Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 04-11-2013, 23:49   #101
Camillvs
 
Camillvs's Avatar
 
Reputacja: 1 Camillvs nie jest za bardzo znanyCamillvs nie jest za bardzo znanyCamillvs nie jest za bardzo znanyCamillvs nie jest za bardzo znanyCamillvs nie jest za bardzo znanyCamillvs nie jest za bardzo znany
Kenshiro stanął jak wryty z podniesionym oburącz mieczem. Gdyby tylko można było zobaczyć co kryje się pod jego maską, widz niewątpliwe ujrzałby twarz wykrzywioną w grymasie niedowierzania, a wręcz przerażenia. W miarę jak zjawa sączyła kolejne słowa, samuraj cofał się powoli przesuwając stopy po ziemi kierując swe legendarne ostrze Mishima ku przeciwnikowi. Niestety tą bronią mógł widowiskowo odbijać kule broni palnej, nie chroniła go jednak przed podstępną mocą Mrocznej Harmonii tak jak wakizashi wspaniałomyślnie wręczone biskupowi...

Obrzydliwie przemieniona, grobowo sina, spoglądająca mrożącym do szpiku kości spojrzeniem "martwych" oczu karykatura pana Moya przemawiała dalej syczącym głosem odbijających się wielkim echem w głowie Kenshiro.

-Oddałeś nam już wakizashi, którym mnie zabiłeś, to właściwy pierwszy krok na drodze odkupienia win. Wszystko co było, pójdzie w niepamięć, wiele nacierpieliśmy się obaj z powodu ludzkiej nieżyczliwości. Rozumiem, że mogłeś mieć mi za złe nieodpowiednie traktowanie, nie nagrodziłem Cię, gdy było to konieczne, uraziłem Twoją dumę, zasiałem bunt i zawiść w Twym sercu, ale to nie było też dla mnie takie proste, musiałem lawirować pomiędzy frakcjami i układami na szczycie naszej korporacji, sam wiesz jak złożone są relacje międzyludzkie w Mishimie. Pewnie teraz to Ciebie zrani, ale prawda jest taka, że to z powodu pana Araki, Twego dobroczyńcy, musiałem tak się zachować. On Cię wprowadził na dwór, za jego protekcją trafiłeś na szczyty, dzięki niemu byłeś w mojej gwardii przybocznej, i to on w końcu przeraził się, że możesz stać się ważniejszy niż on, jego zadufaniu musiałem dać zadość i powstrzymać Twe awanse, by podtrzymać swoje kruche korporacyjne sojusze.

-Łżesz!- Kenshiro krzyknął rzucając się z mieczem na zjawę, która uchyliła się, skierowała otwartą dłoń na samuraja, by jakąś tajemniczą mocą powalić go na kolana.

-Rozumiem Twój gniew, nie kłamałbym jednak, bo jaki miałbym w tym cel? Dość miałem obłudy w starym życiu, teraz odrodzony i przepełniony nową mocą odkryłem jak wszystko może być dużo prostsze.-zjawa mieniąca się być panem Moya uniosła ręce do góry w tryumfalnym geście.-Już nie musisz być więcej pionkiem, którym manipulują wielcy gracze. Wybrałeś drogę wojownika w młodości, sztuki walki, karierę trenera, zawody, wyjazdy z dziećmi na letnie obozy szkoleniowe, nie chciałeś być pionkiem rozgrywek o przydziały kontraktów dla fabryk i temu podobne. I co? I tak wmieszałeś się w zawody z najtwardszymi zawodnikami półświatka, dla adrenaliny, dla sławy? Wygrywałeś z każdym, nawet pokonując mistrza sztuk walki numer jeden wszystkich triad na Marsie łamiąc mu przy okazji kręgosłup. Zyskałeś coś? Pogratulowali ci wygranej i zagrozili, że jeśli kiedykolwiek jeszcze wrócisz na Marsa, to triady cię zabiją, tak potraktowali najlepszego adepta sztuk walki całej planety! Gdy dalej kontynuowałeś już na Merkurym swoją karierę trenera i wojownika triad na mojej planecie-tutaj tak po prostu po ludzku dodał ironiczny komentarz-o jakże opornie szła ci nauka dobierania sobie przyjaciół!-następnie ciągnął dalej przejmujący wywód- znalazł cię pan Araki, służyłeś mu wiernie w jego grze, a grał o wysoką stawkę. Zapewnił ci moją łaskę, wejście do straży przybocznej, potem podkopywał twą pozycję, a na koniec to on podburzał cię przeciwko mnie, spiskował z moją ukochaną siostrą Mariko i jej dyrygentami z Bractwa! Oszukał nas obu, zdradził nas obu! Dlaczego po mej śmierci zostałeś odsunięty w cień zamiast być na piedestale, w śmietance przywódców Mishimy? Pewnie różnym ludziom byłeś niewygodny, ale to pan Araki najbardziej chciał, byś trafił do klasztoru na Wenus, gdzie wszyscy o Tobie zapomną! Zdobywaj sobie stopnie wtajemniczenia w Bractwie, bylebyś więcej nie kręcił się wokół niego, tak Ci się odwdzięczył za realizowanie jego polityki. Potraktowany zostałeś z zimną krwią jak przedmiot, a nie jak osoba godna szacunku i chwały, które teraz ja Ci oferuję. Pójdź dalej ze mną, ja dam Ci to, czego tylko pragniesz, będziesz wielkim wodzem i sensei mych zastępów, prawą ręką nowego shoguna, zawsze nagrodzony, otoczony czcią, wysławiany za swe zwycięstwa, zawsze na ustach wrogów budząc trwogę w ich sercach, gdy tylko usłyszą twe imię!

Niedająca nocą spokoju zjawa ze snów Kenshiro, wyimaginowana postać pod nazwą shoguna Ashigaka z rodu Moya, wykrzywiona przez senne wizje postać niedoszłego Overlorda Moya, teraz obrzydliwa jeszcze bardziej niż w jakimkolwiek dotychczasowym koszmarze, o dziwo przemówiła głęboko do serca Kenshiro, wzbudziła jego poczucie winy, poruszyła najbardziej dotkliwe sfery jego osobowości, urażonej dumy, rozpaliła pragnienie zemsty, ogień pragnącego nieograniczonej potęgi wojownika. Co tak naprawdę w życiu osiągnął? Co miał do stracenia, a co do zyskania? Zdradzony przez niego pan wybaczył mu o dziwo tak wielką winę, podczas gdy wiele mniejsze przewinienia ze strony innych ludzi miały dla niego gorsze konsekwencje...

-Panie! Wybacz mi mą zdradę! Nie jestem jednak godzien Twej łaski!-wykrzyczał Kenshiro klęcząc na jednym kolanie, podpierając się prawą ręką o pionowo postawiony na ziemi miecz ze schyloną pokornie głową. W głowie miał mętlik, miał wizje pana Arakiego ostrzegającego go przed mrocznymi knowaniami pana Moya, przygotowania do zamachu, podarowanie wakizashi Mishima chroniącego przed Mroczną Harmonią, ale teraz go nie miał, w najbardziej potrzebnym momencie. Chociaż to w sumie przeszłość, ta Mroczna Harmonia wcale nie była taka zła, mroczne życie miał za sobą, przed sobą już tylko świetlaną drogę, a nowe wakizashi pewnie podaruje mu siogun... Nie! To przecież nie może tak być!- Zostanę w tej drużynie, zginę jeśli trzeba u ich boku, dość mam już zdrady...

-Kenshiro!-zagrzmiał pan Moya.- Bądź mi młodszym bratem! Twa śmierć nie przyniesie nic dobrego! Żadnej chwały, ni rozgłosu! Wojownik ginąc niepotrzebnie wcale nie czyni mądrze. A co jeśli przypadkiem przeżyjesz? To będzie jeszcze gorsze dla ciebie! Naznaczony niczym trędowaty, odrzucony po powrocie z katedry, będziesz chodził po ziemi żałując, że nie wybrałeś innej drogi w tej wiekopomnej chwili! Co tam czeka na Ciebie? Obce ci Wenus, które i tak zdobędę, wyrwę je między innymi z rąk mego brata, który teraz został przygnieciony ciężarem władzy nad całą Mishimą. On tego nie udźwignie, my tak! Pamiętasz, nie wyprzesz się tego, jak spiskowaliśmy przeciwko jego rodzonemu bratu! To pan Araki był jednym z głównych inspiratorów zamachu, a ty brałeś bierny udział w tym niecnym podstępie, ja musiałeś zaś wziąć udział w tej ohydnej grze. Wracając tam wybierasz dobrą i szlachetną drogę? Drogę obłudy, fałszywych uśmiechów i sloganów o honorze? Tutaj jest prawda, nie kryjemy swych celów, nie mamy tajemnic, chcemy zdobywać i wznieść wysoko nasz zwycięski sztandar! Droga wojownika to nie droga ubabrana bagnistym błotem polityki! Chodź, weź to tanto [sztylet], zaznacz swą skruchę na lewej dłoni, zacznij nowe życie na mej służbie!

Kenshiro uniósł wzrok, spojrzał przez maskę na swego dawnego pana. Chwilę wahał się, rozmaite głosy, podszepty przenikały przez jego głowę. Odłączając odpowiednie przewody powoli zdjął swoją lewą rękawicę szykując się do obcięcia małego palca. Wyciągnął następnie obie dłonie, by odebrać tanto z wyciągniętej ku niemu prawicy pana Moya. Ułamki sekund dzieliły go od chwili,w której pozbawiając się kawałka ciała, przelewając własną krew, zmyje swą hańbę i wróci na służbę. Gdyby w tej chwili dzierżył w dłoni swe wakizashi Mishima wszystko mogłoby potoczyć się inaczej, ale może to i lepiej, przecież tanto pana Moya otworzy mu wrota do świetlanej przyszłości...
 
__________________
"Kto jest bezsilny, nie powinien rościć sobie jakichkolwiek praw do suwerenności" Hosokawa Masamoto

Ostatnio edytowane przez Camillvs : 04-11-2013 o 23:52. Powód: poprawki
Camillvs jest offline