Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 25-10-2013, 20:56   #26
SWAT
 
SWAT's Avatar
 
Reputacja: 1 SWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputację
Floyd wiedział że mu odbiło, jak tylko zaczął biec z nieprzytomnym, zaminowanym arabem po schodach. Codzienne ćwiczenia na szczęście nie szły na marne, lecz mimo wszystko dało mu to w kość. Nie był super bohaterem, był normalnym gościem. Może nieco bardziej był wysportowany i wytrenowany w tym co robił. Ot, i wszystko. Do Batmana czy Supermana sporo mu brakowało. Niestety.

Wybiegł przez drzwi na dach i znalazł się niedaleko miejsca, którym się dostał do wnętrza budynku. Był ciekaw czy snajperzy obserwowali dach, czy skupiali się bardziej na oknach… Chociaż wiedział że chociaż jeden z nich musi patrzeć na takie drogi ucieczki jak właśnie dach. Takie zabezpieczenie na wszelki wypadek. Lina zamocowana u szczytu wisiała, tak jak wisiała. Nie musiał jej odplątywać, złapać ją i wraz z niedoszłym terrorystą, zaczął biec w stronę skraju dachu. Po tej stronie budynku była wąska uliczka, ze stojącymi tu i ówdzie kontenerami w których żerowały zapewne szczury wielkości psów.

Lina była na tyle długa, że jej znaczna część leżała nadal na dnie szybu wentylacyjnego. Nie miał czasu jej wyciągnąć, zauważył go pewnie już jakiś snajper. Słyszał zbliżający się policyjny helikopter, miał wielką nadzieję że nie zostanie wydane polecenie strzału, albo że nawet jeśli zostanie wydane, to policjant nie strzeli, wiedząc że ma przed sobą Świętego. Nadzieja była w ucieczce kanałem. Złapał mocniej Pakistańczyka. Trzymając linę jedną ręką, drugą terrorystę, a pomiędzy nogami również linę, zjechał po niej. Rękawica aż zadymiła od szybkości i tarcia. Lina skończyła się kilka metrów nad ziemią, a nad nimi zawisnął helikopter. Z szczekaczki padł rozkaz aby się zatrzymał, cóż, Ackless nie miał takiego zamiaru. Zrzucił terrorystę na ziemię, starając się aby upadł na nogi. Te mógł sobie połamać, gdyby skręcił kark Floyd pewnie by się wkurwił. Potem sam skoczył, lądując plecami w śmierdzącej kałuży.


Upadek nie był bolesny. Helikopter krążył, u wylotu uliczki pojawiły się radiowozy. Chicagowska policja gnała w jego kierunku, rozbijając zderzakami śmietniki z nieczystościami. Święty zaczął rozglądać się za kanałem kanalizacyjnym, na całe szczęście parujący i śmierdzący właz znajdował się tuż obok miejsca upadku. Z trudem go otworzył i biorąc za ubrania nadal nieprzytomnego Yussefa, pociągnął go za sobą. Nie było czasu by zamknąć za sobą właz. Z latarką w ręce, zaczął biec przed siebie rozchlapując wodę. Pakistańczyk spał przewieszony przez jego ramię.

Kanały, tunele, piwnice… Wszystko to tworzyło jeden, olbrzymi kompleks. I tylko Święty oraz jakieś tysiące bezdomnych znało ten system jak własny salon. Policja zapewne będzie go szukać, ale był prawie pewny że nic nie wskórają. Jeszcze kilka metrów i będą drzwi do pomieszczenia służbowego, w którym bezdomni mieli noclegownie i przebitą ścianę do podziemnego parkingu. Z parkingu można się było przedostać do niższego kanału, który biegł w stronę jeziora. W połowie drogi znajdowała się drabina do piwnicy jednego z budynków przeznaczonego na sklepy. Tuż pod nim znajdowały się schody do metra, a tymi tunelami już blisko było się dostać rezydencji Świętego. W połowie drogi obudził się Yussef, ale został na kolanie skuty i zakneblowany.

Dopiero gdy odpoczął, zajął się zabawą z Pakistańczykiem. Nie miał jakiś wyspecjalizowanych narzędzi… Kombinerki, obcęgi, młotek, śrubokręt i nóż. Tyle mu się udało skompletować na poczekaniu, więcej raczej nie potrzebował.
 
__________________
Po prostu być, iść tam gdzie masz iść.
Po prostu być, urzeczywistniać sny.
Po prostu być, żyć tak jak chcesz żyć.
Po prostu być, po prostu być.
SWAT jest offline