Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 22-10-2013, 23:23   #111
Gob1in
 
Gob1in's Avatar
 
Reputacja: 1 Gob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputację
Wreszcie byli na miejscu. Twierdza Azul przywitała ich niezbyt serdecznie, ale szczęściem nie doszło do bratobójczej walki. Nim zaczęło się zamieszanie przy wrotach, Detlef miał przeczucie, że ktoś za nimi podąża. I niemal pewność, że to ten zielony sukinsyn, którego niemal ubił. Teraz jednak pozostało jeno zgrzytanie zębami, bowiem z wewnątrz niewiele można było z tym zrobić. Dokończyć robotę, czy coś...

Wkrótce zapomniał o nieprzyjemnym zgrzycie w kolorze zgniłej zieleni i korzystając z nieobecności "sierdżanta" ruszył pozałatwiać interesy, jak szanujący się krasnolud powinien.

Trochę złomu się nazbierało podczas tej krótkiej wyprawy. Głównie z pierwszego ubitego przez siebie wroga, czyli przywódcy banitów z jaskiń pod Azul, ale też paru błyskotek zasilających fundusz dla weteranów, a pochodzących z kieszeni niepotrzebujących złota poległych krasnoludów, których pozostawili za sobą. Taka była kolej rzeczy i kapral nie miał wyrzutów sumienia z tego powodu, bowiem nie on ich zabił z chciwości, czy innej podłej przyczyny - jednakże szanując pamięć po nieżyjących towarzyszach zamierzał wychylić niejeden kubek gorzałki w ich imieniu. W końcu gorzałki też już nie potrzebowali, ale pewnikiem chcieliby skosztować. I Detlef będzie kosztował w ich imieniu. I za ich złoto. Ku ich uciesze. Taki obowiązek prawego krasnoluda.

U zbrojmistrza zostawił miecz z dobrej stali wraz ze sztyletem, oba w pochwach z czarno barwionej skóry i tworzące komplet. Pozostałe zdobycze musiał zanieść do handlującego kamieniami szlachetnymi, uzbrojonego w szkło powiększające w formie monokla złotnika. Krótko przed tą wizytą skorzystał z jednego z wielu palenisk i rozgrzawszy złote zęby nieżyjącego banity, a także wyglądający na symbol klanowy srebrny wisior jednego z poległych krasnoludów, uderzeniami młota zdeformował kruszce i schłodził, chowając do sakiewki nieforemne bryłki metali. Nie chciał niepotrzebnych pytań podczas transakcji. Dość rzec, że za srebrną bransoletę, kilka srebrnych i złotych pierścieni, srebrną spinkę do płaszcza, srebrną tiarę i perłowy naszyjnik zgarnął pokaźną sumkę, która była mu potrzebna do realizacji dalszych planów. Można by powiedzieć - inwestycji.

Na pierwszy ogień poszedł warsztat płatnerza. Szybko ustalił szczegóły naprawy skórzanej kurty oraz kolczej koszulki rozprutych pazurami śnieżnej bestii. W celu przyśpieszenia terminu musiał pomóc w tym czasie w warsztacie - nosić wodę, podsycać ogień i inne takie. Nie był takim obrotem sprawy zachwycony, ale w czasie oblężenia nierozsądnym było rozstawanie się na dłużej ze swoim pancerzem.

Wracając na miejsce zbiórki zahaczył o aptekarza. Ten zapytany o mikstury leczące pokręcił przecząco głową - w czasie wojny miały wzięcie nawet mimo horrendalne ceny i wykonywał je wyłącznie na zamówienie. Kapral odżałował jednak dwudziestu złociszy za sztukę i zamówił kilka. Pozostawił również jedną z sześciu fiolek z nieznaną zawartością w celu identyfikacji substancji. Musiał wiedzieć, czy pięć pozostałych w przegrodach przybornika fiolek zawiera truciznę, czy coś innego. Czas realizacji obu zamówień przyśpieszyło znacznie złoto leżące na ladzie i połyskujące w oczach uczonego.

Gdy pojawił się na placu, na ramieniu targał nowy nabytek - okuty żelazem trzonek zwieńczony kolczasta kulą, słowem - morgensztern. W przegrodach przewieszonego przez bark bandoliera dostrzec można było również dwa świetnie wyważone noże do rzucania, podwajające zapas broni ciskanej w postaci toporków. Nie miał jednak ze sobą łapy śnieżnej bestii, zabranej jako trofeum z Twierdzy Skaz. Nie zamierzał jednak dzielić się informacją co z nią zrobił, choć tajemniczy uśmieszek wykrzywiał czasem niepiękne oblicze kaprala, jak który z towarzyszy wspominał potyczkę z bestią.

Rozlokował się w jednym z pokoi w posiadłości Gervala. Nie rozpoczynał konsekwentnego upijania się do nieprzytomności, bowiem miał wieczorem sprawę do załatwienia z aptekarzem. O interesy trzeba było dbać należycie. Później, cóż - piwo i gorzałka zawsze zajmowały miejsce bliskie sercu brodacza. I z wzajemnością.
 
__________________
I used to be an adventurer like you, but then I took an arrow to the knee...
Gob1in jest offline