Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 22-10-2013, 14:13   #31
Temteil
 
Temteil's Avatar
 
Reputacja: 1 Temteil jest na bardzo dobrej drodzeTemteil jest na bardzo dobrej drodzeTemteil jest na bardzo dobrej drodzeTemteil jest na bardzo dobrej drodzeTemteil jest na bardzo dobrej drodzeTemteil jest na bardzo dobrej drodzeTemteil jest na bardzo dobrej drodzeTemteil jest na bardzo dobrej drodzeTemteil jest na bardzo dobrej drodzeTemteil jest na bardzo dobrej drodze
<dużo dużo później>

Po całym poranku wałęsania się gdzieś poza wioską, Kuroichi wrócił energicznym krokiem uśmiechnięty i zadowolony z życia. I głodny. Szedł powoli przez wioskę … Po czym zażądał śniadania. I sake, albo shochu. W końcu coś i jemu się coś od życia należało.
Choć znaleźli się tacy, którzy patrzyli na Kuro, nie tyle co krzywo, to z pewnością nieufnie, to większość mieszkańców chciała go ugościć. Z uśmiechami na ustach i skrzywieniem na plecach, które co chwilę kazało im się kłaniać zapraszali go do siebie, kusząc go nie tylko jedzeniem, ale i córkami, które taki wielki wojownik mógłby wziąć za żony. Nie był samurajem na służbie, więc teoretycznie nie było ku temu przeszkód, a synów mógł napłodzić silnych, co by dobrze ziemię orali i przed bandytami bronili. Ogółem Kuro zdawał się mieć w wiosce masę wielbicieli i wielbicielek, podczas gdy reszta jego towarzyszy była niemalże ignorowana. Mnichowi zdawano się nie ufać, może wioska nie była po prostu mocno wyznaniowa, łowca demonów chyba wyglądał dla niektórych zbyt podejrzanie, a kobieta z mieczem… mówiła sama za siebie.

Powoli pijąc czarkę alkoholu, zerkał na pozostałych członków grupy.- Trzeba pójść za ciosem. Wyzwalając wioskę od bandytów, walnęliśmy Anzai’a prosto w nochal. Zatoczył się pewnie od ciosu…- Kuro zaśmiał się głośno. Upił nieco trunku z czarki.- Ale się pewnie równie szybko pozbiera. Nie należy mu dać tego przywileju. Ruszajmy więc natychmiast. Uderzmy nagle i mocno, by zmusić go do defensywy. Przyda więc nam się przewodnik i prowiant. Przydała by się też i wieśniaczka do rozgrzania nocnych chłodów…- znów słowa te zakończył wybuchem śmiechu. Machnął na koniec dłonią.- Żarty na bok, nie ma co tu siedzieć jak stare baby pod chatą i gadać o starych dobrych czasach. Ufam, że już żeście się przygotowali do dalszej wyprawy?
- Przewodnik się znajdzie, nie jeden, a tak - nowy wójt pokiwał głową i wskazał usługującą do tej pory przy jedzeniu kobietę. - Moja siostra was zaprowadzi w każdy zakątek tych gór. Za dziecka mało posłuszna była, od pracy się migała, ale trzeba przyznać, że dzięki temu nieźle teraz góry zna - powiedział wzdychając, co wywołało u ślicznej dziewczyny mały, triumfalny uśmieszek.
Ukłoniła się na wszelki wypadek i o dziwo śmiała spojrzeć całej czwórce w oczy, co do tej pory nie zdarzało się ze strony żadnego z wieśniaków.
- Nazywam się Eriko i myślę, że mogę was zaprowadzić gdzie chcecie w miarę bezpiecznie. Ze mnie samej żadna wojowniczka… - dodała wzruszając ramionami.
- Ech… mieć dziesięć lat mniej. - rzekł z uśmiechem Kuroichi zerkając znacząco na młodego bushi.
- Od wieku mądrości nie przybywa - sarknęła Shirakaba, w końcu dając upust trawiącej ją frustracji - Jaka jest szansa, że tym razem nie spotkamy żadnych oni albo co lepsze, tengu? - spytała jadowicie, spoglądając na ronina.
- Nie wiem?- wzruszył ramionami Kuro i zerknął w stronę mnicha.- Jego spytaj… ja się na tych nadnaturalnych sprawach nie znam.
- Tak? Naprawdę? - głos dziewczyny był słodki jak miód - Może tym razem przemienisz się w jikininki, kiedy będziemy odpoczywać po bitwie? - “Jakbyś w swojej ludzkiej postaci nie był wystarczającym utrapieniem”- dodała w myślach.
- Eeeee… o czym właściwie ty mówisz?- zapytał zaskoczony ronin i podrapał się po głowie. - W jakiego znów jikininki? Nie bardzo rozumiem…
Kuro wzruszył ramionami dodając. -Właściwie to nie wiem co się wczoraj stało, po tym jak zostałem ogłuszony przez kogoś.
- Jikininki to duchy które jedzą zwłoki ludzi, drogi samuraju. - wtrącił się niespodziewanie Atsushi, który w duszy zadrwił sobie z niewiedzy wojownika. Przecież nie trzeba było być specjalnie mistrzem intelektu, aby wiedzieć co to za rodzaj duchów. Po najmniejszych wsiach chodziły opowieści o tych groźnych istotach. - I czy anatatachi, możecie się przestać kłócić i spierać? Aż głowa pęka od tego całego jazgotu. - dodał po chwili.
- Ja nie jadam ludzi. Czasem konie lub woły. Ale nie ludzi…- burknął ronin i wzruszył ramionami.- I nie zajmuję się duchami. Żadnego w życiu nie widziałem, więc… czemu miałbym się przejmować duchami?
- Gdyż, co było wiadome od dawna, a o czym przekonaliśmy się jakiś czas temu na własne oczy, nasz świat i świat duchów przenikają się wzajemnie. - wytłumaczył spokojnie mnich, jak zwykle ciepło się uśmiechając aby jego słowa nie zabrzmiały jako obelga, lub coś w tym guście.
-Twój świat na pewno. Mój przenika się tylko z sake i czasem z innymi przyjemnościami.- odparł z uśmiechem ronin, upijając odrobinę trunku.
Atsushi wybuchnął głośno śmiechem.
- Ależ oczywiście, ale sake to element materialny. Sądzisz że pomimo tego iż jestem na ścieżce oświecenia, mój świat nigdy nie łączy się z trunkami i jest to dla mnie jakiś inny wymiar? - zapytał z widocznym zadowoleniem na twarzy.
- Pytasz złą osobę. Ja już zdołałem zapomnieć nauki mojej mateczki. Nie za bardzo znam się na sprawach kapłanów, na Kami, Shinto...Buddzie…- machnął ręką rozlewając nieco trunku.- Czy też świecie duchowym. Od lat walczę i czasem zabijam, odmrażam sobie zadek jako yojimbo do wynajęcia, gram w Chō-Han na pieniądze. Nie jestem uduchowionym myślicielem… o nie.
-Nie chcę być aby czasem nie uprzejmy, ale nawet wieśniacy znają podstawowe prawdy wiary.
Ronin skinął głową.- Znają… bo i muszą. Ich los zależy od kaprysów pogody. Kogoś muszą błagać o deszczową wiosnę i gorące lato. Kogoś muszą prosić o urodzaj. Moje życie zależy jednak bardziej ode mnie. I… nie mówię, że jakoś gardzę twoimi wierzeniami, czy też samymi Kami. O nie. Mam w dużym poważaniu wszelkie bóstwa, tyle że…- podrapał się po karku.- Ani pole bitwy, ani dom gejsz, ani… pijacka popijawa, to nie miejsce na filozoficzne rozmyślania…. więc… nie myślę o tych sprawach. W ogóle.- wzruszył ramionami na koniec.
- Na rozmyślania to może i nie ale na czczenie bóstw jak najbardziej. Przed bitwą chociażby modły do Hachimana, podczas pobytu w domu gejsz do Hotei, patrona kobiet parających się tym zawodem. - powiedział uśmiechając się i chowając ręce w rękawy swojej szaty z powodu wzmagającego się chłodu.
-Kiedy byłem młody i głupi…-ronin zerknął do czarki przyglądając się resztce sake błyszczącej na jej dnie.-... idąc w bój nie myślałem o tym, że zginę. I nie modliłem się zbyt często. Teraz… jestem zbyt dobry w zabijaniu, by zginąć. Choć pewnie kiedyś spotkam lepszego od siebie, ne?
 
__________________
"Ani drogi do nieba, ani bramy do ziemi."
Temteil jest offline