Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 30-10-2013, 13:48   #126
F.leja
 
F.leja's Avatar
 
Reputacja: 1 F.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnie
Thalee czuła, że woń Yrsy się oddala. Wysłużone skóry, ledwo wyczuwalna krew, stara i nowa, żelazo, ostre i niemal nie do rozróżnienia od krwi, końska sierść i pot, i dużo, dużo smutku, strachu i gniewu, dużo, dużo smutku.
Thalee jeszcze nie potrafiła mówić, choć podejrzewała, że mogłaby już zacząć. Zamiast tego wyciągnęła jednak ręce i bezoką twarz w stronę znikającej za sosnami Yrsy i pożegnała ją milczeniem.
- Nie martw się - Yezzar otulił ją pledem. Dobrze, bo robiło się chłodno. Obawiała się, że nadchodzi jedna z Wielkich Zim - Nic jej nie będzie.
Westchnęła i wtuliła się w jego ciepłe serce. Musiała dużo spać, by szybko urosnąć. Zima nie była dobrym czasem dla małych dziewczynek.

~"~

Gael wydawał się wcale nie męczyć. Kroczył wyprostowany traktem, w ciemności i za dnia. Gdy tylko Rosa otworzyła usta by zaproponować chwilę odpoczynku przerwał jej, stwierdzając, że jeszcze nie są bezpieczni.
Szli więc dalej, choć dziewczynie coraz trudniej było nadążać. Zmęczenie dawało o sobie znać. Stopy bolały, choć była przekonana, że buty, które wybrała były wygodne. Otarcia, opuchlizna, bąble i niesamowita senność. Rosa miała ochotę przysiąść na skraju drogi i choć chwilkę odetchnąć. Gale poderwał ją za ramię zostawiając siniaki.
Musieli iść dalej.

~"~

Kot dopadał Yrsę w najmniej spodziewanych momentach, od razu uciszając jej protesty ustami, tak że przez chwilę zapomniała, że stoi na beczce płonącego dziegciu. Zapominała, że jest Królową Wojny, że jej zapętlona polityka może nagle napiąć się, jak zbyt ścisły węzeł i trzasnąć jej w rękach. Zapominała, że oddała dziedziców Eyre klanom Gór Księżycowych, a dzikich potomków swych pogańskich braci na wychowanie w skalnych domach, pobudowanych na niedostępnych klifach. Zapominała, że Yezzar i Thalee opuścili ją, że musi zabić Roose’a Boltona, że położyła się do łoża Lannisterami, że z Północy wieje zimny wiatr i niesie śmierć.
Że kończy się jesień.

~"~

Wreszcie się zatrzymali. Las był tak gesty, a mgła tak nieprzenikniona, że Rosa przestała się orientować, czy jest dzień, czy noc. Oczy miała zresztą tak zmęczone, że ledwo na nie widziała.
Gael rozpalił ognisko, a jej kazał nazbierać niebieskich kwiatów, wciąż wzbraniając jej odpoczynku. Gdy powróciła do obozowsika z naręczem błękitnego ziela, woda już się gotowała. Gael, który sam nie mial przy sobie nic prócz broni i grubego trzosa, musiał wyciągnąć kociołek z jej torby. Tak, ubrania Rosy leżały porozrzucane wkoło skórzanych juków.
Dziewczyna była zbyt słaba by protestować, albo coś z tym zrobić. Usiadła w milczeniu przy ciepłym ogniu i spuściła brodę na pierś. Nie spała nawet sekundy. Ostry trzask, ból i pieczenie policzka nagle obudziły jej krew. Wściekłość oswobadzała jej członki z uścisku zmęczenia. Jednak nie dane było Rosie dać upustu wzbierającym uczuciom. Gael wepchnął jej w dłonie kubek z wonnym naparem i kazał pić.
Zapach zahipnotyzował Rosę. Niebieskie kwiaty pachniały czyś nieuchwytnym, cudownym, a jednocześnie okrutnym i gwałtownym. Wychyliła całą czarkę od razu, nie bacząc na to że płyn parzy język.
- Teraz odpoczniesz, a jutro pójdziemy dalej - rzekła Gael gdy wyciągnęła do niego ręce po więcej. Mężczyzna pokręcił tylko głową i odebrał jej kubek. Chciała protestować, żądać, wrzeszczeć, ale sen przyszedł szybciej.

~"~

Spiżowy Royce przybył w sile. Dużo było gadania. Wojska Doliny pójdą ramię w ramię z klanami. Ramię w ramię będą ginęły w walce na Fosie Cailin i przy biciu wojsk Północy, pod dowództwem Roose’a Boltona. A potem się zobaczy. Dużo było gadania, a Yrsa nie była w stanie wyciągnąć od Royce’a obietnicy, że pójdzie dalej na Północ, pod Mur. A jeżeli nie mogła tej obietnicy wyciągnąć od Royce’a, to i wielcy wodzowie z Gór Księzycowych przestali obiecywać i bić się we włochate piersi. Dużo było gadania, a Lothar Reyne też tam był. Też dużo gadał i czasem… spoglądał na nią tak, że wiedziała, że nie dotrze tego wieczora do swego namiotu. Wiedziała, że porwie ją gdzieś w cień i będzie wielbił z większym żarem niż kiedykolwiek wielbił swych bogów.

~"~

Ciepłe promienie słońca i świeża woń lasu zaserwowały Rosie miłe przebudzenie. Mgła gdzieś się rozwiała, ognisko przygasało, a w powietrzu unosiło się babie lato. Rosa przymrużyła oczy i obserwowała przysłaniającą błekitne niebo pomarańczową koronkę liści. Słyszała kwilenie małych leśnych ptaszków i odległe wołanie gęsi. Szumiały drzewa i chyba strumień.
Mięśnie już jej nie bolały, a odciski chyba się jakoś wchłonęły przez noc. Nogi miała gołe, a ciało okryte tylko cienką warstwą lnu. Mimo to było jej ciepło. Gael musiał ją rozebrać. Przechyliła głowę na bok, szukając go wzrokiem.
Siedział po drugiej stronie ogniska na pniu i rozmawiał z… Rosa podniosła się gwałtownie.
- A - jej towarzysz wyglądał jakby dopiero co sobie o niej przypomniał - Obudziłaś się. Rosa - wskazał swego małego rowmówcę - Poznaj Kuropatwę, ona zaprowadzi nas pod Mur…
Jego słowa prawie do niej nie docierały. Widziała tylko te duże, stare, złote oczy w małym pomarszczonym ciele.
- Będziemy szli Drugą Drogą - słowa Kuropatwy zadźwięczały w umyśle Rosy, jak krople deszczu.

~"~

Yrsa wróciła do swego namiotu tuż przed świtem. Noce były ciepłe, mogli je spędzać razem pod rozgwieżdżonym niebem. Nie chciała jednak by wszyscy wiedzieli z kim dzieli chwile uniesienia. Gdy przecknęła się nad ranem, zebrała się po cichutku z jego ramion i przemknęła przez śpiący obóz do swego starego posłania. Jej podarta i pocerowana koszulina ponownie domagała się uwagi, niezasznurowane spodnie zsuwały się z wąstkich bioder, a ledwo naciągnięte buty klapały pośród ciszy.
Gdy opadła klapa namiotu, zrzuciła ciężar ze stóp i przeciągnęła się rozkosznie. Koszula rozsunęła się, odsłaniając skromne piersi, spodnie opadły do połowy uda, ukazując blizny po Harrenhal.
- Warto było czekać - mruknął nienzany męski głos z ciemności. Włos zjerzył się na skórze Yrsy z Wullów. Usłyszała trask krzesiwa i blask ognia przegnał cienie. Mężczyzna siedział na zydlu pod przeciwną ścianą namiotu. Był łysy, o szerokim karku wojownika, ale z przymglonym spojrzeniem skryby i tajemniczym uśmiechem wytrawnego błazna. Odziany w bury płaszcz, przy pasie miał jedynie sztylet ze zdobioną w złote lwy rękojeścią - Pomyślałem, że osobiście odpowiem mojej nadobnej duszce.
 
__________________
I don't mean to sound bitter, cold, or cruel, but I am, so that's how it comes out. ~~ Bill Hicks

Ostatnio edytowane przez F.leja : 11-11-2013 o 12:26.
F.leja jest offline