Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03-11-2013, 20:24   #37
harry_p
 
Reputacja: 1 harry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputację
Do leczenia zgłosił się pierwszy ranny. Olaf, z którym Rubus mężnie stawał naprzeciw mutantom. Najpierw obejrzał ramię. Nie doszukał się śladów krwi.

- Ściągaj jeszcze koszule. Nie będe rozcinał. Przyda ci się. Daj pomogę. - Po chwili Olaf opierał się o wóz odsłaniając ramię. Rubus cmoknął podziwiając sińca który zaczął wykwitać na ramieniu.

- Teraz to dopiero zaboli. Muszę pomacać czy nic ci nie połamał. - Na ile delikatnie mógł ugniatał obite ramię i zginał w łokciu w końcu uśmiechnął się.

- Zbite, potłuczone, może kość pęckła ale nie połamana. Poboli z tydzień ale za parę dni odzyskasz sprawność byle by nie urazić znowu. Zwiąże ci tak by ręka odpoczęła ale musisz ją oszczędzać. - Chłopak korzystając z deski oderwanej od wozu usztywnił ramię a następnie zrobił temblak.

- Jak nie będziesz mógł utrzymać nieruchomo przywiąże ją do ciała. A jak znajdę mięte, krwawnik, mak lub lipę to dostaniesz coś na ból i na sińca. Jak będzie puchnąć obłożymy czymś zimnym.

Erlach, łowca nagród podszedł do towarzyszy. Oparł kuszę na ramieniu.

- Trzeba się dowiedzieć co się tutaj wyprawia. A i mam nadzieję, że nic wam nie jest.

To ostatnie mogło zabrzmieć nieco ironicznie, lecz wypowiedział to z pełną i niespotykaną dla siebie powagą. Nieco wzdrygał się na myśl, że może mieć do czynienia z chaosem, którym straszą kapłani nagminnie.


- Mnie nie, a Olaf do wesela się zagoi.

Po kilku minutach Reinhard podjechał na spienionym koniu. Pościg za dwoma mutantami zmęczył zarówno jego, jak i wierzchowca.

-Rubusie, nie zawracałbym ci takimi głupstwami głowy - Reinhard pokazał dwie ranki na korpusie - ale widziałem, że czasami mutanci brudzą swoją broń. Jakbyś mógł to obejrzeć, kiedy już skończysz z poważnymi obrażeniami? Przy okazji, jestem ci winien za driakiew dla sir Danevelda - Reinhard podał szylinga Rubusowi. Ręka mu drżała od skurczów mięśni po robieniu lancą.

Rubus przyjął monetę i schował w zanadrzu. Rozejrzał się i dostrzegłszy coś nad rzeką wstał.

- Ściągnij waść kaftan i odsłoń rany.

Podszedł do brzegu i zerwał kilka pokrzyw powrócił do szlachcica. Wrzucił do moździerza wlał trochę spirytusu i energicznie roztarł.

- Zaboli.

Po czym pewnym ruchem obmacał rany po strzałach sprawdził czy wokół rany ciało nie twardnieje potem obwąchał zakrwawione palce.

- Czyste. Nie powinno się babrać. Przemyję i zatkam i teraz dopiero zaboli.

Rubus nasączył kawałek szmatki spirytusem i ostrożnie przemył rany. Następnie nałożył papką z moździerza i używając świeżych “szarpi” zabandażował. Na koniec dodał.

- Samogon zetnie krew, słabiej jak szycie czy przypalanie ale ładniej się goi. Więc unikaj gwałtownych ruchów.

-To prawdziwy luksus mieć opiekę medyka w miejscu, gdzie psy dupami szczekają - powiedział zadowolony Reinhard - Gdyby sir Daneveld wcześniej ciebie spotkał, na pewno nie dałbyś mu umrzeć od ran….Jak mogę ci się odwdzięczyć?


Rubus aż się zaczerwienił na tyle ile jego blada twarz mogła zmienić kolor.

- No… - chwile się zamyślił - może kiedyś ja będe w potrzebie a wy panie zdołacie mi pomóc.

Chłopak zaczekał czy są jeszcze jacyś chętni do leczenia. W końcu wstał umył ręce w rzece pochował swoje rzeczy. Ludzie z miasteczka na plac schodzili się niemrawo. Spakowawszy się poszedł na drugą stronę mostu. Zauważył że “herbowy” zbiera broń pokonanych. Podszedł.

- Panie - zwrócił się oficjalnie w końcu Reinhard niedawno pogonił kmiotków za śmiechy - te strzały i łuk byś mnie odstąpił. Może z łukiem będę miał więcej szczęścia. Szkoda że ten ostatni ućkł. Tam się krył. - Wskazałem na ruiny na lewo od mostu.

-Popatrz na mnie, gówno na plecach, a ziemi tyle, co pod stopami. Daruj sobie tego pana. Razem walczyliśmy, a co dla mnie najważniejsze, pozwoliłeś sir Daneveldowi odejść bez bólu i w spokoju, co było poza moimi możliwościami. Oczywiście, weź, co chcesz. Dobrze, że zwróciłeś uwagę na tego ostatniego, zapomniałem o tym. Żaden ze mnie tropiciel, ale sprawdzę tamten teren.
Reinhard wsiadł na konia i pojechał obejrzeć ruiny, w których krył się strzelec.

Łuki mutantów były toporne tak że nawet na wpół ślepy kłusownik zrobił by lepsze, ale nie było co wybrzydzać.

- Dzięki… - zawahał się chwilę - ...Reinhard. Nie idź samemu kto wie kij licho tam siedzi. - rozejrzał się czy jest ktoś inny kto by mógł pójść z szlachcicem. W końcu zebrał łuk i sfatygowany kołczan z resztką strzał i ruszył w kierunku ruin za giermkiem rozglądając się uważnie.

- Powinieneś się mniej wysilać niech choć się rany lepiej zasklepią. – westchną zrezygnowany Rubus.
 
harry_p jest offline