Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 22-10-2013, 23:14   #4
Lilith
 
Lilith's Avatar
 
Reputacja: 1 Lilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie coś
Esther, z nogami na blacie stołu, siedziała bujając się na krześle w przód i w tył w najciemnieszym kącie Grinning Goat Tavern. Zastanawiała się, w jaki sposób zakończyć całkiem przyjemny dzień. Udało jej się spieniężyć łup z ostatniej wyprawy, zidentyfikować dwa ciekawe (jak się okazało) przedmioty i kupić parę interesujących drobiazgów. Na dodatek w sakiewce pozostało jej jeszcze trochę stali.
Mężczyzna - wiadomo - przepuściłby to na wódę czy dziwki, ona jednak nie miała takich przyziemnych zainteresowań. Na razie miała w głowie dobry posiłek. Zainteresowanie nieco mniej przyziemne, każdy powie. Potem… może kąpiel w balii gorącej wody z pachnącymi olejkami. Kto wie, kiedy nadarzy się kolejna taka okazja.
Mogłaby się rozejrzeć za kolejnym zajęciem. W końcu wbrew dwuznacznej nazwie w tawernie zbierali się najemnicy i nieraz zaglądali tutaj ci, co to owych najemników chcieli nająć.

Spokojny nastrój wieczoru zmącony został przez kurdupla, który nie wiadomo dlaczego dosiadł się do niej. Całkiem jakby nie było innych miejsc. O czym nie omieszkała go poinformować.
- Mało jest wolnych miejsc? - warknęła zdejmując buciory ze stołu i z hukiem stawiając krzesło, jak przystało, na wszystkich czterech nogach.
Nie chodziło wcale o to, że nie lubiła kenderów i ich ciekawego podejścia do prywatnej własności. Nie miała nic przeciw nim. Dopóki nie “znajdywały” jej rzeczy w swoich kieszeniach.
Kender w najmniejszym stopniu nie przejął się niezbyt przyjaznym przyjęciem. Gapił się przez chwilę nie racząc ani się wynieść, ani odpowiedzieć, po czym wysypał na stół zawartość swego plecaka. Przedziwną mieszaninę różnorakich przedmiotów, z czego znaczną część Esther uznałaby za śmieci. Pogrzebał, pomieszał, wreszcie wyciągnął z tego stosu przybrudzony pergamin.
- Podarło się trochę - wyjaśnił, podając dziewczynie zapieczętowane pismo. Niegdyś zapieczętowane. - A wosk odpadł. Sam.
Jasne. Otworzyła pismo odczytując kilka linijek wstępu. Westchnęła zniecierpliwiona. Przeniosła wzrok ze zmiętej epistoły na zaglądającego jej przez ramię kendera i spojrzała na niego groźnie spod kreski ściągniętych brwi. Kender odpowiedział spojrzeniem pogodnym niczym bezchmurne niebo i beztroskim uśmiechem.
- Będzie tego! - Złożyła pismo postanowiwszy zapoznać się z nim w bardziej zacisznym miejscu i bez nadzoru wścibskiego podglądacza.
- A to skąd masz? - Usiadła nagle prosto, gdy wśród leżących na stole rzeczy ujrzała swój sztylet. Jej dłoń sięgająca do pasa natrafiła na pustkę.
- Upuściłaś, więc podniosłem, żeby ci to oddać - zapewnił ją

***

Pokryty kurzem trakt prowadzący od samej Bramy Targowej aż do Solace był zadziwiająco pusty.
- Świat schodzi na psy - mruknęła, gdy kolejny handlarz odmówił zabrania jej na wóz i podrzucenia, choćby kawałek. I to tłumaczenie, że wóz pełen. - Bodaj ci się szkapa ochwaciła - dorzuciła z całego serca. - Będę musiała ładnie wyciągać nogi, żeby zdążyć.
Co prawda gdyby się nie wylegiwała i wstała o pierwszym pianiu kura... Płaciła teraz za swoją naiwną wiarę w ludzką dobroć i bezinteresowność.
Na szczęście pogoda dopisywała. Miała co prawda pewne zobowiązania wobec Reinferie’go, ale nie aż takie, by miała się wlec w deszczu i po kolana w błocie.

Ognisko ujrzała dosłownie w ostatniej chwili.
- Niech Shinare będzie z tobą - powiedziała.
I szczęka jej opadła, gdy zorientowała się, kogo bogini postawiła na jej drodze.

***

(Trzy lata wcześniej)

Stała na palcach i przeklinała swoje zezowate szczęście.
Akurat w tym momencie w niczym nie zawiniła. Kupiła tę cholerną szkapę w dobrej woli. Zapłaciła za nią dobrą stalą. W życiu by nie ukradła takiej chabety. I co ją spotkało? Ją, Esther, a nie szkapę. Potraktowali ją, jak koniokrada i nawet nie raczyli wrócić te kilka mil i sprawdzić w gospodzie. Nie uwierzyli jej…
Niech to cholera. Usiłuje człowiek być uczciwy i taka go oto spotyka nagroda. Nie miała pojęcia, jak długo już przedeptywała na tej grzędzie z nogi na nogę. Pot, nie wiadomo - z upału czy ze strachu perlący się na czole - spływał po skroniach i co gorsza, po nosie, a ona nawet nie mogła się podrapać. Raz już próbowała potrzeć go o ramię i o mało nogi jej się nie obsunęły. Odzyskała równowagę w ostatniej chwili. Słońce prażyło niemiłosiernie, a pragnienie powoli stawało się nieznośne. Coraz częściej przymykała oczy, a wtedy, na krótkie na szczęście chwile, traciła kontakt z rzeczywistością.
Sama nie wiedziała, czy warto było dalej przedłużać tę mękę, ale coś w niej, głęboko, za wszelką cenę trzymało się maleńkiego skrawka nadziei i walczyło o każdą sekundę życia..

Widok był nietypowy.
Szczupła sylwetka stojąca na chybocącym się kamieniu. I lina, łącząca szczupłą szyję z grubym konarem, dobry metr nad jej głową. Ktoś miał, zaiste, spaczone poczucie humoru.
- Gdzie posiałaś konia? - spytał zaskoczony Argaen.
Wyciągnął sztylet i ruszył szybkim krokiem w stronę dziewczyny. Przeciął sznur. Chyba w dobrym momencie, bo niemal w tej samej chwili kolana jej się ugięły i wpadła mu prosto w ręce. Nie wiedziała, czy radość, czy zmęczenie odebrało jej siły. Usiadła, gdy tylko jej wybawiciel postawił ją na ziemi.

- Kto ci to zrobił? - spytał Argaen przecinając sznur krępujący jej dłonie i sięgając po bukłak. - I dlaczego?
Podbite oko, rozcięta warga i zaschnięta krew pod nosem świadczyły dobitnie o tym, jak wcześniej potraktowano dziewczynę.
Nie odpowiedziała, rozkoszując się kolejnym łykiem wina. I następnym. I jeszcze jednym. Gdy wreszcie skończyła w bukłaku niewiele zostało. A i tak oddała go z pewnym żalem.

Argaen czekał cierpliwie.
- Kupiłam konia od niewłaściwego handlarza - wychrypiała z pewnym trudem, rozcierając nadgarstki.
- Nie był właścicielem? - Argaen pokiwał głową. - Widziałem was w gospodzie. Wyglądał całkiem uczciwie.
Wyraźnie odetchnęła.
- Przynajmniej ktoś mi wierzy. Zapamiętam tę koźlą mordę do końca życia. - Odsapnęła po przemowie. - Mogę jeszcze? - Skinęła głową w stronę bukłaka.
- Proszę. Postawi cię na nogi.
- Albo pozbawi czucia. - Westchnęła, kiedy znów poczuła smak wina. Przytrzymała je w ustach.
- Coś ci jeszcze zrobili? - spytał. - Prócz tego oka? Nie złamali czegoś? Żebra masz całe? Boli cię coś?
Przełknęła wino i pokręciła się przez chwilę wyginając w różne strony. Syknęła przy tym raz czy dwa razy.
- Boleć, boli, ale kości chyba mam całe - stwierdziła. - A co, jesteś medykiem?
- Nie do końca, ale z niektórymi ranami umiem sobie poradzić. Argaen - przestawił się.
- Esther - odpowiedziała wyciągając rękę.
 
__________________
"Niebo wisi na włosku. Kto wie czy nie na ostatnim. Kto ma oczy, niech patrzy. Kto ma uszy, niech słucha. Kto ma rozum, niech ucieka" (..?)

Ostatnio edytowane przez Lilith : 23-10-2013 o 08:39.
Lilith jest offline