Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03-11-2013, 22:31   #123
Armiel
 
Armiel's Avatar
 
Reputacja: 1 Armiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputację


ORTEGA

Otis poprowadził Ortegę w stronę wyjścia z sektora. Nie tego, którym weszli, Anie tego, którym sektor opuścili Jonasz i Torch. Ale innego, prowadzącego bardziej w lewo, do sektora nr A-0667.

Ortega słyszał o nim jedynie tyle, że to „dziki” sektor. Rządził nim gang Ultramax Psychos – twardzi, nastawieni na dominacje psychole, tutaj jednak, w tej części GEHENNY mający niewielkie wpływy. Co prawda Ortega słyszał plotki, że są sektory gdzieś daleko, na okręcie, w których nie ma już innych gangów. Sektory zdominowane przez Psychosów.

Otis prowadził w milczeniu. Czujny, wyraźnie lustrujący ciemne odnogi bocznych korytarzy i mijane cele, w których przebywali mieszkańcy sekcji.
W końcu dotarli do posterunku przy bramie. Nie był on tak silnie wzmocniony, jak ten łączący sektor przylegający do ich skażonej sfery, ale i tak wyglądał na pilnie strzeżony.

- Performance – powiedział Otis patrząc na strażników, a ci bez słowa zaczęli otwierać drzwi.

- Dokąd idziemy? – nie wytrzymał w końcu Ortega czujnie mierząc brodatego więźnia.

Szukał śladu fałszu w oczach, czegoś, co mogłoby wzbudzić większą podejrzliwość.

- Nie teraz. Wiem, ze chodzi o szczepionkę – wyszeptał cicho. – Prowadzę cię do Irminy.

To nie uspokoiło Ortegi. Ale koleś miał tyle informacji, że nie wydawał się być przypadkową osobą.

Postanowił zaryzykować.

Przekroczył grodzie niegościnnego sektora i znalazł się w łączniku, jakich wiele na GEHENNIE.

Otis pewnym krokiem ruszył w stronę kolejnych wrót i zadudnił w nie pięścią. Mocno i zdecydowanie.

- Performance – powtórzył o samo słowo co wcześniej i drzwi zaczęły się rozsuwać.

- Teraz milcz i pozwól mi mówić – ostrzegł Otis Mściciela.






JONASZ, TORCH

Było ich pięciu. Uzbrojeni w kusze i dwie śmieciowe strzelby, w kastety, noże i tasaki.

Odebrali im broń i poprowadzili przed sobą tunelem technicznym, – ale, w odróżnieniu od większości tego typu tuneli – szerokim i wysokim. Nad nimi biegły rury z kablami, sieci światłowodów, rury z ogrzewaniem i inżynier jedynie wie, z czym jeszcze.

To byli ludzie z gangu Punisherów. Zapewne byli żołnierze lub policjanci. Działali rutynowo, zdecydowanie, profesjonalnie.

Po przejściu kilkudziesięciu kroków znaleźli się w mniejszym korytarzu, a potem zatrzymali przy włazie techniczny prowadzącym w dół.
Przy nim, w blasku małej lampy, czekał na nich czarnoskóry więzień z najbardziej wybałuszonymi oczami, jakie w życiu widzieli. Wyglądałby komicznie, gdyby nie twarde rysy twarzy i liczne blizny na kanciastej gębie.

- Na dół – wskazał właz, który otworzył jedną ręką. – Najpierw stary. Potem bladziak. Broń dostaniecie dopiero po wszystkim.

To nie był dobry moment, aby o tym dyskutować. Obcy mieli przewagę liczebną i uzbrojenia. Jednak, na szczęście, nie mieli zamiaru ich zabijać. Najwyraźniej wykonywali otrzymane rozkazy. Jak to najemnicy.

Posłuchali zatem poleceń i ostrożnie zeszli w dół, po rozchybotanej drabinie.



* * *



CARLA


- Dobra. Ruszajmy.

Wędrowiec wstał, kiedy już upewnił się, że Carla odzyskała na tyle siły, by móc iść dalej. Córa Rzeźni niechętnie, na nadal lekko drżących nogach, poszła za przewodnikiem.

Korytarze wokół nich były puste i ciemne, ale po spotkaniu z Czernią, żadna ciemność nie wydawała się być już taka sama.

Wędrowiec wybierał drogę pewnie. Poruszał się z tą drapieżną czujnością, której trochę mu zazdrościła. Widać było, że nie pierwszy raz przechodzi tą drogę.

Kiedy mógł, wybierał tunele techniczne i wąskie, boczne korytarze. Wyraźnie unikał głównych arterii i większych przestrzeni.

Kilka razy ukryli się przed czymś. Raz przed patrolem Hien, raz przed jakimiś ludźmi, których Wędrowiec namierzył ze sporym wyprzedzeniem i postanowił nie ryzykować konfrontacji, a raz przed czymś, co przeszło dwa korytarze obok nich powodując, że Carla dostała dreszczy. Wyczuwała to coś, całą sobą. Stworzenie pobudziło jej atawistyczne pokłady lęku. Jak drapieżnik, którym zapewne było.

- Są coraz bliżej – wyjaśnił Wędrowiec nie do końca precyzyjnie. – Coś ich wypycha z dolnych poziomów. Albo ciągnie do ludzi.

- Kto?

- Demony. Obcy. Anomalie – wyszeptał. – Naprawdę nie wiem, czym są.

W końcu, kiedy znów zaczęła czuć to przekradanie, pełzanie w tunelach technicznych i przeciskanie się przez boczne łączniki w mięśniach, Wędrowiec doprowadził ją do czegoś, co wyglądało jak szyb windy.

- Maszyny woziły tedy zaopatrzenie.

Wędrowiec poluzował śruby w bocznym wentylatorze i po chwili wpełzał już do dziury.

- Dawaj.

Czekał tam na nią, stojąc nad krawędzią przepaści. Wyczuwała otwartą przestrzeń nad sobą i pod sobą, kawałek dalej.

- Zawiesiłem tutaj liny. Musimy się wdrapać trzy poziomy w górę. Dasz radę.

To ostanie nie było pytaniem. Wędrowiec chwycił się mocno liny i rozpoczął wspinaczkę.

- Dajesz, laska – dobiegł ją stłumiony głos z góry.

To było dość ryzykowne i podniecała ją sama myśl, że może spaść, ześliznąć się i polecieć w dół, na spotkanie niechybnej śmierci. Ruszyła w górę, wysilając całą swoją siłę i zwinność, by podołać temu zadaniu.

A kiedy w końcu dotarła do celu, kiedy Wędrowiec wyciągnął ją z szybu przez rozwarte drzwi, miała tylko na tyle sił, by oddychać ciężko i leżeć na ziemi.

- Dobra, Carla, jesteśmy prawie na miejscu.

Siadł kawałek od niej. Czuła, że mierzy ją wzrokiem.

- Ziemia niczyja. Teren pomiędzy sektorami. Ja pokręcę się trochę po okolicy, a ty leć prosto do celu. Dojdziesz do A-0667. Rzut kamieniem od sektora, do którego chciałaś dojść.





ORTEGA


Sektor A-0667 wyglądał na wyludniony. Owszem, wejścia pilnowało kilku ubranych w pomarańczowe kombinezony więzienne mężczyzn, ale kiedy już przeszli przez straże, wydawało się, że idą opuszczonym sektorem. Tylko nieliczne cele były zasiedlone, tylko na kilku korytarzach zobaczyli jakiś ludzi.
Otis prowadził go mniej więcej w stronę centrum sektora.

Ortega miał powoli dość tego marszu. Wyraził to dosadnym pytaniem.

- Już prawie jesteśmy na miejscu.

-Otis – piątka więźniów wyszła z bocznego korytarza. – Brais chce z tobą pogadać. Szukamy cię od godziny.

Wszyscy wyglądali na twardzieli. Ciemnoskórzy, raczej śniadzi, niż czarni.

- Teraz nie mogę, chłopaki. Muszę kumpla zaprowadzić do lazaretu.

- Teraz, kurwa, Brais i tak za długo czekał.

Otis spojrzał błagalnie w stronę Ortegi.

- Kurwa, stary, masz poratować stówką fajurek? Zajebią mnie, jak ich nie spłacę. Przynajmniej w części.





[B]JONASZ, TORCH[/b]


Zeszli po drabinie na dół, do ciemnego pomieszczenia technicznego. Miało ono tylko jedno wyjście, ale zamknięte. Na domiar złego goście na górze również zamknęli właz nad ich głowami.

To było dość niepokojące. Ale nie zdążyli się za bardzo zmartwić, kiedy usłyszeli trzeszczenie jakiegoś archaicznego komunikatora.


- Podajcie swoje imiona, numery więzienne i sektor zakwaterowania.

Głos był męski i agresywny. A właz na górze nadal pozostawał zamknięty. Podobnie, jak ich broń.




BASS SEWARD


Bass nie czuł się najlepiej. Numer 9069930. Już samo to stawiało go gdzieś na końcu kolejki do władzy. Na końcu łańcucha pokarmowego GEHENNY. Ale w G-0 nie patrzyli na to, jaki kto ma numer i ilu ludzi zamordował. Patrzyli na wiedzę i na kwalifikacje, a tych Bassowi nie brakowało.

Siedział nad notatkami i próbował dojrzeć w nich sens, jakiś wzór. Ale nie potrafił. Musiał to przyznać. Jego bezpośrednia mentorka jest lepsza. Dużo lepsza.

Czekał, aż wróci. I liczył na to, że szybko skontaktują się z nią ludzie, którzy mieli się z nią skontaktować.

Dźwięk interkomu wyrwał Bassa z rozmyślań.

- Bass – Seward usłyszał chrapliwy, charakterystyczny głos Vladovica.

Red Vladovic. Szef Gildii Zero w sektorze. Jego bezpośredni boss, jego bezpośredni dręczyciel, jego bezpośredni pracodawca. Zimnooki, inteligentny i na pozór życzliwy ludziom psychol. Ale „jego” psychol. A to się liczyło na GEHENNIE najbardziej. Sojusze i kontakty.

- Tak, szefie – powiedział Bass do głośniczka.

- Jak idzie?

Nie musiał mówić nic więcej. Chodziło o narkotyk, nad którym pracował dla Vladovica. Bez większych rezultatów, co napawało go coraz poważniejszą obawą.

- Nadal pierwsza faza testów.

- Mamy kolejną dwójkę w Poczekalni. Możesz podejść i zrobić podstawowe testy. Nie chcemy tutaj choróbska.

Świetnie.

- Kogo dostanę do eskorty?

- Igła i Rakarz. Już do ciebie idą.

Świetnie. Igła i Rakarz. Dwój tępych cweli, którzy poza czubkiem własnego kutasa nie widzieli wiele więcej. Po prostu cudnie.

Bass wiedział jednak, że z Vladovicem się nie dyskutuje. Wziął torbę do podstawowych testów, dyżurny medpak i wyszedł na spotkanie swoich ochroniarzy.

Potem ruszyli do Poczekalni.

Czemu tak się pocił? Jasna cholera. Miał złe przeczucia.
 
Armiel jest offline