Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 30-10-2013, 21:26   #117
F.leja
 
F.leja's Avatar
 
Reputacja: 1 F.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnie
Cathil nie mogła siedzieć na strychu i udawać, że zamieszanie w mieście jej nie dotyczy. Opuściła bezpieczne schronienie i kryjąc się pod kapturem ruszyła na rynek. Była to winna Nenie. Jeżeli druidka zginie, to Cathil nie odwróci wzroku. Będzie patrzyła do ostatniego tchu, a potem weźmie cały nagromadzony gniew i smutek i skieruje go przeciwko tym, którzy zawinili.
Tłum na rynku pochłonął ją jak najgęstszy las. Z początku bała się, że ktoś ją rozpozna, ale wszyscy z podnieceniem oczekiwali nadchodzącej rozrywki. Łowczyni przystanęła na chwilę i wbiła wzrok w wwożoną na rynek Nenę. Przełknęła ślinę. Jej ciało nie wiedziało czy uciekać, czy atakować, nie zdecydowała się więc na nic. I to wzbudziło w niej czerwoną wściekłość.
Nagle pośród gawiedzi dostrzegła znajomą, znienawidzoną gębę. Tak, to był dobry cel. Dobra ofiara, za grzechy tego miasta. Cathil zacisnęła dłoń na rękojeści scyzoryka i powoli, prześlizgując się pomiędzy gapiami, zaszła kata od tyłu. Stanąwszy tuż za nim pchnęła osobę stojącą tuż za sobą. Babiszcze odepchnęła. Cathil przeprosiła, ale już wpadła na kata, już go zaskoczyła, już miała swój kozik pod jego żebrami.
- Ani się rusz, suczy synu - syknęła - Zapłacisz mi za to co spotkało nas od ciebie i tobie podobnych.
Kat zesztywniał. Wiedźmi pomiot miał wspólników...którzy najwidoczniej usiłowali przeszkodzić w egzekucji! Tego się nie spodziewał...ale wiedział co robić. Wszak nie jeden wesołek czasem myślał, że może kata nastraszyć, czy obić jako zaduśćuczynienie za swoje rzekome cierpienia. A dotychczas z tych starć Bernard wychodził obronną ręką. Z miejsca, w którym stał, widział wyraźnie błysk słońca na wypolerowanych hełmach strażników, stojących przed pierwszym rzędem, i odgradzających tłum od szafotu. Zdążą dopaść łotrzyka, który mu groził.
- Straż! - krzyknął nad szemrzącym tłumem - Mam tu wiedźmiego kompana! Brać go! - i uderzył łokciem do tyłu, celując w stojącą za nim postać.
Cios nie doszedł celu tak precyzyjnie jak Bernard by sobie tego życzył. Łokieć ledwie musnął policzek nożowniczki. Pod wpływem krzyku kata jednak zrobiło się przy nim jakby luźniej. Ludzie rozstąpili się na tyle na ile pozwalał im panujący na placu ścisk. Mistrz Dobry stanął teraz twarzą do Cathil. Póki co żaden ze strażników nie zwrócił w ogólnym gwarze uwagi na krzyk Wolnera. Jednak szybko mogło się to zmienić. Nikt nie mógł też przewidzieć reakcji tłumu.
Cathil syknęła i zwinęła się do skoku, jak dzikie zwierze. Jednak nie była już tak pewna swego jak przed chwilą, czerwona wściekłość zamieniła się w żółty strach. Zamiast rzucić się na kata, wpadła między tłum.
Kat dobył miecza, ale widział już tylko plecy dziewczyny; tyle mu jednak wystarczyło, by ją poznać, i przypomnieć sobie, z kim miał doczynienia.
- To zbieg z lochów! - krzyknął do otaczających go ludzi - Nagroda dla każdego, kto ją odda w ręce sprawiedliwości!
Dziewczyna była dzika i zwinna niczym łasica i już po chwili zniknęła mu w tłumie, który ją pochłonął. Nie było sensu jej gonić z mieczem w dłoni.

Rzuciła się w tłum, rozpychając łokciami, przepychając między stojącymi ciasno ludźmi. Przez głowę łowczyni przewijają się wspomnienia. Obrazy z przepowiedni.
Zeskakujesz. Wóz z sianem. Biegniesz. Miasto. Nie lubisz miasta. Ludzie. Nie lubisz ludzi. Skąd tyle ludzi? A tak... Egzekucja. Dobrze. To dobrze. Biegasz po dachach. Znowu ten kot. Noga ześlizguje się z rozgrzanej dachówki. Człowiek, przecież ich nie lubisz, łapie Cię za rękę. Jego twarz. Oszpecona. Blizna przebiega przez jedno oko.
Po chwili zwolniła. Obejrzała się za siebie. Nikt jej nie gonił. Zatrzymała się i wcisnęła między gapiów. Spróbowała uspokoić oddech. Zwiesiła głowę i obserwowała otoczenie spod krawędzi kaptura. Nie rzucać się w oczy, najważniejsze w pracy Łowcy. Nikt nie zwracał na nią uwagi. Wszyscy czekali na wprowadzenie skazanej na podwyższenie. Ze swojej pozycji pośród innych mieszkańców Trudu nie widziała wiele. Spojrzała na kamieniczki stojące w pobliżu. Gołębie wypłoszone z placu przysiadły na lśniących w słońcu krwawą czerwienią dachach.
Łowczyni rozglądała się przez chwilę, analizując z pozoru pustym wzrokiem otoczenie rynku. W jej głowie już formułował się prosty plan, jedyny który miał w tej chwili sens. Naciągnęła kaptur głębiej na głowę, zgarbiła się i poczęła przeciskać w stronę upatrzonego dachu, który dla gawiedzi znajdował się idealnie pod słońce. Wystarczy, że przylgnie do komina i ostre promienie ukryją ją przed ciekawymi spojrzeniami. Przeszła obok fontanny, która stała na placu. Zeskoczyła z kamiennych schodków. Okrążyła wóz z sianem, który nie wiadomo dlaczego został na placu.
Gdy wreszcie udało jej się wydostać z rynku, biegiem otoczyła kamienicę i uważając by nie dać się zauważyć, wspięła się na sam szczyt. Dach był rozgrzany od słońca. Dachówki parzyły dłonie. Gołębie spłoszone jej obecnością zerwały się do lotu. W kilka minut była już w odpowiednim miejscu i obserwowała uważnie tłum wypełniający plac targowy i krzątające się w dole postaci. Był kat, który musiał zginąć. Był też ten drugi, którego spotkała w lochach. Ten też musiał zginąć. Może uda jej się oddać dwa strzały, ale może na egzekucji pojawi się ktoś, kto jeszcze bardziej musi zginąć? Kto to może być? Jakiś ważny człowiek, który jest za wszystko odpowiedzialny. Ktoś, kto rozkazywał katom i Stalowookiemu. Kto?

 
__________________
I don't mean to sound bitter, cold, or cruel, but I am, so that's how it comes out. ~~ Bill Hicks
F.leja jest offline