Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03-11-2013, 21:05   #109
Volkodav
 
Volkodav's Avatar
 
Reputacja: 1 Volkodav jest godny podziwuVolkodav jest godny podziwuVolkodav jest godny podziwuVolkodav jest godny podziwuVolkodav jest godny podziwuVolkodav jest godny podziwuVolkodav jest godny podziwuVolkodav jest godny podziwuVolkodav jest godny podziwuVolkodav jest godny podziwuVolkodav jest godny podziwu
Alexander dotarł na obrzeża miasta gdzie znalazł pogrążone w biedzie i smrodzie stajnie. Były one zapełnione mizernymi Dżighajami i Ebulatami, podobnymi do Dżighajów, ale mniejszymi i bardziej agresywnymi. Między drewnianą zabudową kręciło się wiele osób i z tego co szeryf zauważył większość nie była skora do rozmowy ani nawet do wymiany spojrzenia. Wszyscy ludzie (ze zrozumiałych powodów) szczelnie okryci byli płaszczami. Słońce na Epsilon 7 było śmiertelnym zagrożeniem i nikt przy zdrowych zmysłach nie spędzał by ani chwili na pustyni bez odpowiedniego odzienia. Teraz kiedy Crow wyszedł spomiędzy chłodnych murów Mag Toter znowu poczuł na swej skórze spiekotę...
-Silus? - spytał się zagadany młodzieniaszek - A tam chyba...
Po kilkunastu minutach Crow namierzył swój cel. Rzeczywiście nie było trudno znaleźć tego handlarza.
-Co? Ja nie jestem amorytą człowieku! - roześmiał się - Nigdy! Ja ich tylko nie przeganiam gdy przychodzą tutaj napoić swoje jaszczury albo kupić nowe na drogę. Teraz wielu ich mężczyzn wyprawia się z pogranicza w głąb pustyń. Podobno aż do Ogas Thull, ale kto to tam wie. Wiele nie mówią. Tylko cały czas powtarzają o dniu zemsty i o Kabikuku - znowu się zaśmiał - Wariaci!
Gdy Crow zadał pytanie o medykament Silus wzruszył ramionami:
-Wiesz pogadać to sobie możemy, ale ja tu nie prowadzę punktu informacji. Oni mi ufają i dlatego u mnie kupują i mi sprzedają. Gdyby wydał jednego z nich to bym miał po klienteli, więc o ile nie zastąpisz mi 100-150 klientów tygodniowo to moja odpowiedź brzmi... nie wiem - otarł ręce w szmatę, która zwisała mu z za pasa i po prostu zamilkł niezdarnie próbując spławić szeryfa.

-Targ jest duży, informacja przebiega błyskawicznie, wystarczy rzucić słowo... - po tych słowach Topaza, starzec spojrzał na niego z niedowierzaniem
-Ja... - warknął coś pod nosem czując, że najemnik podszedł go i zostawił bez wyjścia - Cholera niech Ci będzie... Twardo negocjujesz jak na mięśniaka... - kupiec usiadł na jednej ze skrzyń - Duchy są nomadami, nie mają stałych siedzib. Ziemie po których wędrują rozciągają się między ziemiami Almanów, Mag Toter, dalekimi wydmami Ugur i ziemiami Amorytów. Generalnie żeby dostać się stąd do Kings Hill musicie przejść przez ich ziemie, ale... zresztą... Ja zawsze kontaktowałem się z nimi na bieżąco. Kiedy któryś spotkałem po prostu dawałem im trochę złota, jedzenia, może jakąś broń. Później Ci który przybywali do Mag Toter po zapasy nocowali u mnie, tutaj na zapleczu. Znałem ich od tak wielu lat, że po prostu mi ufali i zostawiali w spokoju w zamian za mały haracz. Jeśli chodzi o broń to nie różnią się od innych dzikusów, składaki własnej roboty, jakaś broń biała, z rzadka broń laserowa, czy plazmowa. Nie wiem do końca po co Ci oni, ale jeśli chcecie ich znaleźć to wystarczy iść. Oni sami Cię znajdą i kiedy przyjdą będziesz mógł sobie uciąć pogawędkę z Duchami. Moim zdaniem nie masz większych szans bo zwykle tam gdzie jeden Duch tam jest ich co najmniej jeszcze czterech - starzec wyciągnął z kieszeni niewielki nóż z rękojeścią wyrzeźbioną w kości - Weź to. Jak spotkasz kogoś od nich to pokaż to. Oni takie noszą i jak masz coś takiego to znak, że przysłał Cię ktoś od nich. Tak przynajmniej to kiedyś działało, nie wiem jak jest teraz.

Rico znowu został zmuszony do walki. Sięgnął po broń i wykonał kilka szybkich ruchów aby odseparować się od przeciwnika.
Pojedynek rozstrzygnął się szybko. Dzikus z deską w ręce mógł rozpłatać głowę Rico, ale w tym celu musiałby najpierw nauczyć się łapać kule. Huk wystrzału i padające ciało oznajmiły koniec tej rundy. Dziki uderzył o piach, na którym wymalował się szkarłatny wzór. Wróg został trafiony w ramię i krwawił dość mocno.
-Nie zabijaj mnie! - wrzasnął - Nie zabijaj! Pomogę Ci! Podejdź no tu do mnie, szybko... W tej skrzynce - pokazał palcem na jeden z bagaży - Tam są opatrunki. Pomóż mi to pomogę Tobie!
Mechanik spojrzał na jego twarz, która teraz była widoczna bo turban wraz z maską spadł z głowy oponenta. Był to jakiś młody dzieciak, może kilkunastoletni, który nawet nie miał zarostu na twarzy. Wyglądał na przerażonego, a z jego słów wydawała się wyłaniać szczerość.
 
__________________
Regulamin jest do bani.
Volkodav jest offline