Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 04-11-2013, 23:56   #105
Krakov
 
Krakov's Avatar
 
Reputacja: 1 Krakov ma wspaniałą reputacjęKrakov ma wspaniałą reputacjęKrakov ma wspaniałą reputacjęKrakov ma wspaniałą reputacjęKrakov ma wspaniałą reputacjęKrakov ma wspaniałą reputacjęKrakov ma wspaniałą reputacjęKrakov ma wspaniałą reputacjęKrakov ma wspaniałą reputacjęKrakov ma wspaniałą reputacjęKrakov ma wspaniałą reputację
- Ale czaaaad! – ciężko powiedzieć o czym myślał chłopiec, wyrażając swój zachwyt - To co szefie? Jedna myśl i jesteśmy we Wrocku. Stara Klemcia już Ci nie jest potrzebna. Masz zamontowany teleport w tyłku. Mamy kupę czasu, spokojnie możemy zahaczyć o jakiś klubik z dupencjami, w którym byłeś kiedyś. Bo chodzisz czasem na piwo, nie?

Mateusz przez dłuższą chwilę zastanawiał się co odpowiedzieć małemu wesołkowi, ostatecznie jednak postanowił go zignorować. Na zabawę nie miał ochoty, na testowanie nowych mocy również. Bez względu na to, co opowiadał ten mały erotoman, wolał pozostać przy tradycyjnych środkach transportu. Koniec świata końcem świata, ale myśl o porzuceniu Klementyny tu, w tym szczerym polu nie mieściła mu się w głowie. Poza tym wcale nie miał ochoty przenosić się do Wrocławia ot tak, w mgnieniu oka. Podróż, która zajmie mu nieco więcej czasu była mu bardziej na rękę. W trasie dobrze mu się myśli, a przyznać trzeba, że miał o czym pomyśleć.

Nie zwracając więcej uwagi na protesty i marudzenia malca, pruł przed siebie wsłuchując się w niski pomruk silnika i… w swoje wnętrze.

To było zabawne, na swój cierpki, ponury sposób. Będąc młodszym często myślał o końcu świata. Gdy czekała go zmiana szkoły, jakaś trudna decyzja, nieprzyjemna rozmowa. Gdy zbliżał się moment poniesienia konsekwencji za to, co zrobił. Myślał wtedy, zwiedziony jakimiś niby-przepowiedniami różnych szarlatanów, że może tym razem Koniec Świata naprawdę nastąpi. Najlepiej w niedzielę, by uchronić go przed wszystkim tym, z czym musiałby się zmierzyć w poniedziałek. Nie zostanie ukarany, nikt na niego nie nakrzyczy, nikt mu niczego nie odbierze, jeśli ten poniedziałek nie nadejdzie, prawda? Jednak poniedziałek zawsze nadchodził, a wraz z nim ból, upokorzenie, strach. Jabłoński zwątpił w Końce Świata, a nabrał wiary w nieuchronność poniedziałków. W niepowstrzymany bieg czasu. Teraz zaś, zupełnie nieoczekiwanie zachwiano tą wiarą. Może nawet obrócono ją w niwecz?

Delikatnie mówiąc znalazł się w bardzo trudnej sytuacji życiowej. To znaczy wcześniej, przed tą kabałą z Bogiem i Apokalipsą. Dług z każdym dniem coraz mniej przypominał finansowe zobowiązanie. Stawał się zwyczajnym wyrokiem. Mateusz przez pewien czas łudził się, że znajdzie jakieś wyjście, że wydarzy się cud, wygra w totka, czy coś. W głębi duszy wiedział, że to mało prawdopodobne. Nie ma aż takiego szczęścia. Nigdy nie miał. Teraz jednak… los, a może Bóg, daje mu szansę zrealizowania marzenia z dzieciństwa. Poniedziałek może nie nadejść. Może nigdy nie spłacić tego długu i nikt mu z tego powodu nie przewierci kolan i nie powyrywa paznokci. Kusząca myśl. Co prawda przy okazji zagładzie ulegnie całe życie na Ziemi, ale dlaczego miałoby go to obchodzić? Nie miał rodziny, nie miał nikogo, kogo darzyłby miłością, nikogo na kim by mu naprawdę zależało. Pewnie, miał paru kumpli, ale wszyscy oni żyli z dnia na dzień, starali się przeżywać każdą chwilę, jakby miała być ich ostatnią. Z tych sześciu miliardów istnień oni najmniej przejmą się tym, że ta chwila rzeczywiście taką była.

Nagle uświadomił sobie inną rzecz, którą powiedział ten anioł, czy kim on tam był.

“Wasze zadanie skończy się na ludzkim padole, gdy siódmy anioł zatrąbi”

Czyli… i tak był martwy. Bez względu na to, co wybierze, i tak umrze. Może już umarł? Czyli równie dobrze mógłby zagłosować za tym, by nie mordować tych sześciu miliardów istnień. Taki wybór wydawał się w oczywisty sposób bardziej słuszny. Jednocześnie jednak, rozważając jedną i drugą opcję, Mateusz zdał sobie sprawę, że jest mu w gruncie rzeczy wszystko jedno. W zasadzie mógłby rzucić monetą.

Boże, jak idiotycznym pomysłem było pozostawienie takiej decyzji w rękach pięciu, przypadkowych osób. A jeśli cała piątka ma to w dupie równie mocno? Wtedy decyzja o tym czy świat przetrwa, czy zostanie zniszczony, pozostawiona jest ślepemu losowi. Nie, nawet gorzej. Ludzkiej naturze, przewrotnej i zawistnej. Jeśli istotnie takie głosowania zdarzają się regularnie, to aż dziw, że ten grajdołek tak długo się utrzymał. A może się… nie utrzymał? W sumie… skąd możemy wiedzieć, że nasza Ziemia nie jest już którąś z kolei?"

Jakim pokręconym skurwysynem musi być bóg, który pozwala na coś takiego...
 
__________________
Gdzieś tam, za rzeką, jest łatwiej niż tu. Lecz wolę ten kamień, bo mój.
Ćwierćkrwi Szatan na forumowej emeryturze.
Krakov jest offline