Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 30-10-2013, 21:51   #209
abishai
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Szczerze powiedziawszy… Rysie Bory wydawały się Jeanowi przyjemniejszym miejscem, niż te urokliwy
lasek przed nim.Foret du Noird śmierdział bowiem magią. Dziesiątki czarów tworzyły splątaną siatkę druidycznej magii w spojrzeniu szpiega. I tylko szpiczastouche wiedziały do czego cała ta magia służy.
Foret du Noird może i wyglądał jak ugłaskany pudelek, ale gnom bał się że przyjdzie czas, gdy ten salonowy piesek obnaży kły. Poza tym… martwiła go ta cisza i spokój po tym jak Claviss ruszyła na zwiady.
Stali wszak tutaj jak tarcza strzelnicza i żaden elf się nie pofatygował ich powitać… choćby warknięciem, by zabierali się stąd. Do licha… Przebyli taki kawałek drogi i byli ordynarnie ignorowani!
-Bo jedziemy do paszczy jeno nie lwa, a żmii.- stwierdził po namyśle gnom poprawiając kapelusz.- Takiej ładnej kolorowej żmijki, która udaje uroczą i niegroźną.
Podobnie jak Ogarowi, Le Courbeu ta sytuacja również się nie widziała. Wstrzymał wozy i czekali na powrót Claviss.
Ta wróciła po dwóch godzinach z dwiema przepiórkami i zaskoczona, że cała ekipa czekała na jej powrót.
Ale jak mogli wyruszyć dalej, skoro ich tropicielka znikła!

Wtulony w miękkie siedzenie karocy gnom obserwował bacznie okolicę i pocierał swe wąsy. Jego nerwy były napięte niczym postronki. I to mimo że podróż przez las wydawała się prawie idylliczna.


Prawie…
Las był bowiem jak ze snów, piękny dziki i pozornie nieujarzmiony. Acz przecie niegroźny i stworzony do zachwycania. Bo i kobiety się nim zachwycały, mniej lub bardziej otwarcie.
Ale jednak zachwycały zerkając na drzewa szeleszczące listowiem w podmuchach wiatru na strumień przepływający przez ich drogę, na kwiaty, na śpiewy ptaków.
Ot… niewieścia natura zachwycać się takimi sprawami. Romantyczne porywy serca skryte pod najgrubszymi z pancerzy.
Jean… nie był w stanie. Doceniał urok tego miejsca, ale podobnie jak Ogar rozglądał się nieufnie. Czasem bowiem jego nienaturalny wzrok widział więcej niż powinien.


Niezwykłe glify magicznej natury na niektórych drzewach na przykład. Niewidoczne dla zwykłego oka, w po spojrzeniu Jeana jarzyły się soczystą zielenią. Ani chybi druidyckie sztuczki, który ni natury ni celu nie rozumiał. I to… było irytujące. I wzmagało czujność Jeana.
I czyniło milkliwym.
Le Corbeu się martwił. Jechali bowiem tak bardzo głośno jak się tylko dało. Już jakiś temu gnom spodziewał się kilku elfów z dzidami i w srebrnych zbrojach. Przecież nie kryli się z tym, że naruszyli ich terytorium. I Kot w butach dałby sobie uciąć gło...eee… kapelusz ukraść, że już wiedzieli o ich pobycie.
A tymczasem czas mijał.


Las gęstniał, a elfów jak nie było tak… nie ma. Jean westchnął w duchu i spytał się wprost Ivette, acz mimochodem.
-To z jakim oficjalnym powodem jedziemy do szpiczastouchych?
Ivette westchnęła cicho.
-O ile dobrze pamiętam, Leonard miał ci o tym powiedzieć... Z resztą mnie też już o to chyba pytałeś...- palcem potarła skroń.- Oficjalnym powodem twojej wizyty na elfim dworze jest sprawa wyjaśnienia niesnasek handlowych. Tanie, świetnej jakości łuki zalewają nasz rynek, tak samo jak dzieła ich jubilerów.
-Mamy nawet oficjalny list z Królewskiej Gildii Kupców.-
dodał siedzący obok Horacy, rzucając się do swojego neseseru z którym nigdy się nie rozstawał.
Ivette powstrzymała go ruchem dłoni.
-Spokojnie, Horacy...
Ekonom nie za dobrze znosił przygody w trakcie tej podróży.
-Wspominał o tym. Jednym słowem mamy im pyszczyć z powodu tego, że robią lepsze łuki?- szpieg westchnął w duchu. Nie ma to jak nastawić do siebie gospodarzy z góry w negatywny sposób.
-Tego spodziewa się Gildia.- odparła Ivette.
Horacy zaÅ› odchrzÄ…knÄ…Å‚.
-Tak... ?
-Formalnie chodzi tutaj o niebotycznie przystępne ce
ny.- wyjaśnił starzec, przygładzając wąsy i podnosząc swoją przepisową perukę by wytrzeć pot z ciut wyłysiałej łepetyny.- Ich łuki i produkty naszych łuczarzy zwykle stoją na tych samych regałach sklepowych. To samo tyczy się pozostałych produktów. Nie musisz sugerować żeby elfy przestały nam je sprzedawać, panie Jean, ale przekonać elfy do podwyższenia cen.

-Pokaż ten list.-
westchnął Jean ciekaw dyplomacji Gildii Kupców.
Było to standardowe pismu stworzone przez bardzo bogatych kupców, przekonanych o swojej wielkości. Mówiło o tym jak kupcy ważni są dla A'loues, mimo że nie byli. Opiewało ich związki z innymi państwami, mogące doprowadzić nawet do embarga elfich towarów, mimo że owa operacja doprowadziłaby ich do bankructwa wobec którego elfie cacka za niskie ceny były żadnym problemem.
Były też oczywiście zamaskowane groźby, o tym że elfie karawany nie płacą stawek przewoźników, że ich broń nie ma odpowiednich atestów i że żaden jubiler nie potwierdził czystości elfickich sreber oraz złota.
Słowem, głupcy w sposób mało dyplomatyczny sugerowali że mogą zacząć siać plotki i potwarz wobec elfów i ich "zagrażających stabilnemu funkcjonowaniu gospodarki" wyrobów.

Ultimatum zaś było jedno. Wynocha z A'loues.

Ivette westchnęła, gdyż już w chwili gdy w ręce Jeana trafił list, pieczęć go zamykająca była już naruszona.
-Tak to jest gdy dasz bogatym głupcom iluzoryczne wrażenie że mają wpływ na losy państwa...- mruknęła, znów masując skronie.
Nawet Jeana zaczęła delikatnie boleć głowa od głupoty zawartej w liście, zalewającej go niczym rzeka.
-Hmm...a jakieś inne listy mamy?- pergamin w dłoni gnoma zajarzył się ogniem w rogu i powoli cały list pochłaniał ogień.- Taki... po przeczytaniu którego elfy nie naszpikują naszych zadków strzałami?
-Upoważniające.-
odparł Horacy.- Cały kuferek papierów w swojej treści sprowadzających się do "ten tu to ambasador, wysłał go król, jest ważny, raczej wie co mówi".
Ivette parsknęła.
-Cała noc ciężkiej pracy mojego znajomego, któremu kazano to spisać dla ciebie. Z resztą spotkałeś go już. Podobno byłeś zaskoczony że te wszystkie ambasadorskie tytuły to zwykła pokazówka…
-Bardziej, że trzeba tylu papierków by uwiarygodnić parę tytułów bez znaczenia.-
westchnÄ…Å‚ Jean.
-Życie.- odparł Horacy, uśmiechając się leciutko.- Dlatego ja bardzo cieszę się że nie trafiłem do administratury, ale do finansów... Tutaj przynajmniej mam pewność że cała moja robota po spisaniu nie trafi po dwóch dniach do archiwum...

-Ale mogą cię za to pociągnąć do odpowiedzialności jeśli postawisz przecinek w złym miejscu, Barbarque...

Ekonom uśmiechnął się, po raz pierwszy przy gnomie, z pewną dawką pewności siebie.
-Gdybym robił błędy, nie dożyłbym starości w tym zawodzie.
-To co powiesz o tym?-
spytał Jean podając Horacemu znalezioną przy trupach książeczkę z wekslami.
Ekonom zmarszczył brwi.
-Hmmm... Wszystkie dane spalone, ale to standardowy plik z papierami do wymiany pieniężnej...
-Standardowy?-
mruknęła sceptycznie Dennise, która do tej pory wpatrywała się w mijane za oknem, jaśniejące delikatną poświatą, drzewa.

Horacy skinął głową.

-Tak, standardowy... Ale coś "standardowego" w Banku Królewskim to coś, o czym marzy każdy szlachcic o odpowiednim majątku. To prestiż, szyk i wszystko to czego pragną ludzie bogaci.- starzec oddał książeczkę gnomowi, wzruszając ramionami.- Na kartach nie ma odgórnie wydrukowanych danych osoby opłacającej weksel, ale z czystym sercem mogę powiedzieć że takich książek nie ma w stolicy więcej niż pięćdziesiąt. W całym kraju może z dziesięć więcej. To niesamowicie ekskluzywna rzecz, panie Jean.
-Można tę ekskluzywną rzecz... sfałszować?
- spytał gnom coraz bardziej zaciekawiony.
-Można stworzyć coś na podobieństwo, ale tylko prawdziwe egzemplarze mają odpowiedni rodzaj papieru, atramentu i magicznych pieczęci... Stuprocentowa kopia jest jednak niemożliwa do stworzenia bez sztabu czarodziejów specjalizujących się w runach i zaklęciach pieczętujących...
Tym razem to panna Arioso zmarszczyła brwi.
-A skÄ…d ty o tym wiesz, Horacy... ?

-Standardowa wiedza u kogoś kto pracował w Banku Królewskim.-
Barbarque skromnie wzruszył ramionami.
-Znaczy, że to jest oryginał. I można założyć... Nie. Jestem niemal pewien, że istnieje ich rejestr, prawda? I w nim spisani są wszyscy właściciele, tak?- zaczął teoretyzować Jean.
-Tak. W Banku Królewskim.- odparł spokojnie Horacy.- Ale ta książka jest zbyt zniszczona by ją do kogokolwiek przypisać. I wątpię żebyś sam chciał ganiać po sześćdziesięciu dworach, pytając czy aby im się weksle nie zgubiły... Ale tak, sam rejestr faktycznie istnieje.
-Ale istnieje... a to już coś.-
odparł zadowolony z siebie gnom.
Miał bowiem w ręku dowód czyjeś zdrady. Wszak nazwisk potencjalnych zdrajców nie będzie sześćdziesiąt, a może z sześć...
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline