie obdarzył go dwiema, a nie jedną! Duet, który go dopadł, był chyba rodzeństwem. Jeden ewidentnie starszy od drugiego, ale z twarzy jacyś do siebie podobni. I nawet miecze mieli podobne.

Vindieri zdołał wystrzelić raz i, ku zdziwieniu, nawet celnie. Ten młodszy zmełł w ustach przekleństwo, gdy strzała posmyrała go w okolicach skroni. Nie zwolnił, nie zatrzymał się. Jeśli już, to rozochociło go to do zrobienia krzywdy mężczyźnie.

Starszy doskoczył pierwszy i uderzył. Parada Vindieriego była za wolna, śmiechu warta. Całe szczęście ostrze tylko go drasnęło; nie pozostając dłużnym, sieknął zbira po udzie i uśmiechnął się na widok strumienia krwi. Zadowolenie minęło szybko kiedy miecz młodszego zagłębił się w jego ramieniu. Chcąc, nie chcąc, Vindieri krzyknął z bólu i aż pociemniało mu w oczach. Mimo to widział, jak jakaś dłoń chwyta młodego za włosy. Widział, jak zrozumienie w jego oczach zmienia się w strach i jak jucha wyrywa się czerwonym wodospadem z otworzonej grdyki.

Elva zjawiła się w naprawdę dobrym momencie.

* * *


Na plac wpadł jeździec w pełnym galopie, z chmurą wirującego pyłu za plecami. Wbrew wcześniejszym obawom nie wróg, a przyjaciel. No, "przyjaciel" to trochę za dużo powiedziane. Sprzymierzeniec, towarzysz. Madyass był w swoim żywiole i jego obecność była mile widziana.

Rudy żołnierz śmignął przy Tylo i jego napastniku, najwyraźniej ich nie zauważając. Żołnierska szarża była wycelowana w jednego z podnoszących się zbirów. Miecz świsnął w powietrzu, wprawiony w ruch przez madyassowe mięśnie. Toporek na niewiele zdał się zbirowi, któremu cios rozpłatał chyba z pół twarzy. Drugi z rozbójników uskoczył przed rozpędzonym koniem, ale Calyeri był lepszym wojownikiem, niźli jeźdźcem i zatrzymał się dopiero po drugiej stronie placu.

* * *


Popiół wymieszał się z krwią, do smrodu spalenizny dołączył smród świeżych śmierci. Podlesie nie miało dzisiaj ani chwili wytchnienia, ale może zaraz się skończy. Może nadchodząca coraz większymi krokami noc będzie spokojniejsza. Może...
 
__________________
"Information age is the modern joke."

Ostatnio edytowane przez Aro : 21-10-2013 o 03:58.
Aro jest offline  
Stary 21-10-2013, 14:50   #17
 
Sulti's Avatar
 
Reputacja: 1 Sulti nie jest za bardzo znanySulti nie jest za bardzo znanySulti nie jest za bardzo znany
Beorn całą akcję obserwował z ukrycia, nie dając znaku o swoim istnieniu. Doskonale widział, że nowo przybyli zostali zaatakowani, zastanawiał się nawet czy im nie pomoc. Jednak postanowił dać im pole do popisu.
Gdy ostatni z bandytów upadł bez życia na błotnistą glebę, postanowił się ujawnić, lecz coś go zatrzymało. Jego wyćwiczone uszy usłyszały tętent końskich kopyt. Doskonale widział jak jeździec dobywając toporka, zmienia wygląd twarzy jednego z szabrowników. Gdy rudowłosy jeździec się zatrzymał, Beorn zadecydował o ujawnieniu swojej obecności. Trzymając łuk w gotowości wyszedł skulony ze spalonej chaty i ruszył powoli w kierunku nowo przybyłych.
Korzystając z osłony nocy cichutko oraz nie zauważenie zbliżył się do nich.
 
__________________
Bierz co Ci dane i bądź losu panem
Sulti jest offline  
Stary 21-10-2013, 20:45   #18
 
Smirrnov's Avatar
 
Reputacja: 1 Smirrnov wkrótce będzie znanySmirrnov wkrótce będzie znanySmirrnov wkrótce będzie znanySmirrnov wkrótce będzie znanySmirrnov wkrótce będzie znanySmirrnov wkrótce będzie znanySmirrnov wkrótce będzie znanySmirrnov wkrótce będzie znanySmirrnov wkrótce będzie znanySmirrnov wkrótce będzie znanySmirrnov wkrótce będzie znany
Pierdolony realisto nie kracz bo następnym razem wsadzę ci rozżarzone ostrze noża w rzyć i powiercę w jelitach

Przeklnął swe podejście Narsain uporczywie chwytając najmniejszego "czegoś" z trupiego repertuaru. Wreszcie, chwycił za dość wytrzymały pasek, uwiesił się drugą ręką na ramieniu, a nogami udało mu się objąć martwe biodra, dźwigając całe swe "hybrydowe" cielsko by z niepewnego oparcia paska przerzucić uchwyt na powróz u szyi.
Wsunięcie się po linie to była kwestia mrugnięcia w porównaniu z pokonaniem wysokości trupa.
Mrowienie w rękach zbył wysiłkiem. Lecz przeplatające się roje robaczków wędrujących z prędkością strzały po całym ciele nie były tak łatwe do zignorowania. Ani nawet niewytłumaczalne niczym innym jak NIĄ.
Potęgą wszelkiego życia i nagięć rzeczywistości.

Moc. Magia. Energia...

Ktoś kiedyś tłumaczył Ghrarrowi odnośnie tych pojęć, ale on sam bardziej przychylny był porównaniu Tego do krwi całej Ziemi. Która przepływa mniej lub bardziej przez każdą żyjącą istotę. A w tym starym dębie płynęła bardzo żywo.
Z otępienia wyrwał go świst oraz ból. Cudem nie stracił równowagi wracając do rzeczywistości.

-Osz ty mała pluskwo - zmęł w ustach pół wykrzyczane przekleństwo, ale po podlotku nie został już ślad.

Za to dostało się jemu starszemu opiekunowi, jednak po tym tropiciel wolał przykleić się do pnia Staruszka i ukryć za wszędobylskimi gałęziami niźli sterczeć jak Ciura Obozowa na środku konaru.
W miarę bezpieczny od strzał podrostka obserwował wywołane nie wiadomo skąd zbiegowisko. Szczęk stali i jęki umierających, a także mlaskanie oderwanych tkanek miękkich w postaci polików czy kawałka mózgu, powoli traciły na intensywności by wkrótce ucichnąć całkiem. Nie niepokojony Narsain zajął się oprawianiem fragmentów zdatnego do użytku odzienia truposzy, zwisając głową w dół na linie a dłońmi odcinając rękaw. Gdy skończył - z powodu niedogodności po prostu odciął rękę i zeskoczył mniej lub bardziej zgrabnie na ziemię - ciąć go na pasy palnął się w czrep. Przypomniał sobie jakie dziwne choróbska przenoszą się na zdrowych z truposzy i bez wahania podarł swój własny by zamknąć oba nacięcia na ciele. Zwłaszcza że stanowiły lepik na brud i inne świństwa oraz zostawiały ślad dla tropicieli w przypadku niekontrolowanego, ponownego otwarcia.
Przez chwilę szukał imienia w głowie. Madyass...

-Dzięki Madyassie - Ghrarr nie zapomniał przeciągnąć sepleniącego "s" w imieniu rycerza - Edvin był widać przezorny dobierając nam takiego towarzysza. Cóż. Co na obiad?

Zapach świeżej krwi wywoływał bowiem w organizmie Narsaina uczucie delikatnej ochoty na pełnokrwistą, lekko muśniętą płomieniem dziczyznę. Odchodząc na dwa, może trzy kroki od rycerskiego rumaka (który na pewno nie bał się potyczek jak te kupiecki e coś co nawet wałachem nazwać nie można a klacze byłyby obrażone gdyby przypisać temu czemuś ich szlachetną nazwę) dostrzegł kogoś nowego. Kto bardzo i wyraźnie miał wypisane na twarzy "Na wszelkie bóstwa tego świata, w jak głęboką studnię wypełnioną gównem wszelkiej maści wpadłem?" i uogólniając niepewnie trzymał się na uboczu zastanawiając i przekonując sam siebie, że CI których widzi nie zrobią mu krzywdy. Chyba.

Krewniak. A to Ci dopiero. Będzie zabawnie...
 
__________________
Kto lubi czytać, ten dokonuje wymiany godzin nudy, które są nieuchronne w życiu, na godziny rozkoszy.
Smirrnov jest offline  
Stary 21-10-2013, 22:33   #19
 
Ryzykant's Avatar
 
Reputacja: 1 Ryzykant ma wyłączoną reputację
Był bardzo zły. Wręcz wkurwiony. Ale jednocześnie dzięki temu, że został ranny pierwszy raz od dawna poczuł, że żyje pełną gębą. I nie potrzebował do odkrycia tego ani kropli alkoholu. Tego uczucia bardzo mu ostatnimi czasy brakowało! Jednak nie tak łatwo będzie porzucić styl życia najemnika!
O ile przeżyje.
Vindieri warknął po czym spróbował rzucić sztyletem w przeciwnika- wolał nie przemęczać zranionej ręki, druga broń była mu niepotrzebna. Miecz był potrzebny w tej zdrowej. Po rzucie nożem natarł na zranionego wcześniej mężczyznę. Atakował najszybciej jak potrafił, chciał wykorzystać pozostałe mu rezerwy adrenaliny i dosłownie przyszpilić wroga do ziemi nim ten zdąży odwdzięczyć się tym samym. Szarżując kiwnął jeszcze głową Elvie. Gdyby nie nagłe pojawienie się piękniejszej części ich drużyny byłoby z nim naprawdę kiepsko. A może nawet by go nie było?
-Zdychaj...- warknął przez zaciśnięte zęby wyprowadzając cięcie w stronę przeciwnika. Jednocześnie w duchu toczył wewnętrzny monolog, o wiele bardziej kulturalny.
Ciekawe, czy rana na ramieniu jest aż tak poważna?
Ciekawe co tam u brzydala?
Ciekawe, czy Elva zainteresowałaby się byłym najemnikiem? Konkretna dziewczyna.

Tak. Niby zwykła rana, a tyle potrafi namieszać w Vindieriowskiej psychice... Cholera wie od czego to. Od straty krwi? Chyba stracił jej jeszcze za mało. Strach? Dawno nie pił? Może był po prostu pieprzniętym filozofem który najlepsze teorie snuje przed butelką taniego wina? A może wszystkiego po trochu? Cholera go wie. Grunt, że nie okazywał tego podczas walki. Przynajmniej na razie...
 
Ryzykant jest offline  
Stary 22-10-2013, 20:02   #20
Aro
 
Aro's Avatar
 
Reputacja: 1 Aro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputację
Vindieri miał źle. Bardzo źle. Gorzej niż inni, ale tylko trochę. Rzucony przezeń sztylet zawirował, błysnął i zniknął gdzieś między pozostałościami po chacie, mijając cel o kilkanaście cali. Najemnik zmełł przekleństwo i spróbował walki w zwarciu, do której nadawał się o wiele lepiej niż do rzucania ostrymi rzeczami, ale i tutaj Fortuna poskąpiła mu szczęścia. Mastegnejczyk skoczył z uniesionym wysoko mieczem, z bojowym okrzykiem na ustach. Okrzykiem, który prędko zmienił ton i miast zapalczywości, zabrzmiał w nim ból. Vindieri czuł, jak z szerokiej rany na brzuchu zaczyna lecieć krew, jak strach ściska mu trzewia. Desperacko spróbował odwinąć się zbirowi, ale było z nim źle. Jego własne nogi odmówiły mu posłuszeństwa, poplątały się i zmusiły Vina do spotkania z ziemią.

Powstała przy spotkaniu chmura popiołu przysłoniła mu przez chwilę świat i widział tylko ciemność.

* * *


Szczylowaty strzelec wychylił się zza winkla i wyraźnie pobladł na widok porażki swych towarzyszy. Cofnął się do tyłu, rozdygotaną dłonią sięgając po kolejną strzałę i jakoś zdołał strzelić. Ale Madyassowi, który tym razem był tarczą strzelniczą, było wszystko jedno. Pocisk świsnął gdzieś po jego prawicy i Ellyrian nawet nie zwolnił. Przemknął obok strzelca niczym wicher i, świst!, młodziak był na klęczkach, trzymając się za rozszarpany bark. Kolejny świst, tym razem beornowej strzały, i leżał nieruchomo z twarzą ku ziemi.

Ten z mieczem, którego szarża Calyeriego ominęła, skoczył w stronę Ghrarra, ale na nic to się zdało. Narsain miał wystarczająco dużo czasu by spokojnie wymierzyć i z podziwu godną precyzją umieścić strzałę tuż pod mostkiem. Madyass zniknął mu gdzieś z oczu, ale słyszał tętent kopyt w równoległej alejce. Żołnierz najwyraźniej postanowił z nieznanych przyczyn okrążyć plac.

Beorn zbliżył się do swojego rasowego kuzyna powoli, z dłońmi uniesionymi w uniwersalnym geście dobrych intencji. Zatrzymał się jednak i mimowolnie warknął. "Gładkoskóry" - tak zwykło się określać Narsainów bez klanowych symboli na ciele. Brak symboli zawsze oznaczał brak klanu, ale nie to było najgorsze. To mieszana krew w ghrarrowych żyłach sprawiła, że Beorn zatrzymał się w miejscu.

Napięcie stało się wyczuwalne.

* * *


Złotowłosa Elva. Ładna, młoda, zgrabna. Nawet to, że buziulkę miała umorusaną popiołem, a dłonie czerwone od krwi, nie umniejszało jej urody. Blond nieład na głowie przypominał lśniącą aureolę, a sama pannica - boginię wojny.

Vindieri potrząsnął głową, by przegonić natrętne myśli i ciemność formującą się gdzieś w kącikach oczu. Trzeźwość, adrenalina i ubytek krwi były dla niego nową mieszanką, której zalet i wad jak na razie sobie nie spisał. Myśli były przytępione bólem promieniującym z dwóch miejsc: ramienia i rany na brzuchu, którą kurczowo ściskał w próbie ograniczenia krwawienia. Mógł przysiąc, że czuje na karku oddech śmierci.

Gdyby nie Elva, pewnie dołączyłby do reszty bezimiennych trupów, które walały się po Podlesiu. Soennyrka wykorzystała moment, w którym zbir zachwiał się na zranionej nodze; skoczyła jak drapieżnik, wbijając jeden nóż tuż pod żebra, a drugi w tchawicę. Zbój tylko zaświstał parę razy i po chwili dołączył do swojego brata.

* * *


Atak nadszedł znienacka, przerywając niezręczne milczenie pomiędzy Narsainami. Jedynym ostrzeżeniem był świst, ale nawet ich wrodzona ponadprzeciętna szybkość nic by tu nie zdziałała. Beorn najpierw poczuł ból w łopatce, a w chwilę później - ciepłe strużki krwi na plecach. Poleciał do przodu, krzywiąc się przy kontakcie kolana z ziemią, ale zdołał chwycić się brzegu studni i utrzymać we względnym pionie.

Ghrarr miał nieco więcej szczęścia. Chociaż w sumie szczęście niewiele w obecnej sytuacji znaczyło. Bardziej fakt że ciśnięty nóż jest o wiele wolniejszy od świszczącego bełtu pozwolił mu na unik. Zebrawszy się z ziemi, doskoczył do Beorna i pomógł mu się wyprostować. Pocisk sterczący z jego pleców zwyczajnie chwycił i wyrwał bez słowa ostrzeżenia, czym zarobił sobie na nienawistne spojrzenie poprzedzone syknięciem.

Mimowolnie cofnęli się o krok na widok napastnika. Wysoki na dwa metry czarnowłosy wyglądał na niebezpiecznego, w przeciwieństwie do swojej bandy. Bo co do tego, że to on był szefem zarżniętej zgrai, nie było wątpliwości. Kiedyś mógł być przystojny, mógł łamać dziewczęce serduszka i sprawiać, że matrony stawały się podlotkami. Kiedyś.

Teraz gębę szpeciły blizny - jedna biegła od skroni do szczęki, druga przez nos, a trzecia wystawała spod kołnierza. Czwartą widzieli na bicepsie, bo w skórzni brakowało rękawów. Czy była to kwestia osobistych preferencji, czy niechęć na wystawianie materiału na próbę - nie wiedzieli i nie chcieli nawet dociekać. W silnej łapie trzymał kuszę, ale tą zaraz zastąpił miecz.

- No, mordeczki... - Mężczyzna splunął i wywinął młyńca orężem. - To który pierwszy?

* * *


- Powoli, powoli... - Elva pomogła Vindieriemu wstać i zaoferowała oparcie. - Kurwy przebrzydłe, niech ich piekła pochłoną. Dobra, spokojnie, bez pośpiechu. Znajdziemy innych, usiądziesz i poczekasz. Polecimy po Pedrusa, on cię zszyje, poskłada. Będzie dobrze.

Dziewczyna najwyraźniej przejęła się losem Mastegnejczyka, bo non-stop dodawała mu otuchy. Powoli, krok za krokiem, wracali na placyk.

- Napiłbym się. - Oznajmił Vin, na co Elva przewróciła oczami.
 
__________________
"Information age is the modern joke."
Aro jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 08:50.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172