Gdy obudził się rano było już sporo po wschodzie słońca i pierwszym kurze. Zwykle wstawał skoro świt, ale zwykle nie wypijał kilku kufli piwa do snu. Nie miał kaca, co to to nie. Te kilka kufli to o wiele za mało jak na jego głowę. Po prostu po piwie był senny i rozleniwiony. Przytomnie przed położeniem się spać otworzył okno, dzięki czemu mógł się teraz raczyć świeżym, rześkim powietrzem. Zauważył, że najprawdopodobniej gospodyni postawiła mu przy łużku kufel piwa. Wzgardził jednak ciepłym i zwietrzałym trunkiem. Podszedł do okna i wyjrzał na zewnątrz. Zobaczył Tasa i Stinkiego na wozie gotowym do drogi, znak że najwyższy czas się zbierać. Włożył ubranie, kolczugę, na plecy zarzucił plecak, przypiął kołczan na strzały, w jedną rękę wziął łuk, w drugą swój dwuręczny miecz.
Gdy zszedł na dół zobaczył posilających się Esther i Argaena. Ester wyglądała na dużo bardziej zmaltretowaną niż mistyk. Podziękował i odwzajemnił pozdrowienie Argaena i po odłożeniu klamotów sam zabrał się za jedzenie. Musiał przyznać, że jajecznica była puszna, do niczego zresztą, jeśli chodzi o obsługę w karczmie „Ostatni Dom” nie można było się przyczepić. Po zjedzeniu śniadania zabrał się za przeglądanie przydzielonych mu przez Reinferiego rzeczy. O ile namiot, łopata, czy lina mogły mu się przydać to widząć notes i przybory do pisania tylko się roześmiał i odłożył je na stół. -Czyżby Rainferi zapomniał, że nie umiem pisać?
Resztę rzeczy spakował do plecaka i skierował się do wyjścia. Tas i Stinki cierpliwie czekali tak jak widział ich przez okno. Wrzucił plecak na wóz i przyjaźnie skinął woźnicom i przewodnikom całej wyprawy. -Mam nadzieję Tas, że wiesz gdzie jechać. Nie chcę błądzić.
Miał zamiar iść obok wozu. Nie chciał się gnieść na pace i cenił ruch. -No dalej tam w środku ruszać się. Przygoda czeka! |