Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 31-10-2013, 01:29   #34
Dziadek Zielarz
 
Dziadek Zielarz's Avatar
 
Reputacja: 1 Dziadek Zielarz to imię znane każdemuDziadek Zielarz to imię znane każdemuDziadek Zielarz to imię znane każdemuDziadek Zielarz to imię znane każdemuDziadek Zielarz to imię znane każdemuDziadek Zielarz to imię znane każdemuDziadek Zielarz to imię znane każdemuDziadek Zielarz to imię znane każdemuDziadek Zielarz to imię znane każdemuDziadek Zielarz to imię znane każdemuDziadek Zielarz to imię znane każdemu
Kiedy przemówienie na placu miało się ku końcowi huknął strzał, a butelka rozprysła się na tysiące maleńkich kawałeczków. Gdzieś z tyłu niosły się na wpół ludzkie na wpół zwierzęce ryki. Radosny entuzjazm mieszkańców wywołany nowinami znikł tak szybko jak się pojawił ustępując miejsca panice. Ludzie rzucili się do ucieczki przewracając jeden przez drugiego, przeciskali się, przepychali klęli. W zgiełku jak samotne wyspy opierające się srogim falom stali nowo-przybyli do miasta, starając się zachować zimną krew mimo panującej wrzawy. Zza szybko rzednącego tłumu wyłonił się most i grupka pokracznych istot zmierzających po nim w stronę placu.

Żaden z mieszkańców nie zebrał się na odwagę, by stanąć im na przeciw. Wszyscy rozbiegli się ratując własną skórę, byle dalej od zagrożenia. Wszyscy poza grupką siedmiu obcych.

Młody chłopak skrobiący dotąd w drewnie krzyczał coś wymachując dobytą właśnie siekierką, ale Jaromir go nie słuchał. Zwabiony potwornymi okrzykami niewiele myśląc dobył łuk, przyklęknął za beczką i przymierzył w największą z kreatur. Stwór zacharczał przeciągle obwieszczając, że strzała osiągnęła cel.

Potem wszystko potoczyło się bardzo szybko. Część grupy ruszyła naprzód, Gniewisz wraz z kusznikiem i milczącym jegomościem w płaszczu zostali z tyłu. Ryki, wołanie i stękania wypełniły powietrze. Strzały poszybowały od strony mostu ponad głowami walczących. Ktoś z nich dostał, kislevita nie miał jednak czasu dostrzec kto, bo oto Glanus rzucił się naprzód tylko po to, by potknąć się i wyłożyć jak długi. Zaraz dopadł do niego wymachujący ogonem stwór węsząc łatwą zdobycz. Jaromir widząc to wyszeptał kilka słów do swych bogów i posłał strzałę w kierunku napastnika. Ta chybiła, ale modlitwa kozaka zdaje się została wysłuchana, bo mutant odskoczył na widok pędzącego pocisku dając krasnoludowi krótki moment potrzebny na dźwignięcie się na nogi. Chwała niech będzie bogom zimy!

Chwila nieuwagi i kolejna strzała świsnęła nad głową Gniewisza. Mężczyzna zasyczał, kiedy grot zerwał mu z głowy czapkę i zostawił krwawą pręgę ciągnącą się po podgolonym łbie. Ból i złość uderzyły mu do głowy. Dosyć było już tej walki na dystans. Nadszedł czas by ostrze zakosztowało wrogiej krwi. Niedźwiedź rzucił łuk i dobył z pętli na plecach ogromny berdysz. Ruszył na przód rycząc:

- Na pochybel! -

Rozpędził się, wpadł między Olafa i Rubusa walczących z okropnie grubym stworem na zwierzęcych odnóżach i ciął z pełnego zamachu. Stwór zaryczał donośnie i zwalił się na ziemię, ale Jaromir biegł już dalej. Krew pulsowała mu w skroniach pobudzona nagłym przypływem adrenaliny. Przed nim giermek na wierzchowcu zmagał się z dwoma przeciwnikami. Kislevita dopadł do jednego z mutantów kręcąc toporem młyńca. Potwór obrośnięty gęstym futrem, bardziej zwierz niż człowiek, runął na bruk powalony silnym ciosem. Kiedy zdawało się, że dokonał już żywota, maszkaron naprężył się i uderzył kozaka w nogę. Stwór spodziewał się zapewne, że zdradliwy cios obali topornika, ale szczęściem nabita gwoździami pałka wbiła się jedynie w skórzane wzmocnienie. Wąsaty wojownik odkopnął nędzą broń i dokończył dzieła ciosem zza głowy.

Jaromir rozejrzał się za kolejnym zagrożeniem, ale takowego już nie było. Walka skończyła się tak szybko jak się zaczęła. Wszyscy niemal oponenci leżeli martwi, a ci pozostali przy życiu wzięli nogi za pas. Giermek ruszył za nimi w pogoń, ale to już nie było ważne. Kozak wytarł ostrze topora i zasadził go na powrót w pętli. Następnie starł z czoła krew cieknącą z rany na głowie, odkorkował bukłak z alkoholem, wziął tęgiego łyka i polał zawartością ranę. To musiało wystarczyć. Paskudne, włochate truchło zepchnął butem w odmęty rzeki, po czym zawrócił rozejrzeć się za swoją czapką.

Gdzieś po drodze minął krasnoluda, który chyba nie do końca zauważył, że potyczka już się skończyła. Przechodząc obok niego poklepał go przyjaźnie po ramieniu i uśmiechnął się kącikiem ust. Kiedy stojący opodal młody medyk chciał zaoferować pomoc przy opatrywaniu ran Niedźwiedź tylko pokręcił głową i zlazł ze zniszczonego mostu. Z jednego z ciał zabitych sterczała strzała ze znajomo wyglądającymi lotkami. Mężczyzna wyciągnął ją, przyjrzał się, czy przypadkiem drzewce się nie złamało, po czym wrzucił ją do kołczanu. Parę metrów dalej porzucony przy beczce leżał łuk. Czapka szczęśliwie uniknęła trafienia w błoto, gdyż w locie wbiła się wraz ze strzałą w drewniane podwyższenie wzniesione dla Schillera.

Mówiąc o Schillerze, tego nigdzie nie było widać, za to na pobojowisko wtargnęło kilku kmiotków uzbrojonych we włócznie. Widocznie przywódca wioski nie został poważnie raniony, albo już zdążono go zabrać w bezpieczne miejsce. Niedźwiedź złamał strzałę tkwiącą w drewnie, zsunął z niej okrycie głowy i wcisnął je na właściwe mu miejsce na czerepie.

- Hej, wy tam! - zakrzyknął do milicji zawieszając łuk na ramię - Z Schillerem wszystko zdrawo? Gdzież un się podziewa? -
 

Ostatnio edytowane przez Dziadek Zielarz : 31-10-2013 o 01:40.
Dziadek Zielarz jest offline