Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 04-11-2013, 00:00   #127
Autumm
 
Autumm's Avatar
 
Reputacja: 1 Autumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputację




Żar płonącego zamku udzielił się również sercu i duszy Mewy. Groza, jaką niedawno przeżyła, była niczym w porównaniu z falą radości z tryumfu, jaka zalała jej zmęczone ciało. Twierdza padła, wrogowie byli martwi...na zawsze. Piraci byli głupcami; mając w ręku taką potęgę jak Wieprz, ona, Mewa z Żelaznych Wysp, bez trudu zmiażdżyłaby każdego, kto ośmieliłby się jej przeciwstawić. Położyła w gruzach każde miasto! Upijała się tą myślą jak winem. Sięgnęła by po zaszczyty, chwałę i...tron?

Wspaniały nastrój nagle prysł. Przypomniała sobie Starka, jego strach, jego ucieczkę, jego niemoc. A przecież był wielkim królem i wielkim wojownikiem. Nie, na stare lata tylko tego jej brakowało, żeby odbijać sobie rzyć na metalowym stolcu, będąc dręczoną przez upiory zdrady, intrygi i szaleństwa paranoi. Splunęła na ziemię; ślina niemal parowała w żarze. Podnieciła się jak młodzik, co pierwszy raz złapał w żagle sztormowy wiatr; durny nie wiedział, że choć łódź gna jak ptak, na końcu tego szalonego rajdu zawsze czeka okrutna śmierć na ostrych skałach…

I znów była Mewą, prostą kapitan, która bywała równie okrutna, jak ostrożna i cwana. Nie marzyła już o nieskończonych podbojach. Właściwie najbardziej pragnęła teraz zalać się do nieprzytomności, żeby wyrzucić z pamięci obrazy poruszających się, zbezczeszczonych zwłok i mordowanych przez nie wojowników.

Podeszła mocnym krokiem do oddziału Ducha; rzuciła szybkim okiem na jego samego i jego ludzi; choć byli przerażeni, przeciwnik ich nie zdziesiątkował; przynajmniej oni mieli szczęście. Niespodziewanie dla samej siebie, wyciągnęła rękę i objęła Dinę, przegniatając ją do twardej zbroi.

- Żyjesz, dziecko. Utopiony miał cię w opiece… - westchnęła z ulgą, gładząc dziewczynę po włosach. Spojrzała zezem na kapitana i rzuciła twardszym, zmęczonym tonem - Trza nam pogadać, Duchu. Z Wilkiem też i z Czarnym. I z kapitanami. - głos miała ochrypły i zdarty od wywrzaskiwania rozkazów - Co dalej czynić, i w ogóle...Poważnie i długo. I z nielichą ilością gorzały…

Pirat wyglądał na zadowolonego, właściwie ciężko było sobie przypomnieć kiedy na takiego nie wyglądał. Z dumą spoglądał na efekty ataku Wieprza. Parę minut i zamek budowany latami zniknął, jakby był tylko snem, odległym marzeniem - pomyślał kapitan.

- Musimy - zgodził się Donnchad. - Zdobyliśmy Dreadfort z nawiązką, zasłużyliśmy na odpoczynek. I na łupy - dodał Beendrod z szelmowskim uśmiechem. - Stark jeszcze tu nie dotarł? Chłopcze - pirat zwrócił się do jednego ze swoich - pośpiesz Wilfgreya. Niech król ma możliwość ogrzania się w resztkach Dreadfort. Echelu znajdź Krwawobrodego, opatrzcie rannych. Tych, którzy stoją jeszcze na nogach, przygotuj do wymarszu. Trzeba sprawdzić czy w całości wypleniliśmy te plugastwo - Duch splunął i ponownie spojrzał na Mewę. - Jak wam poszło?

- Jak widzisz - sarknęła Mewa. Miała ochotę zetrzeć kułakiem kapitanowi z pyska ten zadowolony uśmieszek, ale była zbyt zmęczona, by chciało jej się podnosić rękę - Potraciliśmy siła ludzi, ci, co żyją są zestrachani tak, że po gaciach srają, te ognicho na pięćset mil widać, rabować można co najwyżej gorące cegły, poruchać nie ma czego i gorzała się kończy…Poza tym, zaiste wspaniałe i bez kłopotów to zwycięstwo - obrzuciła Ducha ciężkim spojrzeniem - Drugiej takiej bitwy nie przetrwamy, kapitanie…
- Sądzisz, że jest ich więcej? Właściwie to skąd się to wzięło? Nas na dole po prostu zaatakowały. Jakby obudziły się z jakiegoś letargu.
Mewa nie odpowiedziała od razu. Zapatrzyła się w płonące ruiny, a dopiero po chwili odezwała się ostrożnie:
- To jakieś czary są...bogów sprawy, albo i magów czy inszych wiedźm. Nie z naszego świata. Magię tylko magią zniszczysz, albo wiarą...A jak raz się takie szkaradne pojawiło, to pewniakiem cała armia Oskórowanych tera tak wygląda. Wiadomo, że to są plugawe matkojebce nie od dziś...może się z jakim złym pokumali?
- Bękart miał być w środku - Duch starał się łączyć fakty - czyli stał się jednym z nich? Czy gówniarz nas oszukał?
Mewa wzruszyła ramionami.
- Jak tam był, to tera na pewno jest już trupem...po skończenie świata. Żaden z umarlaków się nie przedstawił - zażartowała cierpko - ale nie wyglądało, jakby mieli dowódcę. Ani plan; po prostu głodne, bezmyślne bestie. Naszych trzeba spalić; tylko tego braknie, żeby sami się na takich potworów obrócili…
- Zgoda. Pozostaje czekać na Starka - pirat obserwował przez chwilę leniwie posuwającą się kolumnę żołnierzy. - Zobaczmy, czy smok nam coś zostawił.

Beendrod obrócił się na pięcie, nie czekając na reakcję Żelaznej. Ruszył ku swoim, ku żarzącym się jeszcze kamieniom fortecy. Donnchad chodzi więc po ruinach i dobija to, co niedobite. Smok przysiadł w ogniu i się grzeje. Łypie okiem na grzebiących w truchłach piratów. Ciężka to i ponura robota. Ludzie Irgun są niezadowoleni. Nie podoba im się to co tu miało miejsce. Pewnikiem myślami są na Żelaznych Wyspach.

Eddard Stark przybył wraz ze swymi ludźmi i pod eskortą najemników. Był blady i ponury. Przywiało go jak mróz.
- Co tu zaszło? - zapytał z dezaprobatą omiatając wzrokiem pogorzelisko.
Mewa już otwierała usta, żeby coś powiedzieć, ale powstrzymała się i splunęła tylko na ziemię. Wskazała ręką Ducha, jakby pokazując “Ty z nim gadaj” i westchnęła:
- Musimy tu sterczyć? Rzygać mi się chce, jak patrze na te gruzy i se przypominam, co tu zaszło… - powtórzyła słowa mężczyzny - Chodźmy gdzie indziej…
Stark skinął głową i odwrócił się na pięcie, jego ludzie przed nim, za nim i po bokach, jak żywa tarcza. Król skierował swe kroki w stronę rzeki, gdzie zacumowane były statki. Niedługo ogień zasłoniły drzewa i na niebie widać było jedynie czerwoną łunę, którą można by było pomylić z zachodem słońca, gdyby prawdziwy nie rozlewał się złotem nieco bardziej na prawo.
Duch splunął i przerwał narastającą ciszę.
- I jak ci się podoba nowe Dreadfort? Boltonowie z północy już ci nie zagrożą. Jeśli będziesz nalegał, mogę odszukać kości samego Ramsaya. Z pewnością będą dobrze wyglądać nad kominkiem.
Eddard Stark zachował kamienną twarz, jego zimne spojrzenie padło na Irgun. Zdawał się oceniać trudy jakim została poddana, czytać wersy jej pieśni z brudu i zmęczenia na twarzy kapitan.
- Dlaczego spaliliście zamek? - zapytał beznamiętnym tonem - Wraz z kobietami, dziećmi, jeńcami?
- Kim? - Mewa ciężko przysiadła na jakimś uciętym pniaku i bez krępacji zaczęła się rozdziewać z płaszcza, zbroi i broni, rzucając wokół siebie niepotrzebne już części ekwipunku - Pierdolone zapięcie… - mruknęła przez zęby, siłując się z jakimś wyjątkowo opornym troczkiem - Tam były tylko opętane głodem draugi, Wilku. Demony spragnione ciepłego, ludzkiego mięsa i krwi. Kobiety...i dzieci też, a jakże... - wzdrygnęła się, odpinając pancerz; spocona koszula lepiła się jej do ciała - Niektóre...pofastrygowane. Z innych, mniejszych ciał. Uwierz, wolałbyś tego nie oglądać…. - splunęła i zrobiła gest chroniący od złego - Śmierć to najlepsze, co mogliśmy im dać. Jeśli wiedzieli, co ich czeka w lochach Boltona, zapewne się o nią modlili do wszystkich bogów starych i nowych, nim spotkał ich ten los...
- Chciałeś dać nauczkę Boltonom - wtrącił pirat. - Teraz nie mają już nawet po co wracać na północ.
Stark słuchał z rosnącą grozą, której wszak nie dało się dojrzeć na twarzy, a jedynie wyczuć w subtelnej zmianie postawy. Wilk najeżył się i ostro wciągnął powietrze.
- A więc jednak… Tego się obawiałem - odparł - Muszę wrócić do Winterfell. Jeżeli Siedmiu da, to jeszcze stoi tam kamień na kamieniu, a moi synowie nie stali się monstrami…
- Taka duża armia będzie poruszać się wolno...i przyciągać uwagę - Mewa ściągnęła koszulę przez głowę i potrząsnęła rozczochranymi włosami. Została tylko w opiętym kubrakczku i spodniach. Jej skóra aż parowała w chłodnym powietrzu, kiedy zaczęła się starannie wycierać z potu i krwi - Trza mniejszego oddziału, co się śliźnie między wrogiem, jak ci na czasie zależy, Wilku. A reszta wojska może w spokoju podbijać kolejne twierdze - zakaszlała - Uhhh...Konie jakoweś by trzeba...chyba że na tym monstrze można polatywać - wyszczerzyła zęby do Ducha
Beendrod odwzajemnił uśmiech, który po chwili przerodził się w lekki grymas.
- Wątpię, by Wieprz miał zamiar gdziekolwiek się ruszać - pirat zmierzył wzrokiem Starka. - I ja nie mam na to ochoty. Za sam atak na Dolinę obiecałeś nam tytuły i Smoczą Skałę. Teraz zdobyliśmy dla ciebie kolejną fortecę, rozprawiliśmy się z paskudztwami zza muru. Nie wiem jak Żelaźni, ale piraci nie wspomagają wojen królów z czystej dobroci serca - Donnchad zlustrował oblicze mężczyzny, próbując wyczytać emocje na kamiennej twarzy.
Stark westchnął.
- Cóż… Na poczatek zamierzałem oddać wam Dreadfort i przyległe ziemie, ale teraz…
- Ehh - Mewa rzuciła zakrwawioną koszulę na ziemię i przeciągnęła się, aż strzeliły stawy - U nas ludzie mówią “nie dziel sadła z wieloryba, póki ten jeszcze pływa”. Weź se to do serca, Duchu. Jedna bitwa nie czyni cię jeszcze zwycięzcą. Niech ci Wilk napisze jakiś papier, skoro wy, ludzie z lądu tak cenicie nabazgrane słowa...ale do Winterfell daleko jeszcze. A zanim tam nie staniemy, to nie mamy nawet o czym gadać - poparła Starka.
Duch uśmiechnął się półgębkiem w stronę Mewy.
- Nie miałem na myśli Winterfell. Tym zajmiemy się później. Oczekuję zapłaty za dotychczasową pomoc. Sowitej zapłaty.
- Cóż mogę ci dać? - Stark rozłożył puste ręce - Dreadfort leży w ruinie, a jego umęczeni mieszkańcy kroczą środ żywych, jak pachołkowie śmierci. Chcesz tej ziemi? Bierz. To dobre lenno… i lepszy będzie z Ciebie pan niż z Boltona.
- Obyś tak samo nie skończył - Mewa przekręciła zupełnie po ptasiemu głowę, przyglądają się Starkowi - A jak chcesz się dostać do Winterfell, Wilku? Mam dość zdobywania fortec jak na ten raz… - splunęła - Z chęcią zobaczę stolicę Północy. A i Duch będzie pewniej się czuł, wiedząc, że tak sam nie jedziesz...królu - wyszczerzyła zęby, jakby był to najlepszy żart - Decydujmy się na coś, bo nam tyłki tu do ziemi przymarzną.
- Mówię poważnie - kontynuował Donnchad. - Moi ludzie nie zgodzą się na kolejną taką bitwę. Na pewno nie za darmo. Na południu czeka na nas Smocza Skała, po co nam zimne pustkowie? W dodatku nawiedzone…
- Czego więc ode mnie oczekujesz, mości Duchu? Jakie obietnice przekonają cię do mojej sprawy? Jak widzisz w kieszeniach mam ledwo garść piasku. Nie oczekuj więc, że wyszarpnę nagle zza pazuchy garniec złotych smoków.
- Winterfell - pirat błysnął zębami. - W Winterfell z pewnością znajdziesz coś, co mnie zadowoli. Do tego czasu wystarczą obietnice i - kapitan przerwał na dłuższą chwilę zbierając myśli. - Resztę przedyskutujemy później, na osobności.
- Od mielenia ozorem jeszcze żadnej bitwy się nie wygrało - kapitan pozbierała wszystkie swoje graty i wytarła nos w palce - Rozważ moje słowa, Wilku. Jak ci spieszno do dziatek i stolicy, mogę cię tam zabrać...Mi też tam po drodze. A ty, szczawiku - wyciągnęła sękaty palec w kierunku Ducha - nie zapomnij, że to ja tą twierdzę rozłupałam, kiedyś ty gdzieś się pod ziemią włóczył. I jak o zapłacie mowa, to ona mi bardziej należy - uśmiechnęła się krzywo - Nie jestem chciwa. Potrzebuję zapasów, koni, ubrań...I kogoś, kto się na sokolnictwie zna. Masz może takiego człeka? Albo ty, w swoim orszaku, Wilku?
- Raczej uciekłaś z twierdzy, a nie ją zdobyłaś - zauważył Duch. - I nie mam nikogo takiego.

Być może w innych okolicznościach kapitan puściłaby to mimo uszu. Jednak taki zarzut padł w obecności Starka, a to zmieniało postać rzeczy. Żelaźni nigdy nie będą gorsi od ludzi z północy. Cisnęła graty na ziemię i podeszła zdecydowanie za blisko Ducha. Jej twarz wykrzywiła się we wściekłym grymasie.

- Możesz to powtórzyć, chłystku? - warknęła - To ja poprowadziłam ten atak. I dzięki temu jeszcze niebo oglądasz nad sobą. Wielki generał Donnchad! - zakpiła - Tak spieprzałeś z podziemi, żeby się schować pod maminą spódnicą, że nawet nie zdążyłeś skrwawić miecza - splunęła Duchowi po nogi - A teraz ty mnie wyzywasz od tchórzy?
Pirat uśmiechał się tylko przebiegle, nie odrywając wzroku od twarzy kobiety.
- Nie masz pojęcia - mruknął tak cicho, że pomimo niewielkiego dystansu Mewa ledwie mogła go usłyszeć - co działo się na dole.
Beendrod odwrócił się na pięcie i oddalił się od Żelaznej na bardziej komfortowy dystans.
- Wyruszamy o świcie, ludzie muszą odpocząć. Co spodziewasz się zastać w Winterfell, Wilku? Ilu ludzi mogę zostawić z flotą?
- Dość! - z ust Mewy wydobył się ni to ryk, ni to warknięcie. Duch usłyszał szczęk stali, a potem chłodne ostrze długiego miecza dotknęło z tyłu jego szyi.
- Odszczekasz to co powiedziałeś, synu szczura i pijawki - Mewa starała się mówić spokojnie, ale grały w nim złowrogie nuty - i dasz mi moją część łupów. Albo sama ją sobie wezmę. A potem każde z nas uda się w swoją stronę. Zważ, że to tylko moje dobre serce; zwykle nikt, kto nazywa Żelaznych Ludzi tchórzami nie pożył jeszcze wystarczająco długo, żeby powtórzyć to kłamstwo drugi raz.
Pirat zaśmiał się gorzko.
- I co zrobisz? Przelejesz krew wśród swoich? To Dornijczycy słyną z zabijania bezbronnych, z wsadzania sztyletów w plecy - Duch poruszył delikatnie głową, jakby nagie ostrze zaczęło mu przeszkadzać. - Myślałem, że mieliśmy coś do załatwienia.
- Równie dobrze mogę ci wypruć flaki, patrząc ci w oczy - Mewa obeszła pirata, opuszczając miecz, ale nie chowając go na powrót - Co sobie myślałeś? Że bezpiecznie przesiedzisz cały ten burdel w kazamatach, a prosta baba odwali za ciebie całą robotę? A teraz puszysz się, jakbyś miał jakikolwiek udział w zwycięstwie? I paktujesz za plecami swoich ludzi ze Starkiem? - ostrze znów podjechało do góry, na wysokość grdyki pirata - Nie wiem, jak sobie dobierasz sojuszników, Wilku, ale ta śliska gadzina gotowa jest wydymac cię w rzyć i jeszcze ogłosić to swoim tryumfem, skoro nie waha się nazwać tchórzem kogoś, kto nadstawia za niego karku. I to nie pierwszy raz - szczęki Irgun zgrzytnęły, kiedy dla podkreślenia swoich słów poruszyła mieczem w górę i w dół - To nam dajesz, kapitanie? Kawał zamarzniętej ziemi, ożywione zwłoki i bezsensowną śmierć najlepszych ludzi, żebyś mógł posadzić swój szlachetny tyłek na ciepłych podusiach, w gronie przyklaskujących ci możnych? Nie sądzisz, że to nieco zbyt słona cena dla tych biednych chłopców?
Duch splunął.
- Ile stworów zabiłaś? Ilu twoich ludzi straciło życie na tej eskapadzie? Piraci walczyli zarówno na górze, jak i na dole. Twoje zasługi w tej bitwie są mniejsze niż żadne. Gdyby nie Maegor, wszyscy byśmy umarli - Duch uśmiechnął się zadziornie. - I to nie moja obecność jest tu co najmniej dziwna. Co robią Żelaźni po niewłaściwej stronie lądu? Wielu nazwałoby was zdrajcami, wasi bracia przelewają krew ludzi północy od lat. Nawet teraz.
- Zdrajcami? - mina Mewy zastygła w dziwnym wyrazie, jakby kapitan nie potrafiła przyjąć do wiadomości tego, co właśnie usłyszała. Twarz zaczęła nabierać koloru purpury. Ręce powoli jej opadły, i zrezygnowanym gestem wsunęła miecz do pochwy.
- Szkoda dobrej stali na taką kłamliwą gnidę - skrzywiła usta - I dlatego gołymi rękami cię zatłukę!! - wydarła się jak szalona i skoczyła z pięściami na Ducha.

Tego się pirat nie koniecznie spodziewał, nic więc dziwnego, że zarobiwszy fangę w nos, poleciał do tyłu i ledwo utrzymał się na nogach. Miał wrażenie, że dostał tryka od rozsierdzonego buhaja. W uszach rozszalały mu się dzwony świątynne. Przed oczami pojawiły się kolorowe blaski, a ze złamanego nosa trysnęła obficie czerwona jucha.

Mewa nie czekała na to, żeby dać przeciwnikowi szansę honorowej walki. Podbiegła ten krótki dystans i korzystając z siły rozpędu popchnęła Ducha na ziemię, jednocześnie usiłując przestawić mu szczękę łokciem.
Duch spróbował się zaprzeć, lecz jedyne co udało mu się osiągnąć to zamortyzować upadek. Bolący nos i zalane krwią oczy skutecznie rozwścieczyły pirata. Zebrał w sobie resztkę sił, błyskawicznie osłaniając twarz przed kolejnymi ciosami. Wierzgał przy tym nogami, jak małe dzieci bawiące się w wojowników. Kapitan robił to jednak celowo, za wszelką cenę próbując odepchnąć przeciwnika.

Kiedy obydwoje znaleźli się w parterze, Mewa nawet nie marnowała czasu na przebicie się przez zasłonę pirata. Lewą rękę oparła na jego mostku, dociskając go do ziemi, przycisnęła udami jego biodra i kilka razy walnęła zaciśniętą piąchą w nery mężczyzny, poprawiając na koniec z łokcia w brzuch. Pot lał się z niej strumieniami, pryskając wokół, a rozwichrzone włosy kleiły się do jej odsłoniętych ramion. Na szyi wyszły grube żyły; czarne oczy kobiety zwęziły się i na pirata popatrywały dwa ptasie paciorki, głębokie jak studnie, w których tańczył płomień wściekłości i furii.

Duch bronił się równie zaciekle jak Mewa atakowała. W bok wbijała mu się jednak broń, a skórzana zbroja blokowała ruchy.
I równie nagle, jak się rozpoczęła, bitka się skończyła. Ciężar Irgi zniknął, a ciosy przestały sięgać.

- Dość - Wilk nie krzyczał, nie wściekał się. Wydawał się być jedynie rozczarowany, może trochę poirytowany. Wziął Mewę pod pachy i uwięził jej głowę w niedźwiedziej dźwigni. Jego poważny, zimny głos przebijał się przez jej gorącą furię. Rzucała się, jak dzika kotka, ale ręce miała zablokowane, a nogi zgięły się pod nią, gdy Stark kopnął ją pod kolanem. Ból wrócił Żelaznej świadomość i zmęczenie.
- Dość, Irgun - kolejne słowa zadźwięczały w uszach Mewy - Prędzej ręce sobie rozbijesz, niż jego zbroję.
Mewa oklapła w uścisku mężczyzny, ale po chwili szarpnęła się wściekle; dogorywały w niej ostatnie akordy złości. Wstała, odchodząc od leżącego pirata, i tylko dla dokończenia sprawy splunęła na Ducha gęstą śliną.
- Niech to będzie dla ciebie nauczką - warknęła - Następnym razem, zanim powiesz o mnie, albo o kimkolwiek z moich ludzi tchórz albo zdrajca, wyrwę ci ten kłamliwy język i wepchnę w gardło, aż ci dupą wyjdzie!
Rzuciła Starkowi kose spojrzenie, ale jej usta uśmiechnęły się lekko. Mężczyzna był silny i odważny; pakując się w środek bitki i uspakajając ją swoim zdecydowanym działaniem, zasłużył na szacunek kapitan. Otarła dłonią pot z twarzy, i odgarnęła zlepione włosy z czoła.
- Jak dojdziesz do siebie, “kapitanie” - tym razem w ustach Mewy zabrzmiało to jak jadowita kpina - to zwołamy radę wszystkich dowódców. Im się wytłumaczysz z tego gówna - pozbierała swoje rzeczy, i pobrzękując gratami, odmaszerowała, rzucając jeszcze przez ramię - I z tego, że kobieta cię leje, jak chce, miękka pizdo!
Pirat podniósł się ociężale. Wytarł twarz o przetarty materiał na rękawie. Delikatnie sprawdził nos, następnie stan uzębienia. Uśmiechnął się krzywo, uznając chyba że wszystko jest w porządku.
- Gdyby nie fakt, że ja, w odróżnieniu do ciebie - mężczyzna splunął krwią - walczyłem na dole z pieprzonymi upiorami to inaczej byś teraz szczekała.
- Niczego się nie nauczyłeś, chłopcze - powiedziała Mewa niespodziewanie miękko i łagodnie - Niczego. Chyba mówiłam za mało wyraźnie...
Upuściła gwałtownie rzeczy i złapała za topór na długim stylisku, odwracając się do Ducha; kilkoma długimi susami pokonała dzielącą ich odległość, od razu wyprowadzając niski cios styliskiem i tępą stroną ostrza, celując w nogi i kolana mężczyzny.

Pirat najwidoczniej spodziewał się takiej reakcji. Z zawadiackim uśmiechem oczekiwał szarży przeciwnika, by uskoczyć w ostatnim możliwym momencie.
Udało się, choć o włos. Mimo że próbował tego nie okazywać był niemal równie zmęczony, jak Mewa. Jego członki protestowały, obita gęba dawała o sobie znać w bardzo irytujący sposób.

Żelazna też nie miała już prawie sił. Najpierw długa walka z trupami, potem gwałtowny pojedynek na pięści, a teraz jeszcze ganianie z siekierą za wyszczerzonym piratem.

Eddard Stark też miał najwidoczniej dość. Błysnął mieczem pomiędzy walczącymi. Zafurkotało powietrze, a w oczach błysnęły tęczowe barwy valyriańskiej stali. Lód stanął na drodze dalszych swarów.

- Powiedziałem dość - oznajmił Wilk.
Mewa oparła się na toporze, dysząc ciężko. Splunęła na trawę i rzuciła Starkowi krzywe spojrzenie.
- Dość? Łatwo ci się rządzić, jak o nie twoje idzie, Wilku. A gdyby ktoś tak o tobie powiedział? Zostawiłbyś jego słowa bez pomsty?
- Słowa rzucone bez udziału myśli zwykłem puszczać mimo uszu - rzekł Pan Północy, spoglądając na Donchada.
- Słowa? Patrząc na to, co ten zelig wyprawia, nie tylko to odbywa się u niego bez udziału rozumu…No, ale jak kto pierdoli takie coś, co trzyma na swoim statku, to nic dziwnego że jajami myśli, a nie łbem, choć do tego przeznaczony…
- Powtórz to przy nim - pirat uśmiechnął się, jakby właśnie wymienił się przyjacielskimi docinkami. - Maegor już teraz ma was pewnie dość, z pewnością skorzysta z okazji.
- Czym mi grozisz? - Mewa podjęła ten ton - Mocą, która nie należy nawet do ciebie? Dzikuska, której tylko słucha monstrum, znudzić się może w każdej chwili twoją gębą, Duchu. Albo kiedy w łożnicy nie wydolisz i zostaniesz bez niej i bez potwora, jak z opuszczonymi gaciami na mrozie - wyszczerzyła do Ducha podpiłowane zęby - Nie masz nic do pokazania; nie umiesz walczyć, skoro stara baba cię leje - przeczesała palcami włosy, wśród których błyskały nitki siwizny - Jesteś mądry tylko mądrością innych, tych, którzy prowadzili rajdy i statki, kiedy cię jeszcze na świecie nie było...a i tego nie umisz docenić i szanować. Nic dziwnego, królu - pozwoliła sobie na złośliwość w kierunku Starka - że Twój tron i rządy padły, skoro na takich “solidnych” sojusznikach go oparłeś...Znasz zasady morza, Duchu. Tylko silni mogą przewodzić. A twoja buta i durnota sprowadziła na nas śmierć, i nie przyniosła żadnych łupów. I to nie pierwszy raz. Będziesz miał się z czego tłumaczyć głodnym wilkom - wyprostowała się - i życzę ci mimo wszystko, żebyś miał czym ich nakarmić. Ja sama zaś nie czuję już zobowiązania, żeby za ciebie dalej kark nadstawiać - zakończyła splunięciem tą przydługą tyradę.

Kapitan uśmiechnął się tylko i spojrzał na wyraźnie zmęczonego całą tą sytuacją króla. Po chwili pirat skierował pełen pożałowania wzrok na Mewę i westchnął.

- Nasze drogi niebawem się rozejdą, z pewnością będziesz tęsknić. Życzę ci powodzenia wśród swoich. Przy odrobinie szczęścia nie opuści cię twoja załoga, gdy wszyscy mieszkańcy Żelaznych Wysp zechcą powiesić cię za zmianę stron w trakcie wojny - Duch obrócił się na pięcie i ruszył ku swoim.

***


Mewa odeszła spod okrętów z chłodniejszą głową, ale w jej duszy szalał sztorm. Emocje po bitwie, kpiny Ducha i jego docinki, cholerny Stark, który wciął się w najmniej odpowiednim momencie...

Gniew i jakiś nienazwany żal, a może zazdrość, zacięły się w niej jak grot strzały w ranie, i kiedy wróciła do obozu, czuła jakby wcale nie opuściła bitwy, jakby walka nadal trwała. Jej słowa nadal brzmiały jak rozkazy, kiedy kazała się zająć rannymi, rozdać resztę zapasów, podzielić łupy...

Storm na próżno starał się ją uspokoić czy obrócić wszystko w żart. Mewa miała po prostu dość. Ostatnie nitki łączące ją z odległymi wyspami rwały się niczym pajęcze nici babiego lata na jesiennym wietrze. Gdzieś pomiędzy Smoczą Skałą a śmiercią Marielli umarła też ze spokojem i w zapomnieniu solidna oficer żelaznej floty, ustępując miejsca uśpionej, ale od zawsze obecnej piratce, grabieżcy i bandycie. Misja, układy, polityka...ich nigdy nie było, poszły w zapomnienie, nie mogąc konkurować z pragnieniem łupów, sławy, przygody...z rządzą krwi i rządzą życia. Duch chyba nie zdawał sobie sprawy, że obudził demona, który kiedyś został pogrzebany pod obowiązkami matki i żony, i skrępowany twardymi łańcuchami niepisanych praw, obowiązków i powinności, jakie surowa kultura nakładała na wysoko urodzonych.

Z marszu, nie zastanawiając się głębiej nad tym, jakie jej decyzje będą miały konsekwencje, rozesłała wici i języki po obozie. Nie była wprawnym politykiem, nigdy nie zajmowały jej dworskie plotki i intrygi. Ale choć wolała rozwiązywać problemy mieczem, zdawała sobie sprawę, że słowa potrafią ciąć tak samo głęboko i celnie.

Nie żałowała złota i wódki z ostatnich zapasów; musiała mieć pewność, że jej słowom nada się odpowiednią wagę...i dobrze zapamięta.

Złamane obietnice, nazwał was tchórzami, niepotrzebna śmierć, nie ma siły, kuma się ze Starkiem...gdzie łupy, złoto, kobiety...zima, trupy, horror...

Słowa, jak strzały wymierzone w Ducha, bijące jedno za drugim w chętnie słuchające uszy kapitanów i zwykłych żołnierzy. Prawda pomieszana z fikcją, pobożne życzenia z twardymi faktami...nie, Mewa nie cofnęła się przed niczym. Mówiła to, czego ludzie pragnęli usłyszeć, obiecywała i zadawała niewygodne pytania. I wdziała, jak jej słowa rozchodzą się niczym kręgi na wodzie: z początku małe, nic nie znaczące falki...ale wystarczy wrzucić wystarczająca ilość kamieni, by fale w końcu nabrały mocy i rozpędu zdolnego powalać ludzi.

Nie wystarczy wygrać - brzmiało stare żelazne powodzenie - wrogowie jeszcze muszą poczuć porażkę

I zamierzała się tego trzymać aż do końca. Niezależnie od tego, jaki by nie był.

***

A w nocy przyszedł do niej Hurg.

Był olbrzymim mężczyną, a na jego umięśnionym ciele, które z wiekiem nabrało tłuszczu, pomiędzy gęstymi włosami jak u niedźwiedzia, różowiły się blizny. Moje śmierci - mówił o nich z czułością, kiedy Mewa przejeżdżała po którejś z nich palcami, zbierając z nich śliską warstewkę potu, przesyconego zmieszanym zapachem ich miłości.

To śmierć od miecza, dawno temu, z ręki mojego najlepszego przyjaciela. Ta od strzały, gdzieś na północnych wybrzeżach. Tu spadłem z konia...tą wyszarpał mors, kiedy myślałem, że już się nie ruszy...

Każda mogła być śmiertelna. Ale nie była, i zdobiły jego ciało niczym trofea z wielu bitew, które wygrał ze śmiercią.

Ale kiedy przyszedł do niej we śnie, każda z tych dawno zasklepionych ran była otwarta; lała się z niej czarna krew zmieszana z żółtawą ropą, a jego oczy były tylko białkami szaleńczo świecącymi w pustej, odczłowieczonej twarzy. Wiedziała, że jej pragnie, pragnie jak dawniej...pragnie jej ciepłego, soczystego, żywego ciała, by ją posiąść, pożreć, zaciągnąć w chłód i mrok grobu, z którego sam wyszedł.

- Umarłeś! - krzyczała we śnie, a on nie słuchał; napierał na nią gnijącym ciałem, zimną skórą, przypominającą w dotyku napuchnięte rybie brzuchy - Odszedłeś do Utopionego! - odpychała go rękami i nogami, bezskutecznie, a on oplatał ją jak wodorosty wciągające topielca, aż światło znikło zupełnie i Mewa zaczęła staczać się w bezdenną otchłań głębin morza, gdzie nie było nic prócz zimnych dłoni, chciwie wyciągniętych w jej stronę.

- Chodź do nas. Chodź! - szeptały głosy i trupie twarze, a każda była jej znana - Należysz do nas...wszyscy nie żyjemy, czekamy, czekamy tylko na ciebie! - krzyczały, a Irgun rwała się w górę, wbrew przytłaczającym ją masom zimnej, oślizgłej wody.

Nie, jeszcze nie czas, nie czas...jeszcze tyle mam do zrobienia...tyle do przeżycia...nie...nie...NIE!

- Cc-cco...? - Dina, leżąca na posłaniu obok, podniosła zaspaną, rozczochraną głowę znad posłania; Mewa najwyraźniej znów krzyczała przez sen.

Irgun nie odpowiedziała. Usiadła na posłaniu i zapatrzyła się w ścianę namiotu, zza której słychać było wołanie wart i widać było pomarańczowe blaski strażniczego ogniska.

Hurg...Mariella...

Ludzie oczekiwali że ich poprowadzi. Była wszak kapitanem, dowódcą, rzuciła w twarz Duchowi wyzwanie na walkę o władzę. Miała zaufanie i los części z żołnierzy w swoim ręku. Miała być ich obrońcą i podporą.

Tylko kto podeprze ją, kiedy wreszcie wszystko dobiegnie końca...?
 
__________________
"Polecam inteligentną i terminową graczkę. I tylko graczkę. Jak z każdą kobietą - dyskusja jest bezcelowa - wie lepiej i ma rację nawet jak się myli." ~ by Aschaar [banned] 02.06.2014
Nieobecna 28.04 - 01.05!
Autumm jest offline