Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 29-10-2013, 22:34   #117
vanadu
 
Reputacja: 1 vanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znany
Dorrin przekroczył próg komisariatu i ruszył w stronę ulicy, za nim był Galv i Ysassa… i wtedy właśnie… bełt wbił się twarde mięśnie brzucha Dorrina, głęboko. Zarkan nie wiedział co go dopadło, zatoczył się, siła z jaką oberwał była ogromna. Kolejny bełt tylko przedziurawił rękaw odzienia i wbił się w korpus Galva, ten krzyknął tylko i wpadł na Ysassę. Czym oni kurwa obrywali? Siła była tak że obalała stojących mocno na nogach khazadów. Ysassa upadła przywalona Galvem i zaklęła szpetnie. Po chwili kolejne pociski naszpikowały brzuch Galva i zalała go krew. Dorrin otrzymał kolejny pocisk w dłoń i odruchowo poderwał ją choć była przyszpilona do gleby, kosztowało go to dużo bólu ale nie myślał o tym w owej chwili. Wszyscy spojrzeli w stronę z której nadleciały pociski i dostrzegli postać… to wszytko było dziełem jednej istoty.



Ysassa zareagowała najszybciej, odepchnęła Galva i chwyciła za garłacz. Nacisnęła spust i posłał chmurę orczych zębów prosto w mroczną postać. Potężny huk przeszedł korytarzami niskiej cytadeli. Postać w kapturze była szybka i zwinna, ale nikt nie opanował jeszcze bycia szybszym od pocisku pchanego przez ładunek prochowy. Strzaskane zęby orków zasypały gradem napastnika. Widać było że trafienie zrobiło na nim spore wrażenie, chyba się tego nie spodziewał. W tym czasie Dorrin skoczył za zasłonę i krzyknął na alarm. Wszystkich dobiegł ostrzegawczy zew Zarkana.

Sierżant niemal zjebał sie z krzesła na którym się własnie bujał. Nie myslac wiele, chwycił pas z bronia i zapinając go po drodze, ruszył biegiem w strone odgłosu.
Detlef był u boku sierżanta i obaj zjawili się na zewnątrz na sekundę nim nieznajomy, przyczyna całego zamieszania zniknął w cieniu ulicy. Na posadzce leżał martwy Galv, obok stała Ysassa z dymiąca bronią palną, a zwalisty Dorrin ślęczał za sporym koksownikiem.

Roran z Detlefem ruszyli za uciekającym napastnikiem, ale już po chwili stracili go z oczu, nie było mocy by dopędzić kogoś tak szybkiego i zwinnego. Zatem wrócili. Detelf zajął się rannym Dorrinem, ale po chwili zostawił go i podszedł do sierżanta, po cichy zamienił z nim dwa czy trzy słowa i razem zbliżyli się do Dorrina, który siedział i sapał, ciężko ranny. Detlef nachylił się i odkrył poły munduru. Roran dostrzegł to o czym wspomniał Detlef… niewielkie czerwone żyłki wędrowały już od rany w stronę serca. To nie mogło być nic innego… bełty były zatrute.
Roran błyskawicznie sięgnął reką do swego worka..ktorego nie wziął. Ruszył pędem po niego. Biegł jak nigdy. gdy wrócił ściskał pakiet małych flaszeczek. Dobra inwestycja. A myslał że komplet odtrutek na kiego chuja mu się nie przyda.

Trochę na ranę, trochę do wypicia. Dorrin zwymiotował i wpadł w drgawki, tracił przytomność. Jego ranna dłoń i brzuch były już całe czerwone i nie mowa tu była o krwi która zraszała całe jego ciało w okolicy obrażenia, ale skóra przybrała dziwny fioletowo - różowy odcień. Ciało Dorrina pokrył pot i w tej chwili stracił przytomność.

Krwawiącego Dorrina przeniesiono do wnętrza komisariatu. Jedynie Detlef i Roran zostali przy ciele Galva. Było tam można znaleźć kilka perfekcyjnej roboty bełtów do kuszy. Ich jakość wymykała się nawet robocie najlepszych zbrojmistrzów, ktoś kto je spreparował musiał być mistrzem swego rzemiosła, i to arcymistrzem.



Roran delikatnie zebrał je, mając nadzieje znaleść tak wykonawcę jak i uzytkownika. w koncu to rzadkie obiekty. Uzytkownika trzeba było przesłuchać, a owemu arcymistrzowi łapy prewencyjnie przetrącić...cos takiego mogło by wbić się nawet w stalowy pancerz sierżancki, o biednych i słabiej opancerzonych nie wspominając.

Kiedy sierżant wyciągał zabójcze bełty z martwego ciała Galva, które było cale jakby spękane od czerwonych żyłek spowodowanych trucizną, zauważył że jeden z bełtów przebił kubrak a spomiędzy jego warstw zauważyć dało się jakiś kawałek pergaminu. Sierżant nie zastanawiał się długi, rozpruł kubrak i wyjął zakrwawiony kawałek papieru, który zapisany był znakami w khazalidzie.

Komisariat

Wpierw byli strażnicy. Ich grupa liczyła czterech odzianych w kolczugi khazadów. Wparowali jak do siebie. Dostrzegli Detlefa i Rorana stojącymi na ciałem Galva. Unieśli broń i rzucali ostrzegawcze komendy, tylko po to by…

… opuścić miejsce zbrodni w kilka chwil. Czarne mundury, oksydowane hełmy i odpowiednie glejty sprawił że strażnicy rzucili miast kilku nowych komentarzy to kilka cichych nienawistnych spojrzeń na politycznych agentów i odeszli w pośpiechu… za takimi jak sierzant Roran i kapral Detlef, nikt w tym mieście nie chciał mieć nic wspólnego… no może poza ich szefem Varekiem, ale tego ostatniego nienawidzono ze szczerego serca.

Ciało wniesiono do budynku, a na ulicy została tylko krwawa plama. Martwego Galva ułożono w jednym z pokoi komisariatu i można było wreszcie przyjżeć się dokumentowi który był ukryty w jego kubraku. Thorin czytał i robił co raz to i większe oczy. Okazało się bowiem że zabity przez zabójcę, nie miał na imię Galv, a Vlag i był porucznikiem Komisariatu Milicji Politycznej. Na karcie spisana byłą jego tożsamość i nota która tłumaczyła jego zachowanie, które miało na celu ocenę zdolności i umiejętności nowo utworzonej formacji i jej pierwszych członków. Były to dokumenty zabezpieczające, które miały być okazane przez Vlaga w razie gdyby przesłuchujący go mieli posunąć się za daleko. Teraz już nie miało to większego znaczenia, ważne że prawdziwa tożsamość więźnia lub raczej byłego dowódcy, została ujawniona, w ostatniej chwili rzec można. Teraz trzeba było podjąć jakieś kroki. Sierżant skupił się na spisaniu raportu wraz z kronikarzem Thorinem, który pisał tak jak Roran dyktował… a kapral Detlef wrócił do swej komnaty i zrzucił czarny mundur by w cywilu, ale z glejtem schowanym za pazuchą, ruszyć w miasto. Posłuchać, co się dzieje, o czym mówią przy piwku, poobserwować czy gdzie wysokiej postaci o wyglądzie zbliżonym do zakapiora nie zauważy. Wdepnie też do znajomego aptekarza i zamówi nieco odtrutek, bo mogą być przydatne, jak zdążył zauważyć.

Raport sierżanta Rorana Ronagaldsona


Teges wieczora dnia zeszłego nam dowieziono wozem graty i z rana jakem nam kazali w workach dwóch podejrzanych co by ich teges przesłuchać. Takeśmy i uczynić postanowli, godnie z potrzeba chwili, licząc na dobrym efektem zaprezentowane sukcesy nowoporucznikowi przybyłemu co to nas uprzedzili że z rana miał być. Tageśmy ja, to jest sierżant dowodzący chwilowo oraz Thorgun, wybitny wojak z 2 drużyny przygarniety oraz Dorrin, materiał na bitnego ćwieka, żeśmy onego wartownika co go w worku nam przywieśli do stołu przykuli i omawiaćśmy zaczeli. Z razu uprzejmiesmy go zapytali kto zacz i czegotu i w jakiej sprawie. On na to że nic nie wie i w ogóle i tak czy inaczej że mu straż monete zabrała i co to go pobili w manufakturze to nie jego wina yst i tyle. No tośmy zablufowali, jak to mówią mondrzy gracze i czytajac z pustej kartki żołnierz Thorgun mi przeczytał żec to zdrajca i że rekwizycje a rodzina to do piachu co najmniej. Ruszyło go to ciapke ale nie dość widać bo się wypierał bardzo toc go za słowka zaczołem łapać bo pierdolil bzudry – raz że go pobili potem że innych bili, ot co. No to się kolejny z naszych włączył, groźnym głosem przemawiając. Ale nichuja to nic nie dawało. Takośmy go do stolu na plecy przywiązali a stoła nogi na kamienie coby się nie podtopił iśmy mu szmate na pysk i lać wode poczeli. To i powtarzali i powtarzali i powtarzali aż on charcząc piskliwie żeby coby mu w kaftan wejrzeć. Się okazało że to nasz porucznik jest co to sprytnie nas podszedł co by nas (czego nie rzekł ale łoczywiste to było że to nie debil masochista) sprawdzić. Tosmy go puścili a nasz medykus sprawdził czyśmy go za bardzo nie podjebali, to jest teges przepraszam, nie skrzywdzilismym go przypadkiem, rozmawiajac. Toć on, medykus to jest, zalecił co by gorzałki dać – dalim a i kaszy z czym ciepłym dorzucili i sam żem zjadł bom głodny był. Toć on nas pochwalił, a mnie raczej bo reszta odpoczywała lub warte miała że to z wiadrem sprytne było. Odpoczelim chwile bo kiepsko z nim było ale czas było się za drugiego wziąć. My chcielim tak samo, to jest lać wiaderkiem, bo jak Pana Porucznika ruszyło to tego nie weźmie? Ale porucznik rzekł – nie, to ni zadziała boć jego już i cieli i co tam. My mu niby niechcacy się wyrwać damy i ja za nim pójde a ze mna ze dwójka co lepszych waszych zwiadowców. Ja tam się nie znam to na to poszedłem, choc zauważyłem że spierdolic może albo kumpli spotkac i co? Ale Pan Porucznik wyjaśnił że nieee, spokojnie, to się zawsze robi i działa, a dzielnica szlachecka to pusto i latwo będzie go widzieć. Toc my mu w morde dali i podtopili i jakem go nazad prowadzili, takes przypadkiem że koło wyjściowych drzwi, toć i tak było, prowadzony więźień, przez naszego chłopaka co to najebanego jake krzywy ryj udawał się wyrwał i w pizdu za drzwi i się skrada a to podejdzie. A to Porucznik, to jest Pan Vlag za nim i Yssana córka i Dorrin co to pijanego udawał bo wprawe ma za nim się ruszyli. I wtedy pizdu, bełty z kuszy, takiego wielomiota co to kilka ich wypuścić może. Pan Porucznik zajebany na miejscu został, a i Dorrin, dobry żołnierz dostał alem ja odtrutki miał takie co to je kupiłem kiedy w Marienburdu, niezłe, nie powiem i po trzy złocisze mocno skrowane jeno. To kapral Yssana pizdneła z garłacza ale raniony strzelec zbiegł. Człowiek to był i taką pizdowatą maske miał na gębie. A belty recznie robione, dobre i to z trutką. Takosmy rannych poskladali a porucznika do chaty i ten raport pisze bo za kiedy nie wiem co dalej boć władzy ni ma a rozkazów mi nikt nie przekazał.Wiźniów też nie bo jeden porucznikowi spierdolił jak go zastrzelali a drugi tez nie bo się porucznikiem okazał.

Z poważaniem i szacunkiem wszcz (skreslone) wszelakim
Roran Ranagaldson, sierzant
Czarny Sztandar, drużyna i choragiew właściwa [skreślone]
Znaczy teges
Milicja Polityczna Azul



Łańcuch dowodzenia - odprawa


Kto wie, może i z pół dnia minęło nim zjawił się ktoś na Komisariacie w sprawie tego co wydarzyło się tu rano. Strażnicy nie chcieli mieć z tym nic wspólnego, a sama milicja polityczna nie wiedziała co robić bo wytycznych nie było. Zatem czekali, długo.

Gdzieś przed południem wreszcie zjawili się długo oczekiwani goście. Trzech dostojników, z czego dwóch było ochroniarzami tego ostatniego, poznać było łatwo, że najważniejszego z całej grupy. Wszyscy weszli na komisariat, ale tylko jeden spotkał się z Roranem, reszta strzegła wejścia do gabinetu. Gość był krasnoludem w średnim wieku, o poznaczonej zmarszczkami twarzy. Jego zarost był w odcieniach brązu, a oczy bystre. Odziany był w prosty, żołnierski sposób i nikt nie powiedziałby że jest kimś kto mógłby wydać rozkaz Roranowi który zwykł nosić ciężką zbroję i dostojny mundur, a jednak tak było. Krasnolud miał ze sobą dokument, który trzymał w dłoni w ostentacyjny sposób.

- Jestem Relv. - Przywitał się i ukłonił lekko, to był dobry znak, ostatnio wszak jakby khazadzi zapomnieli o uprzejmościach, ale nie on, nie Relv.

- Roran Ranagaldson, do twych usług odkłonił się sierżant uprzejmie, doceniając ten gest.

- Jestem wysłannikiem z siedziby Vareka, podlegam słowu jego poddanych, a dokładniej twego i mego bezpośredniego przełożonego, wszystko jest tu napisane. - Położył zwinięty w rulon dokument na biurku.

- Słyszeliśmy że miały tu dziś miejsce zdarzenia krwawe. Możesz przybliżyć mi co się wydarzyło? - Zapytał wprost. Jego głos był spokojny, być może nawet za bardzo.

- Przygotowałem pisemny raport dla kwatery głównej. Mam nadzieję że zechcesz go przekazać. co do wydarzeń zaś, dziś nad ranem dostaliśmy dwóch więźniów. w wyniku przesłuchania pierwszego z nich, okazał sie on być naszym porucznikiem. Kiedy to sie juz wyjasniło, zalecił on nam przeprowadzenie, jak on to ujął, prowokacji. To jest drugiego więźnia mieliśmy obić, a potem udając nieudolność dać mu zwiać, by nasi zwiadowcy z znim, to jest porucznikiem mogli go śledzić. Szczerze powiem nie wydało mi sie to nazbyt…. dobre wyjście, no ale kazał to się zorganizowało co trzeba. No to porucznik ruszył za nim, wraz z jednym z kaprali i kolejnym z naszych ale nim parę metrów odeszli od budynku jakiś osobnik ostrzelał ich z kuszy powtarzalnej. tu Roran przerwał na chwilę, by wyjąć z biurka bełty (ale nie wszytskie) - Najlepsza jakoś, nasączone trucizną, bardzo szybko działajacą. Porucznika załatwili na miejscu, jeden z moich chłopaków walczy o życie, na szczęscie miałem odtrutkę ale nie wiem czy pomoże. Właściwie to tyle, próbowalismy ścigac i strzelca i więźnia ale byli za szybcy, a co tego chyba strzelec miał przygotowaną drogę ucieczki. No to spisałem raport i czekałem, bo tak bogami a prawdą nie wiedziałem co z tym począć, nikt mi nawet nie powiedział jaki jest łańcuch dowodzenia ani gdzie się zgłaszać i raportować dokończył Ranagaldson, okazujac w głosie niezrozumienie dla tych niewojskowych procedur.

Relv słuchał w skupieniu, dało się zauważyć że wszyscy polityczni mają tą dziwną cechę że wolą słuchać niż mówić. Gdy tak przysłuchiwał się słowom sierżanta, w ten czas czytał i raport który został mu wręczony. Obejrzał bełty i nie pytany o pozwolenie zabrał je i schował pod płaszcz. Rozejrzał się po pomieszczeniu i jego wędrówka wzroku spoczęła na sztandarze Milicji Politycznej Azul.
- Wiesz synu Ronagalda że to pierwsza tego rodzaju formacja w naszym mieście, ba, matko, w całym khazadzkim imperium chyba. Zatem… pytaj a ja dam ci odpowiedzi w miarę możliwości. Na koniec powiem ci jak od teraz będzie się tu działo. - Teraz Relv patrzył wprost w oczy Rorana. - Powiedz, co chcesz wiedzieć?
- Od czego zacząć...może wprost.. Skoro nigdy takiej formacji nie powołano to z jakiegos powodu trzeba było powołać ją właśnie teraz. Na pewno nie ze względnu na oblęzenie bo to u naszej rasy norma… Wiec czemu? Bonarges? postanowił zacząć z grubej rury Roran.

- Świetnie. Zatem ten temat nie jest ci obcy Roranie. Dokładnie. Bonarges. To właśnie dlatego powołać musieliśmy jednostkę działająca jawnie, czyli was. Od dawien dawna pracujemy w cieniu Vareka i króla Kazadora, ale ostatnie zdarzenia zmusiły nas by pokazać pazury, jawnie. - Relv również nie owijał w bawełnę, mówił śmiało i zdawał się mówić prawdę.

- Chodzi ci o napad na karawanę, z mniej więcej miesiąca temu? Kapłan i ładunek przedniej stali? zapytał sondująco Roran. - Czy coś w samym mieście. Na ten przykład dziwny facet z ładunkiem zatrutych bełtów

- Jesteś lepiej poinformowany niż myślałem, zatem to co powiem na końcu naszego spotkania będzie miało większy sens, ale to później. Odpowiadając na twoje pytanie. Tak, sprawa tego transportu też jest ważna, ale to tylko kropla w morzu wszystkich zdarzeń. Cała sprawa jest bardzo, ale to bardzo skomplikowana i do tego rozgrywa się obecnie w Azul, czym jesteśmy bardzo zniesmaczeni. Uwierz, nie było prostym by przekonać Vareka że potrzebujemy wysłać kogoś do otwartej konfrontacji z Bonarges, ale musieliśmy… i oto jesteście. - Relv rozejrzał się po biurku, szukał chyba czegoś by przepłukać gardło.
Roran wyjął butelka wina i kubku z kolejnej z licznych szuflad biurka (dlatego kochał ten pokój, to biurko było świetne) i postawił przed gościem: -Wybierając nas wiedzieliście o naszej konfrontacji z oddziałęm Bonarges przy pompach, jeśli wolno wiedzieć?
- Nie, ale domyślaliśmy się że mogą być w tunelach. Nikt z nas nie był pewien jak daleko się posuną i jaki będzie ich cel. Wiedzieliśmy że będą próbowali zakłócić handel i porządek. Szkoda że nie macie żadnego z nich. Bardzo trudno ich schwytać. - Jaby na potwierdzenie swych słów wyjął jeden z bełtów i pomachał nim. Chwycił też kubek, powąchał i wypił zawartość.
- Nie zdązyłem zapytać porucznika przed jego zgonem, ta cała gadka o kradzieży w manufakturze, to powiązany fakt czy bajka na zmyłkę? zadał kolejne pytanie sierżant, wychylając kubek wina i gorączkowo myśląc.
- Do kradzieży faktycznie doszło, jednak nie wiemy kto i jak tego dokonał. Wstydliwe lecz prawdziwe. - Odparł Relv.
- Macie pomysł czym jest czerwony kamień o którym raportowaliśmy? Bardzo intersował ogry...a one miały z koleji krasnoludzką mapę. zaryzykował Ranagaldson.
Relv przez dłuższą chwilę wpatrywał się w sierżanta, po czym westchnął. - Skoro to dla ciebie ważne to powiem ci. Aragonit to minerał jaki nie występuje w naszych górach i jak już pewnie wiesz jest nic nie warty choć piękny w wyglądzie. To już jakieś siedemdziesiąt lat mija odkąd nasi alchemicy odkryli jego, powiedzmy wyjątkowe cechy. Powiem krótko… bestia Skaz, to aragonit trzyma ją w ryzach i nie daje wedrzeć jej się do Azul. Wielu górników i kamieniarzy poświęciło życie by go tam umieścić, ale udało się. Od tamtych czasów bestia nam nie sprawia kłopotów, a sami nie byliśmy w stanie jej pokonać. Może teraz jest szansa, kto wie. Bestia jest już stara, liczymy że wkrótce zdechnie. Jeśli bogowie pozwolą. - Ze szczerą nadzieją w głosie Relv wypowiedział ostatnie słowa.
- Z twych słów wnioskuję że znasz mój raport z wydarzeń w Skaz? zapytał roran nim zaczął dalej - Ogry prowadziły na smyczy mniejszą bestię, zaś znaleźliśmy czerwone od krwii jeszcze mniejsze okazy. Bydle nie chciało wejść dalej w tunele… ale to nie znaczy że nie wejdzie. Jeśli ogry mają ich więcej i wpadną na to by wysłać przodem oddział do wyrywania kamienia… muszą znać jego moc skoro mieli go ze sobą a do tego widac znają te bestie skoro nimi rozporządzają. Sprawdzaliście w księgach jakieś informacje o tych stworzeniach? Wybacz że drążę ten temat jest jest dla mnie istotny, straciłem trochę dobrych krasnoludów przez to cholerstwo

- Owszem, czytałem twój raport i przyznam szczerze że przyniosłeś wraz ze swymi podkomendnymi więcej informacji w ciągu ostatnich dwóch tygodni niż inni przez całe lata. Dlatego tu dziś siedzisz z odznaką sierżanta. Przykry jest fakt śmierci twych kamratów, ale sam wiesz jak wygląda wojna i życie w twierdzy, Ofiary są codziennością. Co do bestii, to nie martw się. Nasi uczeni całe dziesięciolecia temu już zbadali ten temat. Bestia rozmnaża się co znaczy że jest samica i samiec, ale tylko jedna samica może wydawać potomstwo i jest zawsze męskie, to te o których wspomniałeś. Jeśli rodzi się kolejna samica to musi ona połączyć się w parę z samcem i opuszczają góry w poszukiwaniu nowej domeny. Za każdym razem obserwowaliśmy to i młode samice odchodzą na tysiące mil by wić nowe gniazda. W młodym wieku będące samice udawało nam się zabić, ale to cholerstwo które kryje się w Skaz musi mieć setki lat. To wstyd, ale pod naszym nosem spasła się bestia straszliwa, a nikt tego nawet nie zauważył. Wydaje się że ktoś zdradził oddziałom wroga sekrety bestii i sekret aragonitu. To bardzo źle, ale widziałem bestię i nie wydaje mi się by ogry mogły nad nią zapanować. - Relv wziął kolejny łyk wina.
- Oby, stałem przed nią raz, drugi raz nie chcę póki co odparł głucho Roran, wychylając kolejny kubek wina - Od króla krasnoludów z Wieprzej Góry usłyszałem że nikt nie idzie na odsiecz Azul. Pasowało by to do tego co obserwowaliśmy po drodze. Dodając do tego Bonarges i Gervala, ktorego winiacz teraz pijemy tworzy ton dziwny obrazek, nie sądzisz? zapytał sierzant, nalewajac im ponownie i wyraźnie szukając czegoś w szufladzie.
- Prawda jest w twych słowach sierżancie i wiesz znacznie więcej niż inni, dlatego będę z tobą szczery na tyle na ile mogę. Azul ma poważne kłopoty, znacznie poważniejsze niż Gorfang i jego armia za murami, to już nie pierwszy raz kiedy staje on przed Azul, ale nam, podkomendnym Vareka Ciernia i siatce milicyjnej, wydaje się że to tylko dywersja. Azul jest od środka pożerane przez coś tajemniczego, a Gorfang i jego zielona sfora tylko mają odwrócić naszą uwagę. - Skwitował Relv.
Sierżant dogrzebał sie w końcu czegoś i z triumwująca mina wyciągnął z szuflady pojedyńczą kartkę papieru, kładąc ją przed gościem: -Do zwrotu jeśli można prosić, skopiuj jeśli potrzebujesz. A co do oblężenia to i mnie kusiły podobne myśli. Zwłaszcza od wyjścia z tuneli. Najpierw sądziłem po prostu że skaveny rozpychają się po podziemiach, ale kiedy zorientowałem się w trasie marszu ogrów zaczeliśmy mieć pewne wątpliwości. Wydało się że unikają zielonych, w końcu przez bestię orki unikają Skaz jak sądzę… i południowego fortu tu Roran palcem wskazał list - Najpierw z kapralami obawialiśmy się zy nie poszczerbiliśmy kompani artylerii najemnej idącej do Azul ale później… to wszytsko zdaje się kocno trefne. Oblężone miasto tylko łatwiej infiltrowac od środa, wszystkie dziwne rzeczy składać można na karb oblężenia i chaosu, ludzie i krasnolud sa niespokojni, a kluczowe obiekty pilnowane w widoczniejszy niż w czasie pokoju sposób… wbrew pozorom to wiele ułatwia, zwłaszcza mając dostęp do dobrego fałszerza...liniowe oddziały idą na mury a w środku na wartach zostają pośredniejsze, z żołneizrami nie mającymi od lat do czynienia z listami, podpisami i tym wszytskim co można rozpoznać…. a brak rutyny jest tak samo groźny jak sama rutyna, wbrew temu co twierdzą niektórzy pewnie nawet groźniejszy. Ale żeby taki raban o rynek stali… musiz przyznać że są prostrze sposoby.. tu Roran urwał. Nie dało sie poznac czy rozgadał sie specjalnie czy niechcacy… i to zapewne chodziło -Hmm, powiedzmy że miałem kiedys inną pracę dodał wypijając kolejny kubek wina.
- Twe słowa utwierdzają mnie w przekonaniu że dobrze zrobiliśmy osadzając cie na tym stanowisku. Masz wiele racji. Południowy fort jak i drogi w kierunku Księstw Granicznych pozostają otwarte i bezpieczne, wciąż nie wiemy dlaczego, ale i ty i ja wiemy że to ma coś wspólnego z całą sprawą i z Bonarges. - Relv przeczytał szybko list i oddał go sierżantowi. - To cenne wiadomości i ewidentnie łączą to co tu ma miejsce z Nuln w jakiś sposób oraz z południowym fortem. Może chodzi i o rynek stali, ale jak zauważyłeś trafnie, bardzo dużo zachodu jedynie o sam handel minerałami, choć z drugiej strony… Azul kontroluje prawie cały znany naszemu światu runek tego surowca. To jest bardzo zagmatwane i należy to niezwłocznie zbadać. - Relv potarł czoło ręką, widać sprawa go bardzo gniotła na umyśle.
- i]Jest zima, pod murami mamy grubo ponad sto tysięcy zielonych bez żarcia… ktokolwiek by ustalał to coś, cały ten numer, nie wiem zresztą jak ugadując się z zielonymi, musiał by być świadom że to gra na krótki czas. Po jakimś okresie albo bedą musieli odejść, zapewne po drodze pladrując dalesze wioski by zdobyć zarcie albo zdobyć Azul...bo nawet jedząc gobosy i słabeuszy nie wytrwają dłużej niż dwa miesiące jak sądzę. Z drugiej strony z pism nie wynika by ten ktoś chciał zdobycia Azul. Jego osłabienia tak ale nie zdobycia...a przecież przetrwane oblężenie nie osłabi miasta, co najwyżej umocni bo zostanie stal, może nawet łupy, a każde kolejne będzie łatwiejsze do przetrwania bo mieszkańcy będą bardziej wyćwiczeni a słabe punkty kolejno wykrywane. Gdyby po odejściu zielonych skaveny narobiły szumu...to tak, odwalały takie numery w Tilei, w Tobaro chociażby, blisko ich siedlisk. Miny pod budynkami i tak dalej, ale tutaj to nie ma sensu. No ten cały Bonarges.. to wyglada na pomysł człowieka, nie khazada...zdecydowanie. Nie ten styl działania. Tileańczycy lubia takie numery i co bogatsi magnaci handlowi z Imperium ale tak to nawet wśród ludzi nie jest to popularna metoda działania, większość woli proste sposoby. Z drugiej strony… wtedy rynek stali może mieć sens… Ludzcy bogacze patrzą w tych perspektywach…[/i] tu Roran niemal splunął - Walczyliśmy w Ostlandzie hamując zwierzoludzi by nie doszli do nich a oni sprzedawali za paserskie ceny armii groty włóczni co łamały się w dotyku i farbowane ubrania po ofiarach dżumy na mundury by trochę zyskać, ot pare miedziaków. Ale cholera wie….mówi ci coś nazwisko Glen? Orig Glen?
Relv kiwał wciąż tylko głową, przytakiwał na każde słowo Rorana. - Teraz jestem pewien, choć byłem sceptykiem w tej sprawie. Nim odpowiem na twoje pytanie i domysły, powiem jedno… nie będzie już porucznika tutaj nad wami… całą władzę oddam tobie Ronagaldsson, a akta które wam przywieziono spalcie w piecu. Od dnia dziesiejszego, Bonarges i spisek władzy w Azul oraz poza jego granicami będzie w twojej i twoich podwładnych gestii. To jest wasz priorytet, musicie odkryć co się tu dzieje nim coś złego się wydarzy. Będziecie mogli działać otwarcie, tak jak my nie możemy, choć wiem jak zdobyć tajne informacje to nie jesteśmy w stanie opuścić twierdzy i zbadać na przykład południowego fortu… dlatego potrzebni są tacy jak ty Roran. Rozumiesz?
- Rozumiem jak sądzę. pokiwał tylko głową Roran. Jeśli sie nie mylił to szykowała się ciekawa gra, najciekawsza od czasu mrocznych elfów. A może nawet ciekawsza niż to gówno w Tilei. Dobrze, nie lubił się nudzić, a był za stary by wracac do kowalstwa….kiedy sie nim ostatnio zajmował? i wujowstwa w Marienburgu...miał wtedy chyba trzydzieści trzy lata… nie, dwadzieścia trzy. Szmat czasu: - Zapewne przydałby się namiar na kogoś zaufanego jeszcze...ubyło mi chłopaków a nie moge zostwiac posterunku pustego
- Zobaczę co da się z tym zrobić, ale zaufanych nam brak właśnie, teraz nie wiemy kto wróg a kto przyjaciel, dlatego potrzebowaliśmy odważnych khazadów do tej roboty, kogoś kto nie jest spowinowacony z Azul i jego rodami. Nawet nie wiesz jak dużo Varek poświęcił by można było was w to wmieszać. Na posterunku nie zostawiajcie nic, wszystko zniszczcie, każdy papierek. Przyślę kogoś by strzegł tego miejsca, jeszcze dziś się zjawią. Rozpoznasz ich po czerwonych wstęgach, pokarzą ci je. - Mówił Relv… i kontynuował dalej.
- Co do twych poprzednich słów. Podejrzewamy że orki uderzą ostatecznie lada dzień, jak zauważyłeś, długo tu zimą nie pociągną, dlatego nie wierzymy że zjawiły się od tak sobie, normalnie ruszyli by na tereny nizinne, na miasta i wioski ludzi, a do nas wróciły latem. Dlatego to się kupy nie trzyma wcale. Również my podejrzewamy że spisek być może uknuli ludzie, ale nie wiemy jak daleko to sięga… mało wiemy, powiem szczerze. To metodyka zbyt złożona dla skavenów, coś się dzieje w Azul, a to co za murami to tylko przykrywka, jednak jak ktoś mógł wejść w porozumienie z Gorfangiem orkiem, tego nie wiemy. - Głos Relva zrobił się podekscytowany.
- A wiemy z których okolic pochodzi Gorfang, albo z której hordy chociaż? zapytał zaciekawiony głosem sierżant. Miał chyba pomysł.
- Gdzieś z zachodu, tyle wiemy, z południa Bretonni, gór na granicy między Imperium ludzi a krainą samicy z jeziora, czy jak oni to tam nazywają. Tak ponoć jest. - Odpowiedział krótko Relv.
- Pani z jeziora. Bretończycy, zapewne księstwa u podnóża Gór Szarych. Na ich południu, w kotlinach i urwiskach między górskimi halami Wisenlandu, na południe od Nuln, a z koleji na północ od wielkiego lasu elfów, Lothrien, żyje sporo plemion. Mniej dzikie i liczne niz w górach czarnych czy krańca świata, bardziej...nowoczesne i sprytne w działaniu, można by rzec. Skażone kontaktami z wygnańcami spośród zwierzoludzi i chaosytami uciekającymi z Imperium i Bretonni. Moje rodzinne strony.. wyjaśnił krótko sierżant.
- Tylko tego by nam było trzeba jeszcze. Orki w zmowie z ludźmi i być może podsycone chaosem, do tego ogrzy najemnicy, skaveny pod nami i puste drogi na południu. Azul zostało samo na placu boju, wszyscy na zostawili, a wszyscy inni są przeciwko nam. Obawiam się że zbliżamy się do nieuchronnego końca Stalowego Szczytu. Obym się mylił. - Zasmucił się Relv.
- A ci z Wieprznej Góry? Wiem że nie powinienem pytać ale jednak chcieli pomóc jak sami mówili...wyjasnili coś? zapytał Roran po chwili wachania.
- To całkiem inna sprawa jest. Oni nam nie mogą pomóc, ale te informacje są zastrzeżone nawet dla mnie. Wiem jedynie że wcale tu nie są po to by nam pomóc, to wynika z prostego rachunku. Wieprza Góra ponoć kryje w sobie tysiące wojowników ze stepów, ale to brednie… jest ich tam może z pięć tysięcy, w tym dzieci i kobiety. Oni nie są w stanie nam pomóc, ale dlaczego przybyli tego nie wiem. Jedynie Kazador wie chyba, skontaktowali się bezpośrednio z nim. Więcej nie wiem, ale męczy mnie to bo obawiam się ze może to wszystko się jakoś łączy. - Relv zdawał się być szczery.
- Nie tylko topory są pomocą, ale cóż, zobaczymy co będzie. Cóz, w kazdym razie jeśli pozwolisz chiałbym zacząć od manufaktury. Ta sprawa mnie dziwnie gnębi...nazwij to przeczuciem poprosił sierżant. -Ale ale, może ty chcesz o coś zapytać? W sprawach kluczowych zapytałbys i tak ale może coś cie ciekawi
- Dobrze prawisz. Jednak gdy wysyłaliśmy listy z prośbaą o pomoc, tylko do Wieprzej Góry Kazador kazał nam zaprzestać i stwierdził że oni sami się zgłoszą, to było dziwne, ale ze słowem króla się nie dyskutuje.
- Ha. Widać jakiś cień z przeszłości jest między nimi. Sam wiesz, jak rozległe cienie może rzucać przeszłośc… odparł tylko Roran, oczekując na pytania z kubkiem w ręku.
- Być może, ale mamy wgląd do annałów i mogę ci powiedzieć że linia Kazadora jest związana urazami jedynie z orkami Gorfanga, a ktoś to wykorzystał… kroniki nie mówią nic o Wieprzej Górze, a każdy krok króla jest zapisywany od dziesiecioleci… zresztą, to nie ważne jest.
- Oh, Relvie z Azul, Najciekawsze są te fragmenty annałów których...nie zapisano uśmeichnął się sierżant.
- Pytanie mam tylko do ciebie jedno Roranie. Czy mogę ci zaufać? Czy przysięgniesz że nas nie zdradzisz i że zrobisz wszystko co w twojej mocy by chronić Azul i jego mieszkańców? - Relv czekał z powagą na twarzy.
- Wiele zrobiłem w życiu, ale nigdy nie zdradziłem, to jedno jest pewne. Nie zdradzę was i zrobię co moge by Azul zostało gdzie jest wraz ze swymi mieszkańcami. Nie mogę ci przysiadź że zostanę z wami na zawsze czy że dowiecie sie o wszytskim co zrobie ale nie zdradzę i będe stał na straży Azul pokiwał poważnie głową Roran Ranagaldson, były uczeń kowala, zbójnik, najemnik, żołnierz, kaper, woziwoda, węglarz, skazaniec i okazjonalnie baran.
- Przyjmuję twoją przysięgę Roranie Ronagaldsonie. Od dziś ty i twoi wojownicy jesteście strażnikami Azul. Zróbcie wszystko by dowiedzieć się co się tu dzieje, ja ze swojej strony pomogę jak mogę, na innych liczyć co nie macie. Varek nie ufa nikomu, nawet mnie, ale to ze mną ma najlepszy kontakt i moje słowa płyną z jego ust. Sprawdźcie manufakturę jeśli uważasz że to warte uwagi, choć nasi nie znaleźli tam nic. Wiem, nie ma wielu tropów, ale może uda wam się coś zdziałać. Zróbcie co możecie. - Relv zakończył.

- Odprowadź mnie jeśli możesz do wyjścia. - Relv ruszył w stronę drzwi. - Dziś wiecozorem zjawi się wóz, oddajcie jego woźnicom ciało Vlaga i zabierajcie się za obronę Azul. Wszystkie drzwi będą stały przed wami otworem, ale nie spodziewajcie się ciepłych powitań i uważajcie na notabli, nie dadzą wam myszkować na swoich posesjach. Odnajdziesz karczmę o nazwie Chciwy Aver, informacje dla mnie zostawiaj u karczmarza, a ja będę robił tak dla ciebie. Karczmarz Torven to nasz zaufany zausznik i jest posłuszny słowu Vareka. Ja nie mogę zjawiać się tu za często, a nikt kto stoi nade mną nie postawi nogi na tym komisariacie, tego możesz być pewien.
- Nie dziwie się jakos specjalnie… odparł Roran - Kiedy to wszytsko sie skończy, większość najchętniej o nas i tym incydencie zapomnie znając życie...i wcale nie będę sie im specjalnie dziwił.
Idąc korytarzem, w stronę drzwi wyjściowych z komisariatu, za wami pojawiło się dwóch strażników i ochroniarzy Relva, szli jednak na tyle daleko by nie słyszeć słów swego pracodawcy i Rorana, zresztą, nie byli zainteresowani. - Cóż, przyszłość pokaże jak to się sprawdzi. Być może stanie się to normą by posiadać milicję polityczną formalnie, a być może nie. Może będziecie musieli opuścić po tym wszystkim to miasto. Tak może się zdarzyć, ale my nie zapomnimy o was i zabezpieczymy was rzecz jasna. Jednak najpierwej rzeczy ważne, za daleko co nie ma przyszłosć wybiegać.

- Miałeś zdaje sie pokazac mi jeszcze te czerwone wstęgi zapytał Roran -Bym mógł rozpoznać przybyszów
- To zwykłe czerwone wstążki, tak oznaczmy zaufanych króla. Nic specjalnego, ot, czerwony materiał. - Po raz pierwszy Relv spojrzał na sierżanta zdziwionym wzrokiem.
- Ciekawe. Wiesz, ludzie Yrra też takie mieli, czerwone wstęgi które usiłowali chować nie na widoku rzucił jakoś tak niewinnie acz poważnie sierżant.
- To nie jest możliwe. Nikt prawie nie zna tego znaku, to symbolika wewnętrzna struktur obronnych władzy, prosta ale to pozwalało jej się utrzymać, brak komplikacji właśnie. Yrr, ten który przybył od Hurd’a? - Relv miał strach w oczach. Odwrócił się na pięcie i przemówił do swych strażników.
- Ogden. Słyszałeś? - Ochroniarz przytaknął. - Biegnij i… poinformuj kogo trzeba. To nie wydaje się być możliwe. Jednak jeśli to prawda… - Ogden był już w ruchu, a drugi strażnik zbliżył się do Relva.
- Cóż...skąd pochodzi król Kazador? zapytał uprzejmie Roran, po czym zawoła -Detlef!. Gdzie on polazł. Mój kapral. Wziął jedną z nich gdy chowalismy ich poległego wyjaśnił szpiegowi.
Odpowiedzi Detlefa nie było. Sierżant przypomniał sobie jak Detlef zmienił odzienie i ruszył w miasto na zwiad i by zasięgnąć języka w cywilnym ubraniu.
- Zapomniałem. Poszedł na zwiady na miasto, popytać o ludzi, zwłaszcza o wysokich skojarzył sierzant - To nie będzie jednak tak łatwo. W każdym razie mieli je i starannie ukrywali. Zabralismy jedną, reszta została w grobach. To skąd pochodzi jego majestat król ? Czy może niewiadomo i odnosi sie do do prastarych legendy i te pe ite de? zapytał, z szacunkiem ale dociekliwie
- Król jest azulczykiem, z dziada pradziada, odkąd początków sięga jego linia krwi. Pozwól jednak Roranie że cię opuszczę. Informacje które mi przekazałeś stają się niezwykle ważne i być może trzeba będzie zareagować na nie w bardzo niecodzienny sposób. Dziękuję i obiecuję cię poinformować o śledztwie związanym z tym o czym mi powiedziałeś. - Relv był wyraźnie poruszony i gdyby mógł, gdyby to nie wyglądało podejrzanie to sam y był już pewnie w biegu.
- Oczywiście. Mój kapral zostawi dla ciebie wstążke u łącznika odpowiedział uprzejmie sierżant.
- Zgoda. Bywaj tymczasem. - Podał rękę Roranowi na pożegnanie i odszedł.
 

Ostatnio edytowane przez vanadu : 30-10-2013 o 10:06.
vanadu jest offline