Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 24-10-2013, 15:24   #28
abishai
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Morgan „Morlock” Lockerby


Sprawa się rypła. Nieważne jak… nieważne z czyjego powodu. W każdym razie. Na razie nieważne.
Morgan ruszył jak strzała do przodu zostawiając swych towarzyszy za sobą.


Czy to był błąd? Cza pokaże. Jak burza wpadł korytarz w który zagłębiła się Gilian ze swymi pomocnikami.
Niemal lustrzane odbicie korytarza którego sam przed chwilą badał z towarzyszami.
Omal się nie potknął przy tym na poćwiartowane zwłoki. Ich nienaturalny wygląd sugerował, że to ożywieniec, prawdopodobnie uciszony przez Lurgha.
Morgan nie tracił czas na dywagację na ten temat, bowiem już zauważył co się działo na korytarzu.
Postrzelony w bark doktorek mocno krwawił. Blady na twarzy wbijał jakąś strzykawę w okolicę paskudnie wyglądającej rany.
Przykucnął przy tym, przy ścianie korytarza, starając się unikać kolejnych kul.
Bowiem grupa Gilian była ostrzeliwana...Przez trójkę bandytów czających się przy wyjściu z odnogi korytarza i uzbrojonych w rewolwery. Wielokrotnie postrzeleni ignorowali ból i rany… i poparzenia od broni doktorka.
Nie byli jednak nieśmiertelni. Dwa trupy leżały już na ziemi.Jeden z odciętą głową… robota zabójcy. Tylko gdzie on sam?

Morlock z początku nie zauważył Lurgha. Dopiero po chwili dostrzegł, że zabójca znajdował się zza ostrzeliwującą Gilian i Ferdynanda grupkę. Tyle że półork był zajęty zaciętą walką z jakimś czworonożnym zagrożeniem. I nie mógł pomóc półelfce…
Ta zresztą stawiała bohaterski opór pistoletem w lewej dłoni strzelając do bandytów, a pałaszem w prawej odpędzając się od zaczepiającego ją koszmarka.


Potworek był grubą przerośniętą muchą w dolnej części ciała i obrzydliwym tłustym dzieciakiem z muszymi dodatkami w górnej. Stworek starał się unikać pałasza, którego machająca nim półelfka używała by utrzymać pokrakę na dystans od siebie.
Muszy centaur nie był nieumarłym… wyglądał na jakąś pokrakę z piekielnych wymiarów.
Nim jednak Morgan zdołał nacisnąć spust usłyszał za sobą chrapliwy głos.- Świeszeee miessooo.
Tuż za nim stały dwa pokraczne stwory, przypominające trochę nieumarłych strażników.


Ale o wiele bardziej szpetne. I wyglądające groźniej. Jakim cudem pojawiły się za nim?
Przecież nie mijał żadnych drzwi, ani żadnych odnóg korytarzy. Wytłumaczenie mogło być tylko jedno. Kolejna iluzja ukrywająca przejście.
Stworzy...rzuciły się w jego kierunku. Jeszcze metr, dwa… i go dopadną.

Luna "Lunatyk" Arizen


Chatka jak każda podupadła karczma nie wyróżniała się niczym. Nie starczyło pewnie właścicielowi pieniędzy na zainwestowanie w technologię. To był zwykły stary budynek z drewna… pamiętający czasy, gdy całe New Heaven było wzniesione z tego właśnie budulca.
Niedźwiedź wielkość sporego bernardyna, z pozoru wydawał się zwyczajny. Choć głownie dlatego że leżał w półmroku, osłonięty przed wzrokiem Luny pustymi stolikami.
Gdy się obudził, niedźwiadek przestał być taki zwyczajny. Grzbiet porastały mu kolce jak u jeża, a przerośnięte i szczęki i duże pazury od końca odbierały mu milusiński wygląd.
-Luna tak?- do uszu Arizen docierały jego słowa, ale niekoniecznie do samego umysłu.
-Nazywam się Theobald i jestem druidem i przywódcą tej małej grupki obywateli opuszczonych przez społeczeństwo.- jak na złość osobnik nie chciał się przymknąć. No i jeszcze kłamał. Nie było już druidów… to śpiewka przeszłości. Tak jaki moc natury.
Racjonalny umysł… cóż… ta chłodna logiczna część, która jeszcze w chaosie Luny działała sprawnie, podpowiadała jej, że druidów już nie ma.
-Ciekawi mnie jak nas znalazłaś? Nie widziałem cię chyba na mych odczytach.- rzekł po zastanowieniu Theobald.
-Przybyła ze mną Theobaldzie…- mówiąca te słowaTess weszła do środka izby i dodała nieśmiało.- Miałam problemy z uruchomieniem pojazdu zostawionego przez naszego poplecznika. Ona mi pomogła.
-Acha… to jesteśmy wdzięczni za pomoc.-
odparł samozwańczy druid.
-Ona chciała zapłaty za swoje wsparcie naszej sprawy.- wtrąciła Tess.
-Cóż. I tak jesteśmy wdzięczni za pomoc.- wyjaśnił Theobald i podrapał się po brodzie.- I biedni… powinienem o ty wspomnieć przy tej okazji. Niemniej zapłacimy. Tylko określ ile ci jesteśmy winni.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline