Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 22-10-2013, 14:13   #31
 
Temteil's Avatar
 
Reputacja: 1 Temteil jest na bardzo dobrej drodzeTemteil jest na bardzo dobrej drodzeTemteil jest na bardzo dobrej drodzeTemteil jest na bardzo dobrej drodzeTemteil jest na bardzo dobrej drodzeTemteil jest na bardzo dobrej drodzeTemteil jest na bardzo dobrej drodzeTemteil jest na bardzo dobrej drodzeTemteil jest na bardzo dobrej drodzeTemteil jest na bardzo dobrej drodze
<dużo dużo później>

Po całym poranku wałęsania się gdzieś poza wioską, Kuroichi wrócił energicznym krokiem uśmiechnięty i zadowolony z życia. I głodny. Szedł powoli przez wioskę … Po czym zażądał śniadania. I sake, albo shochu. W końcu coś i jemu się coś od życia należało.
Choć znaleźli się tacy, którzy patrzyli na Kuro, nie tyle co krzywo, to z pewnością nieufnie, to większość mieszkańców chciała go ugościć. Z uśmiechami na ustach i skrzywieniem na plecach, które co chwilę kazało im się kłaniać zapraszali go do siebie, kusząc go nie tylko jedzeniem, ale i córkami, które taki wielki wojownik mógłby wziąć za żony. Nie był samurajem na służbie, więc teoretycznie nie było ku temu przeszkód, a synów mógł napłodzić silnych, co by dobrze ziemię orali i przed bandytami bronili. Ogółem Kuro zdawał się mieć w wiosce masę wielbicieli i wielbicielek, podczas gdy reszta jego towarzyszy była niemalże ignorowana. Mnichowi zdawano się nie ufać, może wioska nie była po prostu mocno wyznaniowa, łowca demonów chyba wyglądał dla niektórych zbyt podejrzanie, a kobieta z mieczem… mówiła sama za siebie.

Powoli pijąc czarkę alkoholu, zerkał na pozostałych członków grupy.- Trzeba pójść za ciosem. Wyzwalając wioskę od bandytów, walnęliśmy Anzai’a prosto w nochal. Zatoczył się pewnie od ciosu…- Kuro zaśmiał się głośno. Upił nieco trunku z czarki.- Ale się pewnie równie szybko pozbiera. Nie należy mu dać tego przywileju. Ruszajmy więc natychmiast. Uderzmy nagle i mocno, by zmusić go do defensywy. Przyda więc nam się przewodnik i prowiant. Przydała by się też i wieśniaczka do rozgrzania nocnych chłodów…- znów słowa te zakończył wybuchem śmiechu. Machnął na koniec dłonią.- Żarty na bok, nie ma co tu siedzieć jak stare baby pod chatą i gadać o starych dobrych czasach. Ufam, że już żeście się przygotowali do dalszej wyprawy?
- Przewodnik się znajdzie, nie jeden, a tak - nowy wójt pokiwał głową i wskazał usługującą do tej pory przy jedzeniu kobietę. - Moja siostra was zaprowadzi w każdy zakątek tych gór. Za dziecka mało posłuszna była, od pracy się migała, ale trzeba przyznać, że dzięki temu nieźle teraz góry zna - powiedział wzdychając, co wywołało u ślicznej dziewczyny mały, triumfalny uśmieszek.
Ukłoniła się na wszelki wypadek i o dziwo śmiała spojrzeć całej czwórce w oczy, co do tej pory nie zdarzało się ze strony żadnego z wieśniaków.
- Nazywam się Eriko i myślę, że mogę was zaprowadzić gdzie chcecie w miarę bezpiecznie. Ze mnie samej żadna wojowniczka… - dodała wzruszając ramionami.
- Ech… mieć dziesięć lat mniej. - rzekł z uśmiechem Kuroichi zerkając znacząco na młodego bushi.
- Od wieku mądrości nie przybywa - sarknęła Shirakaba, w końcu dając upust trawiącej ją frustracji - Jaka jest szansa, że tym razem nie spotkamy żadnych oni albo co lepsze, tengu? - spytała jadowicie, spoglądając na ronina.
- Nie wiem?- wzruszył ramionami Kuro i zerknął w stronę mnicha.- Jego spytaj… ja się na tych nadnaturalnych sprawach nie znam.
- Tak? Naprawdę? - głos dziewczyny był słodki jak miód - Może tym razem przemienisz się w jikininki, kiedy będziemy odpoczywać po bitwie? - “Jakbyś w swojej ludzkiej postaci nie był wystarczającym utrapieniem”- dodała w myślach.
- Eeeee… o czym właściwie ty mówisz?- zapytał zaskoczony ronin i podrapał się po głowie. - W jakiego znów jikininki? Nie bardzo rozumiem…
Kuro wzruszył ramionami dodając. -Właściwie to nie wiem co się wczoraj stało, po tym jak zostałem ogłuszony przez kogoś.
- Jikininki to duchy które jedzą zwłoki ludzi, drogi samuraju. - wtrącił się niespodziewanie Atsushi, który w duszy zadrwił sobie z niewiedzy wojownika. Przecież nie trzeba było być specjalnie mistrzem intelektu, aby wiedzieć co to za rodzaj duchów. Po najmniejszych wsiach chodziły opowieści o tych groźnych istotach. - I czy anatatachi, możecie się przestać kłócić i spierać? Aż głowa pęka od tego całego jazgotu. - dodał po chwili.
- Ja nie jadam ludzi. Czasem konie lub woły. Ale nie ludzi…- burknął ronin i wzruszył ramionami.- I nie zajmuję się duchami. Żadnego w życiu nie widziałem, więc… czemu miałbym się przejmować duchami?
- Gdyż, co było wiadome od dawna, a o czym przekonaliśmy się jakiś czas temu na własne oczy, nasz świat i świat duchów przenikają się wzajemnie. - wytłumaczył spokojnie mnich, jak zwykle ciepło się uśmiechając aby jego słowa nie zabrzmiały jako obelga, lub coś w tym guście.
-Twój świat na pewno. Mój przenika się tylko z sake i czasem z innymi przyjemnościami.- odparł z uśmiechem ronin, upijając odrobinę trunku.
Atsushi wybuchnął głośno śmiechem.
- Ależ oczywiście, ale sake to element materialny. Sądzisz że pomimo tego iż jestem na ścieżce oświecenia, mój świat nigdy nie łączy się z trunkami i jest to dla mnie jakiś inny wymiar? - zapytał z widocznym zadowoleniem na twarzy.
- Pytasz złą osobę. Ja już zdołałem zapomnieć nauki mojej mateczki. Nie za bardzo znam się na sprawach kapłanów, na Kami, Shinto...Buddzie…- machnął ręką rozlewając nieco trunku.- Czy też świecie duchowym. Od lat walczę i czasem zabijam, odmrażam sobie zadek jako yojimbo do wynajęcia, gram w Chō-Han na pieniądze. Nie jestem uduchowionym myślicielem… o nie.
-Nie chcę być aby czasem nie uprzejmy, ale nawet wieśniacy znają podstawowe prawdy wiary.
Ronin skinął głową.- Znają… bo i muszą. Ich los zależy od kaprysów pogody. Kogoś muszą błagać o deszczową wiosnę i gorące lato. Kogoś muszą prosić o urodzaj. Moje życie zależy jednak bardziej ode mnie. I… nie mówię, że jakoś gardzę twoimi wierzeniami, czy też samymi Kami. O nie. Mam w dużym poważaniu wszelkie bóstwa, tyle że…- podrapał się po karku.- Ani pole bitwy, ani dom gejsz, ani… pijacka popijawa, to nie miejsce na filozoficzne rozmyślania…. więc… nie myślę o tych sprawach. W ogóle.- wzruszył ramionami na koniec.
- Na rozmyślania to może i nie ale na czczenie bóstw jak najbardziej. Przed bitwą chociażby modły do Hachimana, podczas pobytu w domu gejsz do Hotei, patrona kobiet parających się tym zawodem. - powiedział uśmiechając się i chowając ręce w rękawy swojej szaty z powodu wzmagającego się chłodu.
-Kiedy byłem młody i głupi…-ronin zerknął do czarki przyglądając się resztce sake błyszczącej na jej dnie.-... idąc w bój nie myślałem o tym, że zginę. I nie modliłem się zbyt często. Teraz… jestem zbyt dobry w zabijaniu, by zginąć. Choć pewnie kiedyś spotkam lepszego od siebie, ne?
 
__________________
"Ani drogi do nieba, ani bramy do ziemi."
Temteil jest offline  
Stary 22-10-2013, 18:48   #32
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Wyzwolenie wioski, choć całkowicie przypadkowe… było pewną satysfakcją dla Kuro. Niedużą ale jednak. Dziwił go brak takiej reakcji u Shirakaby. Dziewczyna zamiast się cieszyć ze zwycięstwa, znów się na niego dąsała, do czego ronin powoli się przyzwyczajał.
Pewnych kobiet nie da się zadowolić.
Zresztą… miał obecnie inne powody do zmartwień. Zaniki pamięci dopadły go znowu.
Już prawie zapomniał jak to jest, gdy wspomnienia zastępują niewyraźne senne koszmary… wszak od ostatnich minęły dwa, trzy, sześć miesięcy?
W każdym razie sporo czasu.
A teraz znów się pojawiły. To było niepokojące.
Dlatego też oddalił się by przemyśleć sprawę z dala od zarówno wieśniaków, jak i towarzyszy broni. Przemyśleć na swój sposób.
Nie przejmował się że idzie samotnie w leśną głuszę. Umiał wszak sobie radzić, a jeśli jacyś bandyci zdecydowaliby się napaść na niego. Cóż… tym gorzej dla nich.

Szukając końcu dotarł na spokojny i opustoszały brzeg jakiejś rzeki. Idealny do tego co planował.
Mina Kuro spoważniała bardzo. Powodem tego… były oczywiście ćwiczenia. Wszak samuraj to nie tylko nie miecz i wrodzona siła. To także i przede wszystkim umiejętności zahartowane w praktyce i ćwiczenia w dążeniu do doskonałości.
Po prawdzie jednak Kuro był już zbyt leniwy, by ćwiczyć regularnie. Niemniej, gdy znajdował robotę wracała mu ochota do ćwiczeń. Albo gdy doznawał kolejnej “pomroczności jasnej”.
Tak jak teraz. Postawa i kolejne chaotyczne z pozoru kata.



Cięcia i pchnięcia ze świstem przecinające powietrze i pechowe krzaczki oraz byliny. Styl ronina był wyjątkowo nierozpoznawalny. Sposób walki nie przypominał, żadnej ze szkół fechtunku, choć pewnie poszczególni fechtmistrze rozpoznaliby cięcia ze swoich szkół. Sam Kuro zdążył już zapomnieć nauki szermiercze swego ojca. Swój styl wykuwał na polach bitew i w poszczególnych pojedynkach, dopracowywał instynktownie z każdym bojem, nie przejmując się czymś takim jak filozofia w kendo. No-dachi nie było jego duszą, było narzędziem… poręcznym i skutecznym w jego dłoniach. Kuro swoje dusze…
Nie myślał już o swym daisho od dawna. Przecinając mieczem powietrze posępnie rozmyślał o wczorajszych zdarzeniach. I jego twarz była śmiertelnie poważna. Takiej miny ani Shira, ani inni jego towarzysze nie nie mieli okazji widywać.
Prawie pół godziny zajął mu trening, ale po nim powrócił do wioski spokojny i wesoły, jakby nic wielkiego wczoraj się nie wydarzyło. Był gotów do dalszej podróży.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline  
Stary 27-10-2013, 14:37   #33
 
Fearqin's Avatar
 
Reputacja: 1 Fearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłość

Wyruszli najszybciej jak się dało, a Atsushi i Eiji nie byli nękani wołaniem z cmentarza, którego duchy wydawały się być znacznie spokojniejsze po śmierci Aijiro. Widocznie obecność Kuroichiego im nie przeszkadzała… wydawało się, że nie wszyscy podzielają ich zdanie.
Co nie zmieniało faktu, że samuraj miał wyborny humor podczas podróży. Nie mogąc rozmawiać z podejrzliwymi towarzyszami, znalazł towarszyszkę w Eriko, która cały czas odwracając się do tyłu do samuraja by wymienić z nim kolejne słowa, prowadziła ich szybkim i pewnym krokiem. Nie sprawiały jej trudności coraz to bardziej strome i wąskie ścieżki, widać było, że niewiele osób z nich korzystało, więc pewnie nie była to główna droga do Rourchi.
Górskie lasy były znacznie gęstsze od tych niższych, zimniejsze i ciemniejsze, zasłaniane przez góry. Prowadzeni przez wieśniaczkę, dziwili się jak ona odnajduje się w tym lesie pozbawionym charakterystycznych miejsc, czy ścieżek, które może i były, ale zasłonięte bo i rzadko używane.
- Długo nas tam nie trzymali, może tydzień, choć raczej ciężko było stwierdzić jaka pora dnia, tam pod podłogą. W Rourchi podobno zrobili to samo, najpierw wykorzystali wszystkich tak jak tylko mogli, a potem porozcinali im gardła, z tego co słyszałam z ich rozmów to coraz im tam cieniej się żyje.
Dwa nocne postoje spędzili w przejmującej, niepokojącej ciszy, która jak na takie lasy zdawała się bardzo nienaturalna. Jednak podczas drugiego z takich odpoczynków dziewczyna zapewniła, że przed południem następnego dnia, znajdą się w zasięgu wzroku Rourchi.

Rzeczywiście pomyślnie zaprowadziła ich na wzniesienie, z którego mieli świetni widok na wioskę, położoną po dwóch stronach przepaści, pod którą, daleko w dole, płynęła rzeczka. Obie strony były połączone dość stabilnie wyglądającym mostem, szerokim na tyle, by dało się przez niego przepchnąć, albo przeciągnąć wóz wyładowany plonami. Po stronie po której znajdowali się podróżniczy ziemia była nierówna, twarda, a domy otoczone prowizorycznym murem, zrobionym pewnie jeszcze przez wieśniaków, a ulepszony przez bandytów, którzy dorobili do niego bramę. Ta część była mieszkalna, a po drugiej, na łagodnym wzgórzu o miejscowo równym terenie znajdowały się głównie pola, spichlerze i jedynie parę domów. Wioska świetnie wykorzystywała nietypową ziemię i jej lokalizację, teraz jednak nikt nie miał uprawiać tutaj pola. Z wyższej pozycji, gdzie coraz mocniej dotykał ich chłód, podróżnicy prowadzeni przez Eriko dobrze widzieli wałęsających się po wiosce bandytów, zataczających się po pijaku, objadających się, trenujących ze sobą, albo tylko bawiąc się bronią, zabijali czas do następnego napadu, który pozwoliłby im na przedłużenie beztroski. Droga życia takich pasożytów byłą brutalna, ciekawa, ale najczęściej i krótka.
Centralna chata, używana wedle tego co mówiła Eriko, należała wcześniej do wodza wioski, dawno zmarłego, jednego z tych, którego głowę nabito na jeden z pali przed murem o wysokości nieco ponad dwóch metrów. Nie była to obrona nie do przebicia, ale w razie czego, dawała bandytom czas na ucieczkę na drugą stronę mostu i zniszczenie go.
Oszacowanie liczby bandytów było w tej chwili niemożliwe, za dnia większość pewnie odpoczywała po hucznych nocach, albo wybierała się na napady. Jeśliby chcieli rozprawić się z nimi masowo i brutalnie, czekała ich ciężka przeprawa.
 
__________________
Pół człowiek, a pół świnia, a pół pies

^(`(oo)`)^
Fearqin jest offline  
Stary 07-11-2013, 17:29   #34
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Post wspólny

Kuro spoglądał na kolejne wyzwanie jakim była wioska. Dużo przeciwników. Stanowczo za dużo. Walka z nimi wszystkimi naraz mogła nie być najlepszym pomysłem.
Ronin podrapał się po brodzie jak to miewał w zwyczaju gdy się zamyślał. Po czym rzekł spokojnie potwierdzając swoimi słowami oczywistość.-Hmmm… dużo ich.
Kucnął potarł się po karku dodając.- Ale jeszcze się nas nie spodziewają. Są zbyt pewni siebie i to ich zgubi…
Spojrzał na towarzyszy i dodał.- Potrzebujemy chaosu, bałaganu… hmm.. już wiem. Potrzebujemy odwrócić ich uwagę. Najlepiej pożarem!
- To niehonoro… -
Shirakaba otworzyła usta, ale zaraz je zamknęła, nie kończąc zdania. Zrobiła daszek z dłoni i przyglądała się chwilę warownej osadzie, patrząc po słomianych dachach.
- Mogę to zrobić. Nic trudnego - powiedziała po chwili - Ale nie jestem pewna, czy damy radę wszystkim nadbiegającym w naszą stronę mostem - spojrzała na Kuroichego, jakby oceniała jego możliwości, a jej mina świadczyła, że osąd nie wypadł zadowalająco.
-Jest nas czwórka Shira-san. Możemy postępować honorowo przeciw takiej nawale wrogów…albo skutecznie. Nie da się i tak i tak.- wyjaśnił z uśmiechem Kuroichi i rzekł.- Pożary w kilku miejscach na raz powinny odwrócić uwagę. My…- wskazał kciukiem na resztę drużyny.- Zaatakujemy z kilku stron, by wywołać dezorientację wśród bandytów, podczas gdy będziesz ostrzeliwała wioskę płonącymi strzałami. Większość z nich, to zapewne chłopi którzy podkradli miecze z bitewnych pobojowisk. Wiedzą którą stroną należy trzymać katanę, ale nic ponad to… żadni z nich wojownicy.
Łuczniczka pokiwała lekko głową, ale nic nie powiedziała na rewelacje ronina. Wpatrywała się intensywnie w zabudowania, a potem zdecydowała:
- Zrobimy to jutro za dnia. Dziś odpoczniemy. Zaprowadź nas w bezpieczne miejsce - rzuciła swoim zwyczajem przez ramię, najwidoczniej kierując swoje słowa do Eriko
Atsushi z uwagą wysłuchiwał słów Kuroichiego i Shirakaby. Plan ronina wydawał się dobrym pomysłem. Może i tak jak wcześniej zauważyła łuczniczka, nie było to zbyt honorowe, ale przecież cel uświęca środki. A w tym przypadku było nim wyeliminowanie bandytów i przywrócenie spokoju okolicznym terenom, które zbójcy owi nękali. Poprzez pozbycie się rozbójników, towarzysze nie okazali by braku litości, czy okrucieństwo, lecz sprawiedliwość. W oczach mnicha bowiem, ich przeciwnicy zasłużyli na surową karę za swe zbrodnie. Skoro zabijali niewinnych wieśniaków, rabowali chaty i gwałcili ich żony i córki, to musieli otrzymać zbliżone konsekwencje swoich decyzji. Przecież, gdyby nie wytworzyli wokół siebie tyle negatywnej karmy, to los nie sprowadził by na ich głowy podróżujących kompanów, których aktualnie łączył jeden cel.
Decyzja wojowniczki zdawała się być dla mnicha oczywista. Byli zmęczeni przez podróż i aby skutecznie walczyć z bandytami potrzebowali odpoczynku.

- Zgadzam, się. Powinniśmy zaatakować rano. Dzisiaj potrzebujemy nabrać nowych sił i odpocząć. - kiwnął głową Atsushi. -Jeżeli wcześniej nie wspominałem, to napomnę też, że po walce z ostatnio napotkanymi bandytami złamał mi się mój podróżny kij. Nie mam więc czym walczyć. Byłbym wdzięczny jeżeli okazałoby się by się że macie przy sobie jakąś dodatkową katanę. Jeżeli nie, pozostaje mi poszukać jakiejś broni w okolicy. Kto wie? Może znajdę jakiś ostry kij, czy zrobię sobie procę. - wzruszył ramionami, kręcąc odruchowo nogą, miażdżąc drobne kamyczki stukające się pod jego sandałami.
Eiji ściągnął z pleców włócznię i podał ją dla mnicha, nie zdejmując osłony ostrza.
- Jest krótka i lekka, będzie ci się nią walczyło podobnie do kija, choć efekty będą… lepsze.
- No dobrze… -
wtrąciła Eriko. - Możemy się trochę cofnąć do lasu i przeczekać aż do jutra, ale trzeba liczyć się z tym, że skoro ten “wójt” już do nich dotarł, to w nocy mogą wykonać ruch. Głównie wtedy działają.
Shirakaba odwróciła głowę i zmierzyła dziewczynę z góry na dół chłodnym spojrzeniem
- Każdy niech zajmie się tym, do czego powołali go bogowie. Samurajów do walki...heiminów do roli. Nie odwrotnie -
położyła dłoń pewnym gestem na daisho, widocznym symbolu jej statusu. To wprost niewiarygodne, jak tutejsi wieśniacy byli niewychowani. Na ziemiach jej klanu taka bezczelność byłaby nie do pomyślenia. Nic dziwnego, że bandyci plenili się tu jak myszy, skoro lokalny daymio tolerował takie rozluźnienie obyczajów…
-A kto upoluje nam posiłek? Albo… ugotuje?- uśmiechnął się bezczelnie ronin patrząc wprost na Shirę… której wszak losem było w przyszłości zostanie żoną samuraja, ne?
- Shinokosho mówi wyraźnie, co komu wypada - Shirakaba spojrzała z politowaniem na ronina, który najwidoczniej miał poważne braki w wykształceniu...prócz innych braków, rzecz jasna - Na tych filarach opiera się porządek świata. To absolutne podstawy życia, o których nawet prości i niewykształceni wiedzą - wyraźnie dała do zrozumienia, że akurat nie chodzi jej o Eriko.
- Cóż… nawet jeśli Kuro-san nie zna tych podstaw życia, to jakoś żyje, więc chyba nie ma sensu się kłócić… - wtrąciła potulnie wieśniaczka. - Chciałam tylko pomóc sugestią…
- Żyje? -
to, że wieśniaczka w ogóle odważyła się odezwać, rozjątrzyło dziewczynę do żywego. Tonu głosu nie podniosła, ale w jej słowach pojawiła się niespotykana pasja - Istnienie bez wglądu w swoją duszę i duchową organizację świata, bez zbadania swojego *ja* i praw płynących z nauk przodków...jest tylko wegetacją, podobną do trwania zwierząt czy roślin. Tylko świadomość naszych powinności i skrupulatne ich wypełnianie prowadzi do pełni, doskonałości i szczęścia - zerknęła na mnicha, jakby szukając u niego potwierdzenia
Atsushi nieznacznie kiwnął głową, by nie urazić ani Shirakaby, ani Kuroichiego i wzruszył ramionami. Pasja i zapał z jakim przemawiała kobieta, zdawał się nawet go przerosnąć. Co prawda z jej ust wydobywały się słuszne słowa, ale mnichowi wydawało się że potraktowała ona i wieśniaczkę i ronina trochę za ostro. Podczas podróży należało bowiem przystosować do różnorakich warunków, w tym przypadku do dość prostego, czasami też nieokrzesanego samuraja i wydającej się na bezczelnie śmiałą wieśniaczkę. Z tego co przerzucił przez sito swego umysłu, wojownika i tak nic nie zmieni i pozostanie On taki jaki jest, a odwaga słowna wieśniaczki mogła się wziąć z tego, że ta, podłóg Atsushiego, zauroczyła się w Kuroichim.

Podczas podróży po okolicznych wzniesieniach, wydawało się mu że młoda dziewczyna - Eriko, rzuca na samuraja nieśmiałe spojrzenia i zaraz gdy zauważa na sobie pilny wzrok mnicha, odwraca się z widocznymi na policzkach rumieńcami. Oczywiście, mogły to być tylko domysły czy czasem podróżująca z nimi wieśniaczka jest zakochana w Kuro-sama, bo cóż mógł osądzać ktoś, kto miłości nigdy nie zaznał, ani też przez surowe zasady swego życia ciała jakowej pięknej kobiety też nawet nie tknął?
- Proszę, to nie chyba czas na kłótnie. Lepiej zajmijmy się tym, co mieliśmy zrobić, czyli rozbiciem gdziekolwiek tymczasowego miejsca naszego odpoczynku. To będzie nasz aktualny cel do wewnętrznego doskonalenia się. -
powiedział, próbując rozrzedzić atmosferę Atsushi. Gdyby tak, z uporem osła przeciągnąć tę kłótnię, to nie bandyci legli by trupem, a towarzysze. A tego przecież nie chciały ani okoliczne wioski, ani wieśniacy, ani nawet oni sami...cóż przynajmniej mnich nie chciał jeszcze umierać, z żadnego powodu. A tym bardziej nie z powodu ostrza pod żebrami kogoś, kogo uważa za sojusznika.
Złapał za rogi swej szaty i nie zamierzając wysłuchiwać jakiegoś “mądrego” argumentu samuraja, ani wieśniaczki, skierował się powoli na wyżej położony pagórek, aby rozejrzeć się wokół.
- A! - odwrócił się ponownie do towarzyszy z lekkim uśmiechem. - Jeżeli chodzi o kolację, to nikt jej nie musi gotować. Z tego co słyszałem to głód może i nie jest pokarmem dla ciała, ale dla ducha owszem, a jutro raczej siła duchowa będzie nam potrzebna. Bo z tego co widać nie dysponujemy wystarczającą siłą cielesną.
- Ja bym powiedział iż nasze ciała, a nie dusze będą jutro machać ostrzami.-
wzruszył ramionami ronin i pocierając kark.- Ale jeden dzień głodu… to nic dla mnie. Niemniej… czuję się szczęśliwy, więc już dawno musiałem osiągnąć tą doskonałość, o której wspominasz Shira-san.
- Ostrze jest ponoć duszą wojownika. -
napomknął mnich. - Ale cóż… każdy się o tym przekona gdy nasze ciała pewnego dnia legną bez ruchu, zimne i skostniałe, niczym stare, kamienne posągi.
Eiji wzruszył ramionami, bardziej obojętny na całą rozmowę niż by chciał. Wpatrywał się jedynie w obozowisko bandytów, które coraz bardziej tętniło życiem.
- Ktoś powinien tu zostać, a reszta rozbije obóz w lesie. Warto mieć na oku to co robią, jeśli rzeczywiście się ruszą… - zaproponował tylko, przebijając się przez filozoficzne dywagacje reszty.
- Racja… dobry pomysł. Będziemy na zmianę. Kto po Eiji-san? - spytał ronin.
- Jeżeli to było poważne pytanie, to ja mogę być następny. Potrafię długo nie spać i może się okazać że warta pozostałych dwóch osób może być zbędna.- odrzekł mnich.
-Dlaczego to miało być niepoważne pytanie? - zaciekawiony ronin zmarszczył brwi w zamyśleniu. - Nie możemy wszak go zmuszać, by tkwił tu sam całą noc.
-Miało być niepoważnym, gdyż słyniesz, Kuroichi-san ze swojego nietuzinkowego poczucia humoru, które objawia się również w irytacji niektórych członków naszej grupy.
- powiedział z ironią w głosie i zerknął kącikiem oczu na Shirakabę, która z powodu zachowania ronina najbardziej się denerwowała.
- Chyba długo razem nie podróżujecie, prawda? - spytała Eriko, przymykając jedno oko. - Nie wydaje mi się, byście mogli ze sobą długo wytrzymać…
Mnich roześmiał się głośno na słowa młodej dziewczyny.
-Nie, oczywiście że nie. Ale mam nadzieję że to się zmieni, gdyż jak dotychczas, będąc w tej grupie przednio się uśmiałem. Ale zrobiliśmy też kilka ważnych rzeczy razem, więc zdajemy się według mnie być drużyną idealną. Czyż nie łączymy w jedno skuteczności i poczucia humoru?- zapytał rozbawiony, lustrując oczyma wszystkich go otaczających.
-Tak, tak… -szybko ronin przytaknął Atsushiemu.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline  
Stary 10-11-2013, 18:40   #35
 
Fearqin's Avatar
 
Reputacja: 1 Fearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłość

Eiji pozostawał na swojej warcie tak czujny jak tylko mógł, podczas gdy reszta drzemała przy bardzo małym, ukrytym za dwoma pagórkami w małym lesie, ognisku. Nudna i trudna z racji zbliżającego się zmierzchu obserwacja doprowadziła Eijiego do dwóch wniosków. Pierwszym było to, że bandyci to niesamowici lenie, a drugi to to, że na pewno coś szykowali na ten wieczór. Nikt nic nie pił, wielu ostrzyło broń, oporządzało konie. Musieli się na coś szykować. Gdy tylko przyszedł Atshushi, samotny ronin poinformował go o swoich podejrzeniach, gdy sam poszedł do obozu podzielił się nimi z resztą towarzyszy. Jeśli mieli działać to szybko, mogli poczekać aż bandyci wyjadą i korzystając z tego, że będą rozdzieleni, zniszczyć ich obóz o wiele łatwiej niż gdyby byli tam wszyscy. Jednak pozwolenie połowie odjechać narażało na wielkie niebezpieczeństwo, dopiero co odratowaną wioskę. Decyzja była trudna, ale musiała zostać podjęta szybko.
 
__________________
Pół człowiek, a pół świnia, a pół pies

^(`(oo)`)^
Fearqin jest offline  
Stary 25-11-2013, 17:20   #36
 
Autumm's Avatar
 
Reputacja: 1 Autumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputację
Kuroichi rozmyślał krótko, acz intensywnie. Po czym podzielił się owocami swych rozmyślań.
- Uderzamy teraz. Szybko, mocno i bez wahania. Jeśli zdołamy wywołać chaos ich przewaga liczebna będzie bez znaczenia - rzekł bez wahania w tonie głosu - Skoro się szykują do ataku, to nie spodziewają się napaści.
- Czy tam zaraz bez znaczenia… jednak jest ich sporo - powiedział niepewnie Eiji. - Nie wszyscy są łamagami. Jeśli chcemy im urządzić zwykłą sieczkę, to trzeba liczyć się z tym, że i oni się na niej znają.
- Pośpiech nie jest złym doradcą. Pośpiech jest żadnym doradcą - Shirkaba poparła Eijego - Możemy wysłać naszą… towarzyszkę, by ostrzegła wioskę. Zdążą się schować lub uciec - wzruszyła ramionami; los wieśniaków w zasadzie mało ją obchodził. - Sami zaś zaatakujemy, jak banda będzie osłabiona, a ich towarzysze nie zdążą przyjść im z pomocą. Rozwaga też jest cnotą samuraja, nie tylko odwaga - dodała z przyganą.
- Zgadzam się z moją przedmówczynią - skinął Atsushi głową w kierunku Shirakaby. - Ostrzeżeni wieśniacy zdołali by uciec, przez co wioska poniosła by szkody nie w ludziach, lecz zaledwie w dobrach materialnych. Dodatkowo zwiększylibyśmy nasze szanse na zwycięstwo, poprzez wymarsz cześć bandytów. Pozostaje tylko jedno pytanie… czy ta dziewczyna, zdąży to zrobić na czas, albo czy nic ją po drodze nie zatrzyma? W takim przypadku, po jej złapaniu moglibyśmy stracić podwójnie. Uwikłani już w walkę, zostalibyśmy zaatakowani od tyłu przez powracających bandytów, natomiast nasi wrogowie, zanim by do nas wrócili, mogliby się podzielić i zniszczyć też wioskę…
- Eiji-san mówił, że dopiero wyruszają, ale jeśli mają konie… sama dotrę szybciej, ale czy tak szybko? - myślała na głos wieśniaczka.
- Eiji-san zawiezie cię do twej wioski, a potem nawróci. Tak będzie najszybciej. Nawet jeśli bandyci mają konie, to na pewno nie wszyscy wyjaśnił swoje rozumowanie Kuroichi.

Łuczniczka pokręciła z dezaprobatą głową
- Za dużo ryzykujemy. Eiji-san nie zna tutejszych ścieżek, jeśli będzie wracał, może natrafić na podjazd… - zawiesiła głos, zostawiając resztę wyobraźni towarzyszy - Możemy poświęcić tylko jedną osobę - dodała twardo. - To bandyci są naszym celem, i na nich musimy się skupić.
- Brzmi to dość… okrutnie - mruknął Eiji krzywiąc się niewesoło.
- Droga wojownika jest wymagającą ścieżką - Shirakaba wydęła z niesmakiem wargi - I nie ma na niej miejsca na wątpliwości. Tracimy czas; możemy również zostawić wieś samą sobie...co zdecydowanie zwiększy nasze szanse - rzuciła szybkie spojrzenie Eriko - Mamy trzy drogi przed sobą, Eiji-san. Wybierz jedną z nich, póki jeszcze możemy wybierać - uśmiechnęła się lekko.
- Ja… - mruknął niepewnie, spuszczając głowę. - Lepiej jeśli zostanę z wami. Wciąż będzie ich bardzo dużo i każdy miecz się liczy.
- No to... postanowione.- stwierdził po długim milczeniu ronin. - Eriko wraca do wioski, konno lub pieszo. I tak powinna być szybsza niż niezdyscyplinowany oddział bandytów. A my atakujemy… z kilku stron na raz. Niech bandytom wydaje się, że jest nas więcej niż w rzeczywistości. Wywołamy pożary z pomocą Shira-san… one wraz zaskoczeniem dadzą nam przewagę w walce.
Eriko otworzyła usta gniewnie, ale udało jej sie pomyśleć zanim coś powiedziała. Jej szanse na to by zmienić zdanię reszty, były bliskie zera. Tylko marnowałaby czas.
- Rozumiem… - powiedziała zwieszając głowę. - Nie umiem jeździć konno więc pójdę pieszo do wioski…
- Możesz zostać - zgodziła się łaskawie łuczniczka - I postarać się nie przeszkadzać. Może coś w ten sposób udowodnisz, choćby sobie - odwróciła się w kierunku osady bandytów i spojrzała w niebo - Ruszajmy, Kuro-san - i nie kierując swoich słów do nikogo konkretnego, rzuciła jeszcze, chyba na pocieszenie Eriko - Chłopi się obronią...albo chwalebnie zginą. Nikt nie da się zniewolić dwa razy.

Bez dalszego, zbędnego przeciągania, ruszyli szybko na punkt obserwacyjny. Słyszeli i widzieli jak w ustępującej powoli ciemności, w kierunku wioski pędzą liczni jeźdźcy. Osada bandytów nagle wydała się znacznie spokojniejsza. Na dziedzińcach, na zewnątrz nie było w zasadzie nikogo. Nie trudzili się nawet wartami.

- Jesteście pewni że to dobry moment aby zaatakować? - zwrócił się mnich do towarzyszy. - Mało prawdopodobne, ale jeśli to jakaś pułapka? Może warto jeszcze raz to przemyśleć?
- No… nie wiem...Pułapka, bo się rozdzielają?- zastanowił się Kuro, drapiąc za uchem.- I tak mieliśmy ich zaatakować bez względu na liczbę, ne? Raczej generał uznał, że ruszy na wioskę, by nas zaatakować uważając, że… nie jesteśmy na tyle szaleni, by zaatakować go w jego własnej umocnionej siedzibie. Logicznym jest, że powinniśmy się teraz umacniać w tamtej wiosce, by obronić przed kontrofensywą… zważywszy jak mało nas jest. Nasz atak, jest sprzeczny z doktryną wojenną. I dlatego może się powieść. Nie gramy w shogi według zasad, które zna.
- Kuro-san słusznie zauważył, że wódz rozbójników postąpił zgodnie ze sztuką wojenną i drogą wojownika...w przeciwieństwie do nas - głos Shirakaby wręcz ociekał grzecznością i uprzejmością - Co wedle jego wiedzy da nam zwycięstwo...kosztem honoru - spojrzała spod brwi na mnicha - Rozumiem Twoje obiekcje, Atsushi-sama. Ale swoimi czynami ci…”ludzie”..nie zasłużyli na godną walkę i dobrą śmierć - dodała z obrzydzeniem, jakby się usprawiedliwiając
- W takim razie przejdźmy do rzeczy. - mnich przytaknął kobiecie i złapał za swoją broń.

***



Niedługi czas później Shirakaba spojrzała w kierunku wioski bandytów zza osłony okolicznych drzew. Jej towarzysze zniknęli, i korzystając z osłony ciemności, mieli zamiar wspiąć się przez otaczający wioskę ostrokół do środka. Przed nią sterczały wbite w ziemię długie strzały, owinięte szmatami nasączonymi oliwą. Dziewczyna ostrożnie przyłożyła grot jednej z nich do stojącej u swoich stóp latarenki, i kiedy płomień przeskoczył na drzewce pocisku, nałożyła strzałę na cięciwę. Mierzyła starannie i wysoko; kiedy puściła palcami napiętą strunę, ognisty pocisk wystrzelił niemal pionowo w powietrze, by gwałtownie opaść nad jedną z chat, uderzając wprost w pokryty słomą dach...

Łuczniczka nie czekała dłużej; chwyciła kolejną strzałę i posłała kolejny płonący pocisk w widoczne w oddali budynki.
 
__________________
"Polecam inteligentną i terminową graczkę. I tylko graczkę. Jak z każdą kobietą - dyskusja jest bezcelowa - wie lepiej i ma rację nawet jak się myli." ~ by Aschaar [banned] 02.06.2014
Nieobecna 28.04 - 01.05!
Autumm jest offline  
Stary 27-11-2013, 16:21   #37
 
Fearqin's Avatar
 
Reputacja: 1 Fearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłość
Eriko biegła tak szybko jak mogła, choć wiedziała, że w ten sposób wolniej dotrze do wioski. Zmęczenie szybko da jej się w we znaki i opadnie z sił. Może nawet zemdleje i następnego dnia przybędzie do domu, by zastać jedynie jego zgliszcza. Bandyci nie odpuszczą im drugi raz. Nie będzie więzienia. Skończy się tak jak w Rourchi.
Jednak oni też będą w jej wiosce, najwcześniej o poranku. Do tej pory zawsze atakowali pod osłoną nocy, a tym razem z nią nad sobą wyruszyli.
Eriko w końcu się zatrzymała. Dyszała ciężko i ociekała potem, zlepiającym jej długie, teraz pełne liści i strzępów gałązek włosy. Pasek materiału z jednego z jej geta zerwał się niemal całkowicie i zaraz miała zostać bez jednego buta. Kimono też się rozplątywało i opadało, przez co musiała co raz naciągać je na ramię. Musiała przystanąć, choć bardzo tego nie chciała. Zdrowy rozsądek i jej własne ciało kazało jej odpocząć.
Usiadła więc pod drzewem, na miękkim i przyjemne chłodnym o tej nocnej porze mchu, oparła głowę o korę i zamykała raz jedno, raz drugie oko, by każde mogło wypoczywać gdy drugie czuwało. Wsłuchiwała się w leśne odgłosy życia, choć jej własny, okropnie szybkie i głośne bicie serca, zagłuszały je.
Nawet jeśli by wojownikom udałoby się wyczyścić Rourchi z bandyckiego spaczenia, zabić Anzai'a, to na co jej to? Jeśli jej wioska spłonie o poranku, czekało ją życie żebraczki, albo dziwki, na gejszę była za głupia, za biedna i niewykształcona. Mogła też po prostu zginąć, czy to z ręki bandyty, by dopełnić losu swego domu, czy ze swojej, choć honoru w tym nie było, ale celu nie mniej niż w dalszym życiu, po utracie wszystkiego prócz funkcji życiowych.
Jej myśli krążyły po coraz to smutniejszych torach, łzy nie nadchodziły mimo to. Przyszła jedynie obojętność, spokój, może z powodu zmęczenia, bo na pewno nie przez brak troski. W końcu wszystko zamieniło się w sen.

***

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=fIqNveNdkgU[/MEDIA]

Shirakabę niewiele obchodziło zdanie żywych wieśniaków. Właściwie to wcale. Tym bardziej nie przejmowała się tym co martwi farmerzy pomyślą o paleniu ich chat, w których koczowali bandyci, ich zresztą mordercy. Może i by byli wdzięczni za to, że ktoś wyłupie im oko, za to, że oni wyłupali im, ale na ogień reagowali za szybko. Właściwie to po trzech płonących strzałach, które wylądowały na dachach, wszyscy zaczęli wybiegać na dwór, z broniami gotowymi do walki, do mordu i rzezi, na co tylko wskazywały ich parszywie uśmiechnięte, złowrogie gęby i kurczowo zaciśnięte z podniecenia dłonie.
Jedynie jedna twarz, gdzieś w głębi zbierającej się małej armii nie uśmiechała się. Uważny wzrok obiegał z placowego wzniesienia, niemal przy rozpadlinie, rozpoczynająca się, nierówną walkę, a obok tej twarzy i tego wzroku stał rozradowany Mikado, szukający wzrokiem Atshushiego, choć nie był zdolny do walki.
W wiosce nie ostał się ani jeden koń, żaden z nich jednak nie poniósł żołnierza Anzai'a. Ani jeden. Mniej niż czterdziestu chłopa, szukało teraz po wiosce mnicha i dwóch samurajów, którzy widząc, że dokonali złych kalkulacji, zrezygnowali i zaczęli chować się, po domach, które jeden po drugim zaczynały płonąć. Żaden jednak z bandytów się tym nie przejmował. Po tej nocy, czekało na nich lepsze miejsce. Biegając i krzycząc, szukali ciągle Kuro, Eijiego i Atshushiego, którym miejsca do kryjówek po tej stronie rozpadliny brakowało, szczególnie przy tak żądnych mordu i walki bandytach. Mogli stoczyć nierówną walkę na otwartym polu, gdzie polegliby zapewne w parę sekund, lub spróbować przebić się do mostu, dalej na drugą stronę wioski i odciąć drogę powrotu, drogę do Shiry.

Shirakaby, która na chwilę zaprzestała ostrzału, dzięki narastającemu światłu, ale i odgłosom. Te zagłuszyły nieco dźwięki z tyłu, ale zdążyła się odwrócić, by dostrzec jak po pagórku, z zarośli, zbiega w jej stronę sześciu wściekłych mężczyzn. Cofnęła się podnosząc jedną ze strzał, owinięta w szmatę, ale nie za grubo, wystrzeliła i strzał był celny, ale odległość nie pozwalała na więcej. Jeden z szarżujących przewrócił latarenkę, ogień przeniósł się szybko na trawę, na oblane oliwą strzały. Ogień zaczął rosnąć, a bandyci nie dawali Harate wielkich szans na ucieczkę, czy ewentualne przeżycie.
- Nie zabijać jej! Od wczoraj żadnej nie miałem!
Wczoraj... jak mógł posiąść jakąś kobietę, skoro wszystkich wieśniaków z Rourchi dawno wymordowali, zbyt dawno by popełnić nawet takie plugastwo jak nekrofilia...
Wczoraj...

***

- Wczoraj... dali nam więcej wody, trochę ryżu i spytali kto to na koniu jeździć umie - wieśniak kaszlnął parę razy i syknął z bólu, gdy Eriko mocniej zacisnęła węzeł na prowizorycznym opatrunku na jego złamaną rękę, zrobionym z kawałka kimona i mocnego patyka. Spojrzał na niesfornego konia, który teraz podżerał trawę. - Mieliśmy koni sami, nie tylko oni przywieźli je do wioski. Musieliśmy my umieć, bo do miasta daleko, trzeba było jeździć, sprzedać i szybko wrócić by znów zrobić. Wóz też ciężko ciągnąć taki kawał po tych szlakach. No, ale wszystkim nie dali konia - westchnął ciężko smutniejąc. - Część zabili tam w magazynie, gdzie to nas trzymali. Jak noc zastała nas, to dali te konie, a martwych do kanionu wrzucili. To i pojechali my.
- Ich dowódca wam powiedział, że jesteście wolni? - zdziwiła się Eriko.
- Dowódca ich na smutnego człowieka wyglądał, ale nie mówił nic. Stał tylko i mówiono za niego. Nawet miecza przy sobie nie nosił, a inni to się z nimi odnosili, jak z wielkim... no wiesz dziewucho co se nadrabiali mieczami - powiedział wzdychając znów.
- Nie jest mi do śmiechu! - warknęła. - To co za niego mówili?
- No, że... oj, że... że do Rourchi powrotu nie ma, że oni to se znajdą nowe miejsce. My pewnie mieli tylko stracha nanieść ludziom do łbów - splunął, po czym przyłożył zdrową rękę do serca. - Klnę się na bogów, nikogo straszyć nie będę. Córkę mi zabrali, żonę, w wiosce mieszkać nie będę. Konia ma, do miasta pojadę, sprzedam i z kuzynem przy glinie będę robił, wkupię się mu w interes na start za konia i o. Niech se bandyci mają te przeklęte góry i lasy. Nie dość, że oni się tu pałętają, to, że te gnidy...

Eriko spojrzała na pomarańczowe niebo. Wczoraj w nocy bandyci zostali w wiosce, spodziewając się ataku. Wiedzieli, że są obserwowani, wypuścili wieśniaków w nocy, strasząc ich by uciekali galopem. Z daleka stojący na straży Eiji nie dostrzegł kim są jeźdźcy i pochopnie zaatakowali... teraz, gdy patrzyła na te wschodzące słońce, symbol nadziei na szczęście w nowym dniu, była tak smutna, jakby już miała nigdy nie zobaczyć kolejnego wschodu.
 
__________________
Pół człowiek, a pół świnia, a pół pies

^(`(oo)`)^
Fearqin jest offline  
Stary 10-12-2013, 17:28   #38
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację

Kuroichi był w swoim żywiole. Zamaszyste ruchy miecza rozcinały ciała, odcinały członki...




Ronin walcząc w bitwie nie czuł strachu, jedynie ekscytację. Był w swoim żywiole. Tak jak ryba potrzebowała wody… tak on pragnął wojny i godnych siebie przeciwników. Po to się narodził dwa razy w życiu. Perspektywa śmierci więc nie przerażała Kuro. Wiedział, że któregoś dnia zginie. Równie dobrze mógł dzisiaj.
Ale nie zamierzał dać zginąć Shirakabie. Dziewuszka była na to za młoda by umrzeć. I za dumna by uciec.
Kuroichi się nie ukrywał. Nie widział powodu, by się kryć. Zamaszyście tnąc no-dachi zarówno ciała jak i powietrze i rycząc niczym dzika bestia kierował się w kierunku łuczniczki, nie zważając na nic.
Był jak tornado… niepowstrzymany i nieujarzmiony. Był jak tygrys. Ktokolwiek stawał na jego drodze ginął od jego metalowego kła. Był znów wzbudzającym strach bushi… Jak on tęsknił za tym uczuciem.

Co mu tu jednak sprzyjało? Na pewno nie bogowie… szczęścia tu nie widział, los przewrócił stronę w jego księdze. Miał teraz tylko siebie, gdzieś tam szamotał się Eiji, Kuro wybiegł przed innymi z ostatniej chaty, w której mogli się ukryć i teraz wszyscy byli rozdzieleni. Jednak wszyscy zmierzali do bramy. Kuroichi miał tę drogę zagrodzoną przez około dwudziestu ludzi, reszta biegła w stronę jego, lub Eijiego, który cofał się w stronę mostu.
Kuro miał lekką przewagę nad większością tutejszych wrogów. Dzierżyli katany, z łuku do niego nie strzelali, by nie zranić swoich towarzyszy, szarżujących by zarżnąć go bardziej boleśnie i powoli. Gdzieś tam z tłumu wystawały włócznie.
Zdołał już jednak ukatrupić trzech, nieco bardziej oddalonych od innych. Były to jednak pojedyncze, szybkie cięcia w biegu, którego nie przerywał. Rzeczywiście czuł narastająca w nim furię, nie dorównywała jednak ona tej podczas walki z opętanym starcem, o ile była to jego walka… Której zresztą w zasadzie nie pamiętał. Co się wtedy właściwie… stało?
Nieważne!
Te myśli przeszkadzały. Te myśli nie miały znaczenia. Oddech, obrót ciała, cięcie szybkie i błyskawiczne. Mordercze. Bieg… Kolejne cele w polu widzenia. To się liczyło.
Wszystko inne było bez znaczenia.

Kuro skupił się na biegu, długie nogi pozwalały mu uzyskać przewagę dystansu, ale znowu spotykał kolejnego wroga, szybki obrót, atak, kolejny i trzeci kończył dzieło. Byli całkiem nieźli, potrafili się obronić raz i drugi, póki co jednak żaden nie miał szansy na kontrę. Już sześciu na koncie. Oddychał coraz ciężej, krew z jego ubrania i broni, śmierdziała coraz bardziej, grupki za duże by mógł z nimi walczyć nie narażając się na pewną śmierć były coraz bliżej. Na wolnej przestrzeni przed bramą dostrzegł Atsuhiego, chyba był ranny klęczał przed młodym bandytą, który też nie miał się najlepiej.
Nie dane jednak było mu oglądać tę scenę długo. Zza jednej z chat drogę zagrodziło mu trzech uzbrojonych mężczyzn, z czego jeden miał włócznię, pozostali dzierżyli katany. Jeśli się zatrzyma, dogoni go reszta, jeśli tego nie zrobi, pewnie nadzieje się na ostrza.
Musiał zdecydować, które ryzyko będzie mniej… ryzykowne.
Zamiast zwolnić Kuro przyspieszył. Bitwa wszak to nie czas na wahanie. Trzymając no-dachi lewą ręką, prawą sięgnął ku rękawowi kimona wyciągając ukryte w nim tanto.
Po czym zamachnął ręką i cisnął sztyletem tanto wprost w klatkę piersiową włócznika. Z całej trójki on był bowiem najgroźniejszy. Kuroichi zamierzał uderzyć potem na pozostałą dwójkę i wykorzystując przewagę długości jaką miał dzięki no-dachi zneutralizować zagrożenie jakie oni stwarzali. Wystarczyło wszak tylko ranić, by zniechęcić ich do dalszej walki i ewentualnego pościgu. Nie zamierzał się bowiem zatrzymywać na pojedynek, tylko ciąć bez zatrzymywania się, czy zwalniania.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 10-12-2013 o 17:32.
abishai jest offline  
Stary 10-12-2013, 21:28   #39
 
Autumm's Avatar
 
Reputacja: 1 Autumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputację
[MEDIA]http://fc04.deviantart.net/fs14/f/2007/071/6/2/Samurai_by_akyra.jpg[/MEDIA]

Łuczniczka była zaskoczona. Skąd bandyci wiedzieli o ich planie? Czyżby po raz kolejny dali się zwieść kłamliwym słowom i to Eriko zdradziła ich plan Anzaiowi? Teraz jednak nie było czasu na zastanawianie się nad tym, co zawiodło.

Pięciu przeciwników...Shirakaba była dumna z swoich umiejętności i przekonana o własnej doskonałości we władaniu orężem, ale nie łudziła się aż tak mocno, by nie rozumieć dramatyzmu sytuacji, w której się znalazła. Jednego była pewna - nie pochwycą jej żywcem. Chwyciła w lewą dłoń tanto i przyciśnęła chłodny metal do brzucha. Kiedy osłabnie poza możliwość obrony, starczy jej jeszcze siły, by wbić sobie sztylet w serce albo żołądek; śmierć była lepszym końcem jej podróży niż hańba.

Odrzuciła łuk w bok, by nie zawadzał jej podczas walki, i by nikt w zamieszaniu nie uszkodził delikatnej konstrukcji. Wdech. Wydech. Uspokoić swoją duszę, przygotować się do nadchodzącego starcia. Żarłoczyny ogień zaczął pochłaniać okoliczne trawy, łuczniczka przesunęła więc tak, by płomienie przynajmniej częściowo osłaniały jej flankę od szarży napastników. Pomarańczowy odblask pełgał na odsłoniętym ostrzu katany Shirakaby i w rozpalonych oczach napastników. Przesunęła obnażone ostrze nieco za plecy, tak by nie można było przewidzieć, skąd padnie pierwszy cios. Usta zacisnięte w wąską kreskę, pewny chwyt na dwóch rękojeściach i głęboki oddech w rytm powtarzanych w umyśle szermierczych nauk. Była gotowa.

Kiedy podniosła na przeciwnków ciemne oczy, nie pozostało w nich nic więcej niż skupienie i obietnica śmierci. Ich lub jej.

Zaraz za nią był spory spadek na drogę, można się było nieźle połamać. By skutecznie ją atakować, naprzeciwko niej nie mogło znaleźć się więcej niż trzech, na szczęście nie mogli jej aż tak otoczyć. Za plecami mieli ogień. Nie bali się jednak niczego, upadku, ognia, czy kobiety z mieczem, choć wiedzieli, że nie jest byle kim.

Dobrze zgrani, wiedzieli, że za bardzo tłocząc się wokół niej, będą sobie tylko zawadzać, trzech wysunęło się na przód, chcąc zaatakować niemal jednocześnie. Ucieczka w tył była… nie była ucieczką. W lewo, gdzie ogień jeszcze nie trawił nastroszonej trawy, mogła próbować uskoczyć, co jednak też było ryzykowne i dałoby pozostałej dwójce możliwość dołączenia do flanki. Przewaga zdawała się miażdżąca, po postawach i ruchach bandytów, wiedziała, że nie jest to ich pierwsza walka, przeciwko komuś lepszemu w walce od wieśniaków. Oprócz swoich umiejętności do dyspozycji miała tylko ogień i stromy, kamienisty spadek w dół. Tak jak i oni.

W tych długich sekundach, które dzieliły biegnących mężczyzn od stojącej nieruchomo Shiarakaby, przez głowę przebiegały jej kolejne obrazy, wyuczone sekwencje kolejnych ruchów, które nieodmiennie kończyły się wybuchem czerwieni z jej trzewi. Nie mogła zostać w miejscu i biernie czekać na to, co się wdarzy. Najlepszą obroną jest atak. Przewaga należy do tego, kto potrafi wyjść naprzeciw przeciwnikowi, w chwili najbardziej ku temu odpowiedniej. Shirakaba wolała zawsze korzystać z błędów wrogów, którzy w swej głupocie i pysze nie docenili młodej wojowniczki, ale pamiętała i o tych naukach.

Zrobiła krok do tyłu, jakby zamierzała cofnąć się przed nadciągająch szerokim frontem bandytów. Ale to był tylko krok, który miał dać jej niezbędny pęd i siłę; wybiła się ze stopy i pobiegła na spotkanie wrogów, trzymając miecz nisko, przy lewym boku. W ostatniej możliwej chwili uskoczyła w bok, tak, by minąć najbardziej skrajnego bandytę dosłownie o milimetry. Niemal poczuła ostry zapach potu i brudu mężczyzny, kiedy całą siłę włożyła w poderwanie ostrza miecza do góry, usiłując ciąć bok przeciwnika pod ostrym kątem.
Katana nie byłą siekierą. Nie chodziło w jej używaniu o siłę ramion, o odpowiednio wielki zamach barkami. Pierwsze szły nogi, siła wychodziłą z bioder, barki zaczynał cięcie, ramiona kierowały, nadgarstki kończyły. Jak najkrótsze cięcia, mało które trafienia przez samuraja, nie kończyło się śmiercią. Nie inaczej było w tym przypadku. Manewr choć ryzykowny i trochę za długi, udał się dzięki dezorientacji przeciwników. Duch walki, okrzyk bojowy… to co najważniejsze było na treningu ginęło gdzieś w walce, choć tak bardzo mogło pomóc. Teraz Shira znalazła się między dwoma wrogami z przodu i dwoma z tyłu… oni swoich okrzyków bojowych nie mieli, żaden nie chciał tym sposobem przestraszyć kobiety, rozproszyć jej, zmylić co do przewidywania zamiarów. Walka choć była fizyczna, nie toczyła się tylko na miecze. Na nich się kończyła. Prawdziwy samuraj nie mógł o tym zapominać. Możliwość ataku i obrony, to nie wszystko.

- Po prostu odłóż miecz, najemna szmato - powiedział jeden, kiedy wszyscy się zatrzymali i bardziej rozrzedzili by lepiej ją otoczyć, poobserwować jej ruchy, niech sobie popatrzy i pomyśli, który zaatakuje pierwszy. - Możesz się z nami dobrze zabawić. Umiesz walczyć, jesteś pewna siebie… tylko jęzor masz cięty, a tego nie chcielibyśmy cię pozbawiać! - ryknął śmiechem jeden z nich. Miał roztrzepaną, czarną fryzurę i odsłonięty, umięśniony i naznaczony bliznami i tatuażami tors. Oblizał wargi i zakręcił efektownego, podwójnego młynka kataną na nadgarstku. Może i wiedział jak machać mieczem, jak ciąć i pchnąć, ale nigdy nie miał szkolenia godnego samuraja. Nie znał prawdziwych zasad walki…

[MEDIA]http://www.marksparacio.com/images/graphics/shi10thanniversarycover.gif[/MEDIA]

Wdech. Wydech. Shiarakaba dyszała, zmęczona ostrym biegiem. Czuła zapach palonej trawy i ciepłej nocy. Na jej koszuli pyszniła się lepka pręga krwi zabitego bandyty; podniosła dłoń i powoli starła resztkę czerwonej cieczy z podbródka i szyi. Rozejrzała się wokół: czwórka wrogów. Zła liczba, cyfra śmierci, shi. Teraz, kiedy jeden z mężczyzn dogorywał za jej plecami, śmiertelnie cięty w bok, sytuacja stała się czysta i jasna, jak ostrze miecza. Puściła mimo uszu gadkę mężczyzny; cokolwiek by nie zostało powiedziane, droga naprzód wiodła tylko przez śmierć i żadne zapewnienia ani czyny nie mogły tego zmienić. Być może wieśniakom i prostaczkom zdawało się, że walka jest czymś, co można przerwać na życzenie, słowem czy gestem. W myślach łuczniczki jednak wszyscy, łącznie z nią samą, byli już martwi. I tylko taki koniec miał znaczenie i sens. Cokolwiek innego, poddanie się, ucieczka, kompromis… byłoby hańbą, zdradą ideałów wojownika. Urodziła się i została wychowana, by zabijać… i być zabitym, a jej słowo było jej życiem. Nie musiała przysięgać, ani zaklinać się na bogów; decyzja zapadła już dawno, kiedy zdecydowała w Orishi, że wyruszy w góry, przegnać bandę Anzaia. I nic nie mogło jej zmienić. Nawet jej własna śmierć.

Strzepnęła krew z miecza oszczędnym gestem, opuszczając broń ku ziemi. Uspokoiła oddech. Mów, zagłusz swój strach, swoje wątpliwości. Mów, by przekonać siebie, że ta młoda dziewczyna nie jest wcale zagrożeniem, choć przed chwilą zabiła człowieka. Mów. Jesteś słaby i właśnie przegrałeś walkę. To nie miecz zabija. Zabija siła woli, potęga ducha. Nie masz jej, skoro maskujesz swój lęk słowami.

Odwróciła głowę w kierunku gadającego mężczyzny i podniosła na niego oczy.
- Dużo mówisz, jak na trupa - powiedziała cicho - Jestem twoją śmiercią - odchyliła lekko czubek miecza, a ostrze odbiło blask płomieni - Więc, proszę, chodź do mnie. O ile starczy ci odwagi - rozciągnęła usta w krzywym uśmiechu, by do końca sprowokować bandytę.

Mężczyzna zechciał więc przejąć inicjatywę. Zarówno wśród swoich kompanów, jak i względem przeciwniczki. Ruszył pierwszy, sekundę po nim Shira wyczuła ruch za swoimi plecami. Nie jedna technika została stworzona by pokonać dwóch przeciwników jednym czy dwoma cięciami. Każda narażała ją na niebezpieczeństwo. Co teraz nie znaczyło właściwie nic.

Wykonała szybkie fumikomi w stronę pierwszego, by zwiększyć dystans do przeciwnika z tyłu. Krótkie spojrzenie na ruch wroga dało jej całą wiedzę jakiej potrzebowała. Wylądowała sprawnie i stabilnie ze skoku, uniosła miecze do góry układając go w poziomie i pociągnęła dalej, skręciła i przecięła brzuch mężczyzny, który odsłonił go, próbując zaatakować ją na od góry, na głowę. Okręciła się na pięcie, na wpół kulnięta, podnosząc się wykonała podobny ruch jak poprzednio. Odsłoniętą miała tylko głowę więc i tam spodziewała się ataku. Taki sam blok i taka sama kontra, wyprowadzona przy szybkim, ponownym przykucnięciu.

Dwóch kolejnych już było przy niej i miało miejsce, gdy ich kompani padali na ziemię martwi.

Obrót i blok, atak na tego z drugiej strony z wyskoku. Jednak chociaż się udał i dystans od wroga za jego plecami zwiększyła, to i tak udało mu się rozciąć porządny kawałek jej pleców. Spod łopatki, aż do przeciwległego końca pleców. Rana raczej nie była głęboka. Wiedziałaby gdyby miecz przeszedł przez kręgi kręgosłupa… Mimo to, porażona bólem padła na brzuch do przodu, niemal nadziewając się na własny miecz…

Szybko się obróciła, ziemia i trawa chłonęła krew z jej pleców potęgując ból. Parszywomordy bandyta chwycił miecz na odwrót, chcąc przybić Shirę do ziemi. Ostrze powędrowało w dół, zmieniając tor lotu w kierunku jej twarzy, gdy jego właściciel nadział się na wystawiony szybko miecz Shiry…

Okrutnie zapiekł ją policzek, gdy uchylając nieco głowę, rozminęła swoją szczękę z kataną wroga i milimetry. Krew sączyła się teraz z jej prawego polika mieszając się z tą, która skapywała z leżącego na niej, śmierdzącego bandyty, który ostatkiem sił, dławił się swoją krwią, by zaraz nią kaszleć tuż obok jej twarzy.

Ostatkiem sił podniosła lewą dłoń i uderzyła nią na oślep, raz, drugi, trzeci. Któryś cios sięgnął celu; trafiony w oko mężczyzna wierzgnął, wyrywając ostrze ze zmęczonych palców dziewczyny i skonał. Shiarakaba poczuła jeszcze jak przez spodnie przesiąka jej ciepła plama moczu, kiedy puściły zwieracze trupa.

Było jej w tej chwili wszystko jedno. Niebo nad nią wirowało w powolnym rytmie, gdzieś z tyłu słyszała dalekie odgłosy nawoływań i krzyki. Woń ognia, śmierci i ludzkiego potu mieszała się w powietrzu w cuchnącą kombinację, a ból pleców i twarzy to przygasał, to zaogniał się znów. Ze zdrętwiałych od ciągłego zaciskania palców wysunęła się jej katana i spadła na trawę. Trzeba...trzeba wstać, odszukać łuk, opatrzyć rany...wiedziała, że musi to zrobić, że zaraz zapewne nadciągną kolejni bandyci, ale ciało nie chciało jej słuchać. Zaraz...zaraz to zrobi.

Przewróciła się na bok i zwymiotowała z wysiłku, stresu i obrzydzenia, krztusząc się i charcząc. Nitki śliny kapały z jej pogryzionych i wyschniętych warg. Wyglądała jak i czuła się niczym najgorszy gnój: drżąca, brudna, spocona i zakrwawiona, z trudem panująca nad drżącymi mięśniami.

Ale zwyciężyła.

Tylko to było ważne.
 
__________________
"Polecam inteligentną i terminową graczkę. I tylko graczkę. Jak z każdą kobietą - dyskusja jest bezcelowa - wie lepiej i ma rację nawet jak się myli." ~ by Aschaar [banned] 02.06.2014
Nieobecna 28.04 - 01.05!
Autumm jest offline  
Stary 10-12-2013, 21:51   #40
 
Temteil's Avatar
 
Reputacja: 1 Temteil jest na bardzo dobrej drodzeTemteil jest na bardzo dobrej drodzeTemteil jest na bardzo dobrej drodzeTemteil jest na bardzo dobrej drodzeTemteil jest na bardzo dobrej drodzeTemteil jest na bardzo dobrej drodzeTemteil jest na bardzo dobrej drodzeTemteil jest na bardzo dobrej drodzeTemteil jest na bardzo dobrej drodzeTemteil jest na bardzo dobrej drodze
[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=3h0heT3sVas[/MEDIA]

Atsushi nie miał ochoty na nie prowadzącą do niczego innego jak śmierć i cierpienie przemoc. Zamiast postąpić nagle i bez przemyslenia, tak jak szarżujący właśnie wojownik, on wolał stronić od bezpośredniej walki i oszczędzać siły na pomoc otoczonej kobiecie. Zawdzięczał jednak Kurochiemu to, że poprzez swoją gwałtowną szarżę skupił on na sobie uwagę większości zbójców latających teraz z broniami w dłoniach, po wiosce. Mnich rozejrzał się szybko w okół, i nie widząc nikogo w okół siebie, zaledwie tylko grupę bandytów goniących ronina, stanął na kilku zalegających przy ścianie jednej z chat skrzyniach, złapał się skośnego dachu i podciągnął do góry. Miał nadzieję że nie był on aż tak śliski, by spaść i przez to dać znak bandytom o swoich zamiarach.
Nikt go jednak nie zauważył, pomimo braku gracji ruchów równym wojownika. Wspiął się na dach chaty, jednej z tych, która uniknęła jeszcze ognia. Eiji podążył zaś za Kuroichim, zwracając ku mnichowi tylko jedno spojrzenie, pełne braku zrozumienia.
Mężczyzna spojrzał po wdrapaniu się cudem na pokrycie chaty w dół. Pomimo dziwacznego wzroku swojego towarzysza, nie zamierzał on zmienić swojego planu i ruszyć prosto w “ogień”. Szybko, acz tak cicho jak tylko potrafił wyciągnął włócznię, które niedawno otrzymał i z rozbiegu przeskoczył na kolejny domek. Zamierzał robić to dotąd, aż albo ktoś go spostrzeże i zmusi do walki, albo dotrze niedaleko dziewczyny i będzie w stanie jej pomóc. Przez adrenalinę, chodziło mu jednak po głowie tylko jedno. Czy ta włócznia, będzie służył mu równie dobrze co niedawno stracony kij?
Skoczył sprawnie raz i drugi, korzystając z korzystnie zbudowanych blisko siebie chat, takich jednak w wiosce nie było dużo, a bandyci budując bramę pomyśleli i o tym, oddalając ją od domków. Jednak wyminął sprawnie paru bandytów nie zdających sobie sprawy z jego obecności, lgnęli oni do Eijiego i Kuro, którzy równie dobrze mogli już być martwi.
W końcu zszedł na ziemię i ruszył ku bramie. Widział na niej sporą blokadę, ale dałby radę ją odsunąć.
Mężczyzna, zatknął na prędce włócznię za swój bawełniany, podtrzymujący mnisią szatę za pas. Wiedział że niedługo może mu być ona potrzebna, gdyby na czas nie zdąrzył odblokować wrót. Podwinął rękawy, napiął i tak niewyrobione mięśnie i całą siłę jaką potrafił wykrzesać ze swojego ciała przkierował na odblokowanie bramy.
Z niemałym trudem, zwalił ciężką kłodę na bok. Gruchnęła o ziemię wzbijając w górę tumany kurzu i pachu. Atsushi zachłysnął się kaszlem, skulił w sobie by lepiej odkaszlnąć i tym samym uniknął śmiertelnej strzały. Łapiąc oddech spojrzał zaskoczony za siebie, na zagubionego łucznika, rozwścieczonego podstępną próbą ucieczki mnicha. Celował ponownie i tym razem mnich nie mógł liczyć na szczęście.
Wiedząc, że bandyta w każdej chwili może wypuścić strzałę, której przeznaczeniem będzie go przebić na wylot, natychmiast odbiegł od bramy. Szybko krążył pomiędzy wszelakimi, możliwymi osłonami, by uniknąć wypuszczonego przez cięciwę łuku pocisku. Starał się być jak najbliżej szkrzyń, chatynek i dużych, transportowych dzbanów, by zdekoncentorować, a zarazem uniemożliwić wystrzał łucznikowi. W jednej chwili chwycił za swą włócznię i nadbiegając właśnie zza jednego z domków, skierował ją w stronę bandyty, schylając się przy tym nieco i szarżując prosto na niego.
Niecelnie strzelając dwa razy, stracił nieco pewności siebie. Gdy mnich wyszedł na ostatnią prostą, nie wiedział czy sięgnąć po kolejną strzałe, czy po miecz. Rzucić łuk, wyjąć miecz… miały krótszy zasięg od włóczni. Sięgnąć po strzałę, nałożyć, naciągnąć cięciwę, wycelować… Strzelił. Nie miał jednak czasu na celowanie, strzelił byle jak, wyglądało to nieporadnie, ale było w miarę skuteczne. W połowie. Po części. Strzałą ugodziła mnicha w udo, nie powstrzymało to jednak jego szarży, po prostu sprawiło, że nieporadnie się potknął, ale dzięki temu jego atak wyszedł nawet bardziej nieprzewidywalny. Bandyta nieporadnie się odsunął, jednak od ślizgu mnicha nie mógł już uciec. Włócznia wbiła mu się brzuch, Atsushi trzymał ją lekko jedną ręką, drugą ściskając strzałę wystającą mu z nogi.
Łucznik miał niewiele ponad piętnaście lat i patrzył przerażony na kawał drewna, który sterzał mu z brzucha. Drżącymi dłońmi sięgnął za plecy… gdy tylko musnął lekko ciepłe od jego krwi ostrze broni mnicha, cofnął je nagle zachłystując się niezręcznie pobieranym powietrzem.
Spojrzał wściekle na klęczącego przed nim mnicha, który wciąż jakoś dzierżył nieszczęsny oręż. Powoli sięgnął po katanę…
Stojący przed nim, piętnastoletni chłopak, wzbudził w Atsushim falę współczucia. Najbardziej było to widoczne w jego oczach, które po części zrobiły się jakby ze szkła. Jednak wiedział, że teraz i tak już jest za późno i nie może się wachać. Chłopak może i był młody, może i czekało przed nim cały życie, ale był bandytą. A bogowie stworzyli na ziemi ludzi po to, by służyli sprawiedliwości i ich zamiarom. Nie wiadomym przecież było, ilu padło już od strzał tego młodzika. Może miał swój wkład w okolicznych napaściach. Możliwe też było że skosztował już ciała jakieś kobiety, wbrew jej woli. Z tymi zbójcami nic nigdy nie wiadomo.
Mnich przerwał swoje błyskawiczne rozmyślania. Złapał włócznię dwiema dłońmi, nie zwracając uwagi na tkwiącą w jego udzie strzałę, przyłożył trochę siły i pchnął ją jeszcze raz w stronę łucznika. W to samo miejsce, w które wcześniej, cudem trafiło ostrze.
Ból powrócił ze zdwojoną siłą i młodzieniec nie miał już innego wyboru, by runąc na ziemię, walcząć o krzyk i ostatnie oddechy.
Atsushi miał wolną drogę do bramy, jednak po lewej grupa bandytów blokowała tę drogę dla Kuroichiego, gonionego przez wielką grupę, która podobnie jak samuraj, nie opadała jeszcze z sił.
Mnich nie wiedział jak dokładnie postąpić w zaistniałej sytuacji. Mógł nadal unikać potyczki i poczekać aż ronin dosłownie staranuje bandytów, lub pomóc mu w walce, a tym samym ułatwić drogę do Shirakaby. Wybrał więc tą drugą opcję. Ścisnął mocniej włócznię i lekko kulejąc ruszył w stronę bandytów, blokujących drogę po lewej. Starał się jednak mimo to, robić to jak najciszej jak się da, aby pierwszy cios był śmiertelnym i ostatnim dla pierwszego z ugodzonych przez mężczyznę.
 
__________________
"Ani drogi do nieba, ani bramy do ziemi."
Temteil jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 10:49.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172