Wątek: [sci-fi] Pokuta
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 01-11-2013, 16:01   #22
Zak
 
Zak's Avatar
 
Reputacja: 1 Zak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znany
Gorąco.
Tak można było określić dosłownie i w przenośni warunki w jakich się znaleźli. Upał był nie do zniesienia. Rozbitkowie tracili z organizmu dużo wody przez samo stanie w miejscu. Jasne było, że ich droga bardziej polegać będzie na wyszukiwaniu każdego skalnego zagłębienia z wodą lub innych źródeł niezbędnej do przeżycia cieczy.
Dyskusja na temat planu działania opóźniła wymarsz. Trudno się jednak dziwić: grupa kryminalistów i w większości indywidualistów nie miała najmniejszych szans na pełen kompromis działania. Dla niektórych z nich dyskusja zazwyczaj kończyła się skręceniem karku rozmówcy. Można było uznać to za przejaw resocjalizacji, lub po prostu namiastką rozsądku. Jeżeli myśleli o ucieczce z tej planety, lub chociaż o przeżyciu musieli współpracować.

Rozdzielona grupa ruszyła doliną, korzystając z każdej okazji żeby uzupełnić płyny. Woda zebrana w skałach nie była najlepszej jakości, jednak znaleziony w ładunku tester pokazywał, że jest zdatna do picia.
Marsz w takich warunkach okazał się trudniejszy niż mogłoby się wydawać. Ubrania skazańców już po kilkunastu minutach zaczęły przyklejać się do zlanych potem ciał. Jedyną zaletą był chwilowy brak deszczu, jednak nie było dużej różnicy w moknięciu z zewnątrz czy od środka. Błoto powstałe po ulewie miejscami sięgało nawet do połowy łydki, a w „najpłytszych” miejscach zakrywało całą stopę, aż do kostki. Wynikiem takich warunków było dosłownie żółwie tempo.

Po dwóch godzinach marszu skazańcy wydostali się z doliny wchodząc na mniej klaustrofobiczną przestrzeń. Idący na przodzie Mark zobaczył przed sobą otwartą przestrzeń, porośniętą przez różnego rodzaju roślinność. Od wysokich na kilkanaście metrów drzew liściastych do małych krzewów z maleńkimi owocami.
Roślinność oznaczała schronienie, prowiant i przede wszystkim wodę. Z drugiej strony z całą pewnością nie byli jedynymi żyjącymi istotami na tej planecie. Oprócz ludzi, którzy już najprawdopodobniej ich szukali, planetę mogły zamieszkiwać różnego rodzaju stworzenia.

Podczas odkrywania kolejnych planet w III erze zauważono jeden powtarzający się trend: im cięższe warunki, tym bardziej parszywe bestie można było spotkać. Nie wróżyło to dobrze dla ocalałych.

Zanim idący w następnej kolejności Duxx, Lizzy i Misa dotarli do czekającego na wylocie z doliny Marka stało się coś, czego nikt nigdy się nie spodziewa.
Z początku delikatne drżenie ziemi z każdą sekundą nabierało na sile. Po krótkiej chwili wstrząsy były na tyle silne, że ustanie na nogach graniczyło z cudem. Nawet wytrenowana do perfekcji równowaga Lizzy nie uchroniła jej przed upadkiem.
Ze ścian doliny zaczęły spadać obluzowane kamienie, pędząc w dół. Jeden z nich minął głowę Gameliona zaledwie o kilka centymetrów.
Marsz na chwilę stał się niemożliwy, więc każdy w pośpiechu doczołgał się do prowizorycznych schronień, jakimi były większe głazy, lub nawisy skalne. Po kilku minutach trzęsienie ziemi ustało.
Tak silne trzęsienia nie były częstym zjawiskiem. Albo rozbitkowie mieli szczęście trafić na rzadkie zjawisko, albo kryło się za tym coś innego. Może żywot planety dobiegał końca przez niestabilne jądro, lub bliskość czarnej dziury?

Po wznowieniu marszu, grupa spotkała się z Markiem, aby ustalić dalszy kierunek marszu. Gęsta roślinność nie zostawiała dużego pola manewru. Po wyjściu z błotnistej doliny, weszli w sam środek zielonego labiryntu. Już po kilku minutach przedzierania się przez zarośla, za pomocą prowizorycznych noży, na wszystkich pojawiły się małe rany i zadrapania. Dodatkowy utrudnieniem były pijawki, które oblazły nowych żywicieli po całym ciele.

Mgła towarzysząca od momentu katastrofy zniknęła. Nie poprawiło to jednak widoczności, która cały czas ograniczona była do najbliższych zarośli. Niebo też praktycznie zniknęło, przysłonięte koronami gigantycznych drzew, przez co wokół przedzierający się przez krzaki więźniów panował półmrok. Temperatura nieznacznie spadła, co mogło oznaczać, że zbliżał się wieczór.
Najbardziej przerażająca była jednak cisza. Nie było słychać żadnych zwierząt, pomimo tego, że co jakiś czas przed nimi coś zrywało się do ucieczki przez zarośla. Tak jakby dźwięk w tym miejscu miał oznaczać śmierć.

Po godzinie mozolnej walki z roślinnością Hidden Blade dotarł do rzeki. Nie była duża. Bardziej przypominała szeroki potok. Woda płynęła szybko, przez co była w miarę chłodna i czysta. Wyniki testera pokazały, że z całą pewnością jest to lepsza woda niż deszczówka. To wystarczyło, żeby poczuć ulgę po długim marszu w piekarniku.
Odwodnienie i zmęczenie zaczynało wygrywać ze wszystkimi.

Nagle nad głowami usłyszeli znajome, jednostajne buczenie. Korony drzew nad ocalałymi nie były tak gęste jak wcześniej, więc ich oczom ukazał się helikopter, lecący w stronę, z której przyszli. Był to stary model popularnego kiedyś „Double Plate” używanego przez wojsko jakieś 10 lat temu. Został zastąpiony przez nowszą markę, a kilkaset maszyn starej daty sprzedano. Większość z nich zniknęła po paru miesiącach, trafiając na czarny rynek. Dzięki temu stał się bardzo popularny wśród pomniejszych grup przestępczych, których nie było stać na lepszy sprzęt. Był wyposażony w dwa podwójne działka kalibru 20 mm po obu stronach tylnej części helikoptera, oraz w wyrzutnię rakiet 70mm.


Pierwszym odruchem było znalezienie kryjówki w zaroślach, co nie było trudne. Maszyna oddaliła się tak samo szybko jak się pojawiło, co mogło oznaczać, że nic nie zauważyła.
Nie było wątpliwości, że już ich szukają.

Zanim skazańcy zdążyli się podnieść nastąpiło kolejne trzęsienie ziemi, o podobnej sile co poprzednie. Nagle ziemia obok Markusa i Misy rozstąpiła się, tworząc wielką szczelinę. Drgania skruszyły krawędzie, na których leżeli pechowcy, przez co wpadli na pochyłą ścianę, po której zjechali kilkanaście metrów, obijając się o każdy napotkany kamień. Na końcu "zjeżdżalni" napotkali na kilkumetrową, pionową ścianę, z której zlecieli prosto do wody.


MARCUS, MISA

Dwójka więźniów mocno odczuła zjazd bo skalnej ścianie. Po krótkich oględzinach stwierdzili, że oprócz potłuczeń i kilku mniej poważnych rozcięć nic im się nie stało. Wstrząsy ustały jeszcze w czasie ich zjazdu, więc względnie byli bezpieczni. Nagle poczuli nieprzyjemny, drażniący zapach. Misa rozpoznała go, ponieważ nie raz miała z nim do czynienia w laboratorium. Była to mieszanka łatwopalnych i zarazem toksycznych gazów.
Dziewczyna wyciągnęła spakowaną wcześniej latarkę, aby sprawdzić w jakiej są sytuacji. Droga w górę mogła okazać się bardzo trudna, nawet przy użyciu znalezionych we wraku lin.
Po krótkich oględzinach para zrozumiała, że znajdują się w małej jamie wypełnionej płytką wodą, od której odchodzą dwa ciemne korytarze.



RESZTA

Po ustaniu wstrząsów zauważono brak dwójki towarzyszy. Jedynym śladem po nich był kawałek nogawki Sparkyego, zwisający z krawędzi szczeliny, powstałej po trzęsieniu. Wyglądało na to, że po około 4 metrach, ściana zmienia kąt, tworząc swego rodzaju zjeżdżalnię, o nieznanej długości.
Znalezione we wraku statku urządzenie, pokazujące topografię mogłoby pomóc.
 

Ostatnio edytowane przez Zak : 01-11-2013 o 16:11.
Zak jest offline