Walka z mutantami minęła drużynie jak strzał z bicza, każdy z nich ciągle zdyszany wypatrywał czy kolejny przeciwnik nie wyłoni się z zniszczonej dzielnicy ale na szczęście nic takiego nie nastąpiło. Powoli także z okolicznych budynków zaczęli wysypywać się wieśniacy by teraz z przestrachem zbliżać się w okolicę mostu depcząc po piętach piątce "zbrojnych", prezentowali się oni potwornie nędznie włócznie co prawda posiadały stalowe groty ale były one osadzone na zniszczonych drzewcach wyrwanych zapewne uprzednio z narzędzi i łopat, na głowie każdego siedział kolebiący się na boki hełm który przypominał raczej garnek a zbroja w którą byli odziani okrywała tylko korpus warstwą wzmacnianej skóry. Skierowali się oni następnie w stronę podwyższenia gdzie po bitewce właśnie kierowali się towarzyszę by okazać Rubusowi swoje rany które dzięki łasce Sigmara nie okazały się poważne. Z gawiedzi wyłoniły się też dwie kolejne znane już towarzystwu jednostki Kapitan Schiller którego dłoń była teraz owinięta zbroczonymi krwią gałganami i drepcząca mu po piętach starsza babuleńka która mogła być tylko Babunią Moesher. Gdy zbliżyli się już do grupy na przód wystąpił Kapitan Schiller i już chciał coś powiedzieć do grupy ale przerwał mu ciężki tupot stóp gdy z za łuku wybiegł pędzący jakby goniły go demony zbrojny i wołał o kapitana.
Schiller zakrzyknął na niego ,a zbrojny podbiegł i zdyszanym głosem powiedział. - Na główną bramę przylazło paskudztwo kapitanie ! Ledwo żeśmy ich odepchli. Z dwudziestu ich było! Pięciu naszych leży.- i osunął się na kolana dusząc i wpatrując się w Kapitana wzrokiem jakby oczekiwał ,że ten powie mu ,że to wszystko bajki i tak na prawdę nic się nie stało. |