Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03-11-2013, 11:01   #2
Temteil
 
Temteil's Avatar
 
Reputacja: 1 Temteil jest na bardzo dobrej drodzeTemteil jest na bardzo dobrej drodzeTemteil jest na bardzo dobrej drodzeTemteil jest na bardzo dobrej drodzeTemteil jest na bardzo dobrej drodzeTemteil jest na bardzo dobrej drodzeTemteil jest na bardzo dobrej drodzeTemteil jest na bardzo dobrej drodzeTemteil jest na bardzo dobrej drodzeTemteil jest na bardzo dobrej drodze
Podróż:

Valandrian wyruszył na zjazd, z jednej z przygranicznych wiosek, gdzie wraz ze swoimi najodważniejszymi i najwaleczniejszymi kompanami opijał udane polowanie. Za prawdę, godne to były łowy. 20 wilczych futer, 3 niedźwiedzie skóry i tyle mięsa, dziczego i sarniego, że po zasoleniu i wysuszeniu wszystkiego starczyłoby chyba na rok, przy skromnej diecie.
Mężczyzna żałował trochę że musi jechać. Nigdy nie lubił długich podróży, a ponadto miał niepohamowaną chęć zalania się w trupa, wraz z przyjaciółmi. Ten zjazd, mógł być jednak oknem na świat dla jego ludzi. Może w końcu zostaliby okrzyknięci mianem "Wolnych Ludzi", a nie jak dotąd "buntowników".
Spakował więc to co najpotrzebniejsze. Trochę suchego prowiantu, łuk, strzały, skórzany kołczan, dwa zakrzywione ostrza które zawiesił u pasa, krótki miecz i z 20 bukłaków piwa. Dodatkowo, ubrał pod lnianą koszulę żeliwny napierśnik i na niego podwójnie utwardzany, skórzany kaftan. Zawsze trzeba było być gotowym na wszystko. Lider buntowników, nie wiedział jak przebiegają tego rodzaju spotkania. Może dojdzie do jakichś burd? Kto wie?
W każdym razie po porządnym śnie, mężczyzna wyruszył na swojej szkapie w podróż.

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=AQHr8k_-yXU[/MEDIA]

Jechał przez lasy, łąki, pola doliny, różnego rodzaju nieużytki i przez góry, które uroczyły go swoim majestatem.



Podziwiał ich wysokie szczyty, pokryte z wierzchu śniegiem. Tak... to było to. Góry dawały mu siłę i pozwalały wrócić do korzeni. Z uśmiechem patrzył przed siebie. Później także zobaczył wiele pięknych miejsc, ale żadne nie dorównywało temu. Wiedział jednak, że już niewiele drogi mu zostało i postanowił bardziej skupić się na jeździe. Tak też zrobił i po kilku dniach drogi ujrzał mury miasta Wanderos.

Na zjeździe:

Valandrian, tak jak pozostali władcy zasiadł przy małym, okrągłym stole przywódcy miasta. Rozglądał się ciekawie, po szychach z jakimi przyszło mu zasiąść. Był tutaj dumny król ludzi, pięknie odziany władca elfów, tężny fizycznie imperator krasnali i ktoś, kto chyba miał coś wspólnego z nekromantami. Ciarki go przeszły, gdy wyobraził sobie tysiące zombie i szkieletów, których jest w stanie przywołać ten skromny, blady człowiek.
Monotonię gapienia się, przerwał nagle głos syna władcy miasta. Jego głupkowata uwaga poruszyła lidera "Wolnych Ludzi" , do żywego.
"Potwory"? Miał na myśli ludzi Valandriana, czy nieumarłych? Mężczyzna ze wściekłością zacisnął pięści pod stołem. Gdyby coś takiego zdarzyło się w jakiej tawernie, to panicz z pewnością już by leżał na ziemi, kwicząc z bólu i próbując zatamować krwawienie z rozwalonego nochala. Ledwo się zdołał powstrzymać, a już nadeszła kolejna obelga. "Wrogów świata"? Ten gołowąs chyba na prawdę dawno nie dostał po łbie.
Jedynym co go mogło teraz uspokoić, był alkohol.
-Za przeproszeniem, możni panowie. - rzekł do otaczających go władców, wyjmując zza pasa małą glinianą buteleczkę z cienkuszem.
- Coś czuję że to będzie niezwykle interesująca konwersacja. - powiedział, od razu rozpromieniony Valandrian.
 
__________________
"Ani drogi do nieba, ani bramy do ziemi."
Temteil jest offline