Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 30-10-2013, 11:33   #118
Gob1in
 
Gob1in's Avatar
 
Reputacja: 1 Gob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputację
- Co powiedziałeś?! - Detlef huknął na starego dziadygę. - Będziesz mnie, huńcwocie, oszukiwał i złotem kazał płacić za milczenie?! Niedoczekanie twoje! - pięść kaprala grzmotnęła o ladę, aż posypał się kurz z pęków ziół zawieszonych u powały. Wiadomość o tym, że tajemnicza mikstura w fiolkach znalezionych u przywódcy bandytów zawierała truciznę rafinowaną z tojadu nie zdziwiła krasnoluda, ale jawne domaganie się przez aptekarza złota za nie wspominanie o tym, że trucizna jest w posiadaniu Detlefa wywołała oburzenie tego ostatniego.

Słuszny gniew kaprala przyniósł efekt i szantażysta uległ jego chmurnemu spojrzeniu, mamrocząc coś pod nosem. Szumowina jednak ponownie naraził się kupującemu, gdy narzekając na trudno dostępne w czasie oblężenia składniki zażądał dodatkowych 5 koron za przygotowane mikstury lecznicze. Pojedynek na gniewne spojrzenia nie dał tym razem pozytywnego rezultatu i sarkający na zdzierstwo oraz brak uczciwości kapral dopłacił. Rozważał przez chwilę wykorzystanie swej pozycji jako funkcjonariusz tajnej policji króla, ale ostatecznie dał sobie spokój obiecawszy jedynie, że wróci tu kiedyś i okaże swe niezadowolenie. Jeszcze nie tego wieczora, bo nigdy nie wiadomo, czy nie będzie czegoś od zielarza potrzebował. Jeszcze nie. Ale wróci na pewno.

Wróciwszy do rezydencji Gervala musiał rozładować swoją frustrację. W sam raz nadawały się do tego okute żelazem drzwi, broniące wstępu do jakiegoś pomieszczenia. Młot kaprala był idealny do takiego zadania. Idealnie też zakłócał spokój wszystkim chyba, z wyjątkiem machającego młotem Detlefa. Ten miał zaimprowizowane zatyczki do uszu (chociaż ilość woskowiny zalegająca w małżowinach chroniła jego słuch wyśmienicie), więc nie narzekał. Walenie młotem ucichło dopiero wtedy, gdy drzwi wiodące do, jak się okazało, zbrojowni stanęło przed nim otworem.

Radość brodacza była tak wielka, że postanowił przytachać tutaj jakieś wyrko i przejąć przybytek na własność. Ponieważ zdradziec Gerval zalazł wszystkim za skórę, kapral postanowił podreperować fundusz dla weteranów spieniężaniem nadprogramowych egzemplarzy uzbrojenia - w tym celu zawinął w swój zimowy płaszcz cztery miecze i tyleż toporów, wziął także jeden zestaw do konserwacji oręża i zbroi dla siebie oraz dwa dla Galeba, które jeszcze tego samego dnia przekazał w podarku. Pozostałe wyposażenie czekało w kolejce do upłynnienia.

Los jednak postanowił przeszkodzić w planach biznesowych kaprala. Pachołki ich obecnego pracodawcy wtargnęli na teren posiadłości i zarekwirowali właściwie wszystko, co mogło zostać wyniesione. Na szczęście nie ruszyli wyrka i złożonego na nim zawiniątka z bronią na sprzedaż uznając najwidoczniej, że to własność prywatna. Dobre i to, chociaż żal pozostałych fantów.

Nie uczestniczył w przesłuchaniach więźniów, których dostarczono wraz z rozkazami. Ćwiczył w tym czasie wymachy i pchnięcia morgenszternem, by oswoić ramię z ciężarem nowego nabytku. Prawdziwy test odbędzie się w czasie najbliższego starcia, rzecz jasna. Zrobiwszy swoje, kapral zaległ na wyrku jak stał, nie trudząc się zdejmowaniem rynsztunku. I tak nie planował kimać, a odpocząć zawsze warto.

Kolejne wydarzenia potoczyły się wartko. Wezwany przez sierżanta wybiegł na ulicę i wraz z przełożonym ruszył za kimś, kto najwyraźniej miał coś wspólnego z szypami tkwiącymi w ciele jednego z więźniów i bebechach Dorrina. Długonogi zwiał, więc szybko dali spokój i wtargali rannych i zabitych do środka. Gromem rozeszła się wiadomość, że ich były, nieżyjący obecnie więzień, miał być ich przełożonym. Się porobiło, nie ma co.

Nie czekając na kolejne dyspozycje, Detlef zrzucił przepisowy mundur i w swoich cywilnych łachach ruszył w miasto polampić za zamachowcem i posłuchać co się dzieje. Pierwsza część zadania, jakie sobie wyznaczył, nie przyniosła pozytywnych skutków. Ani śladu ludzi, czy elfów mogących przypominać zakapturzonego zabójcę.

Poznał za to mnóstwo plotek, o których prawili mieszkańcy i przyjezdni przy kuflu pienistego trunku. Najbogatszym źródłem wieści okazał się cyrulik, gdzie agent tajnej policji incognito wstąpił na strzyżenie brody i czuba na głowie. Aż go głowa od tego rozbolała.

Przed powrotem na kwaterę postanowił sprawdzić kilka spraw, o których wspominał golibroda. Jedną z nich była wieść, że ktoś podpalił karczmę Hurgavssona i ta spłonęła razem z właścicielem. Wdowa po nim pozostała z masą długów i tłumem wierzycieli, głównie wśród miejscowego półświatka. Oficjalny raport wspominał o problemach z kotłem grzewczym, co było do przewidzenia.

Na miejscu rzeczywiście zastał zgliszcza, ale nie tylko. Resztki drewnianych ścian śmierdziały naftą tak bardzo, że tylko dureń uznałby pożar za wypadek. Na razie nie widział związku między podpaleniem a sytuacją w mieście, dlatego nie zabawił tam długo i ruszył dalej.

Podobno w pobliżu hut i wytwarzających sprzęt ciężki kuźni organizowano nielegalne walki. Nagroda sowita, jednak uczestnicy walczą na śmierć i życie. Nawet, nie dalej niż wczoraj ogłoszono kogoś czempionem, bo nie przegrał żadnej walki. Kręcącego się w pobliżu jednego z zakładów Detlefa zauważyło kilku uzbrojonych osiłków i przegoniło precz, nie szczędząc obelg i wymachując pałkami. Kapral musiał chwilowo odpuścić, ale ciekawym był, co też wytwarzają w manufakturze sprzętu ciężkiego Dargavów. Trza tu wrócić w oficjalny sposób.

Gdy zmęczony szwędaniem się po mieście wracał już do posiadłości, w jednej z bocznych uliczek dostrzegł kilku wyrostków naklejających coś na mur. Dzieciaki zmyły się nim dotarł na miejsce, a kapral zrozumiał dlaczego.

- Sukinkota nigdzie nie dojrzałem. - poinformował sierżanta po powrocie. - Posłuchałem za to o czym gadają na mieście. Po pierwsze Kazador. Podobno nie radzi sobie z obroną miasta, nie umie zorganizować pomocy z zewnątrz i mieszkańcy stracili zaufanie do niego. Mówi się, że najbogatsi ślą gońców we własnym imieniu, pewnie po to, żeby ogłosić się jako wybawcy Azul, ale posłańców eliminuje tajna milicja króla, czyli my też, hehe... - roześmiał się, ale szybko ucichł.

- Ponoć tajnymi tunelami ślą swoich powinowatych, żeby ich krew ocalała, jak twierdza padnie. Mówi się też o wielkiej armii z Tilei, Estalii i Księstw Granicznych zawezwanej przez jakiegoś gońca. Pewnie to plotka, ale mieszkańcy chwytają się każdej dobrej nowiny, niczym troll żarła.

- Na Podbramiu działa jakiś siepacz najmowany rzekomo przez bogatych na innych bogatych. Może warto sprawdzić, czy nie ma nic wspólnego z trepem, który zrobił Dorrinowi sito z bebechów. W ogóle całe miasto pomiędzy murami i cytatelą Kazadora prawie wymarłe jest i straży nie uświadczysz. Nic dziwnego, że miejscowe obiboki się uaktywniły. Nawet uliczne walki organizują i ostatnio mistrza ogłosili, tak beztrosko czas im leci.- kapral zaczerpnął tchu.

- Kiedy byłem w okolicy manufaktury Dargavów, kilku trepów mnie stamtąd pogoniło. Muszą coś ciekawego w środku robić. Albo to oni zorganizowali kradzież dokumentów z manufaktury tego dziadka i w tajemnicy chcą rzecz utrzymać. Dobrze byłoby wejść tam oficjalnie, w mundurkach...

- No i na koniec - Detlef wyciągnął rulon zza pazuchy. - Patrzaj. - Na zerwanym z murów plakacie widniała podobizna Kazadora znana wszystkim ze złotej monety, opisana jednym runicznym znakiem - zdrajca!.
- Widać, że w mieście nastroje wywrotowe i z każdym dniem będzie gorzej. Jeśli mamy działać oficjalnie to teraz, bo wkrótce wszyscy będą przeciwko nam. Już teraz mówi się, że Milicja Polityczna Kazadora i Vareka bije wszystkich i nie stroni od morderstw. Wyciągamy krasnoludy nocą z łóżek i bijemy na śmierć. Tak się mówi na mieście.

Poza wieściami z ulicy kapral zaliczył ponowną wizytę u aptekarza, gdzie zaopatrzył się w odtrutki i inne medykamenty. Miał przeczucie, że mogą okazać się wkrótce potrzebne.

Było też jeszcze coś. A raczej ktoś. Stary cyrulik miał młodą, bo ledwo 25-letnią i wspaniale obdarzoną przez bogów córkę, Aivę. Prawdziwość słów kapral mógł potwierdzić, bowiem dziewczyna pomagała ojcu przy prowadzeniu przybytku. Stary bez ogródek niemalże sugerował, że nie miałby nic przeciwko, gdyby Detlef odwiedzał Aivę i to nie tylko w salonie. Aż dziewczę spłonęło rumieńcem i wyszło z zakładu. Znaczy wstydliwa. I piękna. Żal, by taka uroda marnowała się w tak niespokojnych czasach. Aż dziw, że nie miała mężczyzny u boku. Może wdowa? Detlef obiecał sobie, że odwiedzi Aivę, jednak uprzednio popyta o nią w najbliższym szynku. Nic chciał włazić w paradę komuś, kto przysporzyłby dodatkowych problemów. Tak, zasięgnąć języka nie zaszkodzi.
 
__________________
I used to be an adventurer like you, but then I took an arrow to the knee...
Gob1in jest offline