Grupka uchodźców która rozciągnęła się na pół miasteczka przy bramie zaczęła na nowo kształtować się w całość podążając za prowadzącym ją Kislevczykiem, uchodźcy ciągnęli za Niedźwiedziem jak gałgan przyczepiony do psiego ogona za pewne powodem tego postępowania była pewność z jaką Kozak porost się po mieście jego cele były jasne i proste, a chłopstwo ma problemy z pojęciem bardziej rozwojowych aluzji. Schodząc z beczki Niedzwidz zauważył też , że północna znajdująca się za mostem część miasta jest całkowicie zniszczona a jak na razie nikt nie zabiera się za jej odbudowę, nie zdziwiło to jednak Kozaka bo było widać , że i po stronie głównego targu roboty było nie mało.
W tym momencie na placu dało się słyszeć uderzenie południowego "dzwonu" który okazał się zwykłym garnkiem i chochlą wiszącą wewnątrz w który jakaś chłopka tłukła bezmyślnie jakimś kijem. Tłum zagęścił się nagle spychając grupę odrobinę bliżej w stronę mostu i w tył gdy spora grupa mieszkańców wróciła z podgrodzia ciągle niosąc na ramionach łopaty i motyki którymi kopali otwory pod nowe słupy i pogłębiali dół przed palisadą, w tym momencie grupa mogła ocenić liczbę mieszkańców miasta których było około stu dwudziestu może odrobinę więcej z czego większość stanowiły niewiasty, dzieci i starsi. W okolicy jednego z budynków dało się nagle zauważyć poruszenie gdy tłum rozstąpił się lekko przepuszczając do małego skleconego na szybko z rozbitego wozu podwyższenia przepuszczając trzy osoby, dwóch mężczyzn którzy mieli po około czterdzieści wiosen, jeden odziany w zużytą i podniszczoną zbroje kolczą a drugi w powłóczyste szaty koloru spranej czerwieni i żółci z znakiem Sigmara na piersi ,a także siwowłosą babuleńkę o pociągłej pokrytej zmarszczkami twarzy. Po chwili jeden z mężczyzn odziany w zbroje wszedł na podwyższenie i zaczął wygłaszać krótką mowę do ludności.
-Obywatele Untergardu! To doniosły dzień. Otrzymałem list od księcia Todbringera z Middenheim. Stary wilk nadal żyje, a miasto Middenheim wciąż mocno stoi na swej górze!-
Tłum zaczął wiwatować, po chwili Schiller znów uniósł dłoń, uciszając gawiedź.
-Książę Todbringer śle swoje podziękowania dla całego Untergardu za rolę, jaką odegraliśmy w odparciu najeźdźców. Powiada, co następuje: "Bitwa na moście w Untergardzie zostanie zapamiętana jako jedna z najchwalebniejszych bitew w historii Middenlandu." Bądźcie dumni, mieszkańcy tego miasta, bowiem wasze poświęcenie nie poszło na marne!-
Kolejne okrzyki radości, tyle, że tym razem kapitan poczekał, aż same ucichną.
-By okazać wdzięczność za naszą waleczność, książę posyła nam dowód swojego uznania.-
Kapitan sięgnął do torby, wyjmując bochenek chleba oraz butelkę wina.
-Zostaliśmy zaszczyceni darem w postaci pięćdziesięciu bochnów chleba i dwóch tuzinów flaszek wina prosto z zapasów Middenheim.
Tłum wręcz oszalał na widok hojnego daru. Wygłodniali ludzie nie mogli oderwać wzroku od świeżego chleba w rękach kapitana, wznosząc okrzyki radości.
-Niech żyje książę! Niech żyje książę!
Kapitan uniósł wyżej chleb i wino, zaś niezłomni obrońcy Unterdgardu krzyczą, zdzierając gardła.
Nagle rozległ się głośny trzask i butelka pękła, zasypując kapitana odłamkami szkła i oblewając winem. Ogarnięty nagłą paniką tłum rzucił się do ucieczki w jednej chwili, próbując się wydostać z odsłoniętego placu. Ci zaprawieni w bojach ludzie w mig rozpoznali huk wystrzału z muszkietu. Zresztą wystarczyło spojrzeć za rzekę, by zobaczyć dym unoszący się z jednego z okien jakiegoś zrujnowanego budynku po drugiej stronie rzeki.
A przez most biegło kilka pokacznych istot z bronią w ręku. Szukający osłony mieszkańcy nawet chyba nie do końca ich dojrzeli. Panował ścisk, zamieszanie i panika. Kobiety chwytały dzieci i próbowały uciec wgłąb miasta. Powolni staruszkowie tamowali ucieczkę, przewracając się i z kolei powodując zatrzymywanie się innych, którzy albo im pomagali, albo się o nich potykali. Nikt jak na razie nawet nie ruszył w kierunku mostu i zbliżającego się wroga.