Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 02-11-2013, 18:20   #210
Kizuna
 
Kizuna's Avatar
 
Reputacja: 1 Kizuna jest na bardzo dobrej drodzeKizuna jest na bardzo dobrej drodzeKizuna jest na bardzo dobrej drodzeKizuna jest na bardzo dobrej drodzeKizuna jest na bardzo dobrej drodzeKizuna jest na bardzo dobrej drodzeKizuna jest na bardzo dobrej drodzeKizuna jest na bardzo dobrej drodzeKizuna jest na bardzo dobrej drodzeKizuna jest na bardzo dobrej drodzeKizuna jest na bardzo dobrej drodze
-Więc nie wiecie skąd ten list, tak?

Siedząca w gabinecie wielebnej trójka spojrzała po sobie. Znów tam trafili, po kilku godzinach wertowania księgi z archiwum, ale tym razem owo czekanie niosło ze sobą pewną... ekscytację.

Tsuki czuła się podobnie gdy jej ojciec po raz pierwszy przyszedł do niej z długim pakunkiem pod pachą, który okazał się jej pierwszy treningowym bokenem.

Tutaj nagroda miała być jednak ciut inna.

Nie zmieniało to jednak faktu że wielebna nie lubiła "skrzatów-duszków" robiących robotę za nią i jej ludzi. To zwykle kończyło się jakimiś dziwnymi prośbami o przysługę albo powoływaniu się na swoje domniemane pomoce udzielone zakonowi.

Laurie bezradnie wzruszyła ramionami.

-List jak list. Widać ktoś musiał jakoś się dowiedzieć kogo szukamy... Może ktoś z gangów?


Spojrzenie które skierowała na Tsuki wyraźnie prosiło o pomoc.

-Idąc ulicami miasta widzieliśmy wielu ulicznych szamanów czy handlarzy egzotycznymi rzeczami, którzy sami wyglądali jak miks tych rzeczy.-

Wzruszyła ramionami, idealnie grając rolę niewinnej, nieświadomej osoby.

-Jestem pewna, że to na pewno jednak był jakiś zmartwiony obywatel, który był w okolicy, usłyszał nas i postanowił dokonać dobrego czynu obywatelskiego! Jestem również pewna, że spotka go dobra passa za jego zacny czyn!-


Powiedziała to z takim przekonaniem, że każdy w pokoju mógł przejrzeć przez te słowa na wylot!

Co nie zmieniało faktu, że wielebna nie miała zbytniego wyboru jak odpuścić gdy Tsuki i jej świta widocznie chcieli to zachować w sekrecie.

Dlatego też Nadiana westchnęła i opadła na fotel.

Po minucie ciężkiego, pełnego wyrzutów milczenia, jej drzwi po raz kolejny zatrzęsły się od energicznego pukania.

Kobieta przewróciła oczami.

-Drzwi mi w końcu rozwalą... Wejść!


Mężczyzna który wpadł do środka był szczupły, blady i miał na sobie fartuch lekarski, szczęśliwie bez żadnych nacieków krwi. Potargane, czarne włosy opadały mu dookoła twarzy gdy energicznie pokłonił się przełożonej.

-Wielebna Nadiano...

-Do rzeczy!

-To on!-
oznajmił, uradowany.- Norman Normson.

-Norm, syn Norma... ?

-Tak, pani. Jego ojciec był z Baledor...

-Mniejsza... Co wam powiedział?

-Przyznał się do współudziału we wszystkich mordach. Początkowo stawiał się, bełkotając że "On" go za to zabije, ale jak nasz specjalista pokazał mu szczypce do odejmowania jąder i zademonstrował ich działanie na sakiewce z kurzym jajem...


Heishiro wzdrygnÄ…Å‚ siÄ™.

-Bez takich szczegółów proszę...

-Wybacz, panie.-
medyk wyjął z torby przy pasie notatnik.- Tu są jego zeznania. Farnese znalał go, nakarmił, a kiedy przyszło co do czego, zmusił głupca do "współpracy". Początkowo Norm robił dla niego ze strachu, ale potem Mazgus zaczął mu płacić. Dużo.

-CoÅ› jeszcze?

-Tak. O świcie mieli się spotkać na nabrzeżu, przy Czarnym Doku...

Wielebna zmarszczyła się.

-Miejsce dawnych kaźni i prób wody... Czemu nie jestem zaskoczona... ?

-Em... Pani...

-SÅ‚ucham, bracie?

-On kazał na siebie mówić Alastair. Uważał się... Norman twierdzi że Mazgus nie jest zwykłym mordercą.


Wielebna wyraźnie spięła się na dźwięk tego imienia.

Laurie pochyliła się do Tsuki.

-Alastair to najwyższy mistrz oprawców Siedmiu Piekieł... Za czasów gdy Skuld było Esomijską kolonią, opętał on wtedy Najwyższego Hierofantę, rządzącego wtedy miastem...


Demon u władzy? Nawet w swojej ojczyźnie Tsuki słyszała takie legendy i zapisy w kronikach sprzed setek lat.

Ulice jej ojczyzny płynęły wtedy krwią.

-Sekta jakaś? Albo fanatyk? Postaram się nie rozważać, że to faktycznie demon bo wtedy oznaczałoby, że mielibyśmy kłopoty.-


Mielibyśmy jako drużyna, w trójkę, nawet w szóstkę, pokonanie takiego demona byłoby ciężkie i to bardzo.

Westchnęła cicho.

-Wiemy gdzie iść, wiemy kogo szukamy. Znaleźć, wydobyć ile się da informacji i szybko zabić, bez dawania szans na ucieczkę poprzez długie męczarnie i czekanie na okazję.-


-Macie się przygotować.-
zarządziła natychmiast Wielebna, wstając z fotela. Uderzeniem w dzwonek zamontowany przywołała swoją przyboczną.

Zdyszana dziewczyna bez pukania wpadła do gabinetu.

-Pani?

-Proszę wezwać Kapitana Bofeina i kazać zabrać mu ze sobą kilku najlepszych ludzi. Mają obstawić budynki przy Czarnym Doku możliwie szybko i dyskretnie. Kiedy zajmą pozycje, moim rozkazem mają zabronione podejmowanie jakichkolwiek akcji aż do przybycia Inkwizytor Tsuki i jej przybocznych.


Z zacięciem na twarzy spojrzała na elfkę.

-Obojętnie czy to sekta, fanatyk czy zwyczajny wariat, nie można pozwolić mu się wymknąć.

-Nie bierze pani demona pod uwagÄ™... ?-
zapytał cicho Heishiro, wstając z krzesła i kładąc dłoń na oparciu siedziska swojej seniorki.

Nadiana stanowczo pokręciła głową.

-Niemożliwe. Każda dzielnica pokryta jest siecią kamieni runicznych, wyczulonych na negatywną energię. Nawet zwykły Imp nie umknąłby nie zauważony, o bydlęciu pokroju Alastaira nie wspominając... Niepokoi mnie tylko skąd ten drań zna to imię...- potrząsnęła głową.- Nie ważne. Macie iść do zakonnych koszar. Jeśli będzie sugerował że powinniście mieć upoważnienie, zaświeć mu w oczy swoją odznaką lub powołaj się na mnie, pani inkwizytor.

Skinęła lekko głową, uśmiechając się.

-Proszę się nie martwić. To kwestia honoru.-

I pozamiatane, tego nikt nie mógł zakwestionować skoro chodziło o honor jej i Heishiro. Honor Laurie także, ale w jej przypadku miała ona inne podejście do niego i raczej stawiała inne wartości wyżej w przeciwieństwie do dwójki samurajów.

-Zgarnąć po drodze srebrną tacę?-

-Na jego Å‚eb?-
po raz pierwszy tego wieczoru wielebna uśmiechnęła się leciutko.- Nie... Jeśli dacie radę, niech pozostanie przy życiu. Karą za mord na członkach zakonu nie może być szybka, krwawa śmierć w zaułku. On zasługuje na kaźnie...

Laurie zaniepokojona spojrzała na kobietę.

-Pani... ?

-Niestety, my możemy dać mu co najwyżej gilotynę albo stryczek.-
przewróciła oczami.- W takich momentach żałuję że sama głosowałam za zaprzestaniem co boleśniejszych sposobów egzekucji...

-Nic nie obiecujÄ™.-


Jeśli będzie taka potrzeba, potnie go na kawałki i spali, nie zaryzykuje więcej niż to będzie absolutnie konieczne. Nie gdy stawka była tak wysoka, a przeciwnik tak obrzydliwy.

-Cóż, nie zwlekajmy. Im szybciej się tym zajmiemy tym szybciej będziemy mogli spokojnie odpocząć.-


Jeśli nie wpieprzą się na trop jakiegoś kultu czy sekty. Znowu.


***



Kwatermistrz okazał się człowiekiem lubiącym rutynę. Kiedy tylko drzwi do jego magazynu otworzyły się a idąca na przodzie grupy Tsuki oznajmiła że gotują się do poważnej akcji, od razu sięgnął po dość opasłe tomiszcze i spojrzał pytająco na elfkę.

-Typ sprawy?

-Obława za seryjnym mordercą zabijającym członków zakonu.

Mężczyzna uniósł brwi na słowa Laurie.

-Cóż...-
mruknął.- To kwalifikuje się jako "Poważna Akcja".

Palcem przebiegł po kolumnie tekstu, jak później się okazało, wyszukując odpowiedniej procedury na taki wypadek.

Następnie sięgnął pod ladę i wyjął spod niej coś przypominającego kamizelkę, składającą się głównie z kieszonek, wygodnie rozmieszczonych przegródek oraz pasków, z czego każdym umieszczony był eliksir.

-Jeden eliksir leczenia poważnych ran, dwa ran średnich.-
powiedział, palcem wskazując na trzy buteleczki umieszczone w bocznych przegrodach.- Następnie jeden silny eliksir siły byka, kociej zwinności i niedźwiedziej wytrzymałości.

Czerwony, zielona i brązowa fiolka zabulgotały w kieszonce umieszczonej na piersi ewentualnego noszącego.

-Odradzałbym jednak brać wszystkie trzy na raz, bo może się to odbić czkawką. Do tego są jeszcze napary awaryjne. Oddychania pod wodą, lewitacji, chodzenia po wodzie. Wygodnie umieszczone na lewym ramieniu.

Z pewną dumą demonstrował każdy praktyczny aspekt kamizelki.

-Ostatnim smaczkiem zaś są trzy fiolki taktyczne. Jednorazowy czar celnego ciosu w płynie, elfickiej roboty kryształowa fiolka z zaklętym w środku światłem dnia oraz mała dawka olejku rozpraszającego magię. Pierwszy się pija, drugim potrząsa, trzecim rozbija o ziemię.


Cała misterna konstrukcja kieszonek i pasków została podsunięta Tsuki. Ostatnie trzy eliksiry były wielkości buteleczek z próbkami perfum.

Odebrała tą mieszaninę pojemników z miksturami z lekkim uśmiechem.

-Trzy komplety jeśli można, dla każdego z nas.-

No bo nie można było zapominać o jej drużynie, prawda? No i zakon posiadał raczej fundusze spore, grunt to odpowiednio je wydać. W tym przypadku to raczej nie będzie problem.

-Z trzema kompletami może być problem, ale mam wersję bojową, dla naszych oddziałów elitarnych, nie tylko inkwizytorów.- z pewnym zadowoleniem wyjął równie misternie skonstruowany pas.- Jest tu ciut inny zestaw. Jedna mikstura leczenia ran ciężkich, jedna ran średnich. Do tego oddychanie pod wodą oraz lewitacja na wypadek zajść losowych. A także to.

Z kieszonki będącej najbardziej pod ręką wyjął mały, srebrny flakonik o lodowym odcieniu.

-Samozamrożenie.


Heishiro zmarszczył brwi.

-Co takiego?!


-W górach na północy Conlimote żyje pewna rasa żab, która w czasie zim zamarza na kamień, a na wiosnę, kiedy śniegi znikną, roztapia się razem z nimi i funkcjonuje jakby nigdy nie była w formie kostki do chłodzenia drinków. Tutaj macie to zaklęte w wersji instant.- kwatermistrz uśmiechnął się leciutko.- Hibernacja. Wielu naszych gwardzistów ginie nie w czasie bitwy, ale wykrwawia się lub umiera od ran czekając na pomoc. To rozwiązuje problem. Wypijasz, zmieniasz się w sopelek i czas przestaje dla ciebie płynąć. Miecz który tkwi ci w bebechach staje się mniejszym problemem. Zwykle ktoś z twoich z czasem cię odnajduje, zanosi do kapłana, a ten cofa czar i na miejscu leczy śmiertelne obrażenia.

Laurie zmarszczyła brwi.

-A czemu nie ma tego w zestawie inkwizytora... ?

-Inkwizytorzy albo umierają na miejscu, rozerwani na strzępy lub zdekapitowani, albo wychodzą z całej akcji delikatnie porysowani, pełni magii leczącej z rąk ich przybocznych.


Spojrzenie mężczyzny przeniosło się na Tsuki.

-Taki zestaw może być?

-Święte Słowo...-
mruknął mężczyzna.- Ale spisane żeby działało na demony... Co prawda zwykle takie rzeczy wydajemy za specjalnym zezwoleniem, ale w tym wypadku...

Spokojnie wyjął spod lady mały zwój zapieczętowany czerwonym woskiem.

-Jeśli sukinsyn to demon, wystarczy aktywować zwój i odczytać eunochiańską frazę która zmieni go w kupkę popiołu...

-Eunochiańską?-
Heishro znów zmarszczył brwi, co było dla niego bardzo charakterystycznym sposobem reagowania na rzeczy nowe lub niezrozumiałe.

-Mowa Aniołów.-
wyjaśniła Laurie, biorąc zwój.- Tych prawdziwych..

Skinęła głową i uśmiechnęła się lekko.

-Módl się byśmy nie musieli tego użyć. Sama mam taką nadzieję.-

Zwój został podany do Laurie, która pewnie jako jedyna nie połamałaby sobie języka próbując go odczytać. No i to ona wraz z Heishiro by pilnowali by Laurie miała czas go użyć jeśli natkną się na zbyt silnego demona.

Po misji pora była podnieść moc jej miecza, zdecydowanie. Coś specjalnie na demony.

Kiedy grupa opuściła magazyn, Heishiro spojrzał najpierw na swoją seniorkę, potem na jej przyjaciółkę ściskającą zwój jak największy skarb, po czym westchnął.

-Masz może Kuroji, pani?-
zapytał, ni z tego, ni z owego, poprawiając swój tobołek który jak zawsze niósł na ramieniu.

Zastanowiła się przez chwilę, ale ostatecznie wyjęła malutkie, drewniane pudełeczko z jej ubrania.


-Używane przez Klan Wiru, ten konkretny zawiera moją własną krew w niewielkiej ilości.-

Jako klan opierający swoje rytuały na krwi swojej i wrogów, nie dziwne.

-Zezwalam ci na użycie go jako wasalowi, nie zhańb tego podarunku.-

Heishiro skinął głową, pokłonił się swojej pani a następnie szybkim krokiem ruszył w stronę pobliskich schodów na dzwonnicę.

Laurie uniosła brwi, spojrzała pytająco na Tsuki a następnie ruszyła za nim.

-Jemu co... ?-
mruknęła, ciut zaskoczona, ledwo nadążając za mężczyzną.

Mimo że samuraj przypominał lwa, czyli był wielki, włochaty i dość leniwy kiedy nie musiał walczyć, to poruszał się cholernie szybko kiedy uznał że to konieczne.

Jego sandały wywoływały echo na spiralnej klatce schodowej.

I cichły.

-Jeśli chcesz go podglądać to śmiało, możesz iść, ja zaczekam. Bo o ile dobrze rozumiem, właśnie poszedł się przygotować i lepiej mu nie przeszkadzajmy. To ważny rytuał, dodatkowo stawką jest fakt, że pozwoliłam mu skorzystać z mojego kuroji, stanowi dla niego jednocześnie zaszczyt, ale i wyzwanie by spisać się ponad moje oczekiwania.-


Odpowiedź Tsuki była prosta i wypowiedziana spokojnie, a przez to łatwo zrozumiała dla analitycznego umysłu jakim była jej przyjaciółka.

-Daj mu chwilę na przyodzianie się w zbroję oraz pomodlenie do przodków.-

-Chodźmy chociaż na górę.-
mruknęła Laurie, a ciekawość aż skręcała ją od środka.- Powolutku, bez hałasu, wejdziemy na górę a jeśli są tam jakieś zamknięte drzwi, wrócimy. Proszę!

Błagalnie spojrzała na przyjaciółkę.

-Błagam, Tsuki. Nigdy nie widziałam jak samuraj przywdziewa pancerz przed bitwą. W sensie po za tobą, ale ty nosisz go tak często że niemożliwe byłyby rytuały przed każdym założeniem.-
uśmiechnęła się lekko i pociągnęła płowe płaszcza elfki.- Założę dla ciebie niebieską koszulę.

Pokonana z kretesem.

-Po cichu, tylko jeśli drzwi będą otwarte. I nawet nie piśniesz, kochanka czy nie, to kwestia honoru.-


I ruszyła z gracją, mimo swego pancerza i broni nie wydając żadnego dźwięku. No bo niby czemu gdy miała tą sztukę bardziej wbitą do jej łba niż Heishiro, która chociaż mistrzem nie był, potrafił być cichy w swym chodzie.

Schody zaś były długie i kręte, przez co odruch szybkiego chodzenia i pokonywania po kilku stopni na raz nasuwał się niemal samoczynnie. Za równo Tsuki oraz Laurie nie robiły tego, biorąc pod uwagę że dowolny szmer mógł zakłócić rytuał odprawiany na górze przez Heishiro.

W połowie drogi do uszu dotarły ciche słowa mężczyny.

-Gian wei ten sori
Pa lung dang wesu
Tok pei kantanadesu


Laurie zamarła po kilku krokach.

-Co to... ?-
szepnęła.

Tsuki znała tą modlitwę wypowiadaną przez wszystkich mężczyzn jakich znała przed założeniem pancerza i pójściem na bitwę. Sama też zmówiła ją raz, a od tamtej chwili już nigdy nie dane było jej przeżyć dnia bez noszenia zbroi.

Modlitwa do ducha przodka Tenga Gurdy, zwana Uderzeniem Skrzydeł Gurdy. Modlitwa do pierwszego, który obłaskawił sztukę kucia żelaza i władania prawdziwym, samurajskim mieczem.

Heishiro mówił zaś dalej.

Uśmiechnęła się lekko i położyła palec na ustach Laurie, uciszając ją.

Ciekawość czy nie, kochanka czy przyjaciółka, nie pozwoli jej popsuć tego ważnego momentu.

Dlatego właśnie szła po cichu, samej nie odzywając się, gotowa wyjść naprzeciw Heishiro gdy ten skończy przywdziewanie zbroi.

Kiedy dotarły do omiatanego zimnym wiatrem szczytu dzwonnicy, modlitwa była już skończona.

Laurie, wraz z przyjaciółką ostrożnie stanęły na wypolerowanych kamieniach, mając nad sobą bujający się na wietrze dzwon i rozejrzały się dookoła.

Oczy elfki od razu dostrzegły klęczącego przed czerwonym księżycem towarzysza, trzymającego przed sobą swój miecz. Pieczęcie wyryte na ostrzu lśniły krwawą czerwienią gdy Heishiro z namaszczeniem chwycił za klingę i krótkim, brutalnym gestem głęboko rozciął sobie dłoń.

Tsuki odruchowo powstrzymała Laurie od krzyku, kiedy krwawe krople opadły na pierś, ramię a nawet twarz klęczącego samuraja.

Oczy kapłanki rozszerzyły się w szoku kiedy Heishiro puśił katanę, rozwarł palce a po krwawiącej bruździe w jego ciele nie było już śladu.

-To nie możliwe...-
szepnęła, kiedy samuraj wstał i z orężem w dłoni obrócił się w stronę swojej pani.

Wyglądał inaczej.

Na ziemi dookoła jego stóp leżały czarne włosy ścięte z jego brody. Włosy miał spięte w charakterystyczną dla jego klanu, stojącą kitę a jego oczy lśniły niepokojąco obramowane tuszem podarowanym mu przez Tsuki.


Samruaj pokłonił się swojej pani, a zbroja którą przywdział zazgrzytała cicho.

-Pani.-
powiedział cicho, zgięty w pół.- Teraz mogę służyć ci tak, jak powinienem.

Uśmiech na twarzy Tsuki był wyraźny, tak samo jej piękne, błyszczące oczy.

-Gdybym była małą dziewczynką, pewnie zarumieniłabym się teraz.-


Pozwoliła sobie na cichy, perlisty śmiech.

-Chodźmy, Heishiro, pora przelać krew by ugasić pragnienie przodków!-

-Tak pani.-
samuraj wyprostował się i uśmiechnął lekko, co w połączeniu z jego nowym, zadbanym wyglądem robiło naprawdę niezłe wrażenie.

Gdy ruszył przodem, Laurie nachyliła się do wojowniczki.

-Cholera, wiedziałaś że on pod tą całą brodą tak dobrze wygląda?!-
syknęła niemalże zachwycona.

Uśmiechnęła się lekko i też nachyliła w stronę kapłanki albo adeptki, jakkolwiek by wolała by ją zwać.

-Wiedziałaś, że kodeks samurajski prawidłowo przestrzegany wymaga zachowania idealnego ciała, umysłu i ducha? Wiele klanów o tym zapomniało, ale Wir i Burza zawsze były wierne tej tradycji.-


Czyli podsumowując to tak, wiedziała, że Heishiro dobrze wyglądał. To, wraz z jego zdolnościami, gwarantowało mu, że znajdzie kiedyś kobietę, z którą zapragnie założyć rodzinę i będzie kontynuował swój klan wychowując następne pokolenia.

Biorąc pod uwagę ich tatę? Silne dzieciaki będą.
 
__________________
Oczyść niewiernych
Spal heretyka
Zabij mutanta
Kizuna jest offline