Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 27-10-2013, 15:48   #11
Konto usunięte
 
Ulli's Avatar
 
Reputacja: 1 Ulli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputację
Gdy obudził się rano było już sporo po wschodzie słońca i pierwszym kurze. Zwykle wstawał skoro świt, ale zwykle nie wypijał kilku kufli piwa do snu. Nie miał kaca, co to to nie. Te kilka kufli to o wiele za mało jak na jego głowę. Po prostu po piwie był senny i rozleniwiony. Przytomnie przed położeniem się spać otworzył okno, dzięki czemu mógł się teraz raczyć świeżym, rześkim powietrzem. Zauważył, że najprawdopodobniej gospodyni postawiła mu przy łużku kufel piwa. Wzgardził jednak ciepłym i zwietrzałym trunkiem. Podszedł do okna i wyjrzał na zewnątrz. Zobaczył Tasa i Stinkiego na wozie gotowym do drogi, znak że najwyższy czas się zbierać. Włożył ubranie, kolczugę, na plecy zarzucił plecak, przypiął kołczan na strzały, w jedną rękę wziął łuk, w drugą swój dwuręczny miecz.

Gdy zszedł na dół zobaczył posilających się Esther i Argaena. Ester wyglądała na dużo bardziej zmaltretowaną niż mistyk. Podziękował i odwzajemnił pozdrowienie Argaena i po odłożeniu klamotów sam zabrał się za jedzenie. Musiał przyznać, że jajecznica była puszna, do niczego zresztą, jeśli chodzi o obsługę w karczmie „Ostatni Dom” nie można było się przyczepić. Po zjedzeniu śniadania zabrał się za przeglądanie przydzielonych mu przez Reinferiego rzeczy. O ile namiot, łopata, czy lina mogły mu się przydać to widząć notes i przybory do pisania tylko się roześmiał i odłożył je na stół.

-Czyżby Rainferi zapomniał, że nie umiem pisać?

Resztę rzeczy spakował do plecaka i skierował się do wyjścia. Tas i Stinki cierpliwie czekali tak jak widział ich przez okno. Wrzucił plecak na wóz i przyjaźnie skinął woźnicom i przewodnikom całej wyprawy.

-Mam nadzieję Tas, że wiesz gdzie jechać. Nie chcę błądzić.

Miał zamiar iść obok wozu. Nie chciał się gnieść na pace i cenił ruch.

-No dalej tam w środku ruszać się. Przygoda czeka!
 
Ulli jest offline  
Stary 28-10-2013, 15:48   #12
 
Kelly's Avatar
 
Reputacja: 1 Kelly ma wyłączoną reputację
Pieśń nęciła, wzywała, jak wszystkie dziwne pieśni, przedzierając się przez zaspany umysł wojownika z dalekiego Ergoth. Niewątpliwie do prostego ludu należał, który budził się niemal natychmiast po otwarciu powiek. Jednak owego dnia, nie wiedzieć czemu, Dorian przeciągał się pół śpiąc, pół odbierając wrażenia rzeczywistego otoczenia. Może spowodowały to informacje o groźnym rycerzu śmierci, powstającym gdy człek prawy zmienia się przeistaczając w ohydną istotę zła.



Jakoś imię wspomniane przez magusa kołatało się wewnątrz ulotnych chmur pamięci. Tarothin Hem, coś, gdzieś, kiedyś, przy jakimś piwie, albo ognisku ... Jednak wspomnienie rycerza śmierci znacznie bardziej kojarzyło mu się z prawdziwą legendą, przesławnym na nikczemny sposób lordem Sothem. Jeśli kolejny mroczny władca miał choć połowę potęgi przypisywanej lordowi Sothowi, byłby szalenie wymagającym przeciwnikiem. Krew purpurą błyszcząca, łzy, świst bladosinego miecza, uniesiona dłoń okuta stalą oraz lśniąca czerwień dwóch połyskujących spod rycerskiej przyłbicy hełmu punktów. Mrocznych niczymże najgłębsze otchłanie krasnoludzkich kopalń, ciemniejsze od łuski czarnego smoka. Budzący straszliwą grozę lord, który mógł przebywać na terenie gór, niedaleko wspomnianej jaskini ...

Jednak mgliste wspomnienie przemknęło oraz uciekło gdzieś przepędzone rosnącą jasnością dnia oraz snującą się wewnątrz umysłu pieśnią. Melodią wypełnioną dziwnie słodkimi słowami, wzywającymi do przygody, do boju, do legendy. Dopiero teraz budząc się powoli w gospodzie panny Majere uświadamiał sobie, że słyszał ją gdzieś wewnątrz najgłębszych pokładów ludzkiej podświadomości codziennie, odkąd posłuszny wezwaniu magusa, ruszył na dalekie szlaki tej wyprawy.

Nightwish - Wishmaster (DVD End Of An Era) HD - YouTube

Master!
Apprentice!
Heartborne, 7th Seeker
Warrior!
Disciple!
In me the Wishmaster
...
A maiden elf calling with her cunning song -
"Meet me at the Inn of Last Home" -
Heartborne will find the way! -

Master!
Apprentice!
Heartborne, 7th Seeker
Warrior!
Disciple!
In me the Wishmaster


Przywitanie, śniadanie oraz całkiem solidne wyposażenie przez magika sprawiały, iż uznał otwarcie dnia za całkiem miłe. Skinął wielgaśnemu barbarzyńcy, który nawoływał do szybszego ruszenia. Na cuchnące onuce trolla, zgadzał się z tym siłaczem. Rzucił dzieńdoberek parze trzymających się nadzwyczaj blisko facetów. Potem rzekł kilka cieplejszych słów Argeanowi oraz Erykowi, uśmiechnął się do pięknolicej Esther, bowiem nie za bardzo akurat wiedział, co jej rzec. Należała do kobiet, które ciepło spoglądają na dostojne pocałunki smukłych, damskich dłoni, czy wolała kumpelskie pacnięcia kształtnej pupy? Może ani tak zresztą ani tak, wyglądała bowiem na dziewczynę bardzo niezależną, która przejawiała jedynie słabość do dobrej kuchni. Przynajmniej tak wynikało ze słów Argeana ...

Poranne Solace wyglądało pięknie, pewnie piękniej, niżeli lata temu, kiedy tak jak oni, wyruszali dokładnie stąd Bohaterowie Lancy. Brodaty Tanis Półelf, przywódca oraz ukochany równie pięknej, jak dzielnej Lauranthalassy, Sturm Brightblade, prawdziwy rycerz: sercem, honorem, prawością, dzielny krasnolud Flint, wesoły kender Tas, łagodna kapłanka Goldmoon oraz towarzyszący dziewczynie Riverwind, mocarny Caramon oraz jego brat bliźniak, suchotnik Raistlin. Potem dołączyli inni, ale ta grupa wspólnie z Solace wyruszyła, właściwie uciekła, po tym, jak Goldmoon uleczyła Najwyższego Teokratę Hendricka. Stało się tak dawno temu, na początku Wielkich Wojen Lancy, przeszło jednak pokolenie, nowa grupa ruszała na wyprawę dokładnie właśnie stąd.

Furmanka ciągnięta przez niewielkie koniki stała czekając na wszystkich. Początkowo planował także iść, podobnie jak Srebrny Wilk, ale skoro była okazja się przejechać ...
- Wobec tego ruszajmy – wskoczył gracko na górę. Przez ten moment, kiedy dziarsko skakał do góry okrywająca go peleryna uniosła się nieco, zaś jaśniejące słońce błysnęło oślepiająco odbijając się na łusce pysznej elfiej kolczugi. Wszakże dosłownie momencik potem materiał ponownie przykrył świetną zbroję gasząc odblask metalu. - Wszyscy są już? – rozejrzał się wokoło.


-------------------

Obrazek z http://25.media.tumblr.com/tumblr_md...koqvo1_500.jpg
piosenka wspominająca Dragonlance'ową gospodę z YouTube
 

Ostatnio edytowane przez Kelly : 28-10-2013 o 16:54.
Kelly jest offline  
Stary 30-10-2013, 23:54   #13
Aro
 
Aro's Avatar
 
Reputacja: 1 Aro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputację
Bliźniacy wstali skoro świt i chyba najchętniej ze wszystkich nocujących w „Ostatnim Domu”, ale czy można było się temu dziwić? Nie, bo zaklinacze wypili o wiele, wiele mniej od swoich nowych współtowarzyszy i ulotnili się do pokoju tuż po otrzymaniu wiadomości od Reinferiego, kiedy impreza tak naprawdę dopiero się zaczynała. Nie zasnęli od razu, lecz najpierw uzupełnili braki w wiedzy o Tarothimie Hemie, studiując przekazane im przez Stinka papierzyska.

* * *

Nielepszy od dziwki,” pogarda i obrzydzenie.
Okrutne stwierdzenie.
Prawdziwe.
Lepiej mu tego nie mów, gdy go spotkamy,” rozbawienie.
Gdy? Więc sądzisz...
Reinferie tak sądzi, nawet jeśli tego nie stwierdził. Jestem tego pewien.

Lepiej dla nas i naszych nowych towarzyszy, jeśli do bliższego spotkania z grajkiem nie dojdzie.
Ano.
* * *


- Gotowi. – Lemnus oznajmił kompanom, a Demas pokiwał głową ziewając.

Tyle że na gotowych nie wyglądali ni cholery – ubrani w tuniki dobrej jakości, bryczesy, buty do jazdy konnej i lekkie płaszcze zdawali się gotowi, owszem, ale do jakiejś wycieczki krajoznawczej. Do ruszania na pohybel niebezpieczeństwom, w imię nauki i ratowania świata – już nie. Z broni mieli tylko nóż, przytroczony do demasowego uda i jakieś alchemiczne cuda, z których większość raczej większego użytku w starciach nie miała.

Bliźniacy zwyczajnie nie spodziewali się niebezpieczeństwa teraz, tak blisko Solace, więc większość ich dobytku (w tym tego groźnego) spoczywała w torbie przy siodle. Ano, siodle, bo zaspani zaklinacze bodajże jako jedyni mieli swój własny środek transportu – rączą kasztanową klacz. Torba jak torba, zdawało się że wiele pomieścić nie mogła, ale bliźniacy poszli w ślady swojego niegdysiejszego mistrza i mieli parę magicznych akcesoriów.

A najniebezpieczniejszą bronią Dema i Lema była, jakżeby inaczej, Moc.
 
__________________
"Information age is the modern joke."
Aro jest offline  
Stary 31-10-2013, 11:46   #14
 
Googolplex's Avatar
 
Reputacja: 1 Googolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputację
Wstał wraz z pierwszymi promieniami wschodzącego słońca. Stop, obudził się. O wstawaniu jeszcze nie mogło być mowy. Pościel była zbyt miękka, zbyt ciepła i zbyt kusząca aby ją porzucać tak wcześnie. Przeciągał więc moment opuszczenia łoża do granic przyzwoitości, a nawet poza nie. W końcu jednak nadszedł ten moment kiedy nie dało się już dłużej udawać, że to on jeden na całym świecie odporny jest na zew potrzeb fiziologicznych.
“Ale najpierw”
Uśmiechnął się czule sporządzając mieszankę do nabicia fajki.

Wszedł do głównej izby tylko do połowy odziany. Płaszcz jak i koszulę przewiesił na torbie z ziołami i innymi drobiazgami. Jedynie amulet, smocza głowa wybita na srebrnym dysku, zdobił jego tors.

- Witajcie towarzysze przygody.- Przywitał się po czym ziewnął przeciągle. -Wybaczcie, te łoża są tak wygodne, że z trudem udało mi się zebrać wolę by wstać. Zostało coś z gulaszu?

Zjadł szybko aby jeszcze bardziej nie opóźniać kompani która w większości zdążyła już wyjść. Na koniec zamówił jeszcze jeden kufelek piwa. W celu wzmocnienia przed podróżą oczywiście a fakt, że było wyborne napewno nie miał z tym nic wspólnego. Tak przynajmniej sobie Eryk tłumaczył uleganie łakomstwu.

Kiedy wyszedł, słońce zalśniło na barwnych wzorach pokrywających jego skórę, tak jakby były one natłuszczone oliwą. A uważny obserwator zauważyłby zapewne iż nie jest to tatuaż, jak mogło by się wydawać, lecz drobna czerwona łuska pokrywająca znaczną część skóry tego osobnika. Eryk nie prezentował się szczególnie bohatersko. W lewej dłoni dzierżył nieodłączną fajkę którą z oddaniem ssał niczym niemowlę cycek. W prawej zaś trzymał kufel piwa. Włosy nieuczesane spływały falami na plecy i ramiona.
Kiedy zobaczył jak obładowany jest wóz, stanął jak wryty i długo wpatrywał się w to cudo oniemiały.

- Po co nam tyle śmiecia?!- Zapytał kiedy tylko udało mu się odzyskać głos. - Piwo rozumiem, lina może być ale to?- Wskazał na namioty. - Wioskę chcecie w górach założyć czy co?
 

Ostatnio edytowane przez Googolplex : 31-10-2013 o 12:07.
Googolplex jest offline  
Stary 02-11-2013, 22:34   #15
 
Ryzykant's Avatar
 
Reputacja: 1 Ryzykant ma wyłączoną reputację
Poszukiwacze przygód naprawdę lubili Solace. Szczególnie upodobali sobie opuszczanie owej miejscowości, niczym legendarni już Bohaterowie Lancy. Zwykle po miesiącu czy dwóch wracali w najlepszym wypadku z pustymi rękoma, czasem okaleczeni przez gobliny. Rzadko kiedy ktoś zdobywał jakieś łupy podczas, jak to ci poszukiwacze przygód od siedmiu boleści określają, ,,Wielkiej Przygody". Jednak idea trwała- Solace nadal przyciągało kolejnych, niestrudzonych mieszkańców Ansalonu, którym nie wystarczyło życie zwykłego zjadacza chleba. Chcieli od fortuny czegoś więcej!
W grupie, która tego dnia opuszczała Solace również zdawała się niczym nie wyróżniać. Ot, kolejni chętni sławy i bogactwa. Kilku ludzi, żlebowy krasnal, kender... Tylko jedna kobieta w grupie. Typowe, myśleli sobie mieszkańcy Solace. Skończy się jak zwykle. A jednak miało być inaczej. Istniało jednak coś, co zdecydowanie różniło tą grupkę od innych. Była to kwestia doświadczenia. Ci, po których wezwał Reinferie naprawdę znali się na swoim fachu- jakikolwiek by on nie był. Podchodzili do sprawy rzeczowo, choć z różnym entuzjazmem. Wszyscy jednak wiedzieli, że czekają ich, jakby nie było, ciekawe chwile- bowiem chwile spędzone w towarzystwie kendera nigdy nie są nudne, a to już coś.
Kuce niechętnie ruszyły się z miejsca, za nimi podążył wyładowany do granic możliwości wóz. Faktycznie, ekwipunku mag im nie pożałował. Dodatkowo większość zastanawiała się po jaką cholerę im tak duże namioty. Tas, słysząc pytania, jedynie się uśmiechał. Uśmiech zanikał jednak czasami gdy ktoś powątpiewał w to, że kender zna drogę w góry, by ustąpić miejsca bardzo urażonej minie- Tas zarzekał się bowiem, że tereny wokół Solace zna jak własną kieszeń. A, to trzeba przyznać, lubiący pożyczki lud znał każdy szew swojej (i nie tylko) kieszeni.
Do podnóża gór nie było daleko, zaledwie kilometr od wioski droga zaczęła znacząco piąć się w górę. Nadal jednak ku przygodzie wiódł ich trakt. Ciepłe, wczesnojesienne słońce wiszące nad Solace żegnało kolejnych bohaterów ruszających na przygodę.



*****


Wysoki mężczyzna odetchnął z niemałą ulgą. Wydawało mu się, że wreszcie ich zgubił… Cholerni najemnicy. Czy we wszystko muszą się wpieprzyć?
Rycerz Ciernia wreszcie wyprostował się i wyjrzał zza skalnego załomu. Trwał w tej pozycji przez ostatnie kilka godzin. Lepiej dmuchać na zimne. Przewaga jaką mieli przeciwnicy była przytłaczająca, nawet dla niego. A wszystko z zemsty o głupiego syna jakiegoś kupczyny. No, może nie kupczyny. W zasadzie to pomógł w skazaniu na śmierć syna jednego z najpotężniejszych magnatów nerakijskich utrzymującego się z handlu magicznymi przedmiotami. A tacy łatwo nie zapominają dyshonoru, jakiego dostąpiła ich rodzina, kiedy jeden z jej członków trafił na stryczek. Odbiło się to na interesach.
A interesy, wiadomo, rzecz święta. Niepowodzenie w nich miało odbić się na czyimś zdrowiu. Tym kimś był prostujący się właśnie Hurgen. Ostatnie dni w jego życiu nie należały do najprostszych, to trzeba przyznać. Błądził po górach, a wszystko z powodu durnego listu który otrzymał od maga imieniem Reinferie. Nie znał go. Chciał jednak wiedzieć, skąd zaklinacz wie o nim i o jego, jak to napisano w liście, „talentach”. Drobny listonosz który owy list mu doręczył zdołał zwiać, zanim Hurgen wyszeptał stosowne zaklęcie mające zmusić go do gadania. Musiał więc pofatygować się do maga osobiście…
Tylko co podkusiło go do tego, by wybierać drogę „na skróty” przez góry? Może Ci depczący mu po piętach najemnicy? W górach faktycznie łatwiej zgubić wroga. Niestety, równie łatwo jest stracić orientację i, tak jak wrogowie, zgubić się wśród kamienistych zboczy. Wierzył jednak, że odnajdzie jakiś omen który go stąd wyprowadzi.
Zbroja płytowa, o wiele lżejsza niż na to wyglądało, cicho zachrzęściła gdy rycerz ruszył przed siebie. Poczuł lekkie zawroty głowy- od wczoraj nie spał, zmęczenie dawało o sobie znać. Zauważył jaskinię leżącą nieopodal. Nieważne, czy była zamieszkana czy nie. On zamierzał się tam przespać, a rozeźlonego Rycerza Ciernia lepiej nie zatrzymywać.



*****


-Zabłądziliśmy- bezceremonialne stwierdził Srebrny Wilk. Barbarzyńca powtarzał to od kilku godzin, jednak kender zdawał się ignorować jego słowa. Tym razem Tas nie wytrzymał.
-Nie zabłądziliśmy, dlaczego tak sądzisz?! Przecież jedziemy dalej, do jasnej ciasnej! Tassie, Burffie, dawajcie! Jeszcze tylko kilkadziesiąt…-Tas przerwał poganianie wiernych kucyków niestrudzenie (chociaż strasznie powoli) sunących do przodu by zastanowić się nad tym, ile w ogóle drogi zostało im do przebycia-… Jeszcze tylko trochę!
Wszyscy prócz Stinka, który robił za zwiadowcę i (ku uldze większości drużyny) szedł kilkadziesiąt metrów przed powozem, przewrócili oczami. Nikt nie miał już złudzeń, że zabłądzili. Pierwszy dzień podróży minął naprawdę nieźle. Przespali się w wygodnych, przestronnych namiotach, przeanalizowali wspólnie mapy które Tas zabrał ze sobą. Dalsza część podróży zapowiadała się nieźle. Niestety, tylko zapowiadała. W południe następnego dnia trakt skończył się i znaleźli się na łasce Tasowej intuicji. Kender prowadził ich stromymi rampami, wąskimi przesmykami, nieraz chciał sprowadzić ich w przepaść. Jedynie szybkie interwencje reszty członków drużyny, która w międzyczasie całkowicie zeszła z wozu by chociaż trochę ulżyć biednym kucykom, uratowały dobytek (i Tasa, choć niewiadomo czy byłaby to straszna strata dla świata) przed spadnięciem w przepaść. Nastroje stały się nieco bardziej napięte. Napięcie wzrastało z każdą nową kłótnią, która wybuchała podczas wybierania drogi, którą wóz miał podążyć na jednym z licznych rozdroży.
A miało być tylko gorzej…



*****


Rycerz Ciernia nie spodziewał się, że jaskinia którą znalazł była tak wielka. No i w dodatku niezamieszkana. Wprawdzie nie zbadał większości wielkiego kompleksu jaskiń, jednakże odnalazł miejsce gdzie rozbił prowizoryczny obóz. Wyspał się, zjadł coś ze swoich skromnych racji żywnościowych. Wypoczęty postanowił zbadać resztę korytarzy. Ciekawiło go, dlaczego żadne stworzenie nie zadomowiło się tutaj na stałe. Świetna miejsce, przestronne, gdzieniegdzie słyszał uderzające o skałę krople wody. Wydawało się miejscem idealnym dla jakiegoś jaskiniowego niedźwiedzia albo…
Z rozmyślań wyrwał go metaliczny dźwięk, gdzieś w okolicach ziemi. Dźwięk taki powstaje na skutek uderzenia ciężkim butem o sporą kupkę złotych monet. Brzdęk monet rozniósł się echem po jaskini, w jakiej właśnie się znalazł. Prowadził do niej sporych rozmiarów korytarz, tak duży, że bez problemu zmieściłby się w nim…
…Smok.




Hurgen działał instynktownie. Ciemny kształt wyłonił się zza kupki złota. Powinien próbować dyplomacji, manipulacji… Smoki były przecież istotami piekielnie inteligentnymi, nie zabiłyby go bez powodu. Niczego nie ukradł. Jednak nigdy nie miał do czynienia ze smokami. Zadziałał więc tak, jak nakazał impuls w jego mózgu- posłał wiązkę elektrycznych wyładowań w kierunku gada, co by go unieszkodliwić. Chwilę potem musiał uchylić się przed rykoszetującym zaklęciem. W świetle błyskawicy zobaczył czerwień łusek odbijających magiczną moc zaklęcia… Słysząc odgłos wciąganego przez smoka powietrza. Obawiając się najgorszego ruszył w kierunku wyjścia. Wybiegł stamtąd tak szybko, że nie zdążył nawet usłyszeć westchnięcia czerwonego gada, po którym nadeszło chrapanie.
Hurgen, będący już na powierzchni, zmrużył oczy z powodu jasnych słonecznych promieni. Nogi jednak nadal niosły go naprzód, prowadzone pierwotnym strachem przed majestatycznymi gadami. Stracił równowagę i stoczył się z pagórka. Wstał jednak szybko, z niemałą gracją jak na kogoś, kto nosi ciężki, płytowy pancerz. Nadal lekko oślepiony zauważył pięć postaci stojących zaledwie pięć-sześć metrów od niego.
-Hej, czy to nie…
-A co, znasz go? Już myślałem, że to jakiś dzikus…
-Nie jestem pewien…
Rycerz zdołał wreszcie zogniskować wzrok. Zaklął w duchu, gdy uświadomił sobie to, co zobaczył. Na szerokiej na jakieś sześć metrów wydeptanej ścieżce stało dwóch magów odzianych w fioletowe szaty. Jedna twarz i Hurgenowi wydawała się niezwykle znajoma. Wydawało mu się, że już kiedyś miał nieprzyjemność go spotkać… Obok czarnoksiężników stały równie posępne postacie- ogr, opierający się na prymitywnym, choć zdecydowanie niebezpiecznym dwuręcznym młocie, ludzki mężczyzna w lekkim pancerzu, który właśnie ładował kuszę, oraz kobieta, która szybkim ruchem dłoni dobyła drobnej, ręcznej kuszy- jej druga dłoń powędrowała w kierunku pasa na lewym udzie, gdzie znajdował się kołczan z bełtami i z ponurym uśmiechem zamoczyła bełt w fiolce znajdującej się obok.
-To on! Ten skurwysyn, pieprzony kapłan, zrujnował moje badania!
Hurgen miał rację. Spotkał tego mężczyznę już jakiś czas temu… Rozejrzał się po okolicy. Z jednej strony stromy pagórek, skąd przed chwilą się stoczył, z drugiej strony ścieżki widniała głęboka na kilkadziesiąt metrów przepaść. Dosyć się już dzisiaj poobijał, w dodatku skok z takiej wysokości pewnie nie skończyłby się jedynie na powierzchownych ranach, tego był pewien. Za nim ścieżka gdzieś skręcała, zaś ta przed nim, zagrodzona przez magów i ich popleczników, po pewnym czasie zaczynała się zwężać. Do zakrętu miał zaledwie kilka metrów…
-Zabić go! Pojmać! Wszystko jedno!- Przemówił odziany w fioletową szatę mag.
Bełt wystrzelony przez człowieka minął naramiennik Jurgena o cale. Ogr zaryczał, drugi mag począł coś szeptać pod nosem, zaś kobieta zdołała wreszcie umiejscowić pocisk na kuszy i celowała w rycerza.



*****



-A mówiłem, że znajdę wreszcie drogę? Mówiłem, że znajdę? No powiedzcie? Czy nie jestem genialny?- przechwalał się dumniejszy z siebie niż zwykle Tas.
Fakt, udało mu się wreszcie znaleźć jakąś ścieżkę, która wydawała się być drogą wiodącą ich do celu. Stracili jednak nieco czasu, by odnaleźć Stinka który poszedł zupełnie inną drogą. Ostatecznie jednak cała kompania, tym razem bez żadnego zwiadowcy na czele, parła do przodu właściwą drogą. Atmosfera rozluźniła się, zrobili nawet krótki popas by uczcić drobne zwycięstwo. Podczas drogi Tas uraczył ich pieśnią o Bohaterach Lancy, która naprawdę wpadała w ucho.
Zbliżali się właśnie do zakrętu, gdy Esther zauważyła ciemny kształt który przeleciał kilka metrów przed nimi i runął w przepaść. Był to bełt, było to pewne. Inni byli w tym czasie zajęci podziwianiem rozciągających się obok widoków. Zresztą, łatwo było pomylić mknący pocisk z ptakiem. Jednak kobieta czym prędzej poinformowała resztę drużyny o ty, co zobaczyła. Wóz pozostał za zakrętem, reszta poszukiwaczy przygód zaś ostrożnie podążyła dalej ścieżką.
Chwilę później ich oczom ukazała się niezbyt przyjemna sytuacja, w jakiej znalazł się stojący nieopodal Hurgen.
-Facet ma chyba niezły problem- podsumował kender.
-My chyba też…- mruknął pod nosem Eryk, gdy zaskoczona towarzyszka magów zmieniła cel na, zdawało mu się, właśnie niego.
Hurgen, słysząc głosy za sobą, odwrócił się. W jego dłoniach już wcześniej znalazł się miecz. Jednak, jak się okazało, nowi przybysze mogli okazać się jego przyjaciółmi. Wnioskował to w myśl złotej zasady „wróg mojego wroga jest moim przyjacielem”. A swojej wrogości wobec grupy poszukiwaczy przygód prześladowcy Hurgena dowiedli strzałem, który faktycznie był skierowany na Eryka. Pocisk musnął jego lewe udo, powodując dosłownie zadrapanie. Mimo to pierwsza krew została przelana. Drużyny dzieliła odległość około dziesięciu metrów, a w środku tego całego zamieszania znajdował się Hurgen.
Cholera wie, czy smok nie byłby ostatecznie lepszym wyborem.
 
Ryzykant jest offline  
Stary 12-11-2013, 23:18   #16
 
Lilith's Avatar
 
Reputacja: 1 Lilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie coś
Esther zatrzymała się, jak wryta tuż przed załomem skalnej ściany, za którym znikała droga, którą podążali. Coś mignęło jej w polu widzenia. Tak, jakby w poprzek ścieżki. Dałaby sobie głowę uciąć (no może nie głowę, ale włosy na pewno), że to była strzała, albo bełt. Tyle, że ani bełty, ani strzały nie furgają sobie tam i sam bez większego celu, niczym ptactwo niebieskie. Logika wskazywała więc, iż gdzieś tu w pobliżu z pewnością musiał przebywać zarówno jakiś cel, jak i celowniczy, co gorsza. I, jakby tu powiedzieć, wolałaby, żeby kolejny taki pocisk nie przelatywał tam w momencie, kiedy akurat ktoś z towarzystwa będzie mijał zakręt. To mogłoby się okazać bardzo niezdrowe i co za tym idzie, mogło też ciut uszczuplić zasoby ludzkie ich niewielkiej ekspedycji.

- Panowie! Ktoś tam pruje z kuszy. Ostrożnie na głowy - ostrzegła tych dość niedawno, jak i tych nieco wcześniej poznanych kompanów. W końcu każdy zasługiwał na szansę, kimkolwiek by nie był. Zdążyła odrobinę przed tym, zanim zza zakrętu dobiegł ich wszystkich cokolwiek nieludzko brzmiący ryk. Zanim jeszcze Śmierdziel zatrzymał kuce, już była przy wozie. Chwyciła kołczan, zarzucając go przez plecy i truchcikiem, na palcach podbiegła do zakrętu.

Kawałek za zakrętem na środku traktu, w pozie kota przyłapanego na zasypywaniu dołka na rabatce z bratkami, stał na przygiętych lekko nogach, nieco sfatygowany, choć rosły jegomość zakuty w pancerz. Tyłem do nadciągających zza winkla podróżników, za to mając naprzeciw siebie piątkę niezbyt przyjemnie nastawionych indywiduów, z których to jedno było niewątpliwie orkiem, a drugie mierzącą do niego z kuszy krewką dziewuchą. Raczej nie wyglądała na obeznaną z manierami panienkę z dobrego domu.
Ciekawe czym się ten“zakuty” tak jej naraził? - pomyślała Esther. Na więcej rozmyślań zabrakło jej czasu. Dziewczę z kuszą zmieniło nagle zdanie i z pancernego przeciwnika zmieniło cel na bogom ducha winnego (a może i nie, no bo niczego w końcu pewna być nie mogła) Eryka. Bryknął, jak młode źrebię uskakując przed bełtem, który ostatecznie zaznaczył mu udo krwawą krechą.

- No, mili państwo! - żachnęła się Esther. - Tak się bawić nie będziemy.
W jednej chwili w dłoniach dziewczyny łuk zagrał puszczoną z uwięzi cięciwą...
 
__________________
"Niebo wisi na włosku. Kto wie czy nie na ostatnim. Kto ma oczy, niech patrzy. Kto ma uszy, niech słucha. Kto ma rozum, niech ucieka" (..?)
Lilith jest offline  
Stary 13-11-2013, 14:44   #17
Konto usunięte
 
Ulli's Avatar
 
Reputacja: 1 Ulli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputację
Srebrny Wilk szedł nieco za wozem. Złość jaką wywołała w nim niekompetencja Tasa i wielogodzinne błądzenie zdążyły już minąć i ustąpić miejsca rezygnacji. Czego się w końcu spodziewać po kenderze i krasnoludzie żlebowym. Przyjdzie pewno błąkać się po tych górach przez kilka miesięcy. Barbarzyńcy to aż tak bardzo nie wadziło. Po dłuższym czasie jaki spędził mieszkając miedzy ludźmi w wiosce cenił sobie odmianę jaką oferowała wędrówka po górskich bezdrożach. Był w końcu nomadem toteż wyraz twarzy wyrażający złość i zdenerwowanie ustąpiły lekkiemu uśmiechowi gdy podziwiał górskie krajobrazy.

Gdy w końcu wydawało się, że znaleźli właściwą drogę i zmierzają do upragnionego celu wydarzyło się coś niespodziewanego. Zza zakrętu dobiegły ich podniesione głosy. Gdy Dorian zbliżył się do zakrętu w jego stronę wystrzelono bełt lub strzałę. Więcej nie było barbarzyńcy potrzeba by zorientować się w sytuacji- Walka!

Błyskawicznie dobył swojego dwuręcznego miecza i przesunął się na czoło grupy. Jego oczom ukazała się nader oryginalna grupa. Magowie, kusznicy i ogr z młotem, którzy osaczyli jakiegoś jegomościa w zbroi. Na przyglądanie jednak nie było czasu. Barbarzyńca krzyknął "Ogień!" i ostrze jego broni zapłonęło magicznym ogniem. Krzycząc i uderzając pięściami po klatce piersiowej i po twarzy wprawił się w krwawy szał z którego tak słynęli barbarzyńcy.
Przestał zwracać uwagę na otoczenie a jego oczy zaszły krwawą mgłą. Wprowadzenie się w szał zajęło mu trochę czasu podczas którego jego kompani zdążyli już włączyć się do walki.
Natarł przed siebie. Na jego drodze stanął kusznik. Zrobił potężny zamach swoim mieczem, zdolny przeciąć człowieka na pół i... chybił! Nie do wiary! nie trafił po raz pierwszy od bardzo dawna. Kusznik zrobił unik, upuścił kuszę, dobył buławy i wykorzystując to, że Srebrny Wilk się odsłonił, wymierzył mu silny cios, który trafił barbarzyńcę w twarz. Szał pozwolił mu zignorować ból. Zatoczył się lekko do tyłu po czym znowu zrobił krok w kierunku swojego wroga a ten ponownie trafił, tym razem trafiając w bark mężczyzny. Znowu ciało wojownika przeszył ból częściowo stłumiony szałem.

Tego było mu za wiele. Wyjąc wściekle, Srebrny Wilk wyprowadził dwa szybkie uderzenia. Szczególnie w drugie włożył całą swą siłę, gniew i ból. Ciosy zmasakrowały przeciwnika i ten osunął się bez życia na ziemię. Szybko rozejrzał się w wokół szukając kolejnych celi. Większość potencjalnych wrogów leżała już martwa. Uwagę barbarzyńcy przykuł ogromny ogr wywijający w szale swym dwuręcznym młotem. Był ranny i poparzony a mimo to śmiertelnie niebezpieczny- idealny cel. Krzycząc ruszył biegiem do szarży. Tuż przed ogrem odbił się od ziemi i z wyskoku tnąc znad głowy uderzył w ogrzy czerep. Buchnęły płomienie wyzwolone ogromną siłą uderzenia. Ostrze prawie na pół rozpłatało wielki łeb bestii, paląc przy okazji tkanki skórę i włosy. Przeciwnik padł martwy.

Jak się okazało był to ostatni wróg. Barbarzyńca ciężko opadł na jedno kolano, wspierając się na mieczu. Ból i zmęczenie dopadło go ze zdwojoną siłą. Po chwili wstał i wydał mieczowi polecenie wygaszenia płomieni. Magiczny ogień zgasł i broń znowu wyglądała jak zwyczajny miecz. Schował broń do pochwy na plecach i podszedł do Argaena.

-Mógłbyś obejrzeć moje rany?- zwrócił się do mistyka.
 
Ulli jest offline  
Stary 13-11-2013, 15:22   #18
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Spotkanie na szlaku zawsze niesie ze sobą potencjalnie niespodzianki. Nigdy nie wiadomo, czy ten, na kogo trafisz, nie ma czasem jakichś nieprzyjemnych zamiarów w stosunku do ciebie.
Nigdy też nie wiadomo, po czyjej stronie jest racja, gdy wpakujesz się w środek jakiegoś starcia. I najlepiej takie zamieszanie minąć szerokim łukiem... chyba że nie ma takiej możliwości. Skakać w przepaść dla zachowania bezstronności? Poprosić, by łaskawie zechcieli przerwać walkę, aż przejdziesz? A może cierpliwie poczekać i ruszyć dalej, gdy wszystko się skończy?
W tym jednak wypadku nagły zwrot akcji przemówił przeciwko zachowaniu spokoju i bezczynności. Skoro tamci zaczęli strzelać, a przy okazji oberwał Eryk. Ślepa baba chyba nie była i wiedziała, gdzie strzela.
I tak oto niespodziewanie nieznajomi stali się wrogami.

Argaen nie miał zamiaru stać z boku, podczas gdy jego kompani walczyli. Atak jest atakiem i w takiej sytuacji pozostaje do zrobienia jedna rzecz - zabić przeciwnika, zanim on zdąży zrobić to samo z tobą. Oczywiście mogła to być pomyłka, ale na wyjaśnienia było już zbyt późno. Dlatego też Argaen nie zamierzał wdawać się w dyskusję, czy też rozgrzewać się słowną potyczką.
- Vocant fulmen - powiedział, wskazując na przeciwników.
Najgroźniejszymi wrogami zdawali się być magowie. Jeden, załatwiony czarami i magicznym mieczem, leżał na ziemi niezdolny do walki, ale pozostał jeszcze drugi. Wezwane przez Argaena błyskawice uderzyły właśnie w niego.
- A niech to... - mruknął Argaen, widząc skutki tego ataku.
Zdecydowanie przesadził. Mógł poczęstować maga nieco mniejszą ilością energii, a resztę przeznaczyć na któregoś z pozostałych wrogów. Na przykład na kuszniczkę. No ale nie zrobił tego i z maga pozostały zwęglone zwłoki. Może następnym razem będzie mądrzejszy.

Kompanom też szło nieźle i trup ścielił się gęsto. Po paru sekundach z przeciwników ostali się tylko ogr, chociaż ten odgryzał się zajadle, i kuszniczka, która szczęścia miała znacznie mniej, niż jej przerośnięty, machający wielką pałką towarzysz.
Dwaj przeciwnicy, to już tyle co nic, zatem Argaen postanowił oszczędzić nieco czarów na czarną godziną, i miast za kolejną porcję magicznych składników sięgnął po kuszę. Wycelował... Nie da się ukryć, że tym razem mniej miał szczęścia, niż przy traktowaniu błyskawicami maga. Bełt pomknął... i rozminął się z celem.

Argaen skrzywił się i zaczął ponownie ładować kuszę. W końcu mogło się okazać, że kompanom nie uda się zabić wszystkich.
A może lepiej by było, gdyby ktoś się ostał żywy?
- Weźcie ją żywcem! Ktoś do zeznań się przyda - zaproponował.

Piękny plan wzięcia języka spalił na panewce, bowiem potraktowana Tassowym czarem kuszniczka, miast grzecznie znieruchomieć, zwaliła się ze ścieżki i skręciła sobie kark. No, dość trudno było sądzić, że zrobiła to na złość Argaenowi...
Z drugiej strony - lepiej było, że zginęła, niż żeby pobiegła zaalarmować swego mocodawcę, który dzięki temu żył dłużej w błogiej nieświadomości.

- Zostawcie mi kilka bełtów - powiedział Argaen, odkładając na później kwestię ewentualnego podziału pozyskanych dóbr i zajął się potrzebującymi. A dokładniej Srebrnym Wilkiem, który oberwał podczas starcia.

- Mederi vulneribus modica - powiedział. Z dłoni Argaena spłynęły błękitne płomienie, a rany Srebrnego Wilka zaczęły się zasklepiać.

____________________
Leczenie lekkich ran: 2k8+8=17
 
Kerm jest offline  
Stary 14-11-2013, 23:00   #19
 
Lilith's Avatar
 
Reputacja: 1 Lilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie coś
Esther coś tak od początku czuła, że to nie będzie pierwsza lepsza grupka przypadkowych awanturników zebrana do kupy przez lekko zbzikowanego kalekę. To jednak, co się wydarzyło kilka oddechów później, przeszło jej najśmielsze oczekiwania. Smoki, grzmoty, błyskawice, wycia, wrzaski, kolorowe maziaje i cętki wirujące w powietrzu, ataki szału, błyskanie zębami i białkami wywróconych oczu, kolorowe świetlne miecze, hymny i ody do bohaterów, co przeminęli z wiatrem oraz inne cuda-wianki zwaliły się jej na wzrok, słuch, a nawet węch z siłą wodospadu. Węch, bo smród spalonego mięsa aż żołądek wywracał. Po chwili na ziemi legły co najmniej dwa trupy, przy czym jeden w formie kupki popiołu. Dobrze przynajmniej, że pierwsze straty w ludziach dotknęły przeciwników.

Pech chciał, iż jak na razie nie przyczyniła się zbytnio do sukcesów swojej drużyny. Miała nadzieję, że nie spaprze kolejnego strzału i zdoła poprawić swoją nieco nadwyrężoną reputację. Istniała nadzieja, iż nikt w tym piekiełku nie zauważył, że posłała pierwszą strzałę w chmurki. Byle nie kropnąć swojego w tym kłębowisku. Po fakcie mógłby czuć do niej lekki żal. Oczywiście, gdyby jeszcze był w stanie coś odczuwać z jej strzałą w bebechach. Tym razem więc postanowiła włożyć w mierzenie do celu więcej serca. A cel miała od początku mocno sprecyzowany. Eliminacja wrogów wyposażonych w broń dalekiego zasięgu. Magowie wraz ze swoimi sztuczkami odeszli wprawdzie w zaświaty, lecz kusznicy płci obojga nadal byli groźni. Zwłaszcza dziewucha z tym swoim karłowatym duperelstwem na bełty. Trzymała się tak, jak Esther, lekko z dala od największego zamieszania i tylko szukała, kogo by tu zdmuchnąć ze ścieżki.

Trzeba było zacząć działać szybko. Dziewczę i jej kamrat porzucili nagle swoje kusze i dobywszy mieczy wzięli się za Srebrnego. Mężczyzna zajął się nim otwarcie, za to dziewczyna cichaczem zachodziła Wilka od tyłu. Z wyraźnym zamiarem wycięcia mu nerek. Esther nie mogła na to nie zareagować. Napięła cięciwę. Powoli wypuściła oddech i zwolniła uchwyt. Trafiona w bark dziewucha zgięła się wpół, wypuszczając miecz. Esther, już sięgała po kolejną strzałę, by ją unieszkodliwić na dobre, kiedy usłyszała krzyk kapłana.
Żywcem? Jasne... Znowu Argaenowi baby były w głowie. Ten to się nigdy nie zmieni. Gdyby chodziło o kusznika, to by pewnie słowa nie rzekł. Ale… niech mu będzie. Tym razem. Ostatecznie. Po znajomości. Odwróciła się na moment, widząc Doriana niemal frunącego w tył po ciosie ogra, a w tle ognisty podmuch z ust mości Eryka siejący spustoszenie na placu boju nie tylko wśród wrogów, ale zdaje się, że i wśród sprzymierzeńców.

Kusznik czy ork? Ork czy kusznik?
Srebrny Wilk znalazł remedium na dylematy Esther, która nie musiała się już zastanawiać kogo w następnej kolejności wziąć na cel. Na wszelki wypadek wrzasnęła jeszcze do barbarzyńcy, żeby uważał na swoje plecy. Kuszniczka wprawdzie postrzelona, ale ciągle mogła być groźna. Strzała Esther, wzmocniona ładunkiem elektrycznym pomknęła ku większemu celowi. Ogrem lekko wstrząsnęło, kiedy grot zagłębił się w jego piersi, lecz nie wpłynęło to znacząco na ryczącego jak tur kolosa. Następny nieszczęśnik prawie wyleciał w powietrze, trafiony jego topornym, ale precyzyjnie działającym młotem.
Co trzeba zrobić, żeby wreszcie pozbyć się tego przerośniętego bydlaka, zanim wytłucze jej kumpli? Czym go walnąć, żeby zrozumiał, że powinien paść i nie wstać?! Wielkim mieczem! Ogromnym mieczem! Nie miała takiego. Ale Srebrny miał i nie zawahał się go użyć. Ogr trafiony w łeb, spłynął na grunt. Z Esther zeszło powietrze. Nawet nie zauważyła, że wstrzymuje oddech. Dobrze, że nie udusiła się w międzyczasie.

Pozostawała jeszcze kuszniczka. Ta, na której tak zależało Argaenowi. Ubijając ją wyrządziłaby mu świństwo, ale za to przysługę światu.
Tu jednak do wszystkiego wmieszał się złośliwy los w postaci Tasa, pozbawiając Esther możliwości sprawienia sobie i wspomnianemu wcześniej światu odrobiny przyjemności.
 
__________________
"Niebo wisi na włosku. Kto wie czy nie na ostatnim. Kto ma oczy, niech patrzy. Kto ma uszy, niech słucha. Kto ma rozum, niech ucieka" (..?)
Lilith jest offline  
Stary 16-11-2013, 12:41   #20
 
Ryzykant's Avatar
 
Reputacja: 1 Ryzykant ma wyłączoną reputację
Hurgen zaklął pod nosem. Z deszczu pod rynnę, jak mawiali jego sąsiedzi. Ewentualnie jak śliwka w gówno, przytaczając ulubione przysłowie karczmarza Gregora. Z przodu przeciwnicy pragnący jego głowy, z tyłu grupa nieznajomych, która jednak póki co walczyła po jego stronie, a w obwodzie smok, który broni swojego skarbu. Zdecydowanie niesprzyjająca przeżyciu sytuacja. Śmierć nie była jednak tym, czego potężny mężczyzna się obawiał. Widząc maga, który szykował się do rzucenia czaru, postanowił skupić się na nim i jego koledze po fachu. Nie miał szans na szybkie przebicie się do nich przez śmierdziela, który oddzielał ich od siebie, dlatego miecz musiał poczekać na skosztowanie ich krwi. Kleryk skupił się i wyszeptał pośpiesznie zaklęcie. Kula kwasu wystrzeliła z dłoni Hurgena, by chwilę potem z obrzydliwym sykiem osiąść na klatce piersiowej jednego z magów.

-Ładnie to tak atakować nieznajomych?!- Wyrwało się Erykowi, na odpowiedź zaś nie czekał gotując się do działania.
Sprawa się rypła, ocenił Dorian. Było oczywisotścią, że tamci nie strzelali do nich, przynajmniej początkowo, chyba, że mieli kompletnego zeza. Na zezoli jednak nie wyglądali, dlatego można przypuszczać, że celem był stanowczo kto inny, pewnie ten samotnik, który usiłował prysnąć przed ową grupką. Wspomóc słabszego! Piękne hasełko, tyle, że nie zawsze ten słabszy jest owym złym, zaś silniejsi łajdakami. Dlatego preferowałby pierwej dowiedzenie się, co ogólnie się dzieje. Jednak kompani uznali co innego, zaś tamci zaczęli naprawdę strzelać raniąc lekko Eryka. Pytanie, czy faktycznie mieli ich za wrogów, czy była to pomyłka, wynikająca z naturalnego zaskoczenia, czy uznali ich za kumpli tamtego samotnika? Któż wie, jednak tak czy siak jego towarzysze uznali to za powód do natychmiastowej reakcji pod postacią użycia bojowej magii. Ufff, miał szacunek do czarodziejów oraz obawiał się ich niesamowitych mocy. Skoro zaś walka wybuchła, nie było co już kombinować. Skoczył do ataku wyciągając z z pochew na plecach dwa krótkie, pięknie błyszczące miecze. Jeden lśnił czerwienią, drugi jasnosłonecznym poblaskiem, który widać, gdy tarcza słońca wznosi się najwyżej nad widnokręgiem podczas południowej pory. Niesamowicie jasna, niemal wtedy biała się wydaje na pozbawianym chmur niebie. Takiej właśnie barwy był drugi miecz trzymany przez Doriana, towarzysz purpurowego, równie pięknego oręża, po którego klindze spacerowały ledwo widoczne promyki czarodziejskiego ognia.

Chwile płynące wolnym rytmem gwałtownie przyśpieszyły podobnie, jak krew gnająca przez żyły biegnącego mężczyzny. Walka bowiem to chwile, to urwane momenty, tryumfalne krzyki, ryki miażdżące niemal uszy oraz świdrujące jęki. Potworny hałaśliwy chaos składający się z szeregu urwanych chwil. Biada niewątpliwie temu wojownikowi, który nie umie odnaleźć się w takim potwornym natłoku zdarzeń, kiedy instynkt, będący sumą doświadczenia, kieruje wojennymi odruchami.


Bliźniacy popatrzyli z ciekawością na grupę przeciwników. W ich, można powiedzie, złączonym umyśle począł formować się plan. Plan, który uwzględniał użycie zaklęcia, które miało sporo namieszać wśród szeregów magów. Razem, niby jedna istota, podeszli kilka kroków bliżej przeciwników- teraz wszyscy znaleźli się w polu działania czaru, który mieli za chwilę posłać. Ich wargi poruszały się z wielką dokładnością, dłonie kreśliły w powietrzu dziwne znaki- kulminacyjnym punktem zaklęcia było wysunięcie dłoni do przodu. Czterech dłoni. Z rozprostowanych palców wystrzelił dosłownie deszcz kolorów zasypujący wrogów od stóp do głów. Potworny dyskomfort, które wywoływały barwy wirujące w powietrzu, powiększał się z każdą sekundą działania zaklęcia.
A po chwili wszystko minęło. Ogr stał oniemiały, wręcz ogłuszony, po ataku magicznych barw. Ogry były rasą wyspecjalizowaną w otrzymywaniu ran fizycznych, nie psychicznych. Jednak jeszcze słabszą wolą od ogra, jakkolwiek dziwnie by to nie brzmiało, wykazał się jeden z wrogich magów. Wrzeszcząc, trzymając się za oczy padł na ziemię. Na swoje nieszczęście.
Stink bowiem szykował się do strzału ze swojej kuszy. Wyciągnął magiczny bełt, naciągnął, wycelował w leżącego maga... I strzelił. Pocisk poszybował między przeciwnikami z zawrotną prędkością, by wbić się w okolice nerek leżącego czarownika- kolejny okrzyk bólu przeszył górską głuszę. Stink wyraźnie był w formie.

Magiczne ciosy poleciały na grupę przeciwników, natomiast niemal równo z nimi wyrwał do przodu Dorian. Miał nadzieję, ze uderzenia czarów nieco oszołomią tamtych, zaś gwałtowny atak zaskoczy. Dlatego rzucił się niby chart gończy do przodu. Prosto waląc na ogra trzymającego wielgaśny, dwuręczny młot. Chyba nawet coś tam wrzasnął, krzyknął podczas biegu unosząc dzierżony w prawej „Blask”, jak nazywał swój słoneczny miecz niby dziób ptasi ustawiając. Zaskoczony stwór przez moment, jakby nie wiedział co robić, jak reagować. Uderzyć, może odsunąć się przed tym niespodziewanym atakiem jakiegoś obcego. Wreszcie warkot wydało jego gardło przypominający wściekłego psa, zaś potężne mięśni postronki napięły się unosząc młot ... jednak nie zdążył. Mężczyzna dobiegł wyprzedzając ogra, zaś gwałtowne pchniecie ognistym ostrzem sięgnęło skóry. Whraaaaaaaa! Ryknięcie zaskoczonego ogra, którego dosięgnął głęboki cios przecinając oraz paląc jego zielonkawe ciało odbiło się echem od skalnych bloków. Odruchowo cofnął się pod wpływem bólu ku kamiennej stromiźnie odsłaniając swoich kompanów.

Odległość była jeszcze zbyt wielka by mógł użyć swej broni, mimo to do końca bezbronny nie był.
- Na kolana przed majestatem Aasterinian psy! - Odwołał się do potęgi jaką obdarzyła go bogini.
Po drodze Eryk poznał trochę swych towarzyszy a oni jego, był jednak temat, którego unikał, a i nikt nie zapytał wprost. Komu właściwie oddawał cześć? W chwili wezwania wszelkie domysły i wątpliwości miały rozwiać się pod naporem wichru prawdy. W momencie, gdy wypowiedział imię bogini wszyscy mogli zobaczyć jej prawdziwą postać. Sekundy przeciągały się w nieskończoność, gdy postać zielarza ginęła przesłaniana obrazem potężnego, olbrzymiego, mosiężnego smoka. Wściekły ryk bestii wstrząsnął światem. Jej gniew skierowany był przeciwko napastnikom. A potężna uzbrojona w śmiercionośne pazury łapa zmierzała już ku jednemu z magów. Być może przejrzał iluzję, być może gotował się na kontratak, jednak szpon bogini, duchowy sejmitar dosięgną celu. Odebrał czarownikowi życie i szansę na dowiedzenie własnej wartości w tej potyczce. Mag, który wcześniej przywitał się ze Stinkowym bełtem opuścił już ten świat.
Podobnie, jak jego kolega po fachu usmażony przez potężne błyskawice posłane przez Argaena. Mimo to czarodziej, sekundy przed śmiercią, zdołał posłać błyskawicę w kierunku Doriana. Błyskawicę, która rozdarła powietrze i ugodziła Doriana prosto w prawe biodro.


Ranny lekko Dorian przetrwał istny wstrząs, kiedy dotknęło go uderzenie magi. Włosy stanęły mu dęba, na głowie też, język skołowaciał, zaś samo ciało poczuło się tak, jakby na momencik wszedł pod lodowy prysznic, który spiął wszystkie mięśnie klamrą. Jednak solidne, lecz niegroźne dla twardego wojownika uderzenie, nie potrafiło go skonfudować, lecz raczej wyzwoliło nowe pokłady wściekłości. Nie mógł jej wyzwolić na ubitego już przez kompanów maga, dlatego wstrzymał moment wszelkie ataki ustalając kolejne cele. Łatwym przeciwnikiem miał okazać się nadal stojący naprzeciwko ogr. Dorian machnął orężem trzymanym w prawej ręce raz, drugi! Bezskutecznie, pierwszy cios zamiast ugrząźć w szyi ogra przeciął ze świstem powietrze, drugi okazał się jeszcze mniej skuteczny.
- Jasny smark - wypluł wręcz wściekły te słowa - jasny usmarkany goblin, co ja jestem - rzucił wściekły na własną nieporadność. Przecież takiego stojącego ogra powinien utłuc splunięciem. Tymczasem jednak co, Dorian spróbował dźgnąć ogra, jednak uderzył w skałę obok. Rozeźlony zaatakował drugą ręką. Wkurzenie solidne na samego siebie chyba nadało precyzji jego uderzeniom, tym razem oba ataki okazały się piekielnie skuteczne. Pierwszy cios magicznego ostrza przyozdobił twarz ogra piękną szramą biegnącą od prawego policzka aż do brody, drugi zaś rozciął grubą, twardą skórę na klatce piersiowej olbrzyma. Ciosy nie były zbyt potężne, lecz zadane z niezwykłą gracją. No i na dłuższą metę skuteczne. Bowiem wojownik wprawdzie nie dysponował silnym ciosem, lecz potrafił zadać ich kilka, podczas kiedy inni uderzali stanowczo mniej.

Po Dorianie do kontrofensywy przeszedł Hurgen. Masywny mężczyzna, po udanym czarze, postanowił zaatakować wręcz najbliższego przeciwnika. Skoro miał wsparcie w postaci nieznajomych, którzy posługują się magią oraz dysponują bronią zasięgową, mógł przez chwilę nie myśleć o magu i skupić się na orku/ogrze. Podniósł miecz i z kamiennym wyrazem twarzy ruszył na potężnego przeciwnika. Potężne cięcie rozdarło lewe ramię ogra, dodatkowo drobne wyładowania elektryczne pochodzące od magicznego, dwuręcznego miecza Hurgena popieściły nieco giganta, zadając mu jeszcze większe szkody. Niestety, pomimo tego, że człowiek zdecydowanie wyrządził spore szkody dla ogra, to, jak miał się wkrótce przekona, znalazł się w naprawdę nieciekawej sytuacji.

***

”Atakuj!” Eryk wydał broni mentalny rozkaz patrząc wprost na kuszniczkę. Do tej pory łudził się nadzieją, że przeciwnicy widząc potęgę smoczej bogini zmądrzeją i poddadzą się bez dalszej walki. Zawsze miał taką nadzieję, podczas każdej walki. Zawsze się mylił w tej kwestii. No trudno, nie przemówiły do nich łagodne argumenty, czas na coś brutalniejszego. Zrobił dwa kroki wprzód. Wziął głęboki wdech.
- Dorian, na ziemię! - zawołał, nim strumień ognia z jego płuc przeciął powietrze. Ryk płomieni na chwilę zagłuszył inne odgłosy walki. Uwielbiał te chwile, kiedy potęga smoków przepływała przez jego ciało. Czuł się jednością z tymi wspaniałymi istotami. Ekstaza nigdy jednak nie trwała zbyt długo i już po chwili mógł podziwiać swe dzieło. Płomień przypalił ogra, dobrze, i tego biednego człowieka w zbroi, źle. Eryk wolał sobie nawet nie wyobrażać jaki dyskomfort musi odczuwać ktoś odziany w rozgrzaną na smoczym ogniu zbroję. Dorian jednak nie oberwał, czyli wszystko w porządku.

”Atakuj!” Eryk wydał broni mentalny rozkaz patrząc wprost na kuszniczkę. Do tej pory łudził się nadzieją, że przeciwnicy widząc potęgę smoczej bogini zmądrzeją i poddadzą się bez dalszej walki. Zawsze miał taką nadzieję, podczas każdej walki. Zawsze się mylił w tej kwestii. No trudno, nie przemówiły do nich łagodne argumenty, czas na coś brutalniejszego. Zrobił dwa kroki wprzód. Wziął głęboki wdech.
- Dorian, na ziemię! - zawołał, nim strumień ognia z jego płuc przeciął powietrze. Ryk płomieni na chwilę zagłuszył inne odgłosy walki. Uwielbiał te chwile, kiedy potęga smoków przepływała przez jego ciało. Czuł się jednością z tymi wspaniałymi istotami. Ekstaza nigdy jednak nie trwała zbyt długo i już po chwili mógł podziwiać swe dzieło. Płomień przypalił ogra, dobrze, i tego biednego człowieka w zbroi, źle. Eryk wolał sobie nawet nie wyobrażać jaki dyskomfort musi odczuwać ktoś odziany w rozgrzaną na smoczym ogniu zbroję. Dorian jednak nie oberwał, czyli wszystko w porządku.

Bliźniacy zaś wykonali kolejne kilka gestów i wystrzelili salwę magicznych pocisków. Fala czystej energii poleciała w kierunku powoli dochodzącego do siebie ogra. Czar uderzył w klatkę piersiową, a siła z jaką to zrobił jeszcze bardziej przycisnęła monstrum do kamiennej ściany.

Drobni kompani, w postaci Stinka i Tasa, niezbyt wyrywali się do walki wręcz. Tas wprowadzał sojuszników w bojowy nastrój piękną, chwalebną pieśnią, zwiększając ich determinację i precyzję ciosów. Za to Stink, który wcześniej posłał pocisk w kierunku martwego już maga, chwilę potem sam otrzymał trafienie od kuszniczki, która teraz, upuściwszy dystansową broń, z mieczem w dłoni zaczęła obchodzić Srebrnego Wilka. Sytuacja wyraźnie się komplikowała.

Sytuację skomplikował jeszcze jeden fakt. Ogr nareszcie zdołał się pozbierać po zaklęciu bliźniaków wpadł w bojowy szał. Posłał potężne uderzenie w kierunku Doriana.
- Łał! - wielki krzyk trafionego Doriana wydobył się jedynie wewnątrz myśli, bowiem uderzona solidnie klatka piersiowa czyniła wszelkie wysiłki, by łapać jakiekolwiek oddechy. Jakoś właściwie robiła to zapewniając jednocześnie wojownikowi rozrywkę pod postacią pieprzonych pokładów bólu. Uderzenie odrzuciło go parę ładnych kroków. Chwilę stał, walcząc z bólem, potem nie mogąc wytrzymać klęknął, czy raczej upadł na kolano wypuszczając obydwa miecze. Wprawdzie powoli łapał jakoś oddech, jednak dosłownie powalony po takim ciosie nie był zdolny do kolejnych pojedynków.

“Też bym się zdenerwował, jakby mnie podpiekli, dźgali i magią straszyli.” Pomyślał Eryk widząc szał ogra. “Ale przynajmniej droga wolna!” Uśmiechnął się złośliwie do własnych myśli. W końcu, jeśli ten zbrojny na drodze nie nauczył się po pierwszym przypaleniu, to już jego wina, jeśli przypali się po raz drugi. No i ciągle nie było kwestią rozstrzygniętą czy to przyjaciel czy wróg.
- Czas pojednać się z bogami bestio.- Kolejny strumień ognia rozdarł powietrze, by równie pożądliwie co pierwszy wgryźć się w ciało ogra. No i, przy okazji, Hurgena, który niestety przyjął na siebie większość żaru pochodzącego ze smoczych płomieni. Zdołał wcześniej jednak zadać kolejne, potężne cięcie, przyozdabiając tors owładniętego szałem giganta kolejną, w zasadzie śmiertelną już raną. Ale ogr nie myślał o śmierci.

O śmierci nie myślała również kuszniczka. Większość z jej towarzyszy zginęła. Mag usmażony przez błyskawice, drugi z czarowników najpierw postrzelony, później zaś pozbawiony głowy przez magiczny oręż Eryka. Znajomy kusznik pożegnał się ze światem konając na ostrzu barbarzyńcy...
Rozważania na temat tego, co należałoby zrobić, przerwało jej zaklęcie rzucone przez siejących chaos na polu bitwy bliźniaków. Zaklęcie mające wpłynąć na umysł kobiety i najzwyczajniej w świecie ją uśpić zostało jednak odegnane przez silną wolę kobiety. W tej chwili jej wola była tak potężna, że mogłaby nią praktycznie kruszyć skały. Cóż, wola każdego zostaje wzmocniona w obliczu prawdopodobnej śmierci. Kobieta uchyliła się przed nadlatującym, magicznym orężem Eryka.
Wymruczała coś pod nosem, po czym uderzyła o siebie butami. Chwilę potem kobieta z łatwością wbiegała już po stromej, kamiennej ścianie, bez jakichkolwiek trudności. Bliźniacy widząc to pokręcili głowami- faktycznie, buty umożliwiające wspinaczkę po stromych ścianach niczym pająk były niezwykle popularne wśród poszukiwaczy przygód wyruszających w góry. Widocznie wśród najemników także. Zaledwie kilka metrów dzieliło kobietę od zniknięcia drużynie z oczu.

Tas przerwał śpiew widząc uciekającą kobietę. Rozpoczął rzucanie zaklęcia, bliźniakom zdawać by się mogło, że to zaklęcie mające za zadanie krótkotrwałe sparaliżowanie wybranej osoby. Cienka, zielona błyskawica wystrzeliła z palca kendera i pomknęła w kierunku kobiety wspinającej się po ścianie. Pocisk trafił prosto w pierś (jedną z nich), twarz kobiety wykrzywiła się, po czym zamarła w bezruchu. Niefortunność losu (czyli krytyczny pech na rzucie przeciwko zaklęciu) sprawiła, że kobieta była akurat przyczepiona do skały zaledwie jednym butem. Kobieta, z dźwiękiem odrywanej od jakiejś powierzchni przyssawki, runęła na ziemię…
...By po sześciu metrach niefortunnie grzmotnąć w ziemię. Po uderzeniu słychać było paskudny trzask. Kobieta nadal jednak trwała w groteskowej pozie, którą nadał jej Tas. A spomiędzy jej włosów sączyła się krew...

Ogr miał już widocznie dosyć ziejącego ogniem Eryka. To po prostu uderzało w jego światopogląd. Człowiek plujący ogniem? To chyba jakiś żart, a w świecie ogrów na żarty nie ma miejsca, bo zwyczajnie ich nie rozumieją. Przesunął się nieco po w części udanym uniku płomieni posłanych przez smoczego kapłana. Przesunął się na tyle, żeby Eryk znalazł się w linii prostej od niego. Nie zagradzał go już Hurgen…
Ogr z ogłuszającym rykiem, ściskając oburącz wielki młot zaszarżował na człowieka-który-nie-jest-smokiem-ale-pluje-ogniem. Próbował go przy tym zatrzymać Hurgen, jednak minimalnie chybił. Próby zatrzymania ogra nie podjął się również walczący o oddech Dorian- był bowiem pewien, że olbrzym biegnie wprost na niego. Minął go jednak minimalnie. Zamachnął się nad głową młotem, po czym potężny cios poleciał wprost w stronę lewego ramienia Eryka. Cios dotarł do celu. Siła ciosu nie dość, że niemal całkowicie zdruzgotała kość, to jeszcze dostało się trochę żebrom. Z samym barkiem chyba też nie było najlepiej. Cios miotnął Erykiem o kilka metrów dalej, tak, że ledwo wyhamował by nie zwalić się w przepaść. Dzielnie trwał jeszcze jednak w pozycji stojącej, choć naprawdę było mu ciężko.
Bestia, będąca ostatnim żywym przeciwnikiem na polu bitwy była, jak na ogra, w niezłym stanie. Wydawało się już, że towarzyszę będą musieli użyć najpotężniejszych sztuczek znajdujących się w ich arsenale, by uniemożliwić ogrowi kolejną szarżę. A to, że znalazł się stosunkowo blisko rannego Doriana, który właśnie omdlał, jak i bliźniaków, dla których nawet jeden cios ogrzego młota mógł być ciosem kończącym ich złączone magicznymi więziami życie, nie wróżyło nic dobrego.
Z pomocą przybył jednak Srebrny Wilk, który uporał się już z innym przeciwnikiem. Ostrze spadło na ogrzy łeb, a wraz z opadającym mieczem barbarzyńcy problem owładniętego szałem giganta został skończony. Wszyscy oponenci byli już martwi.

***


Z drużyną posłaną przez Reinferiego było o wiele lepiej. Choć, patrząc na niektórych jej członków, można było mieć co do tego mieszane uczucia. Szczególnie patrząc na Doriana, który był w naprawdę nieciekawym stanie po przyjęciu, dosłownie na klatę, ciosu wielkiego, prymitywnego młota. Potwór spenetrował klatkę piersiową Doriana, kilka żeber złamanych, jedno złamanie otwarte- kość wysunęła się poza skórę. Stan ciężki, zdecydowanie. W dodatku to oparzenie po błyskawicy... Nic dziwnego, że Dorian zemdlał- organizm wykazał się sporą roztropnością oszczędzając wojownikowi zbędnego cierpienia.
Hurgen, który zaczynał gotować się w swojej zbroi sporo dałby za zimną kąpiel. Pomimo skończonej walki mężczyzna nadal odnosił kolejne rany- poparzeniom, wydawało się, miało nie być końca. No chyba, że ktoś postanowi pomóc mu w zdjęciu cholernego, płytowego pancerza!
Eryk, kolejny poważnie ranny podczas tej walki, prawdopodobnie stałby się weteranem pozbawionym ręki, gdyby nie uzdrawiająca magia, jaką to potrafił się posługiwać. Z trudem i jękiem zdołał poruszyć chorą, zniszczoną przez ogra ręką i rzucić lecznicze zaklęcie. Z pierwszym było najtrudniej, potem nadeszło kilka kolejnych zaklęć. Jego stan wyraźnie się poprawiał- ręka, pomimo tego, że okropnie odrętwiała i sztywna, najwyraźniej zaczęła się zrastać. Zniknął ból który przez chwilę był jego towarzyszem, ustąpił za to miejsca piekielnemu swędzeniu. A Eryk tego nie lubił...
Srebrny Wilk, którego twarz była spuchnięta i zakrwawiona po uderzeniu wrogiego mężczyzny, po chwili otrzymał fachową opiekę medyczną od Argaena. Po zaklęciu rzuconym przez mistyka rozległe rany na ciele barbarzyńcy pozamykały się, dodatkowo zaczęły się zrastać. Swędzenie na twarzy nieco przeszkadzało co zaowocowało dziwnymi minami, które Srebrny Wilk zaczął posyłać w kierunku reszty towarzyszy. Był zmęczony po ekstremalnym wysiłku który wykonał wprowadzając się w stan szału bojowego, pokryty krwią, w dodatku z dziwacznym grymasem na twarzy- ale był już zdrowy.
Wszyscy oddychali już spokojniej. Stink ruszył w kierunku ciał poległych. Tas zaś z wyraźnym zakłopotaniem, po szybkich oględzinach ciała kuszniczki ogłosił, że kobieta jest w stu procentach martwa. Krasnoludowi żlebowemu towarzyszyli bliźniacy- zainteresowali się tym, co pozostawili po sobie magowie. Każdy z braci podniósł jedną z ksiąg zaklęć, potem uklękli przed ciałem kuszniczki i zaczęli badać obuwie. Nie sprawiło im to trudności, zaledwie po dwóch, trzech minutach, zdołali ustalić, że do ich uaktywnienia wystarczyłby nawet mentalny rozkaz.
Oprócz tego, co wrogowie mieli na sobie, Stink zdołał odebrać trupom kilka ciekawych znalezisk. Mieszek wypełniony stalową walutą, nieco pożywienia... No i to, co ogr taszczył ze sobą w swoim worku. czaszka humanoida, sądząc po kształcie (i grubości) krasnoludzka. Pozbawiona górnej części, wewnątrz pusta, jednak korzystając z jakiejś substancji wnętrze wygładzono i pozbawiono jakichkolwiek otworów. W oczodołach tkwiły dwa, zielone kamienie. Całość przypominała jakiś makabryczny kociołek, albo ogrzy kufelek… Argaen, który przelotnie spojrzał na przedmiot który drobny krasnolud wyciągnął z worka wyczuł jakąś drobną, magiczną aurę- podobnie jak bliźniacy.
Pomimo wszystko, mieli wreszcie chwilę spokoju. No i mogli wreszcie ustalić kim do cholery jest mężczyzna, którego wyraźnie wyciągnęli z opresji. Stanęło przed nimi sporo pytań. Mieli jednak czas, by na nie odpowiedzieć. A przynajmniej tak im się wydawało.
 
Ryzykant jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 11:02.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172