Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 25-10-2013, 22:57   #27
abishai
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Przedmieścia Los Angeles. Biała dzielnica. Tu takich jak Harry było niewiele. Dla Meksykanów i innych Latynosów było tu za drogo. Podobnie jak dla murzynów. Azjaci woleli Chinatown.
Tu mieszkała bogata biała klasa średnia. Przestępczość zorganizowana omijała takie miejsca na miejsce swych siedzib. Po co się narażać?
Tutejsi płacili i podatki i wymagali. Policja była tu czujna. Były lepsze miejsca na nielegalnie interesy i ciekawsze miejsca dla prawdziwych bogaczy.
Dlatego Harry czuł się w miarę bezpiecznie dojeżdżając do białego domku nie wyróżniającego się specjalnie wśród innych białych domów.



Ładny domek wynajęty na nazwisko Shimazaki. Taką bowiem tożsamość przybrał.
Ryo Shimazaki… student z Florydy.
Znał już swoją sąsiadkę, panią Mię Florence. Pomógł jej raz przy zakupach udając cichego stereotypowego pracowitego milczka. Ot, część “maski”.
Harry nie łudził się, że zdoła się tu ukrywać wiecznie. Ale też i rozpracowanie go zajmie jego wrogom sporo czasu. Tym bardziej, że nie spodziewają się uderzenia z jego strony. Przecież “nie żył”.
Więc był poza podejrzeniami.
Zaparkował samochód garażu i wziął pakunki.

Udał się do sypialni w której to na łóżku leżał wyłączony laptop, a samo łóżko pokryte było papierzyskami z notatkami i różnymi rozpiskami wydarzeń. Harry od jakiegoś czasu analizował działania Punishera. Jego metody uważał za nieco krzykliwe, acz efektowne. Niemniej mało efektywne. On zamierzał podejść do spawy inaczej. W końcu wysoki jak tyka i chudy Azjata nie wzbudzi popłochu. Dlatego opracował inne podejście, wzorując się nieco na Świętym z Chicago.
Ale tylko trochę… ów naśladowca Punishera, podobnie jak oryginał chyba nie miał dalekosiężnych planów czy celów. Po prostu wymierzał sprawiedliwość wedle własnych reguł.
Harry miał inne plany. Chciał naprawdę zdusić przestępczość w zarodku. Zmusić cały przestępczy światek do krycia się po kątach. Sprawić, by drżeli ze strachu… By bogate ryby na szczytach mafijnych piramid przestały wierzyć w swą bezkarność. Polowanie na płotki i zboczeńców… było tylko drobną odskocznią od głównych zamiarów Japończyka. Główne cele jego działalności były innego rodzaju.

Na razie jednak musiał czekać do wieczora. Więc włożył pierwszą kasetę VHS do magnetowidu i zaczął oglądać.



Iron Mask, żelazna maska… kreskówka którą oglądał jako dzieciak. Z bohaterem będącym szlachetną wersją Kuby Rozpruwacza, mścicielem z Londynu. Dość mroczny serial nie przeznaczony dla tak młodego widza jakim wtedy był, ale… Ojciec mu pozwalał twierdząc, że nic nie przebije koszmarów jakie można się natknąć w mrocznych zakątka Miasta Aniołów. Z biegiem lat Harry przekonał się, że ojciec mówił prawdę. Teraz zaś siedział przed telewizorem z paczką czipsów i oglądał odcinek za odcinkiem przerywając sobie jedynie na wiadomości co godzinę. Uczył się jego manier, zachowań… by najbardziej wcielić się w tą postać. Jak najbardziej go przypominać. I najmniej siebie.


Jechał powoli przez Chinatown, zacienione szyby Forda ukrywały jego tożsamość i dość niecodzienny strój. Nie założył jeszcze maski, ale kevlarowa kamizelka osłaniała już jego ciało. Pierwotnie zamierzał się udać wprost do celu, który wybrał sobie tej nocy. Ale podczas oglądania kanału informacyjnego. Zaginięcie kobiet, niby wielkiego, niby nic znaczącego…
Harry nie był detektywem, nie znał się na policyjnej robocie lepiej od glin. Uczono go zacierać ślady, a nie je znajdować.
Niemniej jedno nazwisko i imię. Kojarzył je z dzieciństwa… ładna buzia, szczerba między zębami, włosy zaplecione w dwa warkoczyki. Dziewczynka z którą chodził do szkoły. Krewna Guo Danga.
Wjechał w ciemny zaułek, maska została założona na twarz. Bezszelestne wdrapanie się dwa piętra w górę, do okna mieszkania Danga, było dobrym testem dla stroju. Czy rzeczywiście nie krępuje ruchów.
Punishing Ghost zerknął na stary niszczejący budynek i cicho niczym kot wspinał się w górę. Zgodnie ze wszystkim naukami jakie mu kiedyś udzielono.


Wreszczie, wdarł się na parapet, teraz tylko otworzyć okno i…

-Haryiama. Co to ma znaczyć?

Skąd on…?Przecież miał maskę, miał syntezator głosu, zresztą nie odezwał się ani słowem. i pierwsza osoba. Cudownie Harry, po prostu cudownie…

Opuścił mieszkanie Danga jakieś dwadzieścia minut później, tą samą drogą którą wszedł. Wsiadł do samochodu, odpalił stacyjkę i ruszył dalej. Kasyno Shengów… Nie znał tego miejsca. Shengów zresztą też osobiście nie znał. Może powinienem mu się przyjrzeć, ale nie jako Punishing Ghost. Jeszcze nie…

Na razie skierował samochód na parking oddalony kilka budynków od swego celu. Drogę do niego zamierzał pokonać po ich dachach.
Parking był pewny, droga dotarcie i ewakuacji była już zaplanowana. Frank Castle chyba też tak robił, ale zdecydowanie mniej finezyjnie. Przywykły do ataków z cienia, Harry nie mógł się przemóc by uderzać frontalnie.
Krótka wspinaczka do mieszkania Danga potwierdziła elastyczność i wygodę stroju. To dobrze, tym razem będzie wspinał się w pełnym uzbrojeniu i z plecakiem w którym miał kamuflaż na powrót do samochodu. Pierwszy budynek był łatwy do pokonania. Wystarczyło wspiąć się po schodach przeciw pożarowych. Dalsze skakanie po dachach tak łatwe nie będzie. Przed nim nie długa, acz niebezpieczna droga. Punishing Ghost uruchomił noktowizor wmontowany w maskę. Czas się zająć głównym celem tej nocy.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline