Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-10-2013, 15:43   #5
Ulli
Konto usunięte
 
Ulli's Avatar
 
Reputacja: 1 Ulli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputację
Skradał się przez wysokie trawy i chaszcze w łukiem gotowym do strzału. Sarna pasła się niczego nie podejrzewając dobre trzydzieści metrów dalej. Nie było mowy, by odkryła zbliżające się niebezpieczeństwo. Łowca był doświadczony i podchodził od zawietrznej. Był barczystym wysokim mężczyzną odzianym w płócienne spodnie i skórzaną kurtę. Uwagę przykuwały bardzo jasne, niemal białe włosy sięgające ramion. Gdy był już w zasięgu strzału poprawił położenie skórzanego pierścienia łuczniczego na kciuku i napiął mocniej łuk. Wypuszczona strzała pomknęła prosto do celu wbijając się w pierś zwierzęcia. Trafiona sarna przebiegła jeszcze kilkanaście metrów po czym zwaliła się bez życia na ziemię. Białowłosy podszedł i pokiwał z zadowoleniem głową.
- Jedzenia na dwa dni, Marika się ucieszy.
Przyklęknął na jedno kolano po czym rozłożył ręce i w myślach zmówił krótką modlitwę do Chislev, by duch sarny odnalazł drogę do krainy przodków. Następnie wziął łup za nogi i zarzucił go sobie na barki. Do domu miał dobre pięć mil drogi. Niespełna dwie godziny później dotarł na miejsce. Jego oczom ukazały się dachy osady "Stukające Obcasy". Gdy wchodził przez bramę w ostrokole, pozdrowił przyjaznym gestem dwóch wieśniaków, którzy stali strzegąc wejścia.
- Znowu coś upolowałeś? Taki mężczyzna to prawdziwy skarb.
- Dzięki Berth, ale takie pochwały mów Marice. Może wtedy nie będzie mi suszyła głowy, że ciągle gdzieś znikam- odpowiedział białowłosy.
Swe kroki skierował do niewielkiej chaty na skraju osady. Gdy zbliżał się do celu drzwi otworzyły się i w progu stanęła trochę ponad dwudziestoletnia kobieta i jasnych włosach i niebieskich oczach. Uśmiechnęła się do białowłosego.
- Wreszcie jesteś, martwiłam się.
Barbarzyńca odwzajemnił uśmiech.
- Kiedy ty się nie martwisz Mariko? Poszedłem trochę dalej niż zwykle, ale się opłaciło. Przez najbliższe dwa dni będziemy mieli co jeść.
- Mamy gościa, jakiś kender do ciebie.
- Kender? Nie cierpię kenderów i żadnego bliżej nie znam. Czego chce?
- Wejdź i sam zapytaj.
Białowłosy rzucił zdobycz na ławę stojącą przy wejściu i wszedł do środka. Odstawił łuk do kąta i powiesił kołczan ze strzałami na haku. Wreszcie miał trochę czasu by bliżej przyjrzeć się gościowi. Był to ponad wszelką wątpliwość kender. Dokładnie kender opychający się kaszą ze skwarkami. Marika, która weszła za barbarzyńcą wskazała gościa.
- Pan Tobin.
- Sprawdź czy czasem panu Tobinowi nie przykleiły się do ręki sztućce, które trzymasz w szufladzie kredensu- z kwaśną miną polecił białowłosy.

Usłyszawszy swoje imię kender poderwał się od stołu i z ustami pełnymi kaszy powiedział:
- Tobin do usług- ukłonił się zamaszyście.
- Mam list dla ciebie od niejakiego Reinfeire o ile jesteś Srebrnym Wilkiem synem Ulmsa- kender popatrzył podejrzliwie na barbarzyńcę.
- Tak jestem. Niestety z listu nie będę miał żadnego pożytku bo nie umiem czytać.
- Przewidziałem to i na wszelki wypadek przeczytałem.-odpowiedział kender i zrobił dumną minę.
Białowłosy westchnął.
- Co więc tam pisze?
- Zaklinacz Reinfeire zaprasza cię do gospody w Solace. Potrzebuje odważnych ludzi do pewnej misji. Dobrze płaci.
Barbarzyńca wyraźnie się zamyślił po czym na jego twarzy pojawił się uśmiech.
Marika przyglądała mu się z rosnącym niepokojem.
- Nie, nie, nie! Miałeś osiąść. Pamiętasz?
- Mari pieniądze się przydadzą, nie mamy ich zbyt wiele.
- Potrzebuję ciebie nie pieniędzy!
- Jestem nomadem od czasu do czasu muszę zrobić coś poza pilnowaniem obejścia. Wybacz mi, inaczej nie potrafię.
- To idź, leć skoro nie potrafisz!
Kobieta wychodzi na zewnątrz trzaskając drzwiami. Białowłosy podchodzi do skrzyni stojącej pod ścianą, otwiera ją i wyjmuje misternej roboty mithrylową kolczugę. Zakłada ją na siebie, bierze też plecak i pakuje do niego kilka rzeczy. Na koniec przypasuje miecz na plecach, bierze z powrotem łuk i kołczan. Stojąc w sieni woła na kendera.
- Koniec obżarstwa Tobinie. Przygoda czeka. Chodź, trochę mnie podprowadzisz.
Wychodząc mija płaczącą kobietę. Podchodzi do niej, delikatnie obejmuje ją w pasie i całuje w policzek.
- Ja wrócę Mariko, poczekaj na mnie.
Kobieta nic nie odpowiada, wyrywa się i wraca do chaty.
- W drogę kenderze, teraz już w drogę...
I ruszyli, człowiek i kender, w stronę zachodzącego słońca.
 
Ulli jest offline