Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 22-10-2013, 10:49   #124
Mira
Konto usunięte
 
Reputacja: 1 Mira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputację
Sytuacja robiła się coraz bardziej beznadziejna. W końcu Rosa będzie musiała wyjść z ukrycia i stanąć przed nimi, w całym swoim wstydzie. Już widziała ich rozczarowane miny, słyszała jak ją besztają i czuła, jak zaciągają ją z powrotem do tego przesiąkniętego wonią krwi pokoju.
Właściwie już czuła jak ciągną ją do tyłu... !?

- Już dobrze - syknął Gael, gdy próbowała się wyrwać - Już jestem.

Spojrzała na niego szeroko otwartymi oczami i zanim pomyślała, przytuliła się do tego zupełnie obcego mężczyzny. Tak bardzo nie chciała wracać do starego świata! Tak bardzo chciała posmakować wolności, nawet jeśli miała spłynąć w jej gardło kroplami goryczy.

- Chodźmy stąd - poprosiła cichutko.

Skinął głową i cofnął się w cienie. Za kramami znajdowało się wąskie, w pewnych miejscach niemal zastawione skrzyniami, albo zarzucone śmieciami przejście. Śmierdziało moczem i gnijącymi resztkami jedzenia. Gael szedł szybko, nie oglądając się na nią.

Rosa starała się nadążyć i nie zgubić swego przewodnika. Czuła, że każdy krok oddała ją od dawnego życia. Więzi rwały się jak pajęcze nici. Była wolna. Jeszcze przez chwilę słyszała za plecami nawoływania strażników, ale to już nie był jej świat.

Torba na ramieniu ciążyła coraz bardziej. Różyczka nie była przyzwyczajona do dźwigania własnego bagażu, ani do dźwigania w ogóle, a chodziła raczej na niezobowiązujące spacery niż na piesze wycieczki, a już z pewnością nie brała nigdy udziału w prawdziwej wyprawie. A więc męczyła się. W dodatku każda kolejna mijana uliczka była mroczniejsza, bardziej zaniedbana i zamieszkana przez bardziej przerażających ludzi niż poprzednia. Oddalali się coraz bardziej od serca Lannisportu, a mimo to miasto zdawało się nie mieć końca. Robiło się tylko coraz ściślej zabudowane i brudniejsze.



Mgła. która dawała się od rana we znaki, a od kilku dni pojawiała się nad miastem kilka razy dziennie, by uprzykrzyć mieszkańcom życie, robiła się coraz gęstsza. Rosa ledwo nadążała za swoim długonogim przewodnikiem, ale teraz zaczynała się bać, że go zgubi. Nagle ktoś ją potrącił. Zachwiała się, a impet obrócił ją wokół własnej osi. Tuż przed własnym nosem zobaczyła ponurą twarz, przytwierdzoną jak maska do ponurej sylwetki.
Kobieta wyglądała jakby pod skorupą zobojętnienia bulgotała w niej wściekłość i nienawiść.



- Wszyscy tu pomrzemy - oznajmiła i zataczając się, odeszła w mgłę. Jej niegdyś świetna suknia, teraz postrzępiona i brudna, ciągnęła się po błocie, zbierając ludzkie odpady niczym sieć. Jeszcze przez chwilę dało się słyszeć chlupiące, miarowe kroki.

Rosa Lannister poczuła na ramieniu silny uścisk.

- Trzymaj się blisko - syknął Gael, krzywiąc się niechętnie - Ona próbuje nas zatrzymać w mieście. Myli ścieżki i budzi mgłę.

Dziewczyna zdobyła się na resztki odwagi i palcami wczepiła w płaszcz mężczyzny.

- Więc nie daj mi się zgubić.

To miało być wzywanie, jednak zabrzmiało jak prośba przestraszonego dziecka.

Różyczka przymknęła powieki. Chciała stąd uciec. To... nie był jej świat. Jednak w umyśle zabrzęczało pytanie “A gdzie jest twój świat”? Przed oczyma wyobraźni pojawiła się kałuża krwi, powiększająca się z każdą chwilą - świadectwo jej przemocy, ponura ozdoba własnej komnaty. Rosa Lannister nie miała już domu, a jeśli chciała go odnaleźć, musiała przeć naprzód.

Wciągnęła do płuc zimne powietrze. Musi iść. Będzie iść dalej.
W tej części miasta było dziwnie cicho. A z pewnością wciąż znajdowali się w mieście, bo Rosa czuła pod stopami bruk, a z mgły co chwilę wyłaniały się niewielkie połacie muru. Teren był zabudowany, pora dość wczesna, jednak od spotkania z szaloną kobietą nie widziała, ani nie słyszała człowieka.
Mgła, przez którą kroczyli zrobiła się jeszcze gęstsza i nabrała nieprzyjemnej szarej barwy. Rosa czuła jak unoszący się w powietrzu pył osadza się na jej twarzy i ubraniu. Coraz ciężej było oddychać, jakby to mgła kradła każdy jej oddech.



Dziewczyna złapała mocniej płaszcza Gaela.

- Czy tu... zawsze... tak jest - formowała słowa z trudem łapiąc powietrze.
- Nie - stanął w miejscu i pokręcił głową. Jego głos zrobił się zimny i pusty, jak echo w opuszczonej sepcie - To Danice, próbuje nas zatrzymać.

Rosa niemal czuła, jak wokół nich zaciska się niewidzialna pętla.

- Jest w powietrzu… Wpływa na ludzi i wywołuje szaleństwo. To co widzisz teraz to tylko iluzja, którą za jej sprawą tworzy twój umysł.

Mimo racjonalnych słów Gael nie ruszył dalej. Stał z marsową miną, piorunując wzrokiem otoczenie.

- Nie sadziłem, że jest tak potężna.

Kimkolwiek była ta kobieta, zaczynała irytować Rosę. A nikt nie zadziera z Lannisterami bez konsekwencji!
“Nie drażnij lwa, wiedźmo.” - myśli dziewczyny uformowały się w przekaz dla tej, która chciała ich ograniczyć.
“Nie ze mną masz porachunki, więc nie wchodź mi w drogę.”

Odpowiedziało jej milczenie. Może jednak nie chodziło o nią, a o Gaela? Dlaczego w ogóle sądziła, że w oczach nieśmiertelnej wiedźmy jest czymś więcej niż okruchem, pyłkiem na wietrze, kurzem, który należało zdmuchnąć? Skąd przyszło jej do głowy, że przedstawia sobą taką wartość? Z zewnątrz może była lwem, jej ciało nadawało się do wielu ciekawych, perwersyjnych zabaw. Ale dusza? Umysł? Równie dobrze mogła być pustą skorupą. Tak byłoby dla wszystkich lepiej. Rosa wciągnęła powietrze. Czy to było jej zwątpienie, czy... ta siła z zewnątrz napierała znów na jej umysł.

Dziewczyna zdobyła się na odwagę i stanęła obok Gaela. Choć nawet go nie lubiła, chwyciła jego dłoń. Gest nadzwyczaj śmiały jak na szlachciankę. Delikatnie zacisnęła drobne palce na jego, jakby to miało dać jakieś oparcie.

- Chodźmy. - rzekła cicho - Moja niania mówiła mi kiedyś, że przed magicznymi istotami nie wolno uciekać, nie wolno się denerwować, bo od razu Cię znajdą. Trzeba po prostu odejść - najspokojniej i najbardziej obojętnie, jak to możliwe. Wtedy stają się ślepe.

Gael spojrzał na nią, zaskoczony jej słowami. Grymas na jego twarzy przerodził się w subtelny uśmiech, który rósł i rósł, aż mężczyzna wybuchnął śmiechem. Nie puszczając Rosy pociągnął ją za sobą. Ruszyli energicznym krokiem przez mgłę, która nagle przestała być tak przytłaczająca.
Po kilku chwilach szybkiego marszu Różyczka przestała czuć pod stopami bruk. Weszli na miękki trakt. Mgła powoli się unosiła, jeszcze nie było widać wiele, ale już można było dostrzec pokryte kolorowymi, jesiennymi liśćmi gałęzie w miejsce ponurych murów.

Rosa zdążyła odetchnąć z ulgą, gdy nagle poczuła, jak coś zimnego chwyta ją za rękę i ciągnie z powrotem w stronę miasta.
Krzyknęła przestraszona i obejrzała się za siebie.



- Stój! - głos rozbrzmiewał skrzeczącym echem w głowie Rosy - Jesteś moja!

Dziewczyna stanęła jak wryta, opierając się ze wszystkich sił. Znów ktoś próbował nią rządzić, mówić jej co ma robić... nie! Już nigdy więcej. Zapłaciła cudzym życiem za wybór, jakiego dokonała. Porzuciła własne, bezpieczne miejsce i zostawiła bliskich. Nie odda wolnej woli, którą dzięki temu uzyskała. Nie odda jej już nikomu.

- Jestem wolna. - odparła z dumą. - Nie masz nade mną władzy, wiedźmo.
- Jesteś moja!
- wrzask przeszył duszę Rosy, jednak młoda lwica wyczuła w nim nutę desperacji. Rosnąca w jej sercu duma stawała się niemal namacalna. Jej głos był rykiem bestii, a oczy wyraźnie widziały drogę, którą ma dalej kroczyć. Rozczochrana zjawa jęknęła przenikliwie i znikła we mgle, jak odepchnięta niewidzialną siłą.

Puszczona, Różyczka zatoczyła się do tyłu i byłaby upadła gdyby nie refleks Gaela. Mężczyzna podtrzymał dziewczynę. Dyszał ciężko i wydawał się widocznie osłabiony. Nagle pochwycił nadgarstek, który przed chwilą tkwił w żelaznym uścisku martwej kobiety. Czerwony, zaogniony ślad już zaczynał czernieć. Rosa syknęła z bólu. Siniak był pokaźny i wyraźnie odzwierciedlał odcisk dłoni. Dotknięta przez wiedźmę skóra błyskawicznie pokryła się bąblami, jak przy oparzeniu.
Albo odmrożeniu.
Wpatrywała się w ranę jak zahipnotyzowana.

- Ona jest prawdziwa... - mówiła nie wiadomo czy do towarzysza, czy do siebie - Prawdziwa... i mówi że należę do niej... już nigdy nie będę do nikogo należeć... nigdy... choćbym miała stracić rękę.

Podniosła pełne furii spojrzenie na Gaela, jakby rzucając mu wyzwanie czy i on wątpi w jej niezależność.

Mężczyzna spojrzał na nią, a jego wzrok wydał się przenikać ciało dziewczyny aż do gołej kości. Stał blisko, bardzo blisko, a jego dłonie znalazły się nagle na jej rozgrzanych wściekłością policzkach. Długie palce zanurzyły się w złotych włosach. Pochylił się i zawisł jak sokół nad zdobyczą.

- Do nikogo? - słowa łaskotały skórę Rosy.

Podniosła na niego spojrzenie. Choć policzki jej płonęły, rzekła ze spokojem:

- Nikogo.

Uśmiechnął się. W kącikach oczu pojawiły się drobne zmarszczki.

- Masz w sobie siłę - powiedział z dumą - Długo się opierałaś.

Nie była przyzwyczajona do tego rodzaju pochwał. Spuściła wzrok.

- Możemy już iść? - wymamrotała pod nosem.

Uśmiechnął się i złożył pocałunek na jej czole.

- Chodźmy i nie patrzmy za siebie. Lannisport jest stracony.

Te słowa wstrząsnęły nią. Zamierzała tu przecież wrócić. Rodzice, wuj Alan, septa, jej niedoszły małżonek... nie życzyła im śmierci. Chciała żeby żyli tutaj, mierżąc się nawzajem swoim widokiem. A jednak poczuła, że Geal mówi prawdę.

Westchnęła. Podjęła już decyzję. Ruszyła za przewodnikiem. W końcu... jak miała ocalić cały ród? Ona - jedna, mała różyczka, która choć piękna, nie posiadała nawet kolców.



Choć starała się zagłuszyć wyrzuty sumienia, Rosa Lannister słyszała za plecami syk ognia i trzask palonych mostów.
 
__________________
Konto zawieszone.
Mira jest offline