Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer > Archiwum sesji z działu Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 30-10-2013, 21:59   #31
 
Reinhard's Avatar
 
Reputacja: 1 Reinhard ma wspaniałą reputacjęReinhard ma wspaniałą reputacjęReinhard ma wspaniałą reputacjęReinhard ma wspaniałą reputacjęReinhard ma wspaniałą reputacjęReinhard ma wspaniałą reputacjęReinhard ma wspaniałą reputacjęReinhard ma wspaniałą reputacjęReinhard ma wspaniałą reputacjęReinhard ma wspaniałą reputacjęReinhard ma wspaniałą reputację
Czas spędzony w Szkarłatnej Chorągwi nie poszedł na marne: na pierwszy sygnał o zagrożeniu siłami Chaosu Reinhard spiął konia i ruszył do szarży na zdrajców Imperium. Jego celem był najstraszliwszy z przeciwników. Serce gwałtownie zabiło w piersi giermka – gdyby nie nauki jego mistrza, sir Danevelda, mógłby się cofnąć przed wypełnieniem swej powinności. Na szczęście, pouczenia mężnego rycerza, przypomniane w porę, ugasiły ogień strachu herbowego, i mężnie runął do ataku na poczwarę. Dzięki łasce boskiej jego pierwsze uderzenie lancą sprawiło, iż maszkara pożegnała się z życiem. Los jednak sprawił, że giermek nie mógł spocząć na laurach – wtargnął w szyk wroga, nie opanował lancy właściwie – w efekcie jego ataki nie wyrządziły przeciwnikom większej szkody, za to ona sam musiał gorączkowo bronić się przed furią zwierzoludzi. Nie wiedział nawet kiedy, dwie strzały utoczyły z niego krew. Sigmar jednak raczył sprowadzić ataki nieprzyjaciół niegroźnie po pancerzu. Pozostawił jednak na ciele swego wiernego wyznawcy dwie krwawe, choć niezbyt groźne rany od strzał, co by w zbytnią pychę zbrojny nie popadł. Łaskawie jednak poprowadził prawicę Reinharda tak, by włochatą poczwarę ugodził śmiertelnie. Następna jednak, ufna w ochronę łusek i śluzu, nie przewidziała, iż parada broni giermka ześliźnie się po jej pancerzu i naprowadzi ostrze lancy wprost na gardło! Brudnoczerwona posoka oblała potwora, jak i wywołała przeraźliwy kwik konia giermka. Upojony zwycięstwem, Reinhard nakierował konia na uciekających z walki dwóch mutantów, nastawiając przeciwko nim kopii. Kiedy jedna z nich, piszcząc, oddawała ducha, przebita lancą giermka, druga przyspieszyła kroku. Na nic jednak zdała jej się nadzwyczajna siła kończyn, dająca wielką chyżość - i ona poległa pod szarżą Reinharda.
 

Ostatnio edytowane przez Reinhard : 30-10-2013 o 22:26.
Reinhard jest offline  
Stary 30-10-2013, 23:18   #32
 
harry_p's Avatar
 
Reputacja: 1 harry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputację
Rubus przyczajony za przewróconym wozem szybko zorientował się w sytuacji. Chłopi uciekali z placu w panice. Jedne przez drugiego potrącli się krzyczeli i oczywiście zablokowali ulicę którą próbowali przepchać się strażnicy miejscy. Jeszcze raz wyjrzał z za wozu precyzyjniej określił ilość wrogów.

- Pięciu mostem biegnie dwóch z łukami się czai i ten co strzelał tam w ruinach siedzi.

Pozbywszy się zbędnego balastu i uzbroiwszy w żelazną siekierę wyczekał okazji do ataku.

-Wróg na moście!- krzyknął Olaf- Bij kto w Sigmara wierzy.

Olaf dobył drewnianej pałki i ruszył do szarży.

- Dalej, nie możemy pozwolić by przeprawili się przez most. Tu są cywile. – darł się dalej.

-Oho! W końcu coś się dzieje! Do walki! – Krzykną krasnolud.

Rubus wyskoczył z za przewróconego wozu wywijając toporkiem i zaatakował wspólnie z Olafem. Wspólnie natarli na potwornie grubego mutanta biegnącego na pokrytych rudą szczeciną pokracznych zwierzęcych nogach. Pierwszy dopadł do niego Olaf i… nie trafił za to mutant tak. Na szczęście nie trafił go mocno… Chyba go Olaf go nie odstąpił. Pochwali uderzył Rubus. Niestety też nie trafił.

Rubus szarża
Olaf atak 65/37 Porażka

Gdzieś z za pleców chłopaka poleciał magiczny pocisk trafiając jednego z wrogich łuczników. Uderzenie serca później między pierwszą parą walczących przemkną konno szlachcic z pochyloną kopią i zaraz rozległ się głośny dźwięk zderzających się ciał i krzyk umierającego mutanta. Kontem oka jeszcze dostrzegł nieudaną szarżę krasnoluda. Olaf i mutant wymienili się ciosami. W powietrzu zaświszczały strzały i bełty. Rubus pewniej chwycił siekierę i oburącz uderzył grubasa. Ten wykazał się wyjątkową przy swojej tuszy zręcznością o odbił cios nie ponosząc żadnej szkody.

Rubus atak 37/37 Sukces
mutant parowanie 25/31 Sukces

Wykorzystując chwilę nieuwagi przeciwnika Olaf zdzielił okuta pałką poczwarę w ramię które wygięło się pod dziwacznym kontem a po chwili między walczących wbiegł kozak potężnym ciosem odrąbując grubasowi nogę i tym samym kończąc nędzne życie mutanta. Rubus odetchną z ulgą. Walka jednak się jeszcze nie skończyła. Krasnolud nadal zmagał się ze swoim trójokim przeciwnikiem. Uzbrojony w siekierę młodzieniec z rozpędu zaatakował mutanta ale trzecie oko nie było tylko na pokaz i krótka trafiła w próżnię.

Rubus szarża
Rubus atak 93/37 Porażka


Na szczęście krasnolud nie przegapił okazji i oddzielając rękę od korpusu zabił przeciwnika.

Rubus rozejrzał się po placu boju i jeszcze tylko jeden mackowaty pokryty łuską potwór bronił się rozpaczliwie przed trzema przeciwnikami i po chwili padł. Łucznicy bez osłony podali tyły. Tych z kolei dopadł szlachcic.
Widząc że już po walce Rubus oparł się o balustradę mostka i przetarł spoconą twarz rękawem. Nie był typem wojownika. Wziął kilka wdechów by uspokoić nerwy.

- Cholera czarodziej, tsza będzie mieć cię na baczności – szepną do siebie spoglądając ukradkiem na faceta w czarnym płaszczu.

Na placu zachrzęściły kroki uzbrojonych we włócznie chłopów. Wstał i podszedł do wozu zabrał swoje bambetle.

- Jak komu potrzeba co opatrzeć to chodźcie. – zawołał
 
harry_p jest offline  
Stary 30-10-2013, 23:37   #33
 
zelator89's Avatar
 
Reputacja: 1 zelator89 jest godny podziwuzelator89 jest godny podziwuzelator89 jest godny podziwuzelator89 jest godny podziwuzelator89 jest godny podziwuzelator89 jest godny podziwuzelator89 jest godny podziwuzelator89 jest godny podziwuzelator89 jest godny podziwuzelator89 jest godny podziwuzelator89 jest godny podziwu
Łowca nagród miał niepowtarzalną okazję wziąć udział w walce ramię w ramię z nowymi towarzyszami. Główne pole walki stanowił most. Earlah postanowił nie iść na miecze, był lepszym strzelcem i czuł się pewnym strzelcem. Szybkim ruchem począł napinać kuszę. Wymagało to sporo wysiłku, aby zrobić to szybko i sprawnie. Jego towarzysze rzucili się naprzód, więc chciał działać jak najszybciej. W końcu załadował bełt i wymierzył w mutanta, który już wtedy znajdował się w zwarciu. Pierwszy strzał dobrze wymierzył w skupieniu. W końcu posłał celnie śmiercionośny bełt prosto w łeb mutanta.

Earlah atak 56/69 Sukces
Obrażenia 4+4=8


Wydawało mu się, że omal zwalił go z nóg. A może była to tylko imaginacja. Kolejny moment ładowania. Padł kolejny strzał również celny.


Earlah atak 22/59 Sukces
Obrażenia 1+4=5



Tym razem wziął na cel innego przeciwnika. Liczył, że kompani zatłuką tamtego. Strzelił bez wymierzania w określoną część ciała.
Walka w końcu dobiegła końca. Cała kompania mogła teraz świętować. Earlah wyszedł z tego bez szwanku. Nie będzie mógł pochwalić się bliznami ze starcia. Ale trudno obrażenia stojąc za linią.
 
zelator89 jest offline  
Stary 31-10-2013, 01:29   #34
 
Dziadek Zielarz's Avatar
 
Reputacja: 1 Dziadek Zielarz to imię znane każdemuDziadek Zielarz to imię znane każdemuDziadek Zielarz to imię znane każdemuDziadek Zielarz to imię znane każdemuDziadek Zielarz to imię znane każdemuDziadek Zielarz to imię znane każdemuDziadek Zielarz to imię znane każdemuDziadek Zielarz to imię znane każdemuDziadek Zielarz to imię znane każdemuDziadek Zielarz to imię znane każdemuDziadek Zielarz to imię znane każdemu
Kiedy przemówienie na placu miało się ku końcowi huknął strzał, a butelka rozprysła się na tysiące maleńkich kawałeczków. Gdzieś z tyłu niosły się na wpół ludzkie na wpół zwierzęce ryki. Radosny entuzjazm mieszkańców wywołany nowinami znikł tak szybko jak się pojawił ustępując miejsca panice. Ludzie rzucili się do ucieczki przewracając jeden przez drugiego, przeciskali się, przepychali klęli. W zgiełku jak samotne wyspy opierające się srogim falom stali nowo-przybyli do miasta, starając się zachować zimną krew mimo panującej wrzawy. Zza szybko rzednącego tłumu wyłonił się most i grupka pokracznych istot zmierzających po nim w stronę placu.

Żaden z mieszkańców nie zebrał się na odwagę, by stanąć im na przeciw. Wszyscy rozbiegli się ratując własną skórę, byle dalej od zagrożenia. Wszyscy poza grupką siedmiu obcych.

Młody chłopak skrobiący dotąd w drewnie krzyczał coś wymachując dobytą właśnie siekierką, ale Jaromir go nie słuchał. Zwabiony potwornymi okrzykami niewiele myśląc dobył łuk, przyklęknął za beczką i przymierzył w największą z kreatur. Stwór zacharczał przeciągle obwieszczając, że strzała osiągnęła cel.

Potem wszystko potoczyło się bardzo szybko. Część grupy ruszyła naprzód, Gniewisz wraz z kusznikiem i milczącym jegomościem w płaszczu zostali z tyłu. Ryki, wołanie i stękania wypełniły powietrze. Strzały poszybowały od strony mostu ponad głowami walczących. Ktoś z nich dostał, kislevita nie miał jednak czasu dostrzec kto, bo oto Glanus rzucił się naprzód tylko po to, by potknąć się i wyłożyć jak długi. Zaraz dopadł do niego wymachujący ogonem stwór węsząc łatwą zdobycz. Jaromir widząc to wyszeptał kilka słów do swych bogów i posłał strzałę w kierunku napastnika. Ta chybiła, ale modlitwa kozaka zdaje się została wysłuchana, bo mutant odskoczył na widok pędzącego pocisku dając krasnoludowi krótki moment potrzebny na dźwignięcie się na nogi. Chwała niech będzie bogom zimy!

Chwila nieuwagi i kolejna strzała świsnęła nad głową Gniewisza. Mężczyzna zasyczał, kiedy grot zerwał mu z głowy czapkę i zostawił krwawą pręgę ciągnącą się po podgolonym łbie. Ból i złość uderzyły mu do głowy. Dosyć było już tej walki na dystans. Nadszedł czas by ostrze zakosztowało wrogiej krwi. Niedźwiedź rzucił łuk i dobył z pętli na plecach ogromny berdysz. Ruszył na przód rycząc:

- Na pochybel! -

Rozpędził się, wpadł między Olafa i Rubusa walczących z okropnie grubym stworem na zwierzęcych odnóżach i ciął z pełnego zamachu. Stwór zaryczał donośnie i zwalił się na ziemię, ale Jaromir biegł już dalej. Krew pulsowała mu w skroniach pobudzona nagłym przypływem adrenaliny. Przed nim giermek na wierzchowcu zmagał się z dwoma przeciwnikami. Kislevita dopadł do jednego z mutantów kręcąc toporem młyńca. Potwór obrośnięty gęstym futrem, bardziej zwierz niż człowiek, runął na bruk powalony silnym ciosem. Kiedy zdawało się, że dokonał już żywota, maszkaron naprężył się i uderzył kozaka w nogę. Stwór spodziewał się zapewne, że zdradliwy cios obali topornika, ale szczęściem nabita gwoździami pałka wbiła się jedynie w skórzane wzmocnienie. Wąsaty wojownik odkopnął nędzą broń i dokończył dzieła ciosem zza głowy.

Jaromir rozejrzał się za kolejnym zagrożeniem, ale takowego już nie było. Walka skończyła się tak szybko jak się zaczęła. Wszyscy niemal oponenci leżeli martwi, a ci pozostali przy życiu wzięli nogi za pas. Giermek ruszył za nimi w pogoń, ale to już nie było ważne. Kozak wytarł ostrze topora i zasadził go na powrót w pętli. Następnie starł z czoła krew cieknącą z rany na głowie, odkorkował bukłak z alkoholem, wziął tęgiego łyka i polał zawartością ranę. To musiało wystarczyć. Paskudne, włochate truchło zepchnął butem w odmęty rzeki, po czym zawrócił rozejrzeć się za swoją czapką.

Gdzieś po drodze minął krasnoluda, który chyba nie do końca zauważył, że potyczka już się skończyła. Przechodząc obok niego poklepał go przyjaźnie po ramieniu i uśmiechnął się kącikiem ust. Kiedy stojący opodal młody medyk chciał zaoferować pomoc przy opatrywaniu ran Niedźwiedź tylko pokręcił głową i zlazł ze zniszczonego mostu. Z jednego z ciał zabitych sterczała strzała ze znajomo wyglądającymi lotkami. Mężczyzna wyciągnął ją, przyjrzał się, czy przypadkiem drzewce się nie złamało, po czym wrzucił ją do kołczanu. Parę metrów dalej porzucony przy beczce leżał łuk. Czapka szczęśliwie uniknęła trafienia w błoto, gdyż w locie wbiła się wraz ze strzałą w drewniane podwyższenie wzniesione dla Schillera.

Mówiąc o Schillerze, tego nigdzie nie było widać, za to na pobojowisko wtargnęło kilku kmiotków uzbrojonych we włócznie. Widocznie przywódca wioski nie został poważnie raniony, albo już zdążono go zabrać w bezpieczne miejsce. Niedźwiedź złamał strzałę tkwiącą w drewnie, zsunął z niej okrycie głowy i wcisnął je na właściwe mu miejsce na czerepie.

- Hej, wy tam! - zakrzyknął do milicji zawieszając łuk na ramię - Z Schillerem wszystko zdrawo? Gdzież un się podziewa? -
 

Ostatnio edytowane przez Dziadek Zielarz : 31-10-2013 o 01:40.
Dziadek Zielarz jest offline  
Stary 31-10-2013, 10:06   #35
 
SyskaXIII's Avatar
 
Reputacja: 1 SyskaXIII jest jak niezastąpione światło przewodnieSyskaXIII jest jak niezastąpione światło przewodnieSyskaXIII jest jak niezastąpione światło przewodnieSyskaXIII jest jak niezastąpione światło przewodnieSyskaXIII jest jak niezastąpione światło przewodnieSyskaXIII jest jak niezastąpione światło przewodnieSyskaXIII jest jak niezastąpione światło przewodnieSyskaXIII jest jak niezastąpione światło przewodnieSyskaXIII jest jak niezastąpione światło przewodnieSyskaXIII jest jak niezastąpione światło przewodnieSyskaXIII jest jak niezastąpione światło przewodnie
Krasnolud nie miał zamiaru słuchać tego co jakiś człeczek mówi do tłumu ale jak mus to mus, przecież nie pójdzie do pustej karczmy napić się piwa bo jeszcze by go oskarżyli o cholera jedna wie co. Kilka minut później okazało się, że jednak dobrze, że nie poszedł nigdzie. Gdy tylko butelka została rozbita przez strzałę a tłum się rozbiegł dostrzegł to na co od dawna oczekiwał. Wrogowie. Mała grupka szarżowała ku zgromadzonym przez most.

-Oho! W końcu coś się dzieje! Do walki! - zakrzyczał Glanus widząc nadciągających zwierzoludzi i ruszył z szarżą na przeciwników, to było to do czego był stworzony, a przynajmniej tak mu się wydawało. Widocznie jacyś bogowie czy inne cholerstwo, które podobno jest odpowiedzialne za wszystko stwierdzili, że czas się trochę pośmiać z krasnoluda. Gdy tylko zbliżał się do przeciwnika i wziął już zamach skupiony na miejscu, w które miał uderzyć nie zauważył garnka czy innego gówna, które leżało na drodze. Efekt końcowy był taki, że stary Zigildum leżał plackiem na ziemi a potwór zamiast toporem gdziekolwiek dostał naczyniem w pysk. To jednak nie zrobiło na nim najmniejszego wrażenia, od razu doskoczył do leżącego i chciał go zabić. Na szczęście w tych ciężkich czasach można liczyć na przyjaciół. Gdy śmierć była blisko, w kierunku zwierzoczłeka poleciała strzała. Bestia na swoje szczęście zdążyła ją wypatrzeć i zrobić unik jednak to dało krasnoludowi wystarczająco dużo czasu aby pewnie chwycić tarczę i wybronić się przed kolejnym atakiem.

Gdy Glanus zerwał się na nogi musiał znowu bronić się przed nieudolnymi atakami potwora. To jednak nie było problemem dla tak doświadczonego tarczownika jak on. Pałka okuta kolcami potwora odbiła się od tarczy krasnala niczym szyszka od deski. Chwilę po tym nastąpił kontratak, jakimś cudem poczwara dała radę obronić się przed pierwszym ciosem krasnoludem jednak po parowaniu topór znalazł się w idealnej pozycji do zadania drugiego ciosu. Potwór mimo trzeciego oka nie był aż tak zwinny żeby uniknąć drugiego machnięcia. Topór zmiażdżył wszystkie kości w klatce potwora po czym ten runął na ziemię.

Glanus zaczął wypatrywać kolejnego przeciwnika jednak wszyscy już byli martwi lub uciekali ile sił w nogach, kopytach czy innym gównie, które tam mieli. W tym momencie poczuł klepanie na ramieniu i usłyszał głos przyjaciela.

-Dzięki bracie, następnym razem ja stawiam - zawołał do niedźwiedzia.

Dopiero w tym momencie zauważył, że poczwara, z którą walczył ma wbitą strzałę i bełt w cielsko. Przez upadek musiał tego nie zauważyć tak był wkurzony. Po ochłonięciu przeszedł się koło trupów z zamiarem zebrania jak największej ilości broni, w końcu może uda się ją sprzedać w Middenheim czy innej wiosce, którą odwiedzi niebawem.

Cały czas czuł pulsujący ból w dupsku spowodowany upadkiem, wyglądało na to, że w najbliższym czasie nie usiądzie wygodnie na wozie, krześle czy innym drewnie.

Podszedł do Jaromira, który zbierał swoją czapkę, którą mu zabrała strzała jednego z potworów.

-Jesteś cały druhu ? Wygląda na to, że znowu uratowałeś mi życie a sam złapałeś kilka zadrapań. Czasem przeklinam swój wzrost, nie mam przez niego czasu na zaglądanie pod nogi i o byle gówno mogę się wywalić, to gdzie pijemy następnym razem ? Ty wybierasz
 
__________________
"Widzieliście go ? Rycerz chędożony! Herbowy! trzy lwy w tarczy! Dwa srają, a trzeci warczy!"
SyskaXIII jest offline  
Stary 31-10-2013, 15:33   #36
Konto usunięte
 
Ulli's Avatar
 
Reputacja: 1 Ulli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputację
Olaf wzywając głośno imienia Sigmara i zachęcając innych do walki ruszył na pierwszego mutanta, który pokonał most. Zapał jak się okazało to za mało by być dobrym żołnierzem. Potwornie otyły mutant z zadziwiającą jak na niego zwinnością przepuścił szarżę Olafa obok. Wykorzystując to, że szarżujący Olaf się odsłonił wyprowadził atak, który okazał się celny. Okuta pałka boleśnie obiła Olafowi lewe ramię. Młodzian jęknął cicho. Sytuacja nie wyglądała najlepiej bo do bezpośredniego ataku nie ruszyli wszyscy i mutanci mieli chwilowo przewagę. Imć Kislevita i Earlah większe zaufanie pokładali w łukach i kuszach z różnym skutkiem. Nie mając wielkiego pola manewru Olaf wyprowadził kolejny atak. Znowu się przy tym odsłonił wkładając całą silę w ten jeden cios i znowu chybił. Mutant ponownie zaatakował, ale tym razem nie trafił. Otuchy dodał mu fakt, że na pomoc przybył mu Rubus i on też zaatakował jego przeciwnika, niestety też pudłując. Po serii pozorowanych ciosów i uników Olaf znalazł się wreszcie na czystej pozycji do oddania ciosu. Tym razem wreszcie trafił, poważnie gruchocząc przeciwnika. Mimo że ranny, mutant cały czas stwarzał zagrożenie bo był zdolny do walki. Sprawę załatwił Kislevita o przezwisku "Niedźwiedź". Zaszarżował z boku na osaczonego przez Olafa i Rubusa mutanta na tyle skutecznie, że rozpłatał go toporem. Reszta też nie próżnowała i większość mutantów leżała już martwa, lub uciekała ile sił w nogach. Na placu boju pozostał jeszcze mackoręki mutant pokryty łuską. Olaf bez cienia strachu zaszarżował na niego jednak bestia sparowała cios. Jednak nie dane jej było pożyć długo. Reszta kompani skoncentrowała swoje ataki na nim i błyskawicznie rozsiekała odmieńca.

Więcej przeciwników nie było. Olaf odetchnął z ulgą, wytarł zakrwawioną pałką o kępę nadrzecznej trawy i schował ją do plecaka.
Gdy Rubus zaoferował pomoc przy leczeniu Olaf zgłosił się jako jeden z pierwszych.

-Moje ramię. Dość poważnie oberwałem i boli jak diabli. Mam nadzieję, żę nie złamane.

Powiedział ściągając kurtę, żeby towarzysz mógł opatrzyć zranienie.
 
Ulli jest offline  
Stary 03-11-2013, 20:24   #37
 
harry_p's Avatar
 
Reputacja: 1 harry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputację
Do leczenia zgłosił się pierwszy ranny. Olaf, z którym Rubus mężnie stawał naprzeciw mutantom. Najpierw obejrzał ramię. Nie doszukał się śladów krwi.

- Ściągaj jeszcze koszule. Nie będe rozcinał. Przyda ci się. Daj pomogę. - Po chwili Olaf opierał się o wóz odsłaniając ramię. Rubus cmoknął podziwiając sińca który zaczął wykwitać na ramieniu.

- Teraz to dopiero zaboli. Muszę pomacać czy nic ci nie połamał. - Na ile delikatnie mógł ugniatał obite ramię i zginał w łokciu w końcu uśmiechnął się.

- Zbite, potłuczone, może kość pęckła ale nie połamana. Poboli z tydzień ale za parę dni odzyskasz sprawność byle by nie urazić znowu. Zwiąże ci tak by ręka odpoczęła ale musisz ją oszczędzać. - Chłopak korzystając z deski oderwanej od wozu usztywnił ramię a następnie zrobił temblak.

- Jak nie będziesz mógł utrzymać nieruchomo przywiąże ją do ciała. A jak znajdę mięte, krwawnik, mak lub lipę to dostaniesz coś na ból i na sińca. Jak będzie puchnąć obłożymy czymś zimnym.

Erlach, łowca nagród podszedł do towarzyszy. Oparł kuszę na ramieniu.

- Trzeba się dowiedzieć co się tutaj wyprawia. A i mam nadzieję, że nic wam nie jest.

To ostatnie mogło zabrzmieć nieco ironicznie, lecz wypowiedział to z pełną i niespotykaną dla siebie powagą. Nieco wzdrygał się na myśl, że może mieć do czynienia z chaosem, którym straszą kapłani nagminnie.


- Mnie nie, a Olaf do wesela się zagoi.

Po kilku minutach Reinhard podjechał na spienionym koniu. Pościg za dwoma mutantami zmęczył zarówno jego, jak i wierzchowca.

-Rubusie, nie zawracałbym ci takimi głupstwami głowy - Reinhard pokazał dwie ranki na korpusie - ale widziałem, że czasami mutanci brudzą swoją broń. Jakbyś mógł to obejrzeć, kiedy już skończysz z poważnymi obrażeniami? Przy okazji, jestem ci winien za driakiew dla sir Danevelda - Reinhard podał szylinga Rubusowi. Ręka mu drżała od skurczów mięśni po robieniu lancą.

Rubus przyjął monetę i schował w zanadrzu. Rozejrzał się i dostrzegłszy coś nad rzeką wstał.

- Ściągnij waść kaftan i odsłoń rany.

Podszedł do brzegu i zerwał kilka pokrzyw powrócił do szlachcica. Wrzucił do moździerza wlał trochę spirytusu i energicznie roztarł.

- Zaboli.

Po czym pewnym ruchem obmacał rany po strzałach sprawdził czy wokół rany ciało nie twardnieje potem obwąchał zakrwawione palce.

- Czyste. Nie powinno się babrać. Przemyję i zatkam i teraz dopiero zaboli.

Rubus nasączył kawałek szmatki spirytusem i ostrożnie przemył rany. Następnie nałożył papką z moździerza i używając świeżych “szarpi” zabandażował. Na koniec dodał.

- Samogon zetnie krew, słabiej jak szycie czy przypalanie ale ładniej się goi. Więc unikaj gwałtownych ruchów.

-To prawdziwy luksus mieć opiekę medyka w miejscu, gdzie psy dupami szczekają - powiedział zadowolony Reinhard - Gdyby sir Daneveld wcześniej ciebie spotkał, na pewno nie dałbyś mu umrzeć od ran….Jak mogę ci się odwdzięczyć?


Rubus aż się zaczerwienił na tyle ile jego blada twarz mogła zmienić kolor.

- No… - chwile się zamyślił - może kiedyś ja będe w potrzebie a wy panie zdołacie mi pomóc.

Chłopak zaczekał czy są jeszcze jacyś chętni do leczenia. W końcu wstał umył ręce w rzece pochował swoje rzeczy. Ludzie z miasteczka na plac schodzili się niemrawo. Spakowawszy się poszedł na drugą stronę mostu. Zauważył że “herbowy” zbiera broń pokonanych. Podszedł.

- Panie - zwrócił się oficjalnie w końcu Reinhard niedawno pogonił kmiotków za śmiechy - te strzały i łuk byś mnie odstąpił. Może z łukiem będę miał więcej szczęścia. Szkoda że ten ostatni ućkł. Tam się krył. - Wskazałem na ruiny na lewo od mostu.

-Popatrz na mnie, gówno na plecach, a ziemi tyle, co pod stopami. Daruj sobie tego pana. Razem walczyliśmy, a co dla mnie najważniejsze, pozwoliłeś sir Daneveldowi odejść bez bólu i w spokoju, co było poza moimi możliwościami. Oczywiście, weź, co chcesz. Dobrze, że zwróciłeś uwagę na tego ostatniego, zapomniałem o tym. Żaden ze mnie tropiciel, ale sprawdzę tamten teren.
Reinhard wsiadł na konia i pojechał obejrzeć ruiny, w których krył się strzelec.

Łuki mutantów były toporne tak że nawet na wpół ślepy kłusownik zrobił by lepsze, ale nie było co wybrzydzać.

- Dzięki… - zawahał się chwilę - ...Reinhard. Nie idź samemu kto wie kij licho tam siedzi. - rozejrzał się czy jest ktoś inny kto by mógł pójść z szlachcicem. W końcu zebrał łuk i sfatygowany kołczan z resztką strzał i ruszył w kierunku ruin za giermkiem rozglądając się uważnie.

- Powinieneś się mniej wysilać niech choć się rany lepiej zasklepią. – westchną zrezygnowany Rubus.
 
harry_p jest offline  
Stary 04-11-2013, 16:30   #38
 
czajos's Avatar
 
Reputacja: 1 czajos jest godny podziwuczajos jest godny podziwuczajos jest godny podziwuczajos jest godny podziwuczajos jest godny podziwuczajos jest godny podziwuczajos jest godny podziwuczajos jest godny podziwuczajos jest godny podziwuczajos jest godny podziwuczajos jest godny podziwu
Walka z mutantami minęła drużynie jak strzał z bicza, każdy z nich ciągle zdyszany wypatrywał czy kolejny przeciwnik nie wyłoni się z zniszczonej dzielnicy ale na szczęście nic takiego nie nastąpiło. Powoli także z okolicznych budynków zaczęli wysypywać się wieśniacy by teraz z przestrachem zbliżać się w okolicę mostu depcząc po piętach piątce "zbrojnych", prezentowali się oni potwornie nędznie włócznie co prawda posiadały stalowe groty ale były one osadzone na zniszczonych drzewcach wyrwanych zapewne uprzednio z narzędzi i łopat, na głowie każdego siedział kolebiący się na boki hełm który przypominał raczej garnek a zbroja w którą byli odziani okrywała tylko korpus warstwą wzmacnianej skóry. Skierowali się oni następnie w stronę podwyższenia gdzie po bitewce właśnie kierowali się towarzyszę by okazać Rubusowi swoje rany które dzięki łasce Sigmara nie okazały się poważne. Z gawiedzi wyłoniły się też dwie kolejne znane już towarzystwu jednostki Kapitan Schiller którego dłoń była teraz owinięta zbroczonymi krwią gałganami i drepcząca mu po piętach starsza babuleńka która mogła być tylko Babunią Moesher. Gdy zbliżyli się już do grupy na przód wystąpił Kapitan Schiller i już chciał coś powiedzieć do grupy ale przerwał mu ciężki tupot stóp gdy z za łuku wybiegł pędzący jakby goniły go demony zbrojny i wołał o kapitana.
Schiller zakrzyknął na niego ,a zbrojny podbiegł i zdyszanym głosem powiedział.

- Na główną bramę przylazło paskudztwo kapitanie ! Ledwo żeśmy ich odepchli. Z dwudziestu ich było! Pięciu naszych leży.- i osunął się na kolana dusząc i wpatrując się w Kapitana wzrokiem jakby oczekiwał ,że ten powie mu ,że to wszystko bajki i tak na prawdę nic się nie stało.
 
czajos jest offline  
Stary 10-11-2013, 14:54   #39
 
Dziadek Zielarz's Avatar
 
Reputacja: 1 Dziadek Zielarz to imię znane każdemuDziadek Zielarz to imię znane każdemuDziadek Zielarz to imię znane każdemuDziadek Zielarz to imię znane każdemuDziadek Zielarz to imię znane każdemuDziadek Zielarz to imię znane każdemuDziadek Zielarz to imię znane każdemuDziadek Zielarz to imię znane każdemuDziadek Zielarz to imię znane każdemuDziadek Zielarz to imię znane każdemuDziadek Zielarz to imię znane każdemu
-Jesteś cały druhu? Wygląda na to, że znowu uratowałeś mi życie a sam złapałeś kilka zadrapań. Czasem przeklinam swój wzrost, nie mam przez niego czasu na zaglądanie pod nogi i o byle gówno mogę się wywalić. To gdzie pijemy następnym razem? Ty wybierasz. -

Nie od dziś było wiadome, że Zigildum nie słynął z uprzejmości, jednak tym razem przemówiła przez niego wrodzona krasnoludzka potrzeba sprawiedliwości. Albo zwyczajnie zapraszał kompana do wspólnej biesiady.

- Cały, mosterdzieju! Trzeba więcej niż paru pokrięconych zwierzołaków żeby załatwić starego Niedźwiedzia. - Jaromir zaśmiał się w głos biorąc się pod boki, ale w jego oczach ciągle widoczny był cień napięcia. Choć sytuacja już się uspokoiła adrenalina ciągle krążyła w żyłach. Dla takich chwil “zaraz po” warto było rzucać się w wir walki, nawet jeśli z którejś miało się ostatecznie nie wyjść żywcem. - Nie wiżu tu żadnego wyszynku, ale może ten cap imć Schieller odpali nam butelczynę czy dwie z tego zapasu co ponoć właśnie zajechał do wioski? -

Zamiast rzeczonego przywódcy społeczności Untergardu pojawiła się piątka zadyszanych kmiotków uzbrojonych w co się dało.

- Hej, wy tam! - Gniewisz zakrzyknął do milicji zawieszając łuk na ramię - Z Schillerem wszystko zdrawo? Gdzież un się podziewa? -

Lichuteńko odziani wioskowi wojacy popatrzyli tylko tępawo jeden na drugiego, nie umiejąc wykrzesać z siebie odpowiedzi na proste pytanie. Wystraszone miny sugerowały, że spodziewali się trafić w ciężki bój, a nie odnaleźć obcych zbrojnych przechadzających się leniwie pośród porozrzucanych zwłok niegdysiejszych napastników. Zbili się w ciasną grupkę najwyraźniej nie wiedząc co w zaistniałej sytuacji począć. Z opresji wybawiło ich pojawienie się rzeczonego Kapitana Schillera w towarzystwie zdążającej obok starszej kobiety.

Kapitan już zamierzał przemówić, kiedy na plac wtargnął kolejny obdartus przynosząc wieści spod bramy. Schiller ściągnął brwi, kiedy wysłuchiwał słów posłańca, a jego zdrowa ręka nerwowo potarła podbródek. Mężczyzna wyglądał na kogoś krzepkiego i w sile wieku, choć ostatnich kilka miesięcy musiało go znacznie postarzeć, bo włosy pociągnęły się siwizną, a czoło znaczyły głębokie bruzdy. Odzienie i pancerz też nie wyglądały jakby nosił je tylko na pokaz, choć może po prostu o nie nie dbał. Najwyraźniej za ich karawaną od jakiegoś czasu ciągnęła banda mutantów i zwierzoludzi, która szczęściem tylko nie zdążyła ich dopaść poza miastem. Gdyby stwory zaskoczyły ich na trakcie mogłoby nie skończyć się na kilku zadrapaniach. Przewrotny los sprawił jednak, że wyminęli niebezpieczeństwo, a cenę przyszło zapłacić robotnikom pod bramą.

Uwagę Niedźwiedzia przyciągnęła kręcąca się obok babcia Moecher. Mikra postura i plamy wątrobowe na rękach sugerowały, że kobieta ma za sobą już niemało wiosen. Bystre oczy i wąskie usta przygryzione w kąciku, zdradzały jednak że staruszka nie jest taka niedołężna za jaką można by ją brać. Wszak udało jej się przeżyć wojenną zawieruchę w całkiem niezłym zdrowiu, czego raczej nie zawdzięczała wyłącznie wojowniczości miejscowych chłopów. Kimkolwiek by ta osoba nie była Kislevita przybył do owej zapadłej dziury w jednym celu, który teraz wydawał się tak bliski.

- Witajcież, Pani babciu. Wszystko z wami zdrawo? - Jaromir zagadnął staruszkę odchodząc nieco na bok. Niekoniecznie chciał by postronne uszy słyszały ich rozmowę - Ponoć macie tu pod władzą jaki zapiecek dla duszyczek zgubionych przez wojnę. Jest u was może pewna osoba… - tutaj Niedźwiedź ściszył głos, nachylił się ku babci i wyszeptał resztę zdania w konfidencji.

Starsza kobieta wydawała się początkowo zaskoczona bezpośredniością kozaka, jednak ciekawość zwyciężyła nad obawą. Nie roztrząsając kim w zasadzie jest ów rosły chłop nadstawiła ucha i wysłuchała krótkiej wypowiedzi Jaromira. Następnie odchyliła się na piętach do tyłu by spojrzeć w wąsate oblicze:

- Mości Panie, tych płomienistych loków się nie zapomina.... A po co się pytacie, znaliście może tą biedną pannę? - odparła Babunia silnym, pełnym stanowczości głosem, który zaskoczył Niedźwiedzia. Jego barwa bardziej pasowała do krzepkiej osoby w sile wieku niż do wątłej staruszki. Nic dziwnego, że pani Moecher była częścią wioskowej starszyzny.

Na wspomnienie rudowłosej dziewczyny w oczach Jaromira pojawił się na moment jakiś błysk. Kozak podrapał się po nosie i pomyślał chwilę, gdyż gładki dobór słów nigdy nie był najmocniejszą stroną jego osoby. Nie chciał nadmiernie się wygadać, bo nie wiadomo kto ucha właśnie mógł nadstawiać. Samej babci także nie mógł być pewien, dlatego odrzekł:

- Dzieje owej pannicy mnie nieobce i kiedy indziej zapewne mógłbym o niej mnoho pogawarit, ale... - kislevita próbował dalej ciągnąć swój wywód, jednak niecierpliwość wzięła górę. Chrząknął, po czym wpatrując się uważnie w twarz rozmówczyni dodał z nadzieją w głosie - Jest tutaj?

Babcia zmrużyła oczy wietrząc podstęp, jednak nieporadność retorycznych zabiegów Gniewisza przekonała ją chyba o uczciwości kozaka.

- Była Panie, ale dalej do Middenheim wyruszyła z dwa tygodnie się ostała i mi z dziećmi pomagała. Potem ruszyła dalej jak tylko jeden mąż z jej kompanii do zdrowia wrócił. - staruszka spostrzegła, że twarz rozmówcy na powrót sposępniała, ciągnęła jednak dalej -Może i ty byś mi wtedy się trochę pomógł ? Kapitan Schiller zaraz będzie mówił o co chodzi ale coś myślę, że długo tu nie posiedzimy zwłaszcza po wieściach które niesie Hans. -

Wokół Schillera znów począł zbierać się tłumek ludzi, którzy wyleźli z ukrycia kiedy niebezpieczeństwo ze strony mutantów zostało zażegnane.
 

Ostatnio edytowane przez Dziadek Zielarz : 10-11-2013 o 17:24.
Dziadek Zielarz jest offline  
Stary 10-11-2013, 20:23   #40
 
czajos's Avatar
 
Reputacja: 1 czajos jest godny podziwuczajos jest godny podziwuczajos jest godny podziwuczajos jest godny podziwuczajos jest godny podziwuczajos jest godny podziwuczajos jest godny podziwuczajos jest godny podziwuczajos jest godny podziwuczajos jest godny podziwuczajos jest godny podziwu
Olaf po opatrzeniu przez Rubusa podziękował i ubrał się. Zainteresowany zamieszaniem wokół kapitana Schillera zaczął przepychać się przez tłum. Gdy był już wystarczająco blisko zagadnął starego żołnierza.
- Kapitanie Schiller co dalej? Co z nami będzie? Czy bezpiecznie jest tu pozostawać? -
Reinhard uważnie przysłuchiwał się odpowiedzi Schillera na pytanie Olafa.
Identyczne pytania przeszły przez tłum jak tornado wypełniając powietrze wokół placu szumem szeptów i rozmów. Kapitan Schiller zmarszczył brwi i widać było ,że bije się z myślami. Następnie cmoknął szybko i splunął na bruk.
Do uszu kompani i pobliskich wieśniaków dobiegł cichy szept z pod gęstego wąsa Kapitana.
-Nie damy rady dłużej…-
Kapitan potem nabrał wielki chełst powietrza w płuca i krzyknął na cały głos do tłumu.
- Ludzie mam złe wieści, kolejne złe niestety!-
-Jak część z was zauważyła Hans jest znowu z nami!-
Tu wskazał ręką na brodatego chłopa na którego drużyna wcześniej nie zwróciła uwagi. Wysoki brodaty i liczący z trzydzieści wiosen mężczyzna odziany był w skóry zwierząt i lekką skórzaną zbroję jego twarz była ogorzała od słońca i brudna jak zresztą cała reszta jego ubioru i dobytku. Wskazany przez kapitana wystąpił trochę z tłumu i zaczął mówić.
-Pilnowałem okolicznych terenów i polowałem na te bestie. Ci ludzie ze mną - wskazał na grupę uchodźców która zdawała się podążać za nim przez tłum
- to uciekinierzy, których znalazłem błąkających się po lasach. Pochodzą z różnych wiosek z całego Middenlandu. Gdy ich tu prowadziłem, znalazłem świeże ślady zwierzoludzi, wiodące z południa. Wygląda na to, żę w stronę Untergardu zmierza banda licząca ze dwie ,trzy setki stworów. Pośpieszyłem tutaj, aby was ostrzec. Oczywiście, niech decyduje kapitan Schiller, ale ja myślę, że powinniśmy uciekać, nim przybędą tu zwierzoludzie. Nie wiem, czy zdołamy ich powstrzymać, a nie ma nadziei, że ktokolwiek zdąży z pomocą. Sześć dni temu odwiedziłem Grimminhagen. Miasto leży w gruzach. Stamtąd również nie możemy spodziewać się pomocy. Nic nowego, prawda? Muszę także donieść, że gdy Grimminhagen było plądrowane, graf Elster Sternhauer przeżył, chowając się w swojej twierdzy.

Na wzmiankę o grafie, wśród ludzi podniosły się głosy niezadowolenia i buczenie. Nawet zazwyczaj sympatyczna twarz Babuni Moescher wykrzywił nieprzyjemny grymas.
- Hans dobrze prawi ludzie! - Krzyknął Kapitan Schiller
-Musimy uciekać do Middenheim! Książe posłał nam chleb i wino więc może przyjmie nas w mury swego miasta. Pakujcie dobytek i gońcie co pozostało ze zwierząt. Wyruszamy jak tylko wszyscy będą gotowi! Ruchy ludzie ruchy!-
Po wykrzyczeniu przemówienia skierował on swój wzrok na grupę która odparła atak na moście i dodał już normalnym tonem.
-Bądźcie trak mili Panowie i chodźcie za mną, mam do was prośbę.-
Olaf uważnie wysłuchał słów kapitana i Hansa. Sytuacja istotnie nie wyglądała najlepiej i ucieczka do Middenheim wydawała się najlepszym rozwiązaniem.
- Prośbę?- zagadnął Olaf - Zrobię co będzie trzeba. -

Kapitan słysząc te słowa spojrzał na złodzieja grobów przychylnie i kiwnął z podziękowaniem głową. Następnie odwrócił się i skierował w stronę jednego z magazynów na boku placu, obracając się przez ramie co jakiś czas by zobaczyć czy kompania idzie za nim.
 

Ostatnio edytowane przez czajos : 10-11-2013 o 20:27.
czajos jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 10:25.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172