Nie mogła uwierzyć własnym oczom. Twi'lekanka nie dość, że zaszarżowała na myśliwiec (zamiast uciekać w stronę miasta - jak widziała to w myślach Bothanka) - to jeszcze o włos minęła kupę gruzu, jaka została z części ściany hangaru, ledwo ocierając sobie lakier!
Smugi laserowego ognia, które wypluwał z siebie jej myśliwiec na tak krótkim dystansie nie miały szans trafić kobiety śmigającej na motorze.
- Stang! - zaklęła obserwując fartowny rajd Blu.
Manewrując silnikami pozycyjnymi Caroll uniosła statek by osłonić go przed ogniem z Monarcha za resztkami hangaru. Niestety wrota na dachu były już otwarte. Bothanka szybko uruchomiła komputer celowniczy i rozpoczęła proces uzbrajania rakiet.
- No to polatamy, chłoptasiu - warknęła przez zaciśnięte zęby.
Frachtowiec wytchnął z hangaru i natarł na nią ryzykując kolizję. Pola siłowe obu statków otarły się o siebie i przez chwile kokpit myśliwca zalał błysk wyładowań. Ledwo bo ledwo, ale jej pole ochronne wytrzymało. Miała jednak inne zmartwienia na głowie.
Manewrując w panice by nie rozbić się o powierzchnię "Maleństwo" cudem wykonała ciasny zwrot odcinając dopływ mocy do lewych silników. Rozkołysany myśliwiec odwrócił się o 180 stopni, tak że pilotka mogła popatrzeć na oddalające się dysze wylotowe frachtowca.
Potrzebowała jednak chwili by uspokoić siebie i rozdygotany statek
- Porypańcy... - mruknęła przełykając nerwowo ślinę i pchnęła przepustnicę. Najpierw spokojnie, by oddalić się od hangaru, potem już do oporu by jak najszybciej dopaść oddalającą się ku atmosferze ofiarę.
Krew dudniła jej w skroniach. W uszach miała jeszcze wspomnienie wrzeszczącego Iskara - Wookie musiał mu chyba wyrwać obie ręce, bo łowca darł się do CommLinka jak zarzynane Rothe.
Po za tym ten ludzki pilocik wystrychnął ją na dudka i o mało nie rozbiła się o budynek. Miała dość - wściekłość aż kipiała jej w żyłach. Musiała ich dopaść. Skoro zabili praktycznie wszystkich członków wyprawy niewiele zostało do stracenia. Spojrzała na czerwone linie komputera celowniczego, które powolutku zbliżały się do punktu styku. Dziwne - pomyślała - powinni oddalać się szybciej.
Jakby w odpowiedzi na jej myśli zbliżający się zad frachtowca rozbłysnął nagle od dodatkowej mocy skierowanej do silników. Bothanka zmrużyła oczy, a kiedy już mogła normalnie widzieć... frachtowiec zniknął.
Nim zdążyła zorientować się co się dzieje poczuła jak coś walnęło ją od spodu z siłą rozjuszonego Rancora wpadającego w stadko Gamorrean.
Tarcze rozbłysły i eksplodowały iskrami. Generator pola ochronnego zaiskrzył i buchnął dymem, wypełniając kokpit stateczku czarnym gryzącym oparem. Przeciążone systemy myśliwca nagle mrugnęły wszystkimi kontrolkami, a sekundę później zamarły.
- Fierfek... - zawyła Bothanka czując jak statek zaczyna wirować i opadać w stronę miasta. Walnęła pięścią w tablicę rozdzielczą i popstrykała kilkoma przełącznikami. Na chwile kilka lampek mrugnęło, ale prawie od razu zgasły. Jedynie silniki zabuczały cichutko.
- Nie, nie, nie, to nie może się tak skończyć...- drążek wariował w jej dłoni; zaparła się nogami i ściągnęła go oburącz do siebie ledwo wyrównując lot.
Opadając minęła wieżę ciśnień i zdała sobie sprawę, że już się nie uratuje. Pracujące na pięciu procentach mocy silniki pozycyjne tylko zwalniały jej upadek. Ze łzami w oczach pstryknęła kontrolką mocy i skierowała wszystko na silniczki dziobowe.
- Żryj to, ty Sithowe nasienie...
Sekundę przed tym jak Łowca Głów z impetem uderzył w parterowy budynek i eksplodował jaskrawą kulą ognia, z luków dziobowych myśliwca wystrzeliły dwie rakiety wstrząsowe, które w ostatnim akcie desperacji pomknęły w ślad za Monarchem...
__________________ Sanguinius, clad me in rightful mind,
strengthen me against the desires of flesh.
By the Blood am I made... By the Blood am I armoured...
By the Blood... I will endure. |