Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 26-10-2013, 13:20   #114
Stalowy
 
Stalowy's Avatar
 
Reputacja: 1 Stalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputację
Roran popatrzył na zmywających się “workotransportowców” poczym przeniósł wzrok na swoich chłopaków i Ysię.
-Kartofle do srodka, warta tylko od środka. Ustawcie biórko w hallu. Miśki do piwnicy czy gdzie tam ma być areszt a potem zbiórka, mamy do pogadania
- Kolejny dzień, kolejne gówno - mruknał pod nosem do siebie Thorgun biorąc jeden z worków by potem ruszyć na zbiórkę. Fajka znów pojawiła się w ustach krasnoluda, i ten z miną mówiącą “i co teraz kurwa” spojrzał na swojego dowódcę.
- Z wojownika przemianowano mnie na tragarza… Dobrze, że jest jeszcze komu morde obić… mruknął Zarkan.
Wszyscy zgodnie ruszyli i posłusznie zaciągnęli worki do piwnicy. Chwilę później cała drużyna zebrała się w hallu na odprawę.
- Dobra chłopaki. Chujnia jest. Ale trza przetrzymać...i odkryc co to ma być. Jak będzie bardzo źle to zrezygnujemy...Póki co zadbajcie o nowych, co by nie sprawiali problemów. Ogarnijcie chałupę bo trochę tu sobie pożyjemy jak sądzę. Nie pozwole by się wam krzywda stała, o to sie nie boją. Kto mi pomoże pogadac z tymi w piwnicy? Dorrin? zapytał sierżant.
- Pewnie! Podskoczył uradowany. Wreszcie przytrafiło mu się w tym mieście coś zajmującego. Tym podskokiem omal zrobił dziurę w drewnianej posadzce pomieszczenia.
- Thorgun się zgłasza Panie Sierżancie - rzekł żołnierz, który wyglądał na mocno wczorajszego. Widać gołym okiem było, że jedno oko delikatnie mu drgało a wokół niego roznosiła się aura alkoholowego oparu, która podążała i unosiła się nad nim
- Super chłopaki, nauczę was paru nowych sztuczek,. Życiowo przydatnych. Pamiętam jakem w Bretoni, eee…
- Bla, bla, bla… powiedział starając się nie przeszkadzać Roranowi, przyciszonym głosem Dorrin. Miał go usłyszeć tylko Thorgun.
-... służąc, jak chujki miejskie koszt….ee tu sierżant zamilkł na chwilę konwertując wspomnienia na możliwe do opowiedzenia -Znaczy się jakeśmy jenców wzieli i oni tych, kosztowności oddać nie chcieli bo je sprytnie pochowali to cośmy robili dokończył. - No w każdym razie skołujcie wiadro zimnej wody, cienką szmatę i stalowy pret. I weźcie kajdany co to je przywieźli. Thorgunie, poszukaj gdzie tu jest jakaś sala co na zewnątrz nie będzie słychać poprosił jeszcze zaufanego żołnierza.
Chwiejnym i powolnym krokiem Thorgun ruszył na poszukiwanie “tajemnej komnaty”, dla Rorana. Właściwie stwierdził, że każde miejsce w piwnicy będzie dobre. Z każdą chwilą czuł, że suszy mu gardle strasznie węc począł rozglądać się za jakimś napitkiem co by zwilżyć zmęczone gardziołko. A faktem było niezaprzeczalnym, że krasnolud wyglądał jakby z tydzień walczył gołymi rękami z orkami i ogrami na pięści. W końcu znalazł, wiec przywłaszczył sobie jedną butelkę i wrócił do Rorana.
- No dobra. To pierw rozmawiamy czy od razu łamiemy im gnaty? - zapytał szczerząc zęby. Worki nie widziały go, więc warto było je postraszyć bo nie uśmiechało mu się robić krzywdy, braciom. Co jak co, ale pewne rzeczy nie wypadało robić. To tak jakby krasnolud lubowal się w pielęgnowaniu drzewek i przytulaniu króliczków.
- Porozmawiamy….weź pierwszego rzucił krótko sierżant. Miał zamiar pogadac z nimi jednak nie na raz, co by nie mogli ustalić wspólnej wersji.

Przesłuchanie Galva Nia’ina

Szybko ustawili stosowną salę przesłuchań. Na środku stał stół do którego można było przykuć przesłuchiwanego, wiado, pręt i reszte szajsu postawili w kącie. Roran dłuzszą chwilę poświęcił na rozstawienie świateł tak by skierować je, jak wlatarniach złodziei, tylko w twarz przesłuchiwanego. Przykuwszy go do krzesła Dorrin ściągnął mu worek i wycofał się w tył. Roran zaś przyjrzał się dokładniej jego twarzy, dając ciszy trwać chwilę.
Thorgun stał w kącie sali i pykał fajkę. Nie odzywał się a jedynie bawił się nożem, który co jakiś czas nagrzewał nad świecą. Nie musiał nic mówić, wiedział to. Więzień jeśli rozumiał swoją sytuację, miał dwa wyjścia. Mówić lub milczeć. Strach, on zawsze nadchodzi. Zawsze. To tylko kwestia czasu i chęci poplamienia sobie rąk.
Więzień nie stawiał oporu, dał się posadzić, dał sobie przykuć ręce do stołu. Gdy ściągnięto zeń worek odetchnął głęboko. Wszyscy mogli zobaczyć lico starego khazada, mógł mieć ze sto, może sto pięćdziesiąt lat. Jego twarz poorana byłą bliznami, jego broda czarna jak smoła a oczy gniewne. Widać było że jest dumnym krasnoludem i spoglądał na was jakby z góry, choć przecież pozycją był obecnie niżej od każdego w sali. W ustach miał szmacianą kulę która skutecznie go kneblowała. Dostrzec nie mógł swych oprawców ale spoglądał w czerń pokoju jakby szukając waszych twarzy, nie szarpał się, nie próbował krzyczeć… jedynie czekał i wpatrywał się w nicość.
Sierżant skinieniem głowy wskazał knebel. Dorrin wyciagnął cofajac sie na swoje miejsce.
Roran zrobił mały krok do przodu, tak by nadal pozostać niewidocznym i zapytał uprzejmie. -Witaj Galv? Może wody?Dobrze się czujesz?
Galv odetchnął z ulgą i zaczął wypluwać z ust małe kłaczki, resztki szmaty która miał w ustach jeszcze chwilę temu. Wciąż nie widział z kim rozmawia, postanowił zatem zapytać.
- Kim jesteś i czego u licha ode mnie chcecie? Wszystko powiedziałem, jestem niewinny i nie mam z tym nic wspólnego! - Wykrzyczał ostatnie słowa i całkowicie zignorował propozycję napitku i pytanie o stan jego zdrowia.
- Jestem twoim przyjacielem Galv. Ja tylko próbuje ustalić prawdę. odpowiedział krasnolud, najuprzejmiejszym głosem jaki posiadał. Następnie wyciągnął zmięty plik kartek z tylnej kieszeni spodni (trzymaj je na wypadek koniecznosci podtarcia sobie dupy) i przyjrzał im się uważnie. - Nie moge tego rozczytać, Wolfgung, ty spróbuj powiedział jeszcze, podając je Thorgunowi. -W każdym razie Galva dodał pochodzac z kubkiem zimnej, czystej wody i podsuwajac więźniowi do ust - Opowiedz proszę jeszcze raz to samo co wtedy. Zrobisz to dla mnie?
Więzień powąchał zawartość kubka i pokiwał głową na zgodę po czym łapczywie sięgnął ustami do brzegu naczynia i pił chciwie a woda ciekła po jego długiej czarnej brodzie. - Już wam mówiłem wszystko. Przyszli do mnie wczoraj w nocy, mieli list polecający od Gildii Kupieckej, zapłacili mi złotą monetę za fatygę, zatem otworzyłem im bramy i wpuściłem do faktorii. Resztę znacie. Pobili nas i okradli manufakturę. Ale co ja mogłem na litość Vallayi? Listy mieli zgodne, a i liczebnie na sprzewyższali. Czemu wszyscy myślą że to moja wina? Mam żonę i dziecko… to nie była moja, kurwa wina. To nie ja was okradłem!
Thorgun wziął papiery i spojrzał na nie. Czyste kartki, szef był sprytny ale “Wolfung” grał swoją rolę:
- Szefie tu napisano, że oskarżony o zdradę, dezercję ma być poddany inwigilacji a jego żona, dzieci mają być - zrobił pauze specjalnie - no i ogólnie, o kurwa.. nieźle. Szefie z tych dokumentów wynika, że ten tutaj, to zbrodniarz najwyższej kategorii.
- Na bogów jedynych litość. Zostawcie moją rodzinę! - Galv zapłakał szczerze i uderzył głową w stół, tyle tylko mógł zrobić zasadniczo.
Thorgun nie przejmując się łkaniem krasnoluda dalej tworzył:
- Cały jego dobytek ma być przejęty przez Króla, a jego rodzina… - nie dokończył tylko poklepał oskrażonego po ramieniu mówiąc
- Lepiej mów wszystko co wiesz, a może uda nam się im chociaż pomóc - pokręcił smutno głową i usunął się w cień
- Galv Galv, czy to na pewno cała prawda? Wiem że rózne bzdury czasem wpisują w te papiery ale zdrada najwyżej kategori? Naprawdę? Jeszcze raz. Dokładnie. Moze uda się to wyjaśnić. Przyjechali ci.. urwał, dając więźniowi dokończyć.
Galv podniósł głowę i spojrzał w mroczne oblicza swoich oprawców, powoli przestawał łkać. - Powiem jak było dokładnie, ale ja nie miałem z tym nic wspólnego… zupełnie nic. - Syn Naina wziął głęboki oddech i zaczął opowieść.
- To było wczoraj w nocy. Trzy z siedmiu nocy mam wartę przy bramie manufaktury inżynieryjnej. Ot, nic wielkiego, prosta robota. Co tam w manufakturze robią to nikomu nie mówią, ale wy pewnie wiecie co tam jest… dlatego zmyślał nie będę. - Więzień chciał otrzeć swą twarz z potu ale nie mógł sięgnąć dłońmi do czoła, zatem strugi płynęly mu po twarzy.
Roran widząc to podszedł i przetrał mu czoło chusteczką. - Oj spokojnie. Nie denerwuj się, opowiadaj dokładnie i wszytsko będzie dobrze.
Jeniec wykorzystał tą sposobność i skorzystał oferowanej mu chusteczki. - Dalej już wiecie, mówiłem to ze sto razy. W nocy przybyło do bram faktorii z piętnastu może dwudziestu khazadów ubranych w ciemne stroje. Ich brody skryte były pod pancerzami. Okazali list i dali mi monetę. Tyle. Po jakimś czasie opuścili faktorię, nie wydawało się ze coś wynieśli. Tak wyszli jak przyszli. Skąd mogłem wiedzieć że coś ukradli… nawet kurwa nie wiem co wam ukradli!. - Ostatnie słowa znów wykrzyczał.
- Hmm, zacytuje cię sprzed kilku minut. Pobili nas i okradli manufakturę. Więc pobili i okradli czy opuścili faktorię a ty nic nie zauważyłeś zapytał wciąż uprzejmie Roran, choć teraz jego głosie pojawił się lekki chłód.

Galv zmieszał się na ułamek chwili, jego oczy otworzyły się szerzej, ale nie dał się zbić z tropu na dłużej. - … no, tak jak mówię. Przyszli, wpuściłem ich i wypuściłem, ale o tym że wdali się w bójkę z tymi co strzegą środka faktorii to nie wiedziałem, później mi powiedziano, już po aresztowaniu. - Głos Galva był podszyty strachem, ale i tak krasnolud zdawał się wyglądać bardzo dumnie. Widać było też że nie obchodzono się z nim jakoś brutalnie, nie był pobity ni ranny.
- Szefie. - odezwał się bardzo cicho, prawie że złowieszczo Galeb gdzieś skryty w cieniu przy drzwiach tak że nie było go widać - Według powszechnie przyjętych procedur i wytycznych we wszelkich tego typu budynkach są dzwony alarmowe. Jeżeli ich napadli, a odźwierny mówi że nie wiedział o tym…
Tutaj nastąpiła chwila ciszy, po czym głos obniżył się do szeptu.
- Czyżby nie było alarmu? Czyżby ktoś nie wywiązał się ze swoich obowiązków? Jesteśmy zapracowanymi krasnoludami i nie lubimy obiboków. B.a.r.d.z.o n.i.e l.u.b.i.m.y.
- Kto jeszcze z wami tego dnia pilnował, gdzie ta moneta którą Ci wręczono ? - zapytał złowrogo Thorgun
Widać było że Galv czuje się przytłoczony ilością zadawanych pytań i person go otaczających. Tracił rezon. - Monetę mi zabrano, tego samego dnia o świcie, zrobił to jeden z was. Alarmu nie było żadnego, aż do momentu kiedy zorientowano się że coś skradziono i pobito naszych. Wtedy było już za późno. Musicie zrozumieć. Ja nie ma z tym nic wspólnego.
-Ależ rozumiemy, rozumiemy przyjacielu odparł Roran cicho i uspokajająco - W końcu pobiło cię… ilu? Nie twoja wina że nikt nie zabił w ten dzwon, wiesz o którym mówię, ten ukryty za załomem by napastnicy nie widzieli go od razu…
Thorgun chwycił krzesło[wolne,puste] i pierdolnął nim o ścianę, roztrzaskując w drzazgi, warcząc:
- Dobra dajcie mi go, a jeśli nie powie nic przejdę się do jego starej. Któreś z nich zacznie śpiewać - w dłoni zaczał obracać czerwonym od ognia nożem - Szefie nie ma co się pierdolić. On coś wie, ale ściemnia… - warknął
- Wolfgung, spokojnie. Varek by tego nie pochwalał...nie od razu odpowiedział konspiracyjnie cicho Roran.
Galv zachował się nieco dziwnie w tym momencie. Zasadniczo może powinien odskoczyć lub uchylić się lub może zasypać śledczych potokiem wyjaśnień, ale on rzucił się w przód, starając się wstać, a jego zakute w kajdany ręce chciały sięgnąć po topór lub miecz którego przy pasie oczywiście nie miał.
- Wypuście mnie. Ile razy mam mówić. Nic nie wiem, nic złego nie zrobiłem, postępowałem zgodnie z kodeksem manufaktury. Co mam jeszcze zrobić?
Od drzwi poszło zwykłe bezemocjonalne westchnienie.
- Szefie? Co tym razem mam przynieść? Śruby czy wiertła?
- Hmm, weź bretońską śróbę. Nie mamy całej nocy. Varek sie śpieszy. rzucił do kompana Roran po czym obrócił się ponownie do więźnia i odparł smutno -Nie chiałem tego, wierz mi, nie chciałem. Ale musimy poznac prawdę. Wiesz co sie stanie z ładunkiem z manufaktury gdy ktoś nieodpowiednio go wykorzysta? Mówiłeś że wiesz co tam produkują...sam więc rozumiesz powage sytuacji
Kolejne westchnienie. Galeb jakby wymamrotał do siebie.
- Ech.. znów… trzeba być popieprzonym aby wymyślić tak porąbane narzędzie… no ale cóż… wszyscy Bretończycy to zjebane kozojeby. Nie mówiąc już o tym że połowa ich rycerstwa to przebrane lafiryndy, które mają za dużo wolnego czasu - Galeb wyszedł z pomiezsczenia.
- Co? Ja mówiłem że wiem co tam produkują? Powiedziałem ze nie wiem, nie staraj się mną manipulować. Oni ukradli jakieś schematy, jakieś papiery gówno warte, a ja ma za to zapłacić własną głową. Pojebało was? Przecież mam rodzinę. Zwolnijcie mnie. Proszę was. - Więzień przeszedł do części gdzie prosił o litość.
- A więc jeszcze raz. Przybyli w pancerzach w dużej grupie, weszli, pobili ludzi w środku i zabrali schematy. Po czym odjechali. zapytał ponownie uprzejmy sierżant.
- Dokładnie. Więcej nie wiem. Nawet nie wiem czemu mnie przsłuchujecie od dwóch dni prawie. Więcej nie wiem. - Galv miał zrezygnowaną minę.
- Dobrze, póki co odpocznij. rzucił Roran po czym skinął na swych towarzyszy.
Zosawiono więźnia samemu sobie a drzwi zamknięto, gdzieś w oddali korytarza pojawiła się sylwetka Jorga ślusarza, szedł w waszą stronę ale po chwili skręcił i zajął się kolejnym zamkiem w drzwiach.
Wyszedłszy z nimi za drzwi, zapytał: -I co myślicie? Czas pogadać z drugim?
Galeb pomasował nasadę swojego nosa i pokręcił głową z niedowierzaniem.
- Obrzydliwa robota - mruknął - Nigdy bym nie pomyślał, że w twierdzach takie rzeczy się wyczyniają.
Thorgun skończył pykać fajkę i rzekł:
- Szefie, coś mi tu kurwa śmierdzi. Mam wrażenie, że wpadliśmy po uszy w wielkie smocze gówno. Szlag - skwitował
- Już dawno Thorgunie, gdy spotkaliśmy Zdrajcę. Niepokoja mnie te schematy...napad na manufakturę w czasie oblęzenia?Toż to zdrada.. westchnął sierżant -Galeb, weź pana ślusarza i napij się z nim...by był gdzieś daleko poprosił. -Nastepny rozmówca? zapytał.
Galeb spojrzał na sierżanta pocierając czoło kciukiem i palcem wskazującym, starając się rozmasować je.
- Równie dobrze może być to sprawdzian naszych “zdolności”. Na pewno jest. Z tymi planami… dobry rzemieślnik pamięta je tak i tak. To nie tyle był sabotaż, co napaść i kradzież. Możliwe, że było na tych planach coś, co nie powinno być w powszechnym użytku, albo było innowacyjne. Wiem że Gildia Inżynierów potrafi bardzo… nerwowo reagować na wszelkie nowinki.
- Da się zrobić. - Galeb uśmiechnął się w odpowiedzi na prośbę sierżanta i ruszył na spotkanie Jorga.
- Machiny, muszkiety….zapewne coś takiego. Tak czy inaczej, nie możemy sobie pozwolic by to skopać.. to ważne dla twierdzy. A jeśli to brednie to sam jutro pierwszy opuszczę te mury… warknął smutno sierżant.
- Zobaczmy co drugi powie a potem się napijmy. Łeb mnie napierdala. Co za dzień - mruknął żołnierz.
- Chodźmy. przytaknął sierżant.

Przesłuchanie bezimiennego

Przesłuchiwanych zamieniono miejscami, a na starym dobrym krześle pojawił się nowy gość. Powtórzono procedurę dotychczasową, tj zdjęcie worka i tak dalej...
Thorgun znów rozpalił świecę nad którą trzymał nóż. Lubił ja ogień nachodzi na stal. Przyjemny widok dla starego wiarusa. A i patrzenie się w płomień na kacu, było dziwnie kojące. Milcząc spoglądał na Bezimiennego.
Kolejnym więźniem był bezimienny, młody krasnolud. Jego twarz była obita jak jabłko jesienią leżące pod drzewem. Posiniaczony, ranny, a nawet pocięty co było ewidentnym znakiem że był torturowany. Trudno było opisać go jaśniej, był wszak po prostu zmasakrowaną namiastką krasnoludzkiego wojownika. Jego broda również czarna, jak poprzednika siedzącego na tym krześle, jednak zarost obecnego w sali jeńca był rzadki, przypalony, bardzo zniszczony. Widać było że owy khazad jest u kresu sił, pewnie nie spał, nie jadł i nie pił od dawna.
Gdy zdarto z niego worek, w twarz trafiła go srebrna elficka zapinka. Za nią poleciał wrzask dobiegający prosto z twarzy tuż obok należacej do siezanta. - Kozojebom się sprzedałeś, co?
Zszokowany tym co się działo więzień odskoczył głową w bok, a le nie za daleko bo kajdany go utrzymywały tam gdzie być powinien. Tak szybko jak odskoczył tak jego głową wróciła i taranem ruszyła na bok twarzy Rorana, ale sierżant spodziewał się tego i odskoczył a głowa skutego łańcuchami jeńca zaryła tylko w pustą przestrzeń.
Takie zachowanie zaskoczył Thorguna, który baczniej przyglądał się więźnowi. Na razie jednak nie reagował. Bo po co. Wszystko w swoim czasie.
- No misiu bury. Nieładnie. zaśmiał się gardłowo i wrednie Ranagaldson -Za krótki na mnie jesteś. Pewnie myślisz że znowu będziemy sie pierdolić i pytać, pytać, pytać… moi szefowie bardzo chcą wiedziec o co chodzi...ale ja ? Mnie to pierdoli…. wysyczał po czym trzymajac żelazną ręką łeb aresztanta pochylił sie do jego ucha i powiedział cicho -Ja tylko chce słyszeć jak wyjesz
Gdzieś z rogu, w cieniu gdzie siedział Thorgun można było usłyszeć sapnięcie a potem ciężkie kroki. Żołnierz podszedł do wieźnia od tyłu i szybkim ruchem złapał go za włosy jedną ręką odchylając ją do tyłu a w drugiej miał nóż. Ostrze, czubek stali był już czerwony od ognia a białobrody zaczął opuszczać stal w kierunku oka.
- Nie wierzgaj tak, bo Ci co jeszcze zrobie - próbował uspokoić więźnia
Jeniec rzucał się na tyle na ile mógł, z każdym wierzgnięciem tracił sporą kępkę włosów a Thorgun nie puszczał. Co by się jednak nie działo, wciąż śledczy nie usłyszeli nawet głosu więźnia. Rozgrzane ostrze robiło wrażenie, to na pewno bo oko zaszło szkłem, chwilę później łzy ciekły już z niego strumykiem. Jeniec się uspokoił ale nie wymówił nawet jednego słowa.
- Pomóz mi. Pokażę ci jak się topi szczeniaczki zarechotał bardzo niezadowolony ze swej roli sierzant - Pleckami go do blatu rzucił siegajac po szmatę i kubeł wody. Sztuczka była bardzo prosta. Przykryc szmatą twarz i lać wodę, lać lać lać….
Bezimienny stawiał opór, to było oczywiste, ale i Dorrin doskoczył i chwilę później bezbronny więzień leżał na stole. Thorgun i Dorrin dociskali go do blatu a sierżant robił swoje. Woda ciekła, szmata oblepiła twarz więźnia… ten łykał wodę, po czym ją wypluwał, później znów łykał i wymiotował. Chwilę później już się topił. Thorgun i Dorrin poczuli jak mięśnie prężą się na całym ciele torturowanego, Roran czuł to samo ale w okolicy szyi jeńca. Bezimienny starał się unieść głowę ale nie mógł, siła trzech krzepkich wojowników przytłoczyła go jak walec. Po chwili zaczął tracić przytomność a jego ręce i nogi wpadały w drgawki, wciąż nic nie mówił, nie krzyczał, ale widać mówić potrafił bo nieartykułowane teksty wydostawały się z jego ust.
Długo to trwało, bardzo długo. W końcu były pierwsze efekty. - Wystarczy. - Pierwsze słowo opuściło usta jeńca… tego nie wiedział nikt z nowo utworzonego KMP, ale ten jeniec przemówił po raz pierwszy od czasu jego zatrzymania.
- Ale czemu zapytał smutno i z wyrzutem sierżant, obsługujacy wiadro. Miał dość ale ciągnął swoja gadkę -Nie bawisz się dobrze?
- To co szefie, nie mogę mu wydłubać choć jednego oka - w głosie Thorguna dało wyczuć się prawdziwą nutkę żalu.
- a może na pal z nim? Zaproponował korzystając ze swoich umiejętności Dorrin. - Ty mała krasnoludzka wszo upierdole Ci łep,, nudzisz mnie…
- Znowu pal? Pal jest nudny odparł sierżant. -zróbmy to samo co teraz ale z wrzącym ołowiem. Mam trochę kul do pistoletu zaproponował.
- Hmm, a nie szkoda Ci ołowiu? Może lepiej ponadcinać mu skórę tępym ostrzem, albo szkłem. O albo wsypmy mu sól do oczu!!! Zaproponował rozentuzjazmowany górnik.
- A ty co byś chciał? zapytał uprzejmie jeńca sierżant.
Więzień spojrzał na oprawców morderczym spojrzeniem. - Byście zdechli jak psy Azul, ale wcześniej byście mnie zabili. - Krótka odpowiedź, której być może nikt się nie spodziewał.
- Myślisz że jesteś pierwszym, który życzy mi smierci młokosie spytał poważnie sierzant, odrzucając wiadro i prostując się.
- To, co sypiemy sól? Zapytał z nadzieją Dorrin odchodząc od przesłuchiwanego i zbliżając się do drzwi.
Thorgun zastanawiał się czemu ten skurwiel jest taki uparty. Trochę podziwiał więźnia za chart ducha, ale skoro ten nie chciał gadać, może nie trzeba było łamaćjego fizyczności ale ducha.
- Szefie, a może po prostu zabierzemy się za jego bliskich, skoro nie chce nic powiedzieć. Może nie obchodzi go los jego samego, ale pewnie ma kogoś kto bliski jest jego sercu..Tak, tak nie wiemy kim jest ale w końcu...się znajdzie. Może po prostu damy jego twarz do szkicownika, i w końcu ktoś się zgłosi..komu leży dobro naszego przyjaciela - spojrzał na Dorrina i rzekł - Signund weź rysownik i go naszkicuj a potem puścimy w miasto..Myślę że w ciągu dwóch dni, ktoś się znajdzie; kobieta, żona, matka, dziecko.. - zakończył
- Słusznie...albo kumple po niego przyjdą…. zastanowił się sierżant. - I będzie więcej zabawy
Więzień prychnął jedynie a z jego nozdrzy pociekły strużki krwi. - Róbcie co chcecie, ja i tak jestem już martwy.
- Ty tak, ale twoi bliscy jeszcze nie. Jeszcze…- dodał z naciskiem białobrody
- Hmm, na to bym nie wpadł. W sumie dobrze kalkulujesz. Hmmm Panie sierżancie, On chyba lepiej rozumuje niż Pan. Pochwalił na swój sposób Thorguna.
Sierżant westchnął w duchu. Groźba niezła ale kompani chyba zapomnieli że to TAJNE więźienie a więźień nie istnieje.
- Jak na martwe dobrze sie trzymasz. Więc nie pierdol. Nie ma czegoś takiego jak już jestem martwy, uwierz na słowo. Bo to chuj prawda. Jesteś żywy póki nie wyplujesz resztki swej krwi i póki nie wyrwą ci duszy z ciała. I nie drażnij mnie takim pierdoleniem. warknął.
Więzień chyba się trochę rozgadywać zaczął, ale czy na te tematy które interesowały śledczych. - Wy… psy tego śmiecia Vareka, zawsze tyle pierodlicie… - pociągnął nosem krwawy zwis z wąsów… - od zawsze tak było. Kończcie już co i tak macie zamiar zrobić. Powiem wam cały chuj. - W tym momencie kulka plwociny trafiła Dorrina i powoli spływała po jego odzieniu.
-Nie wkurwiaj mnie mówiłem. Jebie mnie Varek, i jebie mnie co o tu splunięcie przerwało wypowiedź sierzanta….
W tym momencie Dorrin pękł, jak często pękają bańki puszczane na wiatr. Jednym ruchem obrócił się w miesjcu i doskoczył do więźnia. Nim ten zdążył coś powiedzieć wyjął ostrze i włożył mu je pod paznokieć. - Hahaha. Coś taki markotny? Śmiał się rozsierdzony do granic wojownik.
Krzyk jaki rozdarł do tej pory ciche podziemia komisariatu był okropny. Sztylet zmasakrował palec więźnia, krew polała się strumieniem po stole. Bezimienny zaczął się szarpać jak oszalały, uderzał nogami o podłogę i rękami o stół, łańcuchy brzęczały niesamowicie.
- Zajączku nie skacz tak, bo zrobisz sobie kuku. Rzucił przez zęby rozszalały Dorrin. - Podobało się? Poczekał chwilę, a wtedy szybkim ruchem wyjął ostrze z palca skazańca.
- Ssss… kurwielu ty! Wypuść mnie to zobaczymy. Odważnyś jak wszyscy azulczycy… szczyny waszego króla, bośśście ze szczyn są, a nie z krwi. - Bluzgał ranny więzień.
- Dość!!! - krzyknął Thorgun - Nie tędy droga. Wyjdźcie - poczekał aż wszyscy usunął się w cień
- A więc jesteś spoza Azul misiu… a więc to wyjaśnia czemu nie martwisz się o rodzinę… rzucił cicho, do siebie właściwie Roran.
Dorrin pewnie i chciałby stąd wyjść, chciałby wziąć antałek wina i pić, pić na umór, jak miał to w zwyczaju, ale zaszedł uż za daleko. Oczy płonęły, pragnęły krwi i cierpienia.
-Widzisz kochaneczku źle trafiłe…. jego monolog został przerwany.
Thorgun podszedł do Dorrina i położył mu rekę na ramieniu
- Daj mi kwadrans...Potem jest twój - rzekł spokojnie
Dorrin odwrócił się raptownie, miał już rzucić się na znajomka lecz w ostatniej chwili powstrzymał się. Opamiętał demona, który nim kierował. Odetchnął trzy-krotnie i wyszedł. - Piętnaście minut, potem do Ciebie wrócę.
Gdy już usunęli się wszyscy w cień, tak że więzień nie widział nikogo poza nim, Thorgun przysunął sobie krzesło na przeciwko więźnia. Wziął też butelkę gorzały i kawałek szmaty. Szmatę polał odrobiną alkoholu i obwiązał ranę mówiąc:
- Będzie piekło - wziął łyka z butelki i rzucił - chcesz?
Sierzant stał w ciemnym kącie, poza zasiegiem wzroku i przyglądał się temu cyrkowi. “co za chujowa robota” pomyslał.
- Wsadź sobie to w dupę. - Odparł bezimienny Thorgunowi, a gdy alkohol zetknął się z otwartą raną zasyczał i przeklinał pod nosem.
- Jak chcesz. Słuchaj, nazywam się Wolfgung. A do Ciebie jak mam się zwracać? [/i] - zapytał spokojnie i grzecznie
- Mów jak chcesz, i tak nic ci nie powiem. - Bezimienny był trochę zrezygnowany bo spuścił oczy na zakrwawiony blat stołu.
- Zadam Ci dwa pytania. Proste a ty odpowiedz sobie na nie sam. Pierwsze; chcesz żyć czy umrzeć jak pies, bez prawa do szczęknięcia? Zapomniany przez wszystkich, wszystko co żyło. Tak, że nawet wrony nie zapłaczą nad twym ścierwem, bowiem nikt nie będzie wiedział, gdzie porzucą Twoje nagie zwłoki. I druga sprawa: ile jesteś wstanie wytrzymać? Bo gwarantuje Ci, że w końcu wyduszą z Ciebie lub dowiedzą się kim jesteś. Im dłużej będziesz się opierać, walczyć tym bardziej wkurwisz kogoś, kto tu dziś przyjdzie do Ciebie. To będzie ktoś, kogo nawet ja nie znam ale ma opinię największego skurwiela w tym mieście. Bo widzisz, w końcu dowie się a wtedy sprawi, że Twoi bliscy będą cierpieć a ty bedziesz na to patrzył i nic nie będziesz mógł zrobić. Czemu? Bo taki ten ktoś jest. Bo mu będzie sprawiało przyjemność patrzenie jak cierpisz, nie fizycznie, ale jak cierpisz że Ci którzy są Ci bliscy cierpią przez Ciebie. - zakończył i wstał z krzesła powoli już nie patrząc na więźnia. - Nie myśl o tym teraz..Myśl o sobie
Bezimienny patrzył prosto w oczy Thorguna. Strzelec Siggurdsson dostrzegał niesamowite zmęczenie w oczach jeńca. Ta krótka przemowa nie dała odpowiedzi może, ale wiezień odpowiedział spokojnie.
- Już nie jest ważne jak umrę, nie masz racji. Mogę trzymać język za zębami i umrzeć jak na khazada przystało, albo wszystko wam powiedzieć i zginąć jak tchórz i zdrajca. Tak czy inaczej już stąd nie wyjdę. Obaj to wiemy. Ponownie się mylisz Wolfgungu, nie zrobią nic mej rodzinie… bo jej nie mam już, rozumiesz? Ja już nie mam rodziny! - Bezimienny był już całkiem spokojny, a krew z rannego poważnie palca kapała przez szmatę która nałożył Thorgun.
Thorgun odsunął się już i podszedł do sierżanta by szepnąć;
- Opatrzcie go i … - kiwnał głową pokazując że warto mu okazać zrozumienie - Ja bym mu odpuścił na dziś.

Sierzant uznał że czas wtracic sie do tej rozmowy. Zwłaszcza że naszło go na przemyślenia. Westchął więc głośno i podszedł dwa kroki w przód: - I wciąż zakładasz że wiesz co zrobimy. Śmierć jak na khazda przystało… khazady dały mapy twierdzy ogrom. Khazady nie chciały dopuscić by zalano podziemia twierdzy by wlazły nimi orkowie...Umrzeć jak khazad...co to znaczy umrzeć jak khazad. mijając Thorguna sierżant wysłuchał go i pokiwał głową, po czym ruszyl by zająć jego miejsce: -Ukradliście plany z manufaktury. Nienawidzisz Azul. Nie wiem czemu. Ale to nie mój problem. Ale wydaje ci się że umrzesz jak khazad mając na sumieniu kradzież i sprowadzenie śmierci na innych khazadów? Bo tak, bo nienawidzisz …. naprawdę uważasz że tak? Bonarges…. ha. Dobre sobie. A wszytsko to z powodu rynku stali? Naprawdę?

- Umrzeć jak wojownik, to jedyne co mi zostało. Rozumiesz? - Wiezień bez imienia patrzył ciężkim wzrokiem na twarz Rorana, dało się wyczuć niesamowity gniew jaki od niego bił, ale i bezsilność. - … niczego nie ukradłem, nie mam też nic do was, azulczyków… przynajmniej nic osobistego. - Bezimienny uniósł łokieć i otarł sobie krwawiący policzek rękawem. - … to nie wy jesteście problemem, tylko wasz król i zawsze są dwie strony, pamiętaj mój oprawco… każda strona uważa że ma rację. - Więzień zaczynał filozofować, może chciał zyskać na czasie, może faktycznie zmiękł, trudno powiedzieć, na pewno nie pociągnął tematu Bonarges.
- Taa. rynek stali. Nie jestem z Azul, nie mam pojęcia o czym właściwie mówisz. Co do Bonarges, i o nich nic nie wiem, poza tym ze chyba spotkaliśmy takowych w tunelach Azul. I wiesz co? Nie lubie gdy ktoś próbuje mnie zabić, ot. Czarny sztandar jego mać.
Gdy sierżant wspomniał o spotkaniu w tunelach więzień otworzył szeroko oczy w zdziwieniu, tego nie udało mu się ukryć. Musiał o nich wiedzieć, to było pewne.
Sierżant widząc to westchnął i począł przyglądać się więźniowi bez słowa. - Nie pamietam ilu uciekło. Jeden na pewno. Zgaduje że któryś dotarł do Południowego Fortu?
Więzień spojrzał po sali w konspiracyjny sposób. Przenosił wzrok z Rorana na Thorguna i na powrót na sierżanta. - Orig Glen … Orig Glen! - Zabrzmiało to nie jak pytanie ale ewidentnie wiezień czekał na coś, być może na jakąś odpowiedź.
- Chyba wisi mi nóż odparł sierżant, wpatrując sie sondujaco w więźnia.
- Zresztą, nic to, nieważne. Powiem ci swe imię ale obiecaj mi… nie, ty zresztą pierwszy powiedz. Co z nimi, z tymi z tuneli? Musze wiedzieć. - Opowieść Rorana go zaciekawiła.
- Co z nimi? Nadziali się na naszych zwiadowców, doszło do bitwy. Którzyś chyba uciekli, wzieliśmy jenca. Jak to bitwa w podziemiach. Jeniec później zbiegł, jak mniemam do reszty waszych. opowiedział w miarę pobieżnie Roran.
- Njordur, syn Njala, tak mnie zwą, nie kłamię, przysięgam że to moje imię. Wielka to tragedia że zginęli… ci wasi i nasi, tam w tunelach. - Njordur prawdziwie się zasępił. - Sensu nie ma bym was zwodził, prawdy powiedzieć też nie mogę, zatem skończcie ze mną. Nadstawię wam gardła. - Odrobinę teatralnym gestem Nojdur odchylił głowę i odsłonił szyję.
Sierzant westchnął głośno i pokręcił głową: -Ty naprawdę nie słuchasz co sie do ciebie mówi. Galeb! wezwał kompana.
Runiarz wszedł powoli do pomieszczenia. Jego srebrzysta broda wydawała się szara w nikłym świetle. Spojrzał na przesłuchiwanego i na Rorana.
-Tak?
- Wyprowadź za mury, daj żarcia na tydzien i wypuść
Njordur spojrzał po wszystkich z wyrazem najwyższego zdziwienia, nie wierzył w to co powiedział sierżant. - Po co ta szopka? Dajcie mi ostrze a sam się przebiję. Próżna droga za mury by mi miecz w plecy wbić.
- Mówiłem żebys przestał pierdolić. Więcej się od ciebie nie dowiem. Po chuj cie mam zabijać. Raz na wozie, raz pod wozem. Tylko głupiec uważa życie za dośc tanie by sie go łatwo pozbywać. dodał, skinąwszy na runiarza, Jemu ufał dostatenie by wierzyć ze da rade wykonac zadanie.
Galeb spojrzał wnikliwie na obitego krasnoluda.
- W jakim rzemiośle żeś szkolon?
Njordur wzruszył ramionami. - Znam się na walce, od zawsze to robiłem najlepiej. Masz ochotę się ze mną zmierzyć czy co? - Na zakrwawionej brodzie, a właściwie spod niej wykwitł wątpliwy uśmiech.
Z miną iście kamienną Galeb zbliżył się, aby młodzian mógł mu się przyjrzeć. Jego oczy pozostały niewzruszone, a od samej postaci runiarza biła aura conajmniej autorytetu.
- Więc twym rzemiosłem wojna jest. Dobrze. Pomocnik byłby podejrzan. Ochroniarz zaś najlogiczniejszym wyjściem w sytuacji tej. - rzekł.

Więzień był całkiem zbity z tropu, chyba nie pojmował tego co się działo. - Wy wiecie tak jak i ja że nie wyjdę stąd żywy… po co mielibyście mnie wypuścić? To nie ma sensu… - Być może chciał coś dodać, ale zatrzymał się w pół słowa.
- Skąd mamy wieedzieć...jak mamy wiedziec że nie wyjdziesz skoro właśnie cię wypuszcamy co warknał zirytowany niekumatością wypuszczanego sierżant. - Nie zwykłem zabijać jeńców mając inne wyjście. I to ostatnie co na ten temat powiem. Mam co innego na głowie, Galebie, zostawiam to tobie
Skinieniem głowy Runiarz odpowiedział sierżantowi po czym zwrócił się do przesłuchiwanego stanowczym tonem.
- Obmyty i opatrzony zostaniesz. Twa twarz oporządzona. Dostaniesz broń i będziesz mą tarczą i obroną przed tymi, którzy by chcieli podeniść na mnie rękę. Kiedy do wrót dotrzemy… twe życie znów do ciebie należeć będzie, zrozumiano?
Njordur nie wierzył nawet w jedno słowo Galeba, ale był zbyt mądry by nie wykorzystać okazji. Domyślał się ż emoże jego oprawcy chcą wykorzystać go jako przynęte albo iść za nim do kryjówki jego przełożonych, ale postanowił podjąc to ryzyko. Wszystko tylko po to by miec choć cień szansy na wolność.
- Rozumiem. - Przytaknął zgodnie, wciąż okazując brak zaufania przez uważną obserwację każdego ruchu Rorana i Galeba.
 
Stalowy jest offline