Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03-11-2013, 13:06   #123
GreK
 
GreK's Avatar
 
Reputacja: 1 GreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputację

Wszyscy.




Na szafocie pojawił się Mistrz Małodobry. Na głowie miał założony czerwony kaptur z wyciętymi otworami na oczy. Założył przed sobą ręce i w lekkim rozkroku czekał aż przyprowadzą skazaną. Na widok kata tłum zawył z rozkoszy. Niewielu zwróciło pewnie uwagę na to, że na podeście stanął również jeden z rajców. Czerwony na pulchnej twarzy Orben Fethil stał na uboczu, w ceniu rzucanym przez kamieniczkę i obserwował zbliżający się od ulicy Powroźniczej wóz.

Nena siedząca w środku słyszała wyraźnie buczenie tłumów i gwizdy. Zgniłe owoce i warzywa rozbijały się o kraty wozu. Jakiś pomidor wpadł do środka uderzając ją w twarz rozbryzgując się, czerwoną, lepką mazią, powodując radosne zawodzenie gawiedzi. Zrezygnowana, apatyczna, nie zwracała uwagi na to co dzieje się wokół. Przez otaczający ją zgiełk nie miała szansy usłyszeć pieśni barda, którą wspiąwszy się na cokół okalający monumentalny pomnik legendarnych władców Denonda Wielkiego i Calijaha Potężnego zaczął wygrywać na swej lutni. GreenWood - Ballada o Czarnej Śmierci - YouTube
Potężne postacie Calijaha z tarczą w dłoni, symbolizującą opiekę, prawdę, mądrość i spokój, i Denonda z mieczem, symbolem zwycięstwa, waleczności, siły i śmierci, stały majestatycznie, przyglądając się korowodowi ciągnącemu skazaną. Uniesione głowy zdawały się prawie sięgać ciężkich chmur, które powoli napływały nad miasto.


,~*~’


Cathil zaklęła cicho. Sylwetkę kata przysłonił jej słup szubienicy. Musiała zmienić miejsce, przesunąć się kilka metrów. To nic. Wstała i pochylona pobiegła wzdłuż krawędzi dachu. Wtem spod nóg prysnął jej czarny kot. Zachwiała się zaskoczona. Noga pośliznęła jej się na rozgrzanej słońcem dachówce. Straciła równowagę. Upadła, ześlizgując się w kierunku krawędzi.

Puściła łuk, rozpłaszczając się jednocześnie na gorącej powierzchni. Kilka luźnych dachówek spadło w dół, roztrzaskując się w pył na kocich łbach. Zjeżdżała aż straciła oparcie w nogach i już po chwili wisiała, dyndając nimi w powietrzu, złapawszy się rękami rzygacza w postaci jakiejś wykrzywionej, pokracznej głowy z rozwartymi w zdziwieniu ustami. Zawierzgała starając znaleźć oparcie dla stóp, lecz mieliła tylko puste powietrze. Spojrzała w dół. Upadek z tej wysokości na bruk mógł skończyć się tylko w jeden sposób. Palce zaczęły jej drętwieć i rozwierać się powoli acz nieubłaganie gdy poczuła mocny uchwyt za przedramię.

- Winna czy niewinna? - usłyszała chropawy głos.

Podniosła głowę, odrywając wzrok od bruku. Wpatrywała się w nią zacięta twarz. Rozszerzone skrzydełka płaskiego nosa unosiły się rytmicznie. Brwi ściągnięte w wysiłku. Widziała już tą twarz, zaznaczoną blizną, przebiegającą przez oko. Widziała...


- Winna czy niewinna - zaharczał mężczyzna ze szramą a ona wiedziała o kogo pyta. Zdała sobie też sprawę, że od jej odpowiedzi zależy jej życie bądź śmierć.


,~*~’

Wóz przebijał się powoli przez rozentuzjazmowany tłum. Mimo otaczającego go silnego kordonu strażnicy z trudem odpierali nacisk gawiedzi, torując sobie brutalnie drogę halabardami. W końcu dotoczył się do podestu, otoczonego teraz szczelnym pierścieniem strażników, stojących w równych dwóch szeregach. Otworzono drzwi klatki i wyprowadzono skazaną. Spotniałe dłonie dziewczyny ściskały amulet. Glina otaczająca jego serce zdążyła już stwardnieć i zaczęła kruszeć. Druidce zdało się, że przedmiot pulsuje jakby żyjąc własnym życiem. Prowadzona przez strażników słyszała zawodzenie tłumu. Atmosfera zapalczywości w dziwny sposób zaczęła udzielać się wszystkim. Nawet niziołek, obserwujący wszystko z podwyższenia przerwał swą pieśń, zapatrzony w dziewczynę prowadzoną do kata. Nawet Kesie i szeptunce udzieliła się niesamowita atmosfera, która niczym gęsty dym spowijała plac targowy Denondowego Trudu. Wszyscy zaczęli skandować Czarownica! Wiedźma! Śmierć! Śmierć! Śmierć!. Krzyki odbijały się echem od otaczających rynek kamienic i wracały wzmocnione, zwielokrotnione na szafot.

Nenę przyprowadzono katu, który położył dłoń na jej ramieniu. Gdy upadł, tłum wręcz oszalał. Czarownica! Wiedźma! Śmierć! Śmierć! Śmierć! Nikt prócz Kesy nie wiedział, że to spowolniony rytm serca, które nie dostarczyło wystarczającej ilości krwi, spowodowało omdlenie mistrza. Kesy, która kwadrans wcześniej otarła się o kata, uchwyciła go za dłoń, przeniknęła przez skórę i złapała mięsień spowalniając jego rytm.

Czarownica! Wiedźma! Śmierć! Śmierć! Śmierć!

Podwójny szpaler straży przepuścił Mistrza Dobrego. Dość przyglądania się z boku. Czas dokończyć dzieła. Pozbawić ten świat zepsucia, zgładzić przebrzydłą wiedźmę, która nawet u kresu swego żywota targnęła się na urząd sprawiedliwości. Gniew Bernarda sięgnął zenitu. Jego ciężka dłoń ciężko opadła na bark skazanej, prowadząc ją ku centralnej części szafotu. Tam gdzie zwisała pętla.

Kat sprawdził sznur. Owinął pętlę wokół szyi dziewczyny. Tłum krzyczał rozszalały.

Śmierć! Śmierć! Śmierć!

,~*~’


Cathil naciągnęła cięciwę. Znienawidzony kat zakładał pętlę. Widziała go wyraźnie. Mogła przeszyć jego serce nim zwolni zapadnię. Uratować Nenę. Grot jednak przesunął się w bok, ku postaci stojącej w cieniu. Gruby rajca przyglądał się wszystkiemu z boku z lekkim uśmiechem wypisanym na tłustej, czerwonej twarzy. “Musisz zabić grubasa” - dźwięczał jej w uszach chropawy głos - “Tylko wtedy ją uratujesz”.

,~*~’
Glina kruszyła się pod palcami pulsującego amuletu szeptunki. Lina drapała w gardło. Poczuła jak coś połaskotało ją w dłoń. Spojrzała zdziwiona. Coś chciało przecisnąć się przez popękaną skorupę. Wyjść na zewnątrz. Nowe życie. Gdy stare umiera. Zaczęła odłupywać palcami kruszącą się powłokę.

,~*~’

Jęknęła cięciwa. Strzała poszybowała w powietrze i wbiła się w deski podestu, tuż pod stopami Orbena. Grubas spojrzał zdumiony obracając się w kierunku skąd nastąpił atak.

Kat podszedł do dźwigni zwalniającej zapadnię.

Tłum skandował
Śmierć! Śmierć! Śmierć!
a słowo to odbijało się echem od kamieniczek.

Cathil naciągnęła ponownie strzałę. Celowała w serce grubasa gdy w jej głowie usłyszała myśl. Nie swoją myśl. Podniosła łuk tak jak nakazała jej ta myśl. Przymknęła oczy a mimo tego widziała swój cel. Strzała pomknęła do celu.

W mgnieniu sekundy wiele rzeczy zadziało się na raz.
Bernard pociągnął za dźwignię. Spod odłupanej skorupy wysunęły się kolorowe skrzydła. Zapadnia opadła z hukiem. Strzała wbiła się w rozszerzone zdziwieniem oko rajcy wwiercając mu się w mózg. Tłum westchnął. Dziwna zapalczywość otulająca plac niczym ciężki dym zniknęła nagle. Z ciężkich chmur trzasnął grom rozświetlając karykaturalnie zdziwione twarze ludu. Lunął gwałtowny deszcz.

W tej właśnie chwili Wolner zrozumiał swój błąd. Z jego ust wyrwało się głośne NIE gdy dziewczyna spadała w dół naprężając linę. Było już za późno. Zbyt późno by cokolwiek uczynić.

Lina naprężyła się ściskając gardło, zamykając dostęp tlenu. Grube ciało rajcy zwaliło się bezwładnie na nieheblowaną podłogę szafotu. Kolorowe skrzydła rozłożyły się, zatrzepotały i motyl wzniósł się w powietrze. Lina zatrzeszczała i pękła. Nena zniknęła pod deskami podestu.

Dłoń mężczyzny chwyciła pewnie zaciśniętę pętlę i poluźniła ją. Złapała mokre od deszczu powietrze. Spojrzała w twarz, oko przecięte ukośną szramą.

- Musimy uciekać. Szybko - poinformował ją chropawy głos, ciągnąc już za rękę.
 
__________________
LUBIĘ PBF
(miałem to wygwiazdkowane ale ktoś uznał to za deklarację polityczną)

Ostatnio edytowane przez GreK : 03-11-2013 o 13:29.
GreK jest offline