Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Science-Fiction > Archiwum sesji z działu Science-Fiction
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 31-10-2013, 21:34   #21
 
killinger's Avatar
 
Reputacja: 1 killinger ma wspaniałą reputacjękillinger ma wspaniałą reputacjękillinger ma wspaniałą reputacjękillinger ma wspaniałą reputacjękillinger ma wspaniałą reputacjękillinger ma wspaniałą reputacjękillinger ma wspaniałą reputacjękillinger ma wspaniałą reputacjękillinger ma wspaniałą reputacjękillinger ma wspaniałą reputacjękillinger ma wspaniałą reputację
zbędne oracje

Zupełnie obojętnie i zimno patrzył w oczy znerwicowanej postaci. Sparky. Żona porucznika miała psa o takim imieniu, niezły skurwiel był z niego, bo potrafił zakraść się bezgłośnie i wbić zęby w łydkę całkiem niesygnalizowanie. Duxx zastanowił się, czy to nie jest ostrzeżenie.

- Tak kolego, mam w dupie życie świrów. Mam w nosie socjopatów i zakręconych nieudaczników. Nie mam w nosie życia ludzi, którzy mają choć kawałek zacięcia do bycia po prostu ludzkimi. Gówno mnie obchodzi, co kto zrobił, wierzę że nikt tu nie jest przypadkiem - uśmiechnął się przy tym na poły smutno, na poły kpiąco - Tylko czy fakt, że nie jesteśmy aniołkami ma od razu skazywać nas na piekło za życia?

Pokręcił głową i spojrzał w kierunku w jaki mieli się udać. Delikatnie falujące woale parujących opadów przesłaniały widoczność, nie pozwalając domyślić się, co będzie dalej.

- Mówisz, że się boję kolesi którzy nas tak urządzili. Tak, boję się. Jesteśmy nieuzbrojeni i narażeni na szybką i może bolesną eksterminację. Podejmiemy grę, przyczaimy się i postaramy się ze stada blotek, zamienić w jakieś, choćby słabe figury w tej talii. Idziemy stąd. Pan Caldendore sprawdza dla nas drogę. Jeśli ktoś tam na nas czeka, nasze szanse są żadne, będziemy po prostu ostrzeżeni, jeśli nasz tropiciel zdoła oddać choć jeden strzał. Wtedy spokojnie się poddamy, licząc na iluzoryczną szansę, że komuś odmieni się nastawienie i będzie wolał nas wziąć żywcem. Jeśli jednak wyjdziemy z tej kotliny, która jest najgłupszym strategicznie miejscem do podejmowania wyzwań, mam prosty plan. Wychodzimy,bunkrujemy się, znajdujemy wejście na górę, na skały i obserwujemy gości, którzy prędzej czy później się tu po nas pofatygują. Trzy spluwy to żaden arsenał, ale poza tą dolinką mamy szansę coś ugrać. Podejmiemy negocjacje z wolnej stopy, lub uciekniemy najdalej jak się da, czas pokaże. Tylko w ruchu mamy szansę. Przewaga technologiczna jest po ich stronie, musimy uprzedzać ich ruchy, a nie czekać jak cielęta na rzeź. Nikt nie musi iść. Nawet wolę by niektórzy tu zostali na przynętę. Kiedy będę patrzył z góry, jak będą dobijani, łatwiej będę mógł ocenić co dalej. Jeśli chętni do pozostania tutaj przeżyją i zawrą jakiś deal z naszymi prześladowcami - nic nie stoi na przeszkodzie, by się ujawnić. Myślcie szybko, niezdecydowani będą nas tylko opóźniać. Żebyśmy się zrozumieli. Nie jestem altruistą, po prostu realnie oceniam, że jako zespół, jako oddział mamy większe szanse. Dbając o was, dbam o własne dupsko... panie wybaczą mi słownictwo.


Podszedł bliżej swego oponenta. Twarz Carpentera wyglądała na całkowicie wypraną z emocji, może z lekkimi śladami znużenia.

- Czy chcesz żyć, czy chcesz pieprzyć bzdury człowieku? Nikt nie wydaje tu rozkazów, ale jeśli chcesz się załapać na nasz survivalowy piknik, to bierz dupę w troki i nie kłóćmy się o cel marszu. Widzę szansę, jak dobrze pójdzie sam przyznasz mi rację, jak nie to pewnie i tak nie będę miał okazji Cię przepraszać jak zginiemy. Nie wiem w jakich oddziałach służyłeś, ale nie uczono tam widać taktyki - cała wypowiedź utrzymana była w totalnie neutralnym, spokojnym tonie. Brzmiało to podwójnie złowieszczo, bowiem kontrast ostrych słów i spokoju w głosie dobitnie podkreślał racje zawarte w wypowiedzi.

- No, harcerzyki! Odliczamy do 300 i ruszamy za naszym dzielnym zwiadowcą. Koniec lenistwa, czas to pieniądz, a może i życie! - zakrzyknął głośno, by uciąć niepotrzebne dyskusje i naprawdę ruszyć się już z tej otoczonej piekielnymi urwiskami pułapki.
 
__________________
Pусский военный корабль, иди нахуй

Ostatnio edytowane przez killinger : 01-11-2013 o 08:49. Powód: błędny adresat łądunku emocjonalnego
killinger jest offline  
Stary 01-11-2013, 16:01   #22
Zak
 
Zak's Avatar
 
Reputacja: 1 Zak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znany
Gorąco.
Tak można było określić dosłownie i w przenośni warunki w jakich się znaleźli. Upał był nie do zniesienia. Rozbitkowie tracili z organizmu dużo wody przez samo stanie w miejscu. Jasne było, że ich droga bardziej polegać będzie na wyszukiwaniu każdego skalnego zagłębienia z wodą lub innych źródeł niezbędnej do przeżycia cieczy.
Dyskusja na temat planu działania opóźniła wymarsz. Trudno się jednak dziwić: grupa kryminalistów i w większości indywidualistów nie miała najmniejszych szans na pełen kompromis działania. Dla niektórych z nich dyskusja zazwyczaj kończyła się skręceniem karku rozmówcy. Można było uznać to za przejaw resocjalizacji, lub po prostu namiastką rozsądku. Jeżeli myśleli o ucieczce z tej planety, lub chociaż o przeżyciu musieli współpracować.

Rozdzielona grupa ruszyła doliną, korzystając z każdej okazji żeby uzupełnić płyny. Woda zebrana w skałach nie była najlepszej jakości, jednak znaleziony w ładunku tester pokazywał, że jest zdatna do picia.
Marsz w takich warunkach okazał się trudniejszy niż mogłoby się wydawać. Ubrania skazańców już po kilkunastu minutach zaczęły przyklejać się do zlanych potem ciał. Jedyną zaletą był chwilowy brak deszczu, jednak nie było dużej różnicy w moknięciu z zewnątrz czy od środka. Błoto powstałe po ulewie miejscami sięgało nawet do połowy łydki, a w „najpłytszych” miejscach zakrywało całą stopę, aż do kostki. Wynikiem takich warunków było dosłownie żółwie tempo.

Po dwóch godzinach marszu skazańcy wydostali się z doliny wchodząc na mniej klaustrofobiczną przestrzeń. Idący na przodzie Mark zobaczył przed sobą otwartą przestrzeń, porośniętą przez różnego rodzaju roślinność. Od wysokich na kilkanaście metrów drzew liściastych do małych krzewów z maleńkimi owocami.
Roślinność oznaczała schronienie, prowiant i przede wszystkim wodę. Z drugiej strony z całą pewnością nie byli jedynymi żyjącymi istotami na tej planecie. Oprócz ludzi, którzy już najprawdopodobniej ich szukali, planetę mogły zamieszkiwać różnego rodzaju stworzenia.

Podczas odkrywania kolejnych planet w III erze zauważono jeden powtarzający się trend: im cięższe warunki, tym bardziej parszywe bestie można było spotkać. Nie wróżyło to dobrze dla ocalałych.

Zanim idący w następnej kolejności Duxx, Lizzy i Misa dotarli do czekającego na wylocie z doliny Marka stało się coś, czego nikt nigdy się nie spodziewa.
Z początku delikatne drżenie ziemi z każdą sekundą nabierało na sile. Po krótkiej chwili wstrząsy były na tyle silne, że ustanie na nogach graniczyło z cudem. Nawet wytrenowana do perfekcji równowaga Lizzy nie uchroniła jej przed upadkiem.
Ze ścian doliny zaczęły spadać obluzowane kamienie, pędząc w dół. Jeden z nich minął głowę Gameliona zaledwie o kilka centymetrów.
Marsz na chwilę stał się niemożliwy, więc każdy w pośpiechu doczołgał się do prowizorycznych schronień, jakimi były większe głazy, lub nawisy skalne. Po kilku minutach trzęsienie ziemi ustało.
Tak silne trzęsienia nie były częstym zjawiskiem. Albo rozbitkowie mieli szczęście trafić na rzadkie zjawisko, albo kryło się za tym coś innego. Może żywot planety dobiegał końca przez niestabilne jądro, lub bliskość czarnej dziury?

Po wznowieniu marszu, grupa spotkała się z Markiem, aby ustalić dalszy kierunek marszu. Gęsta roślinność nie zostawiała dużego pola manewru. Po wyjściu z błotnistej doliny, weszli w sam środek zielonego labiryntu. Już po kilku minutach przedzierania się przez zarośla, za pomocą prowizorycznych noży, na wszystkich pojawiły się małe rany i zadrapania. Dodatkowy utrudnieniem były pijawki, które oblazły nowych żywicieli po całym ciele.

Mgła towarzysząca od momentu katastrofy zniknęła. Nie poprawiło to jednak widoczności, która cały czas ograniczona była do najbliższych zarośli. Niebo też praktycznie zniknęło, przysłonięte koronami gigantycznych drzew, przez co wokół przedzierający się przez krzaki więźniów panował półmrok. Temperatura nieznacznie spadła, co mogło oznaczać, że zbliżał się wieczór.
Najbardziej przerażająca była jednak cisza. Nie było słychać żadnych zwierząt, pomimo tego, że co jakiś czas przed nimi coś zrywało się do ucieczki przez zarośla. Tak jakby dźwięk w tym miejscu miał oznaczać śmierć.

Po godzinie mozolnej walki z roślinnością Hidden Blade dotarł do rzeki. Nie była duża. Bardziej przypominała szeroki potok. Woda płynęła szybko, przez co była w miarę chłodna i czysta. Wyniki testera pokazały, że z całą pewnością jest to lepsza woda niż deszczówka. To wystarczyło, żeby poczuć ulgę po długim marszu w piekarniku.
Odwodnienie i zmęczenie zaczynało wygrywać ze wszystkimi.

Nagle nad głowami usłyszeli znajome, jednostajne buczenie. Korony drzew nad ocalałymi nie były tak gęste jak wcześniej, więc ich oczom ukazał się helikopter, lecący w stronę, z której przyszli. Był to stary model popularnego kiedyś „Double Plate” używanego przez wojsko jakieś 10 lat temu. Został zastąpiony przez nowszą markę, a kilkaset maszyn starej daty sprzedano. Większość z nich zniknęła po paru miesiącach, trafiając na czarny rynek. Dzięki temu stał się bardzo popularny wśród pomniejszych grup przestępczych, których nie było stać na lepszy sprzęt. Był wyposażony w dwa podwójne działka kalibru 20 mm po obu stronach tylnej części helikoptera, oraz w wyrzutnię rakiet 70mm.


Pierwszym odruchem było znalezienie kryjówki w zaroślach, co nie było trudne. Maszyna oddaliła się tak samo szybko jak się pojawiło, co mogło oznaczać, że nic nie zauważyła.
Nie było wątpliwości, że już ich szukają.

Zanim skazańcy zdążyli się podnieść nastąpiło kolejne trzęsienie ziemi, o podobnej sile co poprzednie. Nagle ziemia obok Markusa i Misy rozstąpiła się, tworząc wielką szczelinę. Drgania skruszyły krawędzie, na których leżeli pechowcy, przez co wpadli na pochyłą ścianę, po której zjechali kilkanaście metrów, obijając się o każdy napotkany kamień. Na końcu "zjeżdżalni" napotkali na kilkumetrową, pionową ścianę, z której zlecieli prosto do wody.


MARCUS, MISA

Dwójka więźniów mocno odczuła zjazd bo skalnej ścianie. Po krótkich oględzinach stwierdzili, że oprócz potłuczeń i kilku mniej poważnych rozcięć nic im się nie stało. Wstrząsy ustały jeszcze w czasie ich zjazdu, więc względnie byli bezpieczni. Nagle poczuli nieprzyjemny, drażniący zapach. Misa rozpoznała go, ponieważ nie raz miała z nim do czynienia w laboratorium. Była to mieszanka łatwopalnych i zarazem toksycznych gazów.
Dziewczyna wyciągnęła spakowaną wcześniej latarkę, aby sprawdzić w jakiej są sytuacji. Droga w górę mogła okazać się bardzo trudna, nawet przy użyciu znalezionych we wraku lin.
Po krótkich oględzinach para zrozumiała, że znajdują się w małej jamie wypełnionej płytką wodą, od której odchodzą dwa ciemne korytarze.



RESZTA

Po ustaniu wstrząsów zauważono brak dwójki towarzyszy. Jedynym śladem po nich był kawałek nogawki Sparkyego, zwisający z krawędzi szczeliny, powstałej po trzęsieniu. Wyglądało na to, że po około 4 metrach, ściana zmienia kąt, tworząc swego rodzaju zjeżdżalnię, o nieznanej długości.
Znalezione we wraku statku urządzenie, pokazujące topografię mogłoby pomóc.
 

Ostatnio edytowane przez Zak : 01-11-2013 o 16:11.
Zak jest offline  
Stary 01-11-2013, 20:58   #23
Banned
 
Reputacja: 1 Aschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znany
⌡mƒƒ₧¥£(*^&^$^%





- Czy chcesz żyć, czy chcesz pieprzyć bzdury człowieku? Nikt nie wydaje tu rozkazów,

Marcus wyczekał do końca przemowy wydmuchanej jak bańka mydlana, czy inne sratatata na wiecu wyborczym kongresmena Przygłupa. Nachylił się nad niższym Duxxem - swoją drogą zabawnie wyglądał zadzierając swoją głowę, aby złapać linie wzroku Marcusa, a nie mówić patrząc w jego podbródek... Nachylił się i pocałował go w czółko z ojcowską czułością:
- Doskonale dziecinko, tatuś jest dumny ze swojej córeczki…
Jest za tępy, nie zrozumie dowcipu...

- nasz survivalowy piknik, to bierz dupę w troki i nie kłóćmy się

Marcus uśmiechnął się kiedy skończył.
- O nic się nie kłócimy, ty tu dowodzisz… - Ten kretyn był niebezpieczny - zadufany w sobie palant bez krzty pomyślunku i zdolności przewidywania… Waga pręta 3,7 kg razy około 45 km/h prędkości z przyspieszenia, tensor momentu bezwładności - pomijalne 1… koleżanka fizyka pozwala się rozpaść kościom czaszki bez wielkich problemów, mózg z resztkami krwawych ochłapów rozchlapuje się po okolicy… - Poprawka. Dowodziłeś.
Kurwa! Nie, krew tak ciężko sprać ze spodni… Co ten dupek chce osiągnąć? Samobójstwo w świetle fleszy?

- Widzę szansę, jak dobrze pójdzie sam przyznasz mi rację,

Błąd. Głupi idioto. Markus odczekał do końca przemowy, wyczekał, aż harcerzyk się odwróci i zrobił krok do przodu. Błyskawicznie, bez większego trudu założył niższemu Duxxowi dźwignie na szyję i dociągnął ręką, do końca, wkładając w to całą siłę mięśni. Drugą ręką wystarczyło chwycić głowę i... jednak druga ręka powędrowała do pasa i wymierzyła wysokość splotu krzyżowego - kości paliczków palca serdecznego wbiły się w mięśnie osłaniające największy splot nerwowy organizmu człowieka:
- Chcesz żyć, czy chcesz pieprzyć bzdury? - zapytał zaciskając szyję Duxxa do granicy charakterystycznego "chrup". Zimno, wyrachowanie, bez emocji pozwalając mu się cieszyć ostatnimi chwilami świadomości - Taktyka: rozkojarz, przejmij kontrolę, wyeliminuj...
Reszta miała kilka sekund na reakcję. Jak by zareagowali? Widząc swojego - pożal się boże dowódcę - popełniającego szkolny błąd? Ktoś by go ratował, czy raczej zastanawiał się jak dorwać jego spluwę? Nie jest wart śmierci, za dużo zachodu z innymi.

- jak nie to pewnie i tak nie będę miał okazji Cię przepraszać jak zginiemy.

Marcus wyczekał ze śmiertelną powagą na twarzy do końca przemowy i wybuchnął śmiechem. Zaniósł się nim jak po najlepszym dowcipie. Chwycił się za brzuch zmieniając ułożenie pręta. Pewniejszy chwyt, obrót nadgarstka, końcówka pręta rozwala szczękę:
- Może się zrośnie. A do tego czasu skończysz z moralizatorstwem. Ruszaj w końcu, albo poprawię.
Ciekawe jak zareagowałaby reszta? Przy okazji przetestowalibyśmy lekarkę łamane ma chemiczkę łamane na sam diabeł wie co jeszcze...


- Nie wiem w jakich oddziałach służyłeś, ale nie uczono tam widać taktyki -

Ach, nie, samczyk obsikuje swoje terytorium i ustawia resztę stada. Napina pierś i wrzuca głośnie “kokokoko kukuryku”... Nie mam czasu na kolejne tłumaczenie, kolejnemu debilowi, kolejnych oczywistości… Szcza pod siebie, ale musi mieć ostatnie zdanie w dyskusji, nawet jakby to miało spowodować, że będzie tu siedział godzinę dłużej… Papierowy pakerek. Zagrajmy w grę cwelu.
Markus zrobił minę z cyklu “Me, Nemo, powalony twoją logiką” i zastygł na kilkanaście sekund w pozie “Boshe doznałem objawienia” czy inne “yes, my master, jam twoja padawana”... zanim Dupexx zdążył się na dobre odwrócić po swojej moralizatorskiej gadce…
Żelazne mięśnie Marcusa zastygły w bezruchu pozy pozwalająć Duxxowi pławić się w swojej “buńczucznej, acz beznadziejnie głupiej pozie pawiana”

Duxx w końcu zaczął się obracać i pieprzyć kolejną kwestię:
- No, harcerzyki! Odliczamy do 300 i...

Teraz! Krok do przodu… i…

- ...rusz... - Markusowe mięśnie w ułamku sekundy napięły się i zelżały. “Jeszcze sekunda i Duxx znajdzie się poza śmiertelnym zasięgiem pręta” - pomyślał Marcus i uśmiechnął się w kąciku ust. “Ciekawe czy ktokolwiek zauważył subtelne, ale czytelne napięcia mięśni?”


*****

Markus omiótł wzrokiem opuszczane obozowisko przy rozwalonym statku i ukrył wszystko co mogło ich zdradzić. Poświęcił nawet kilka chwil na spreparowanie kilku dodatkowych śladów ciągnięcia czegoś w krzaki… Tych kretynów spokojnie dogoni w takim terenie, a czas jaki mogą zyskać jest nie do przecenienia - skoro głupawo zdecydowali się uciekać w nieznany teren. Było wilgotno, ba, było mokro i Markus wolał mieć buty na “za chwilę” niż przejmować się zranieniami nóg - zdjął buty i wrzucił je do prowizorycznego plecaka zrobionego z kurtki, podwinął spodnie i pomaszerował wybierając zawsze głębsze miejsca i starając się nie niszczyć otaczającej roślinności… Wycieczka poruszała się iście żółwim tempem, ale Markus postanowił jeszcze zagrać “ojej, ale mnie zgasił i nie wiem co powiedzieć” niż zarzucić jakimś dowcipem o tym, że nagle większość odkryła powołanie do botaniki i badania nosem gruntu… Heli zostało zakwalifikowane jako “w końcu coś się dzieje”. Trzęsienie ziemi w tym układzie dostało nawet dwa punkty więcej - osiągając poziom “uwaga dzieci, nie panikujemy”...

Kiedy w końcu z głośnym chlup wylądował w wodzie był zadowolenie wściekły. Spodnie poszły w diabły, ale nie miał przyjemności wylądowania w dziurze z Dupkiem... Dziewczyna wyglądała na konkretną, więc podarował sobie “wstęp do teorii oczywistości” i inne “trust me, I’m your nightmare”:
- Darkgrove, skoro jesteś cała to wybieramy bramkę A po lewej czy bramkę B po prawej? Sądząc z czasu zjazdu pokonaliśmy około 60 metrów z czego ostatnie kilka lotem. Włażenie w górę nie wchodzi więc w rachubę, łażenie po korytarzach dla odmiany może nas zatruć, bo nie sądzę, aby za rogiem sprzedawali zgniłe jaja i gorzkie migdały… Biolog, chemik? Coś ten teges? Bo ja będę robił za taran w tych warunkach. Lub za kotwicę, bo skoro i tak poleziemy razem to rozsądnie jest się związać liną… Potrafisz wyczuć prąd? Czy ta woda stoi, czy płynie w którąś stronę?
 
Aschaar jest offline  
Stary 01-11-2013, 22:20   #24
MTM
 
MTM's Avatar
 
Reputacja: 1 MTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputację
Lepkie łapy błotnej mazi ciągnęły Marka za łydki, jakby ze wszystkich sił usiłując doprowadzić do bliskiego kontaktu. Jednak Hidden Blade nie był w nastroju na przytulanie. Nie tym razem.

Łapał szybkie, płytkie oddechy, pozwalając zanikającej już mgle i wilgotnemu powietrzu zostawić ślady w jego palących płucach. Narzucił sobie szybkie tempo. Był na zwiadach, musiał jak najprędzej zająć jakąś wartościową pozycję. Taką, z której zebrałby przydatne informacje mogące ocalić jego - i przy okazji całej reszty - skórę.

Wilczki guzdrały się na tyłach. Tylu słów nie usłyszał nawet na Rodzinnych przemowach. O czym oni tam kurwa opowiadali? Tego nie wiedział. Upewniając się, że cały inwentarz został zabezpieczony w setkach ukrytych kieszeni oraz poprawiając po raz ostatni obwiązaną przez tors linę, ruszył czym prędzej. Jeśli naprawdę ktoś na nich polował, to lepiej, żeby nie zastał ich udupionych w jednym miejscu.

Robota nie była łatwa i tak właściwie, w chuj ryzykowna. Narzucał największe tempo, a poza tym, był wyzwalaczem wszelkich pułapek i innego, czekającego na wesołych pielgrzymów, gówna. Mięso armatnie? Można to tak interpretować. Pierwszy do umierania? Skoro tak uważacie. Pierwszy do skorzystania z okazji na ucieczkę? Why not. Skoro to nie Kocioł, nic go tu nie trzyma.


Spacerek był przedni. Wysoka temperatura wyciskała z jego wysportowanego ciała ostatnie soki. Płaszcz stał się uciążliwym bagażem, a kapelusz zsuwał się z głowy. Chustkę już dawno schował za pazuchę. Cholernie chciało mu się pić. Widząc, jak Duxx bawi się z tym śmiesznym testerem wody, spróbował deszczówki. Ciepła jak jego szczyny, a i smakowała nieco lepiej.

Kontynuując wymarsz po kolejnym przystanku spojrzał w niebo i z błagalnym głosem powiedział:

- Mógłbyś nam pierdolnąć rzekę z nieba. Nie obraziłbym się.


Najlepsze było to, że ktoś wysłuchał jego modlitwy. Dzięki, stary.


Widok był niecodzienny. Spędzając całe lata na zapchlonych ulicach slumsów, nawet myśl o otwartej, czystej i ubranej w bujną roślinność przestrzeni staje się zapomnianym marzeniem. Ale ta ziemia... Na pewno jakiś gościu kiedyś stanie tu, gdzie zatrzymał się Caldendore i powie: "Tak, to dobre miejsce na założenie rodziny".

No, gdyby nie te tajemnicze trzęsienia ziemi, sekwencja nie odbiegała by daleko od rzeczywistości.

Nie musiał długo czekać, by zanurzyć twarz w przyjemnie chłodnej cieczy. Zmywając z siebie pot i kurz, poczuł piekące zadrapania na twarzy. No tak, wędrówka przez gąszcz nie należała do najprzyjemniejszych. I wszystko miało już być dobrze, gdyby nie...

Hidden Blade doskonale znał ten dźwięk. Należał do śmigłowca tak często wykorzystywanego w półświatku. Parę razy miał nawet okazje nim się bujać. Nie jako pilot - miał lęk przed lataniem.

Jednak to nie była wcale zła wróżba. Skoro ich myśliwych nie stać było coś lepszego, to może mają jakiś procent szansy na wyjście z tego cało. Pozostali niezauważeni, to też się liczy.

I nagle jeb. Mark widział, jak dwie sylwetki zostają dosłownie pożarte przez glebę. Razem z tą górą mięsni i doktorskim kitlem przepadła część sprzętu. Niezbyt dobrze. Albo nawet w chuj niedobrze.
Nożownik szybko podbiegł do powstałej wyrwy, zachowując jednak dozę ostrożności. Po zbadaniu szczeliny i upewnieniu się, iż wyjście tamtej dwójki na powierzchnię tą drogą jest niemożliwe, odwrócił się do pozostałych.

- Wygląda na to, że wrzuciło ich do jakiegoś systemu jaskiń. Tak przynajmniej zakładam po gabarytach wyrwy. Myślicie, że w pobliżu może być jakiejś drugie wyjście? Jakoś głupio tak na początku naszej wyprawy tracić dwie siódme kadry i sprzęt. Możemy poświęcić godzinę, może dwie, na przeszukanie okolicy, zwłaszcza, że mamy do dyspozycji ten bajer - tu po raz kolejny wskazał na lokalizator.

Czy gra była warta świeczki? Cóż, Caldendore do pewnego stopnia lubił ryzyko. Dlaczego mieliby ich tak od razu porzucać? Mogą chociaż spróbować.

Zaczynał nawet lubić tą gładką buźkę pani doktor.
 
__________________
"Pulvis et umbra sumus"
MTM jest offline  
Stary 02-11-2013, 00:10   #25
 
Silver's Avatar
 
Reputacja: 1 Silver jest na bardzo dobrej drodzeSilver jest na bardzo dobrej drodzeSilver jest na bardzo dobrej drodzeSilver jest na bardzo dobrej drodzeSilver jest na bardzo dobrej drodzeSilver jest na bardzo dobrej drodzeSilver jest na bardzo dobrej drodzeSilver jest na bardzo dobrej drodzeSilver jest na bardzo dobrej drodzeSilver jest na bardzo dobrej drodzeSilver jest na bardzo dobrej drodze
Otoczenie w którym się znaleźli było mordercze. Wysoka wilgotność powietrza tylko potęgowała uczucie pragnienia. Dziewczyna zdjęła swój fartuch i obwiązała go w pasie, formując go na tobołek, tak by rzeczy się w nim znajdujące, były zabezpieczone przed wypadnięciem w czasie marszu. Wędrówka była wyczerpująca, każdy krok wykonywany w błotnistym podłożu był nie lada wysiłkiem. Misa nie należała do osób słabych, jednak jej organizm po wydarzeniach w ostatnim czasie, stracił sporo energii.

Nawet jeśli co jakiś czas znajdywali miejsca, w których zbierała się deszczówka, była to kropla w morzu potrzeb ich organizmów. Co prawda wystarczała na pokrycie pierwszego pragnienia, jednak Darkgrove dobrze wiedziała, że jeśli szybko nie znajdą źródła wody, wszyscy umrą z odwodnienia.

W pewnym momencie marszu, który według dziewczyny ciągnął się w nieskończoność. Zaczęli wychodzić z kanionu. Jednak w tym samym czasie, gdy zaczęła do oczu Misy docierać zieleń drzew, ziemia pod stopami wędrowców zaczęła drżeć. Z każdą sekundą zmieniała się w prawdziwe trzęsienie ziemi. Caspian upadła, przeturlała się w stronę dużego głazu. Resztkami rozsądku ukryła głowę w ramionach. Słyszała świszczące w okół niej odłamki skalne, jednak żaden z nich nie dosięgnął jej ciała. Po dłuższej chwili ziemia się uspokoiła. Tego rodzaju anomalia nie występowały często, więc dziewczyna poczuła niepokój. Takie rzeczy nie wróżą nic dobrego.

Po otrząśnięciu się z pyłu, ruszyli w dalszą drogę, by dotrzeć do Marka. Mężczyzna znajdował się przy potoku w którym każdy spokojnie mógł zaspokoić swoje pragnienie. Jednak chwilowy, pozorny spokój został zakłócony przez pojawienie się helikoptera, w mgnieniu oka każdy znalazł sobie schronienie wśród zarośli. Ten nie zauważywszy nikogo, ruszył w dalszą drogę.

Misa poczuła, że ziemia pod nią znów zaczyna się trząść. Następne wydarzenia działy się w mgnieniu oka, ziemia pod dziewczyną się rozstąpiła i poczuła tylko jak zaczyna gwałtownie spadać w dół. Swoim ciałem zahaczyła o kilka wystających ze ścian skał.

Po chwili, gdy otrząsnęła się z pierwszego szoku, rozejrzała się w okół siebie. Zobaczyła wysokiego chłopaka, który wcześniej miał sprzeczkę z Duxxem. Był już na nogach, mówił do dziewczyny, docierał do niej sens jego słów, lecz to co zwróciło jej uwagę, było wyrazistym zapachem w powietrzu.

- Kurwa - w chwili, gdy dotarło do niej, co powoduje ten zapach, zdenerwowała się. Oderwała od kitla dwa szerokie pasy materiału, z czego jeden podała towarzyszowi niedoli - Chemik. Radzę Ci to szybko założyć na twarz. Ten smród to metyloamina, jest cholernie trująca. Wynośmy się stąd jak najszybciej, ponieważ teraz zostaliśmy bez środków pokarmowych, a przede wszystkim nie możemy pić tej wody. Ten gaz świetnie rozpuszcza się w wodzie. - Zawiązała chustę wokół twarzy, zasłaniając drogi oddechowe, przyjrzała się korytarzom. Sama nie wiedziała któremu zaufać, jednak pójście z prądem wody, nie było by tak głupim pomysłem. Koniec, końców musiała gdzieś znajdować ujście.
- Mam ochotę wyjść stąd żywa, więc mam nadzieję, że będziemy dobrze współpracować. Co do wyjścia z tej dziury, to ty decyduj bo ja sama nie jestem w tym najlepsza
- Opcji nie mamy wiele. - Marcus przewiązał szmatę na twarzy - Woda płynie w dół… Kapitan oczywistość, więc aby znaleźć się na powierzchni trzeba iść pod prąd… Czy ten gaz jest cięższy czy lżejszy od powietrza?
- No to pójdziemy do góry - dziewczyna oświetliła latarką korytarz którego droga delikatnie zadzierała się do góry - Ten gaz jest cięższy od powietrza, więc zalega nad wodą. Wody jest dużo, dlatego myślę, że nie powinien być to silny roztwór, jednak przy dłuższym kontakcie spowoduje poparzenia. Wynośmy się stąd.
- Właź na moje ramiona - Marcus przyklęknął na jedno kolano - To nie jest propozycja… czegokolwiek; tylko zabezpieczenie przed kontaktem z gazem. Mnie nie powinno nic być, przynajmniej przez pewien czas. Ty u góry będziesz miała czystsze powietrze i dodatkowo będziesz dalej widziała w tym przeklętym korytarzu… Na akcję ratunkową bym nie czekał. Zjechaliśmy sporo, mamy część wyposażenia, a przede wszystkim - nie wiemy czy oni będą mieli ochotę na ratowanie nas. Plus gaz, w bonusie…
- Na pewno nie będę kłopotem? Wiesz w końcu nie jestem stworzona z pierza- zaśmiała się lekko - Co do akcji ratunkowej, nim oni coś wymyślą, my już będziemy na tamtym świecie - chłodne przeanalizowanie ich sytuacji, utwierdziło ją w przekonaniu, że mają maksymalnie kilka godzin by się wyrwać z tej pułapki - Chodźmy po prostu tym korytarzem, najwyżej się cofniemy z powrotem.

Marcus wyważył swoje ciało; dodatkowe obciążenie zabezpieczało także jego stopy na miejscami gładkiej powierzchni korytarza. Starając się zawsze mieć w zasięgu ręki skalną ścianę niewielkimi krokami szedł na przód bardziej zwracając uwagę na dno niż na to co znajdowało się daleko przed nim.
- Zwracaj proszę uwagę na zmiany koloru wody lub pojawiające się fale… Tu mogą być jakieś prądy lub gwałtowne uskoki. Pływanie może nie pomóc jeżeli wpadniemy w studnie…

Przeszli około pięćdziesięciu metrów korytarza , po czym wrócili i w analogiczny sposób zbadali drugie odejście, starając się wybrać lepszą drogę...
 
Silver jest offline  
Stary 02-11-2013, 22:02   #26
Cai
 
Cai's Avatar
 
Reputacja: 1 Cai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputację
Jean siedział nad brzegiem. Czyścił buty z błota. Te obkleiło cały protektor, tworząc jedną, wielką, utrudniającą marsz grudę. Zielsko i pijawki, prychnął. Środowisko nie odpowiadało jego preferencjom. Był drapieżnikiem, stojącym na szczycie łańcucha pokarmowego, niestety wyspecjalizowanym do łowów w warunkach miejskich.

- Dobrze, bardzo dobrze... - Powiedział do chwiejnego odbicia, gdy przemywał twarz w nurcie rzeki. Wyrwa w ziemi znacząco poprawiała mu humor. - ...oby blondas odgryzł język. - Wyszczerzył kły nadając swemu mirażowi jeszcze bardziej paskudny wygląd.





Trwał tak dłuższą chwilę zapatrzony w wodę. Potem odwrócił się, kierując czerwone ślepia w stronę oficera.

- Duxxxxs... - Wysyczał. - Byłeśśś w armii, znasssz ssię... - Poczekał, aż słowa przebrzmią. - Prędkośśść, zasssięg, czasss, który upłynął. - Wyprostował nogi, powstając z przysiadu. - Potrafisz ocenić, jak daleko jest lądowisko. - Bardziej stwierdził, niż zapytał.

Mark i jego chęć niesienia pomocy. "Dziwne, niezrozumiałe, obce".

- Za mniej niż godzinę będziemy mieli gości... - Oszacował czas potrzebny na pokonanie długości kotliny, rozeznanie w sytuacji i rozpoczęcie dokładnych poszukiwań. - Jestem ciekaw... czym ich przywitacie? - Zaśmiał się pod nosem, zrzucając z pleców bagaż. Bezwiednie zaciskał i otwierał pięść.

Taak, dużo bardziej interesowała go sprawa blaszaka i tego co potrafi otaczająca go zbieranina, niż jakakolwiek akcja ratunkowa. Zbliżające się polowanie zapowiadało się ekscytująco. Mógłby spróbować strącić śmigłowiec. Wystarczyłoby, aby ten zwolnił lub zawisł na chwilę, a miałby szanse odciąć palnikiem plazmowym łopaty wirnika. Musiałby tylko manewrować butlą szybko i początkowo poza zasięgiem wzroku strzelców i pilota. To nie wydawało się trudne. Konstrukcja podpowiadała, że ze stanowisk ogniowych nie ma możliwości obserwacji obszaru bezpośrednio pod nimi, do tego zapadał zmrok. Później, chcąc przeszkodzić, mogliby co najwyżej pruć po własnym kadłubie. Czasu na odlot by im nie zostawił.

Jedyne, czego mógł się obawiać to osprzęt do działań nocnych i zbyt wczesne wykrycie ich pozycji. Chociaż fakt, że tak lekko nad nimi przelecieli podpowiadał, że albo nie posiadają kamer termowizyjnych, albo po prostu dotychczas ich nie włączyli. Nie obawiał się jednak. Uważał się za chodzącego trupa, a jak powszechnie wiadomo chodzące trupy są wyprane z uczuć.
 
Cai jest offline  
Stary 03-11-2013, 20:10   #27
 
killinger's Avatar
 
Reputacja: 1 killinger ma wspaniałą reputacjękillinger ma wspaniałą reputacjękillinger ma wspaniałą reputacjękillinger ma wspaniałą reputacjękillinger ma wspaniałą reputacjękillinger ma wspaniałą reputacjękillinger ma wspaniałą reputacjękillinger ma wspaniałą reputacjękillinger ma wspaniałą reputacjękillinger ma wspaniałą reputacjękillinger ma wspaniałą reputację
Wydarzenia toczyły się szybko. O ile samo trzęsienie ziemi uznał za mało istotne, to odnalezienie wody przez Marka na pewno było szczęśliwym trafem. Nie mniej, niż to, że ziemia wessała pyskatego szturmowca, oraz fakt, że załoga helikoptera nie interesowała się otoczeniem, a pomknęła w stronę katastrofy.

Odwrócił się do Jeana, zamyślił przez chwilę.

- Dwuwirnikowy chopper zużywa mnóstwo paliwa, dlatego tez zasięg taktyczny ma nieco mniejszy niż jednorotorowe maszyny. Jest od nich za to zwrotniejszy i dużo szybszy. Nie wiem co to za wersja, ale można przyjąć założenie, że ma bez dodatkowych zbiorników jakieś 400 kilometrów do przebycia. Ten zbiorników zewnętrznych nie miał. Wiemy, że przyleciał mniej więcej z tamtego kierunku, więc nie więcej niż 200 kilometrów nas dzieli od jego macierzystego lądowiska. W tym upale zajmie nam to tydzień. Maszyna leciała bardzo szybko, ale nie wiemy kiedy wystartowała, więc nie da się ustalić odległości. Ważniejsze raczej było to, że nie korzystali z pokładowej elektroniki do namierzania. Podejrzewam że to nie była maszyna regularnie serwisowana, a coś z demobilu, w dodatku zapuszczone.

Podszedł do wyrwy w ziemi. Liny na nic się nie zdadzą, szczelina miała kształt bardzo utrudniający jakiekolwiek akcje ratunkowe.

- Żyjecie tam? Pani Miso? Markus?
- krzyknął w ciemność.

Nasłuchiwał przez moment. Zasadniczo los karka był mu obojętny, facet aż palił się do prowokowania kłopotów. Mimo to był częścią ekipy, Duxx czuł się w obowiązku zadbać o zaginionych.

- Czy mamy tu kogoś znającego się na elektronice? Mamy ten geolokalizator, może podpowie nam jak wydobyć tych ludzi spod ziemi. - zadał pytanie zmęczonej i spoconej grupce. - Potrzebujemy wykombinować jakieś naczynia na wodę, rozejrzę się czy nie da się znaleźć jakichś tykw, czy czegoś w tym stylu.

Zanurzył w rzece tester, w miarę pozytywny wynik na skali koloru wyraźnie zadowolił Carpentera.

- Woda nadaje się do picia. Mamy też coś do jedzenia, posilcie się i sprawdźmy ten lokalizator, jeśli ktoś ma do tego smykałkę. - Wydał każdemu po racji żywnościowej z kieszeni swego płaszcza. Niewiele tego było, ale powinno poprawić morale.

Wstał rozglądając się, zastanawiał się co dalej.
 
__________________
Pусский военный корабль, иди нахуй
killinger jest offline  
Stary 03-11-2013, 22:53   #28
Ali
 
Ali's Avatar
 
Reputacja: 1 Ali jest godny podziwuAli jest godny podziwuAli jest godny podziwuAli jest godny podziwuAli jest godny podziwuAli jest godny podziwuAli jest godny podziwuAli jest godny podziwuAli jest godny podziwuAli jest godny podziwuAli jest godny podziwu
Lizzy oddychała ciężko, czując, jak z każdym jej krokiem błoto stara się ją zatrzymać na dobre. Pomimo kondycji, jaką niewątpliwie się odznaczała, chwilami miała ochotę się poddać. Była przyzwyczajona do czegoś zupełnie odmiennego, niż to ślimacze tempo, co doprowadzało ją do kompletnej frustracji. Nie pomagały ubrania, które – choć mimo wszystko były obcisłe – mokre stawały się nieznośnie klejące.
Nagle zrobiło się jeszcze gorzej. Poczuła delikatne, ale stale rosnące drżenie. Zaniepokojona automatycznie przybrała pozycję na ugiętych, rozstawionych szeroko nogach, podświadomie walcząc z utratą równowagi. W końcu stało się to nie do opanowania, a to było dla Chamois już niepojęte. Wylądowała na ziemi zła i zdezorientowana. Ta planeta była przeklętym miejscem, a wszystko wskazywało na to, że nie odkryła jeszcze wszystkich swoich kart.
Wkrótce do niegościnnych czynników dołączyły pijawki, które dziewczyna z obrzydzeniem odrywała od gołych łydek. To jednak przestało zaprzątać głowę Lizzy wraz z usłyszanym warkotem helikoptera. Skryta w zaroślach, szybko odczuła ponowne drżenie ziemi, ale w obecnej pozycji nie było ono aż tak uciążliwe.
To znaczy: dla niej. Nie można było nie zauważyć wyrwy, która powstała po trzęsieniu, a także tego, że lekarka, czy też może chemiczka, przepadła bez śladu. W towarzystwie wielkoluda – jak zauważyła po chwili.
Przyklejona do podłoża podczołgała się do krawędzi, ale jedyne, co zauważyła w dole, to ciemność. Może nie żyli? Z ciekawości chwyciła jakiś kamień i wrzuciła w otchłań, nasłuchując, jak długo spada i na co. Oby nie na głowy. Wydało jej się, że słyszy chlup. Niewiele widziała, ale szczerze wątpiła, by tamci dwoje byli w stanie wejść z powrotem na górę, choćby i z pomocą liny. Cóż, los zażartował sobie zrzucając tam kogokolwiek poza nią. A może miała przerośnięte ego?
- Jeśli nie ma chętnych, mogę na to spojrzeć… – odpowiedziała Duxxowi i zerknęła na geolokalizator. – Jesteśmy pewni, że chcemy to uruchomić? – spytała, obrzucając spojrzeniem grupę. Nie to, że nie chciała pomóc. Naprawdę nie życzyła źle Misie – bo jeśli chodziło o Marcusa, to miała do niego obojętny stosunek z domieszką niechęci. Po prostu nie wiedziała, na ile jest sens narażać resztę, a przede wszystkim – siebie.
Mistrzynią elektroniki nie była, właściwie jej wiedza opierała się głównie na komputerach, ale spróbować ogarnąć sprzęt nie zaszkodziło.
 
__________________
"We train young men to drop fire on people, but their commanders won't allow them to write "fuck" on their aeroplanes because it's obscene." Apocalypse Now
Ali jest offline  
Stary 04-11-2013, 23:24   #29
Cai
 
Cai's Avatar
 
Reputacja: 1 Cai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputację
Molier przetrawił odpowiedź Carpentera. Ze wstrętem rozejrzał się wokół i doszedł do ostatecznej konkluzji. Mogła nie spodobać się reszcie, ale przecież wcale nie zamierzał się nią głośno dzielić. Wyciągnął ramię i przyciągnął do siebie elektroniczną zabawkę, porywając pudełko sprzed oczu Day i żołnierza. Opadł na ziemię, opierając plecami o konar. Włączył urządzenie, przy okazji rozerwał opakowanie batonika, którego "niechcący" posiadł. Trzymał go nienaturalnie, pomiędzy dwoma wyprostowanymi palcami. Żuł ostrożnie, jakby nie przywykł do zwykłego jedzenia.

- Ogłoście referendum. - Doradził. Jedną ręką sprawdzał opcje geolokalizatora. - Jak ja nienawidzę demokracji... Świat się kończy - Rozbawiony odniósł się do tektonicznych wstrząsów. - a nie przestajecie ględzić.

Analizował ukształtowanie terenu, szukał przydatnych kryjówek, miejsc, gdzie mógłby wciągnąć przeciwnika w zasadzkę. Sieć jaskiń mogłaby się nadać, gdyby tylko tunele pozwalały na odpowiednie manewry. Poza tym chciał znaleźć wolne od drzew obszary, czyli potencjalne lokalizacje, gdzie śmigłowiec mógłby swobodnie wylądować. Inaczej nie wyobrażał sobie, aby mogli ich zapakować na pokład.

"Taak". Uśmiechnął się w duchu. Jeśli skrzynka działała na zasadzie emisji fal, które można namierzyć lub stanowi rodzaj nadajnika pozycji, to osiągnął swój cel. Nie zamierzał, ani tu nocować, ani chodzić w nieskończoność po lesie, niczym jakiś zapalony, zasrany traper. Dążył do konfrontacji, tylko w niej mógł odnaleźć siebie, zdobyć uznanie w oczach poległych braci i sióstr, zaspokoić swe żądze... i ciekawość.
 

Ostatnio edytowane przez Cai : 05-11-2013 o 03:25.
Cai jest offline  
Stary 05-11-2013, 00:48   #30
Banned
 
Reputacja: 1 Revan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znany
Aleksander bez słowa obserwował sprzeczkę ludzi przy rozbitym wahadłowcu. Później wyruszyli w drogę, wtedy też milczał. Zaduch panował niezgorszy niż w slumsach Terry IV. Albo w Para-Azji na planecie Terra III. Do takiej pogody nie można się przyzwyczaić. Brak dobrego odzienia mógł stanowić o być albo nie być na tej planecie. Gamelion owinął sobie głowę jakąś szmatą, którą prowizorycznie zabrał z jakiegoś trupa, oraz, wzorem Markusa, zdjął swoje trepy, aby ich nie zajechać. Nie znał się na survivalu, ale Aleksander potrafił obserwować.

Widział ich wszystkich dokładnie, zbyt dokładnie, jeśli chcieli pozostać w ukryciu. Duxx „wielkie jądra”, dwie uległe dupy i trzecia z okresem, pasywny gej, Markus aktywista oraz Jean „zabili mi tatę”. Ten ostatni był nieciekawy. Każda „znana” osoba przestaje być po pewnym czasie ciekawa. Ale reszta… reszty nie znał. A co najważniejsze, prawdopodobnie o Gamelionie nie słyszeli nic, poza samą ksywką, ewentualnie z adnotacją „do not fucking touch”.
To wszystko zdradza ich w najmniejszym szczególe. Jeżeli trafili do kotła, to większość z nich prawdopodobnie rozjeżdżała chciwych łapiduchów i wysadzała złowrogie korporacje. Innymi słowy, walczyli za sprawiedliwość.
W pewnym momencie dało się usłyszeć warkot. Hałas. A w końcu dało się zobaczyć i śmigłowiec. Drużyna onieśmielona wszelkim obcym towarzystwem wpadła gwałtownie w krzaki.

- Niesamowite. Całkowita redukcja celem przystosowania się do trudnych warunków życia. Darwin dostałby orgazmu. – po wyjściu z haszczy Gamelion pokazał drużynie swoją lewą rękę. Widać na niej było około pięc pijawek i cztery bliżej nie określone stworzenia.
- Zastanawiało was, dlaczego tutaj nic nie buczy? Bo siedzi pod grzbietową stroną liści tych wszystkich jednoliściennych krzewów i czeka na ofiarę. Stawonogi, nawet owady, przypominające skorupiaki, wtórne utracone skrzydła i zredukowane odnóża, z tagmatyzacją jak u skorupiaków, gdzie thorax i abdomen jest nie do rozróżnienia z widoku z góry. Mają za to z potężny aparat gębowy. – wskazał na te bliżej nie określone stworzenia.
Jeden minus, nie opanowały zdolności znieczulania ofiary, podczas ugryzienia ma się wrażenie, że wbijają w ciebie igły. Bardzo dużo igieł. – każdy inny mówiłby o tych stworzeniach z niesmakiem.
- Owady nie służą tutaj do zapylania, jak na staruśkiej Ziemi. – rzekł jakby z nostalgią w głosie.

- Rośliny tutaj rozmnażają się wegetatywnie i przez apomiksje. Mało co tu kwitnie. Tu wszystko, aby przeżyć, zabija. – pod masą tatuaży mało kto mógł rozpoznać na twarzy Gameliona uśmiech, albo przerażenie. Zaleta jak i przeszkoda. Oderwał jeden z insektów i rzucił komuś pod nogi.




Wszystkim innym wydawało się to nie na miejscu, przecież przed chwilą przeleciał śmigłowiec. Pojazd latający ich wyimaginowanego przeciwnika. Nikt nie przejął się przemową Gameliona, chociaż wypowiedział najwięcej słów od momentu ich rendez vous w drodze do piekła…

Wkrótce stracili dwójkę „towarzyszy”, Misę i Markusa. Gamelion zastanawiał się przez chwilę, czy nie skoczyć za nimi. Nie, żeby ich ratować. Lubił zjeżdżalnie. Gdy reszta zdecydowała, że nic się nie da zrobić, Duxx oddał w ich ręce geolokalizator. Aleksander czekał, kto się wyrwie do zadania. W końcu znalazł się ochotnik, oczywiście był to Jean.

Gdy Jean uruchomił geolokalizator, Aleksander przysiadł obok niego, jak do kolegi z ławki, ciamkając batonika facetowi nad uchu. W pewnej chwili Aleksander przejął inicjatywę.
- Tutaj. – przybliżył teren niedaleko ich lokalizacji na urządzeniu. Wylądować dało się na brzegu doliny, roślinność w środku znacznie utrudniała lądowanie.
- Umiesz latać? – zapytał Jean’a, konkretnie.
 
Revan jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 04:24.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172