Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 24-10-2013, 05:30   #113
VIX
 
Reputacja: 1 VIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumny



Akt III - Droga Siły i Honoru


Królestwo Kazrima Kazadora, Pana Stalowego Szczytu
17 Karakzet, czas Salferytu, roku Drum - Daar 5568 KK
Posiadłość lorda Gervala zwanego Zdrajcą, wieczór


Szał Podróżników to nie było byle co. Piwo które w swym ciężkim jak podwaliny świata antałku, Galeb dzierżył na plecach, było czymś więcej jak warzeńcem którym khazadzi nawykli zapijać smutki w tawernach. Humory po salwie zderzających się kufli poprawiły się znacznie. Radość ''Czarnych'', jak zwano członków Czarnego Sztandaru, rozbudzały pozytywne nastroje wśród innych krasnoludów odpoczywających nieopodal miejsca postoju Galeba i reszty drużyny. Długo czekać nie trzeba było. Co chwila podchodził ktoś z pustym kubkiem licząc na łyk ''Szału'', a Galeb nie żałował nikomu piwa wcale. Szkoda jedynie że skończyło się ono tak szybko, wszak dno drewnianej beczki majaczyło poprzez ostatni cal płynnego złota. Toasty zostały wzniesione, godni siedzieli już przy stole Grungniego, a reszta smażyła się w piekle zapewne. Pewnym było jednak że piekielny ogień nie opiekał nikogo z 8 drużyny. Wojownicy Rorana którzy polegli w ciągu ostatnich dwóch tygodni zasłużyli sobie na miejsce przy stole bogów, by ucztować z bohaterami po kres czasu świata.


... a stary Migmarson, ojciec Galeba? To był bohater sam w sobie, i choćby dni swe w twierdzy przy kadzi z piwem spędził, tak by miejsce swe pośród godnych przodków odnalazł. Spuścizna Galvina krążyła krwią w żyłach Galeba.

***

Każdy ruszył w swoją stronę by robić co mu umysł i dusza nakazywały. Thorin zaszył się w świątyni, a zamienił ją tylko później na bibliotekę Azul, jako że to były jego osobiste królestwa. Kronikarz był okrutnie poraniony, gorzej nawet niż hutnicy czy górnicy Azul, którym często brakowało kończyn lub ich płuca pełne były krwawej flegmy... swym wyglądem budził strach a zarazem podziw dla hardości swego ciała i charakteru.

Zwalisty krasnolud Dorrin również szukał szczęścia, ale w miejscach, sobie typowych. Karczmy i ciemne zaułki wzywały go... jedne by w nich pić i jeść oraz śmiać się do bólu albo i komuś spuścić łomot, te drugie by szczać w nich lub wymiotować na ściany. Proste przyjemności, Zarkan nigdy się ich nie wstydził.

Kowal run Galeb, on miał swe cele jasno określone... ale cena jako mu przyszło zapłacić za kuźnię była ogromna, co gorsze nie była w złocie. Ktoś szukał tajemnych umiejętności runiarza, a ten ostatni zdecydował by podzielić się swą wiedzą. Thorgun i Grundi zwykli natomiast trzymać się razem, strzelec i topornik ze starej 2 drużyny, relaksowali się na tyle na ile można było w oblężonej twierdzy. Za cenę w złocie godną królów odnaleźli przybytek gdzie można było wziąć kąpiel, posiedzieć w saunie, a później być dokładnie wymasowanym... szkoda jedynie że przez khazadzkiego, doświadczonego masażystę o ramionach grubych jak pnie drzewa, a nie przez cycatą młódkę... ale było co było, narzekać się nie godziło. Oni dwaj nie byli uwikłani w brudne interesy lorda Gervala, oni dwaj mieli najcięższą przeprawę... najpierw w Izor obserwowali jak ich oddział jest systematycznie wyniszczany przez orki, później jak jego reszta jest masakrowana przez ogry na przełęczy między Eir a twierdzą Skaz... im dwóm odpoczynek należał się być może najbardziej.

Kapral Detlef w ten czas pracował w pocie czoła. Stary mistrz płatnerstwa i zbrojmistrzostwa, Lor, syn Gavena, pracował z zacięciem jakiego próżno szukać posród ludzkich rzemieślników. Reperował on mocno sfatygowaną zbroję i oręż Detlefa, a kapral w zamian tyrał jak wół przy piecu i systemie chłodzenia kuźni. Pewnym było że za swe złoto Detlef wynajął prawdziwą legendę płatnerstwa w Azul, kilka dziesiątek krasnoludów potwierdzić to mogło nie tylko swym słowem ale i samym faktem bycia tam, wszak pod byle kim taka rzesza kowali, płatnerzy, artystów metalicznych rytów i jubilerów, nie miała by prawa istnieć. Po ciężkiej robocie i dniu pełnym handlu, kłótni i zdawkowych rozmów z khazadzkimi braćmi, Detlef mógł odpocząć... nie wiedział że jutrzejszy dzień będzie zupełnie inny i że dzisiejsi koledzy z warsztatu staną się poniekąd wrogami.

Drugi kapral, Ysassa, córka Moisura... ona również ruszyła w swoją stronę, jednak to co robiła i gdzie była było tylko jej tajemnicą. Odeszła a na wieczór wróciła na plac Rodga, z nikim nie rozmawiała, nic nikomu nie tłumaczyła... była zmęczona, poważnie ranna. Oczywiście jak zwykle nikomu się nie skarżyła na swój stan zdrowia, ale jedyne o czym marzyła to ciepłe i wygodne łóżko. Wkrótce jej marzenie miało się spełnić, ale trwała wojna, zatem odpoczynek mógł trwać jedynie krótką chwilę, trzeba było ją wykorzystać do granic możliwości.

Sierżant Ronagaldson zrobił krótką odprawę na placu Rodga i zaraz po tym cała drużyna przemaszerowała na teren niskiej cytadeli, tam gdzie siedziby miała szlachta i bogaci kupcy... to tam właśnie była zamknięta na głucho posiadłość lorda Gervala, zdrajcy Azul, byłego pracodawcy Rorana i jego drużyny. Grupa oddalając się od murów i dzielnic mieszkalnych oraz faktorii inżynieryjnych, wchodziła w tereny miasta gdzie było stosunkowo cicho choć brama do niskiej cytadeli nie była strzeżona. Kupcy i magnaci mieli swą prywatną straż, a teraz każdy szanujący się wojownik był na murach lub w tunelach... każdy zaś kupiec lub szlachetka był zamknięty w swych warownych posiadłościach... każdy kto liczył się na dworze króla Kazadora był w wysokiej cytadeli i podejmował decyzję co do przyszłości miasta - twierdzy... a pozostali, tacy jak Roran, Detlef, Thorin, Ysassa, Grundi, Thorgun, Galeb i Dorrin? Tacy jak oni, ciemne i złowieszcze postacie przemykające pustymi ulicami miasta... takich było jedynie kilku. Złodzieje, zabójcy, dezerterzy, straż miejska i tajna milicja... mieszanka zła i zbrodni podszywanej literą prawa, czyli krwawa kaszanka w środku której znalazła się drużyna.


Posiadłość Gervala była okazała, zresztą, niektórzy poznali ją już doskonale wcześniej, tak jak Hargin który teraz ucztował wraz ze swym ojcem w zaświatach, a może i nie, może przeżył upadek z urwiska? Zresztą to nie było już ważne. Ważne że drzwi były zamknięte, ale Roran, Detlef i Ysassa prowadzili wszystkich na tyły wspaniale rzeźbionej budowli, tak jakby znali inną drogę do jej wnętrza... prowadzili jak na dowódców przystało, bez lęku i sprawnie. Na tyłach, czekały na drużynę otwarte drzwi, solidny zamek był wyłamany co na twarzy Rorana wzbudziło lekki uśmiech. Jedni myśleli czym sobie zasłużono na taki zaszyt by w owych komnatach zamieszkać, inni o tym dlaczego zamek był wyłamany, a sierżant rozmyślał o tym jak słaby był ten mechanizm skoro wcześniej dwa kopniaki rozwaliły go w drobny mak. Detlef i Ysassa mogli by przytaknąć, ale to wszystko były jedynie myśli. O tym że trzon dowodzenia 8 i 2 drużyny odwiedził dziś już to miejsce, wiedział mało kto.

Każdy znalazł sobie kąt w owej posesji. Grundi wziął we władanie część z magazynami żywności i składzik gdzie kiedyś trzymano świece, olej, lampy i narzędzia potrzebne w obejściu. Galeb odnalazł warsztat w którym ktoś z domowników lub służby zajmował się rzeźbą w kamieniu i drewnie. Thorin trafił na bibliotekę, choć pustą w połowie jedynie, ale to i tak odpowiadało mu najbardziej, choć musiał usunąć kilka stelaży na księgi. Dobre było to że było tam trzy biurka i kilka krzeseł, dzięki temu praca drużynowego spamiętywacza wydawała się być łatwiejsza w takich warunkach.

Sierżant długo chodził po siedzibie zdradzieckiego arystokraty, nie mógł znaleźć dla siebie odpowiedniego miejsca. Jego towarzysze jakby instynktownie bokiem obchodzili gabinet Gervala, czy dlatego że należał się on właśnie Roranowi, czy może dlatego że Gerval był zdrajcą? Zresztą, to wszystko źle wyglądało. Krasnoludzcy śledczy, nie ufający Roranowi osadzili go w domostwie zdrajcy Azul... ten fakt należało dokładnie przemyśleć. Chciał nie chciał, Ronagaldson zajął w końcu gabinet szlachcica i jednego z członków Najwyższej Izby Lordów Azul, Gervala Zdrajcy. Sierżant nie wiedział że miejsce to będzie doskonale komponowało się z jego kolejnym przydziałem.


Dla Ysassy przypadł pokój pani domu. Z początku chciała dać upust swemu gniewowi, dlaczego ktoś śmaił dać jej pokój należny dla dam... ale jak zobaczyła wielkie wygodne łóżko, miedzianą balię która obiecywała swymi gabarytami że będzie można się zanużyć w niej całkowicie bez gięcia nóg w kolanach oraz chyba najlepszy zamek w drzwiach, w całej posiadłości... zdecydowała się tam pozostać. Rozsądek zaważył nad dumą, i dobrze, bo dzięki temu Ysassa miała najwygodniejsze wyrko po tej stronie miasta Azul.

Dorrin musiał obejrzeć cały dom dokładnie nim rzucił gdzieś swoje toboły. Dobrze zrobił, bo długa wycieczka po wyższych piętrach nie zachwyciła go, lecz kiedy zszedł do piwnicy, którą dobrze już znał przecież, znalazł kolejne drzwi a te prowadziły niżej, na kolejny poziom. Długo mówić nie trzeba było, potężne beczki z winem i piwem były pełne jedynie w połowie, ale było ich może jakieś czterdzieści sztuk. Dorrin uśmiechnął się, rzucił swe graty i sprawdził czy klucz w drzwiach faktycznie działał... ku swej radości, działał, to dobrze bo pokaźny zapas alkoholu należał teraz tylko Dorrina.

Mało kto zainteresował się pomieszczeniami usytułowanymi najbliżej głównych drzwi do posiadłości, ale czujny wzrok kaprala Detlefa padł na solidne, wzmacniane żelazem wrota. Walczył z nimi połowę wieczora by się przez nie przedrzeć, walił młotem i rąbał toporem, wszyscy mieli już tego dość, każdy chciał spać lub odpoczywać w inny sposób, ale Detlef miał to jak zwykle w dupie. W końcu przedarł się, zamek puścił a drzwi rozwarły się. Pomieszczenie było dość niewielkich rozmiarów, nie miało okien ni innych drzwi poza tymi sforsowanymi chwilę wcześniej, było zaś pełne półek i stojaków, a na nich włócznie, topory i miecze, było tego sporo choć żadna z broni nie była wyjątkowej jakości lub nie odznaczała się wyglądem ostrza godnego króla. Stojaki na zbroje stały puste. W głębi pomieszczenia były zamknięte na kłódki szafki i półki na hełmy. Detlef szybko uporał się z kłódkami i odnalazł kilkanaście zestawów olejarek, pudełek tawotu, rulony wełny, kamienie do szlifowania, płótno i butlekę kwasu, słowami krótkimi, wszystko czego trzeba by o zbroję i oręż zadbać. Kapral był w zbrojowni i to miejsce było jego sercu tak bliskie że pozostał w niej. Przytargał łóżko, a w tym czasie reszta kompanii odetchnęła z ulgą... kapral przestał wreszcie napierdalać młotem w stalowe drzwi, byli tacy co chcieli to uczcić snem.

Strzelec Thorgun miał najgorzej, bo to jego właśnie sierżant postawił na pierwszej warcie przed budynkiem i to on wybierał komnatę przez to na końcu. Jednak narzekać nie miał na co. Trafiła mu się sala balowa czy coś jej pokroju. Wielki stół, zastępy krzeseł, piękny żyrandol i ogromny kominek z zapasem drew chyba na całą zimę. Syn Siggurda szybko się tam zadomowił, jedynie myśl że teraz każdy będzie chciał posiedzieć przy kominku, w jego pokoju, była smutna... ale z drugiej strony może to nie było takie złe. Posiadłość była duża i grupa ośmiu khazadów mogłaby żyć w niej i ze trzy dni tak by na siebie nie wpadać. Stół zapowiadał że jeśli Azul nie padnie pod ostrzami wroga to mogą tu mieć miejsce szalone uczty.

***

Wieczór zbliżał się wielkimi krokami, choć w Azul nie sposób było zobaczyć słońca czy księżyca, a teraz nawet dzwon godzinowy był ledwie słyszalny ze względu na hałas w mieście, jednak każdy krasnolud nosił w sobie doświadczenia dziesięcioleci i czuł kiedy dzień czy noc się zbliża, nawet będąc głęboko pod ziemią. Ten fakt nie oznaczał jednak że zbliża się odpoczynek, przynajmniej nie dla każdego. Byli tacy którzy pozostali w posiadłości, zebrali pościel, sprawdzili pompę wody która działała jak należy, przepatrzyli puste spiżarnie, rozpalili ogień i nagrzali wody, kąpiele, pranie, odpoczynek i opatrywanie ran. Jednak byli i tacy którzy pod osłoną nocy wymknęli się z domostwa. To była ich noc, być może ostatnia spokojna i nie obciążona obowiązkami.

Tak też Dorrin lekko odziany ale ze swym toporem w dłoniach udał się w strone murów miasta i wrócić miał dopiero nad ranem, a jego obita twarz i krwawiący nos zdradzić miały że nie był jedynie na spacerze. Detlef również ruszył samotnie w czerń nocy i zniknął w zaułkach Azul, jednak on wrócił w miarę szybko. Thorgun i Grundi, zwyczajowo ruszyli w poszukiwaniu chętnych dziewek, ale znaleźli jedynie karczmę i spili się jak dziki, wracali do posiadłości śpiewając głośno.

Choć była już noc to nie koniec był niespodzianek. Na warcie stał w czas ten Galeb, choć wcale mu się to nie uśmiechało. Od strony głównego tunelu - ulicy dobiegały okrzyki radości albo innej zgoła emocji, to było echo które niosło się aż od głównych bram Azul, niska cytadela zaś była cicha i spokojna, lecz do czasu. Ciszę ową rozgromiły końskie kopyta i koła wozów jadących tunelem. Galeba zaciekawiło to, a jeszcze bardziej wtedy gdy cała karawana zatrzymała się przed posesją Gervala. Z wozów zeskoczyło kilku odzianych w czarne płaszcze khazadów, a Galeb już chciał budzić kompanów i wszcząć alarm lecz jeden z gości stanął przed bramą i zasalutował szybko. Spod czarnych opończy błyskały jedynie rękojeści toporów i mieczy, a spod głębokich kapturów widać było zarysy hełmów. Ten który stał przy bramie rzucił krótko do swych podkomendnych.

- Otwierać bramy, zrzucać skrzynie, ładować rekwizję. - Do Galeba zaś powiedział. - Wzywaj dowódcę strażniku. Otwieraj odrzwia. - W tym momencie z wozów wysypało się jeszcze kilka tajemniczych postaci i ci zaczęli przechodzić przez bramy. Zrobiło się tłoczno, ale goście nie robili więcej hałasu niż jakby byli w świątyni.


Już wkrótce wszyscy w siedzibie Gervala byli na nogach. Odziani na czarno wojownicy wchodzili do domostwa i wychodzili. Jedni wnosili skrzynie, a gdy zostawili je w korytarzach, łapali się za rzeźby, obrazy i meble... później za broń zebraną w zbrojowni. Całe szczęście Dorrina jeszcze nie było i jakoś gościom umknęła pełna wina i piwa piwniczka. Cała wizyta nie trwała dłużej jak od dzwonu do dzwonu. Wszyscy uwijali się jak mrówki, a Roran i jego podkomendni stali zdziwieni. Dowódca tych którzy przybyli na wozach, podszedł do sierżanta i zasalutował błyskawicznie, po czym wręczył ciężką kopertę Roranowi.

- Odpowiedzi na wszelkie pytania znajdziesz tutaj. - Pomachał kopertą na ułamek chwili nim ją przekazał Roranowi. - Dobra Gervala Zdrajcy należą teraz do Korony. Resztę znajdziesz w dokumentacji. Dam też radę. Zaprzestańcie wart, to miejsce musi zostać w miarę niezauważalne, tak długo jak to możliwe, choć i tak długo nie potrwa nim wszyscy zrozumieją co się tu mieści. - Dowódca przyjezdnych rozejrzał się po okolicy posesji i dodał.

- Nad ranem zjawi się tu kolejny wóz z towarem. Przyjmjcie go należnie. Tymczasem bywajcie. - Więcej nie mówił, ale słowo towar, podkreślił bardzo wyraźnie.

Tajemniczy goście uwinęli się szybko ze swoją robotą i zniknęli na wozach, a te w tunelach, po chwili nie było nawet śladu ich obecności. Chwilę później w dzielnicy zrobiło się gwarno... to mieszkańcy okolicznych siedzib wracali tłumnie z centrum miasta, coś miało tam pewnie miejsce, może zabawa co było raczej wątpliwe, a może jakiś ważny odczyt dekretów królewskich... miało to teraz niewielkie znaczenie. Ciekawsza była zawartość skrzyń przywiezionych przez oddział strażników w czarnych płaszczach.


Wszyscy poza Dorrinem który był na swej nocnej eskapadzie, zebrali się w sali balowej, która była teraz pokojem Thorguna, ku wątpliwej uciesze obecnego jej właściciela. Roran złamał pieczęć na kopercie i wyjął masę dokumentacji którą podał Thorinowi, a ten ostatni zaczął odczytywać kartę za kartą, dokładnie i powoli.

- ...z rozkazu Varoka Ciernia. Odznaczamy Rorana, syna Ronagalda, Srebrną Tarczą Zasługi Karak Azul. Thorina, syna Alrika, odznaczamy Srebrną Tarczą Ofiarności i Odwagi Karak Azul. - Faktycznie, w kopercie znaleźć można było dwie małe, okrągłe srebrne tarcze ze szpilami by je można było do odzienia przypiąć. Thorin zaczął czytać kolejną kartę.

- ... od dnia Falsytu, roku 49, ustanawia się żołd stały w wysokości 150 złotych monet rocznie dla rangi sierżanta, 120 złotych monet dla rangi kaprala i 100 złotych monet dla rangi szeregowych milicjantów Karak Azul. Wynagrodzenie wypłacane raz na miesiąc w pierwszym dniu miesiąca. - Jeśli ktoś spodziewał się w skrzyniach jakichś monet ten się zawiódł. Złota niegdzie nie było w przywiezionych pakunkach. Kronikarz nie próżnował. Chwycił kolejną kartkę i usta poszły w ruch zaraz za ciekawskim wzrokiem Thorina, kolejna wiadomość i kolejne niespodzianki.

- ...z dniem 17, miesiąca Karkazetu, roku 5568, dynastii Drum - Daar, rozwiązuje się formację Czarnych Sztandarów, które w Wojnie o Azul pod dyktandem króla Kazadora Kazrima, syna Rodga, zakończyły swe działania operacyjne w tej wojnie, aż do momentu ponownego ich powołania. Rozwiązane kompanie podlegają dyrektywie specjalnej z roku 5502 KK, o włączeniu przewinionych, którzy spłacili dług wobec społeczeństwa najwyższym poświęceniem, w szeregi armii obecnego króla Stalowego Szczytu. Winy rodzinne i klanowe zostały odkupione krwią i nazwiska rodzinne wolne od przewin...

... stabilizuje się pierwszy oficjalny komisariat milicji politycznej, z pierwszą i na ten czas jedyną siedzibą na terenach niskiej cytadeli. Sytuacja geo - polityczna terenów należących do królestwa Azul, wywarła taką potrzebę i od chwili obecnej działania milicyjne zostają ujawnione aż do ich odwołania. Sekcja specjalna pozostanie wciąż sekretna, jak miało to miejsce do tej pory. Porucznik Vlag, syn Aina obejmię placówkę w niskiej cytadeli jako jej dowódca, jego zastępcą zostanie sierżant Roran, syn Ronagalda. Dokładnie z tą chwilą posiadłość Gervala Zdrajcy, którego linia krwi została naznaczona zdradą, przechodzi w ręcę Korony, a ta oddaje ją w posiadanie Varoka Ciernia. Od teraz zwać się ona ma Komisariatem Milicji Politycznej, a przydzieleni do tej placówki pracownicy będa określani w oficjalnych notach jako członkowie SSP - Służby Stabilizacji Politycznej. Nota formalna i ekwipażowa w załączniku...


Wszyscy zebrani w sali spojrzeli po sobie zdziwieni, nie każdy chyba do końca rozumiał co się właśnie wydarzyło i co to wszystko miało oznaczać... Thorin usiadł z wrażenia, chciwie złapał kolejny dokument i czytał szybko.

-... formalnie... podporządkowany... i tak dalej, i tak dalej... jest! Zgodnie z obowiązującym prawem sekcji Varoka Ciernia, przydziela się wyposażenie i uposażenie takie jak następuje... - Thorin zaczął wymieniać spis rzeczy i obowiązków jakie będą od tego momentu na barkach wojowników Rorana i jego samego. Thorgun i Grundi spojrzeli po sobie i poczęli otwierać skrzynie zaciekawieni. Thorin wciąż czytał, a dwójka wojów wyciągała ze skrzyń dokładnie to co słyszeli w słowach kronikarza.


-... hełmy oksydowane. Sztuk dwanaście.
-... mundury. Sztuk dwadzieścia.
-... wpinka służby SSP. Sztuk dwanaście.
-... szarfa dowódcy. Sztuk sześć.
-... sztandar KMP. Sztuk jedna.

Długo jeszcze Thorin czytał dokumentację, a towarzysze sprawdzali zawartość skrzyń. Wszystko się zgadzało. Pewne noty mówiły o segregacji i utrzymywaniu dokumentacji w tajemnicy, inne o ich paleniu po przeczytaniu. Kilka skrzyń było pełnych akt i wszelakiej maści raportów oraz zeznań świadków w setce różnych spraw. Był dokument mówiący o przydziale Galeba Galvinssona do plombowania bramy runicznej, na wezwanie Mistrza Run Ellinssona. Były glejty, podpisane i opieczętowane z pustym miejscem by wpisać w nie imię i nazwisko, a każdy z nich mówił o przynależności do KMP. Były talony na posiłki, były formularze o przydziały dla jednostki... było wszystko, prawie. Jedno czego brakowało to wykaz zadań, po prostu nikt nie wiedział co ma robić. Ogólnie każdy pojął już że będą raczej kimś kto sprawuje władzę na niskim szczeblu w znienawidzonej przez społeczeństwo formacji... ale co mieli robić? Odpowiedź miała nadejść pewnie wraz ze świtem, gdy zjawi się dowódca Komisariatu. Jedno co nie wyglądało dobrze to fakt że w skrzyniach znalazło się sporo łańcuchów, kajdanów, młotki i nity, cęgi i piły... jeśli nie były one przeznaczone do prac rzemieślniczych to do jakich?

To wszystko było bardzo dziwne. Od samego początku. Tak jak znaleźli się w szeregach Czarnego Sztandaru, tak teraz w szeregach Milicji Politycznej, dlaczego, za co, po co? Przecież nikt im nie ufał, nikt ich nie znał, nie byli stąd... każdy z drużyny myślał podobnie. Być może to właśnie były odpowiedzi. Byli obcy, nikt im nie ufał i nikt ich nie znał, a jednak zrobili swoje i wrócili jako jedyni... fakt, to mogła być odpowiedź, czy nią była jednak?


Z jakiegoś dziwnego powodu wszyscy wzięli się do pracy. Skrzynie ułożono, ekwipunek rozdano, akta posegregowano, a sztandar KMP zawisł nad krzesłem Rorana i dodawał pustemu prawie teraz pomieszczeniu, bardzo mrocznego wyrazu. Kiedy strażnicy Varoka, bo tymi właśnie byli nocni goście, wynieśli rekwizję, posesja Gervala, zwana teraz Komisariatem Milicji Politycznej, została pusta właściwie. Oczywiście zostawiono łóżka i cieżkie duże meble, takie jak kredensy i stoły... ale reszta komisariatu wyglądała teraz jak upiorny, kamienny loch. Puste ściany, kilka pustych pokoi, całkowity brak ozdób. Teraz to miejsce mogło być uczciwie zwane KMP, a tylko od Rorana i jego ludzi zależało czy będzie to formacja lubiana czy nienawidzona w Azul... ale wszyscy czuli w kościach że ich praca nie spotka się z przychylnością mieszkańców miasta - twierdzy. Zostali wszak oficjalnie twarzą Varoka Ciernia, osoby budzącej lęk w warowniach królestwa Stalowego Szczytu... zatem persona o której tylko słyszano i nigdy jej nie widziano, a szczerze nienawidzono, nagle objawić się miała na ulicach w postaci odzianych na czarno milicjantów politycznych, kiedyś drużyny Rorana lub 8 drużyny Czarnego Sztandaru, teraz już tajnej komórki milicyjnej zwanej SSP.

Królestwo Kazrima Kazadora, Pana Stalowego Szczytu
18 Karakzet, czas Hyrvelitu, roku Drum - Daar 5568 KK
Niska Cytadela, Komisariat Milicji Politycznej, siedziba SSP


Każdy znalazł czas by przemyśleć dokładnie wszystko co wydarzyło się w ciągu ostatnich kilkunastu godzin. Później był czas by odpocząć, ale na krótko przed świtem zjawili się zapowiadani wcześniej goście. Prosta furmanka ciągnięta przez dwa konie, a na niej dwóch krasnoludów w czarnych barwach. Zatrzymali się przed bramą, rozejrzeli uważnie i ściągnęli z furmanki grubą lnianą plandekę, pod nią znajdowało się cztery, może pięć ogromnych worków. Dwa z nich chwycili mocno i ciągnąc po kamiennej posadzce, zdołali osiągnąć bramę, a później drzwi główne. Zawartość worków choć nie była znana to nie wymagało ogromnej wyobraźni by zgadnąć co w nich jest, wszak worki poruszały się... te pozostałe dwa lub trzy, które były na furmance, nawet nie drgnęły, zatem albo to co w nich było martwe albo to coś zgoła innego niż ciała, może ziemniaki?

Jeden z khazadów podszedł do kaprala Detlefa i podał mu pismo które było zalakowane. Przemówił zmęczonym od wysiłku głosem, wciąż sapał ale jego lico nie było ponure, zachowywał się jakby spory ciężar właśnie spadł mu z serca.

- Papier oddaj dowódcy. Ufff, nareszcie, teraz to wasze zmartwienie. - Wskazał na dwa wielkie lniane worki z wnętrza których słychać było jęki.

- Zamknijcie ich pod kluczem i starajcie się nie zabić póki wam nie powiedzą wszystkiego. Dobrze też byście wyciągnęli z nich trochę informacji przed przybyciem Vlaga Ainssona. Ponoć to on tu będzie rządził, a wierzaj mi, trudno o większego skurwiela niż Vlag. Dobra, zresztą tam... - Krasnolud poprawił skórzany kubrak i otrzepał go z niewidzialnego kurzu. Wskazał ręką na worki.

- Jeden z nich to Galv, syn Nia'na trochę go obiliśmy ale nie chce gadać. Ten drugi w ogóle nie podał imienia. Aaa tam, wszystko macie w papierach. Bywaj. - Krasnolud zasalutował Detlefowi i opuścił teren komisariatu. Już chwilę potem ulica znów była cicha i spokojna.

Dokumentacja została przejrzana przez Galeba i Thorina, a Roran poinformowany o jej zawartości. Raport z ujęcia jednego z więźniów, data wskazywała że krasnolud jest w niewoli od dwóch dni, brak danych osobowych. Drugi zwał się ponoć Galv Nian'sson, zatrzymany dokładnie dnia wczorajszego o świcie. Zarzuty - działanie na niekorzyść Korony i zdrada. Status - więźniowie polityczni pozbawieni wszelkich praw obywatelskich. Raport nie wnosił niczego więcej co dać mogło jakiś punkt zaczepienia, poza jednym tokiem śledztwa... między zwyczajnymi pytaniami przesłuchujących ich wcześniej khazadów śledczych, pojawiało się jedno, dziwne pytanie w raporcie. Czym jest Bonarges? Roran, Thorin i Galeb mogliby przysiąc że ta nazwa już kiedyś obiła im się o uszy, ale kiedy i gdzie? Być może za dużo wrażeń jak na jeden dzień bo ni w ząb nikt sobie nie mógł przypomnieć gdzie ów słowo padło i kiedy.

Trzeba było wziąć się za jeńców. Zbliżał się świt.

***

O świcie do komisariatu przybył kolejny gość. Jednak nie był to dowódca na którego czekano. Stary khazad noszący imię Jorg, ślusarz z zawodu, zapowiedział że ma zlecenie by wymienić wszelkie zamki w drzwiach prowadzących na zewnątrz komisariatu. Zapowiedział że jego usługa została już opłacona. Rzemieślnik rozglądał się ciekawie po placówce i zadawał pytania co tu ma takiego być w owym budynku ważnego? Dziwiła go obecność grupy krasnoludów o wyglądzie zatwardziałych bandziorów. Tak czy inaczej, zabrał się do pracy. Czas był by i nowi agenci SSP poszli w ślady Jorga i zabrali się za robotę... za brudną robotę.
 
VIX jest offline