Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 25-10-2013, 12:46   #101
Konto usunięte
 
Mira's Avatar
 
Reputacja: 1 Mira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputację
III Trąba Anielska

[MEDIA]http://www.youtube.com/v/Mzr_4H68FsY?[/MEDIA]
Choć sami drogi nie znają, chcą, by za nimi szli inni


WSZYSCY


Znów to samo. Jedno uderzenie serca wystarczyło, by przenieśli się w inny wymiar – być może istniejący tylko w ich głowach. Tym razem znaleźli się na spalonej ziemi, gdzie resztki fauny i flory dogorywały w ogniu apokalipsy.



Tym razem byli dla siebie czymś więcej niż cieniami. Mogli dostrzec wzajemnie swoje sylwetki, zarysy postury, po których można było domyśleć się płci pozostałych wybrańców. Wciąż jednak nie mogli zobaczyć swoich twarzy.

I trzeci anioł zatrąbił: i spadła z nieba wielka gwiazda, płonąca jak pochodnia, a spadła na trzecią część rzek i na źródła wód. A imię gwiazdy zowie się Piołun. I trzecia część wód stała się piołunem, i wielu ludzi pomarło od wód, bo stały się gorzkie.

Nagle pomiędzy gałęziami jednego ze zwęglonych drzew pojawiła się twarz – ni to męska ni kobieca, tak bardzo opromieniona blaskiem ognia. Głos również nieokreślony.

- Witajcie Wybrani lub Potępieni. Oto kończy się wasz czas na ludzkim padole. Wasze powłoki staja się zbędne. Porzućcie je więc, by móc dokonać wyboru. Teraz możecie podróżować do znanych sobie miejsc z przeszłości samą tylko siła myśli. Możecie też pożegnać swoich bliskich. Jakiegokolwiek bowiem wyboru dokonacie, Wasze zadanie skończy się na ludzkim padole, gdy siódmy anioł zatrąbi. Taki los wybrał Wam Pan. Alleluja.
*

* Lena rozpoznaje głos i oczy Gabriela.




Aniela


Za oknem mignęła jej znajoma sylwetka. Stefan. Młody dyrektor jak zwykle wyglądał na strapionego, przybitego smutkami tego świata. Dopiero gdy jego wzrok spotkał się ze wzrokiem Anieli, na ustach mężczyzny pojawił się delikatny uśmiech. Skinął jej głową i poszedł dalej.

- Proszę pani, skończyłem! – głos ucznia przywrócił nauczycielkę do rzeczywistości.

***

Akurat skończyła lekcje i sprawdzała kartkówki, gdy pojawiła się kolejna wizja. Wstała gwałtownie, lecz jej ruchy nie wywarły żadnego wpływu na biurko czy krzesło. Po prostu jej ciało przechodziło przez nie.

- Zaczęło się. – usłyszała męski głos.

W progu stał Mateusz. Tym razem wyjątkowo wyglądał na poważnego i nieskorego do podrywu.


- Dzieci cię już raczej nie zobaczą. Zostaliśmy tylko ja i ten oszust – Stefan.


Adam

Pierwsza karta dla Ewy: Sąd Ostateczny.

Druga karta dla Leny: Sąd Ostateczny.
Dziwne… Teraz dłużej przetasował karty.
Trzecia karta dla siebie: Śmierć.

Adam westchnął.
Czwarta karta dla świata: Sąd Ostateczny.
Niech to! Rozrzucił karty, po czym znów je potasował i kilka razy przełożył.
Piąta karta dla Wybrańców: Śmierć.
Czyżby tak miało być?
Szósta karta dla Apokalipsy: Sąd Ostateczny.
To nie mógł być przypadek. Adam odwrócił talię wierzchem. Wyglądała jak zwykle, wszystkie figury były obecne, a jednak wizję przyszłości nakreślały tylko te dwie…


Piotr i Adam

Wizja dopadła Palucha kiedy chodził po korytarzach, starając się odnaleźć Adama. Kiedy rzeczywistość wróciła do normalności, oparł się ciężko o zamknięte drzwi jakiegoś gabinetu i dyszał. Co do diabła? Co to ma być?!

Wtem drzwi otworzyły się ze środka wybiegło kilku sanitariuszy… przebiegli przez Piotra, w ogóle go nie zauważając. On też nic nie poczuł! Czyli ten płonący krzak mówił prawdę…

Paluch pomyślał o Adamie i… nagle znalazł się w izolatce, gdzie Moliński pochylał się nad siostrą Ewą. Mężczyzna trzymał ręce na jej ramionach jakby próbował jakichś szamańskich praktyk przesyłania energii czy kij wie czego. Widać było jednak, że i nim wizja wstrząsnęła, bo sapał jak lokomotywa.


Lena

Gdy nawiedziła ją wizja, właśnie traciła nadzieję, czytając kolejne odpowiedzi Internautów w rodzaju: LOL, Tylko Jezus z Opola jest prawdziwy!, ROTFL, Wreszcie koniec świata! WTF, Kłamiesz dziwko, Armagedon to ja będę mieć, jak z matmy na 3 nie wyjdę… Ktoś nawet zrobił dla niej mema.


Lena otrząsnęła się po powrocie świadomości do ciała. Myśli krążyły po głowie. Jeśli to wszystko była prawda… to teraz… mogła dostać się, gdzie tylko chciała? I to natychmiast!



Mateusz

Czuł dudnienie w głowie, kiedy wizja opuściła jego umysł. Trzeci anioł odszedł, lecz zamiast niego pojawił się baraszkujący satyr, który sugestywnie ocierał się o siedzenie Klementyny. Gdy poczuł na sobie wzrok Jabłońskiego, przewrócił się na plecy i zaczął wyciągać do góry kopytka, prezentując je wraz z bujnym owłosieniem zwierzęcych nóżek.

- Ale czaaaad! – ciężko powiedzieć o czym myślał chłopiec, wyrażając swój zachwyt - To co szefie? Jedna myśl i jesteśmy we Wrocku. Stara Klemcia już Ci nie jest potrzebna. Masz zamontowany teleport w tyłku. Mamy kupę czasu, spokojnie możemy zahaczyć o jakiś klubik z dupencjami, w którym byłeś kiedyś. Bo chodzisz czasem na piwo, nie?
 
__________________
Konto zawieszone.
Mira jest offline  
Stary 26-10-2013, 15:01   #102
 
Ombrose's Avatar
 
Reputacja: 1 Ombrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputację


Wszyscy zawsze mówili, że ludzie to istoty niższe. Niewolnicy rutyny, norm oraz praw, których sobie sami ustanowili. Kontrolowani przez przytłaczający strach, presję i głód. Zakotwiczeni do ziemi, bez skrzydeł, lecz z marzeniami. Zwierzęta skrępowane krwią, ciałem i konwenansami. Kręcące się w kółko, niepotrafiące wyjrzeć za horyzont małpy.

Adama uwolniono na tych kilka chwil, minut, godzin przed śmiercią. Bóg z aniołkami wyjrzeli zza chmurki, wskazali na niego paluszkiem, poczarowali i wszystko zmienili. Choć ciężko dyszał, nie musiał oddychać. Choć serce mocno waliło, to brak krwi - brak jakiejkolwiek materii - poddawało w wątpliwość sens tego wysiłku. Adam stał się stworzeniem z efemery, zupełnie jak Patrick Swayze. Brakowało jedynie Demi Moore, z którą mógłby się egzaltować.

Słońce padało na Molińskiego, lecz mężczyzna nawet nie rzucał cienia. Nie wywierał wrażenia drobnej, choćby najrzadszej mgiełki, czy rozgrzanego, migoczącego powietrza. Czy gdyby pobiegł, wyskoczył przez okno i spadł - przefrunąłby przez ziemię aż do Chin? A może grawitacja w ogóle by go nie przyciągnęła? A co, jeśli zmaterializowałby się i strzelił sobie w głowę? Tylko cztery pieczęcie by głosowały? Zostałby wybrany kolejny frajer ze znamieniem? Trochę jakby za późno, skoro już po trzeciej wizji, a niedługo zapewne miała nadejść czwarta. Mało czasu na zorientowanie się dla nowicjusza. Istniała też inna możliwość - Bóg przywróciłby Adama do życia. Pewnie nie byłoby to dla niego takie trudne, skoro i Jezus - jego syn - wskrzeszał.

Co teraz?


Krople. Jedna po drugiej spadają z sufitu. Wybijają rytm prosty i miarowy, niczym bicie serca. Obskurny metronom, choć w domu nikt nie uczy się grać na instrumencie. Kap, kap. Ćwierćnuta po ćwierćnucie trafiają do ustawionego na środku przedpokoju blaszanego wiadra. Woda prawie się przelewa.

Drzwi otwierają się, przychodzi dziewczyna, bierze wiadro i idzie z nim do łazienki. Marta. W grubym, włochatym swetrze i długich aż do kostek dresach. Drobne mięśnie przedramienia napinają się, przez gardło przechodzi jęk bólu, naczynie przechyla się i przezroczysty płyn znajduje ujście w odmętach hydraulicznej konstrukcji. Ręka podnosi się, dłoń ociera z czoła pot. Adam zamiera, niezdolny do ruchu, czy wydania jakiegokolwiek dźwięku.

Był w tym mieszkaniu tylko jeden raz, kilka lat temu. Wiele się zmieniło.

- Marta, piwo…! - rozlega się niski, tubalny głos dochodzący z innego pokoju.

Dziewczyna spieszy się. Zostawia wszystko i zmierza do kuchni prędzej, niż pastuszkowie do stajenki nowonarodzonego Jezusa. Przypadkowe skojarzenie, które pojawiło się w głowie Adama.

Przychodzi chwila zawahania. Powinna wyjąć piwo z lodówki, czy może cieplejsze z szafki? Nie zapyta się, nie może się zapytać. Nie wiadomo, co dziś wyprowadzi go z równowagi.

- Mówiłem, że z lodówki, kurwa!

Otyły, łysy mężczyzna wstaje z fotela, rzuca na siedzenie pilot i ciężką ręką przewraca otwartą puszkę na podłogę. Marta odskakuje w bok, bojąc się ciosu. Jednak nic takiego nie następuje.

- Zetrzyj to i przynieś następne.

- Bardzo przepraszam - Marta pokornie wycofuje się do kuchni. Oddycha z ulgą, dziś jej się upiekło.

Napuszcza do żółtej miski wodę, dodaje detergentu, bierze gąbkę i zmierza ku dużemu pokojowi. Tym razem robi to powoli, gdyż wie, że prawa fizyki nie byłyby dla niej szczególnie przychylne. Po dotarciu na miejsce pochyla się i na klęczkach zamienia się Kopciuszka. Jednak wokół nie ma przyjaźnie nastawionych myszek i ptaszków do pomocy - wszystko, jak zawsze, musi zrobić sama.

Hubert wstaje z fotela, by przybliżyć się do dziewczyny.

- Ruchy do siebie, nie od siebie, kurwa. Matka nie nauczyła się roboty?!

Wydziera z rąk gąbkę i edukuje. Potrząsa jej ramieniem, każe powtórzyć. Coś dzieje się nie po jego myśli, gdyż znów podnosi głos. Następnie podnosi rękę. Marta zaczyna szlochać, lecz zamiera dopiero wtedy, gdy dłoń schodzi tam, gdzie nie powinna. Niestety nie po raz pierwszy.

Adamowi to wystarcza. Bez namysłu podbiega, wyciąga rękę, która przechodzi przez głowę Huberta i materializuje się przed Martą.

Krew.

Dziewczyna nie krzyczy, nawet nie drży. Adam uświadamia sobie, że nie postąpił tak, jak powinien. Sekundy mijają, krople wody w przedpokoju kapią. Ręka mężczyzny wciąż tkwi w czaszce mechanika.

Sekundy mijają, krople wody kapią. I krew.

Oczy Marty rozszerzają się, dziewczyna zaczyna się śmiać. Z braku innego, lepszego oręża bierze żółtą miskę i nie zwraca uwagę na wodę, która się z niej wylewa. Zaczyna okładać plastikiem zwłoki mężczyzny. Słabe ruchy, przypominające batalię wierzbowej witki z wiatrakiem. Adam nie rusza się, ciało Huberta opiera się na nim. Z boku wygląda to tak, jakby wystawiał truchło mężczyzny w pozycji dogodnej dla morderczej furii córki.

W pewnym momencie wycofuje się, a Hubert upada na podłogę. Marta nie zwraca na to uwagi, dalej okłada denata żółtą miską . W pewnym momencie plastik łamie się, dziewczyna bierze jeden z kawałków i kontynuuje. Adam chcę znaleźć się gdzieś daleko, bez odpowiedzialności.

I słowo stało się ciałem.


Dziadek Adama, Milos leżał na kanapie. Żył, spokojnie oddychał, śnił. W pomieszczeniu rozbrzmiewał głos speakerki - zwykła radiowa audycja. Tutaj wszystko w porządku. Znajome, cynamonowe bajgle na kuchennym blacie. Adam bierze jednego i wgryza się tak, jakby zależało od tego jego życie. Smak się nie zmienił, to jedno wciąż takie samo. Mężczyzna powoli uspokaja się. Bierze drugą słodycz, następnie trzecią. W porządku.

Ani jedna kropla krwi nie pozostała na Adamie. Teleportując się do własnego mieszkania pozbył się wszelkich obcych płynów i grudek… Grudek…

Po chwili znów był w Przemyślu.


Marta siedziała we własnych wymiocinach obok zwłok faceta matki. Adam zaprowadził ją do łazienki, sczesał z włosów krew, a z rąk postarał się zmyć grzech. Na minutę wyszedł do jej pokoju, by przynieść czyste ubrania. Zamknął oczy, gdy córka przebierała się. Po chwili oboje wyszli.

- Gdzie jest matka?

- Pracuje do późna, codziennie.

Zaczęli rozmawiać. Niezwykła konwersacja prowadzona zwyczajnym tonem. Jak gdyby Adam nie pojawił się znikąd, a w dużym pokoju nie leżało ciało wraz z połamaną doszczętnie plastikową miską. Jednak w pewnym momencie omijanie głównego tematu stało się niemożliwe.

- To nie twoja wina. To przeze mnie.

- W nocy przychodził do mnie.

- Czemu nic mi nie powiedziałaś?

- Przez telefon?

- A matka?

- Bałam się.

Cisza.

- Skurwiel - skonstatował.

Wtedy Marta po raz pierwszy rozpłakała się, a Adam ją przytulił. Dziewczyna płakała coraz głośniej, aż w pewnym momencie przestała.

- Masz telefon? - zapytał ją.

Wykręcił numer na policję, wyjaśnił, że pod tym adresem zabił Huberta Listka i rozłączył się. Teraz - jako boży wybraniec - był nietykalny, nie musiał więc kłamać.

- Chodź, pójdziemy na miasto - rzekł do córki. - Pojedziemy autobusem.

Spojrzała na niego nieprzytomnym wzrokiem.

- Nie zostawię cię samej, no chodź.


Siedzieli w jednej z pizzerii. Do wyboru akurat tego lokalu przyczynił się nieziemski wręcz aromat pieczonego ciasta, oliwy i świeżych składników. Jakość za znaczną cenę, lecz Adam wciąż był zachwycony. Marta nie przestawała mówić.

- Boje się, że jak zamilknę, to już nigdy nie będę potrafiła się odezwać - powiedziała w pewnym momencie.

Adam obawiał się dokładnie tego samego. Z podobnych powodów zabrał córkę do miejsca pełnego ludzi. Mężczyzna nie miał wątpliwości, że największy kryzys jeszcze nie nadszedł. Córka zdawała się być nieporuszona, choć świadoma sytuacji. Być może wciąż tkwiła w szoku, jakimś wyparciu, czy innym psychologicznym terminie.

- Nie możecie tam dalej mieszkać. Przeprowadźcie się do dziadków, wiem, że wielokrotnie składali wam propozycję.

- Miałyśmy, ale wtedy mama poznała Hu

Cisza. Oczy Marty ponownie rozszerzyły się i zaczęły cieknąć z nich łzy. Otworzyła usta w niemym krzyku, nie potrafiąc wykrztusić ani słowa. Przypadkowym ruchem zrzuciła na podłogę porcelanowy pojemnik z sosem czosnkowym. Oczy wszystkich nagle zwróciły się na ich stolik.

- Wychodzimy - rzekł Adam, po czym postawił na stoliku banknot stuzłotowy i wyprowadził córkę z lokalu.

Obawiał się tego momentu, lecz gdy już nadszedł, odczuł ulgę. Przeraźliwy płacz, szloch i niemożność zaczerpnięcia oddechu rozumiał. W tej sytuacji były to bardzo naturalne elementy.

- Nie zbliżaj się… do mnie… - szepnęła Marta. Bała się go.

- Zadzwoniłem do twojej mamy, za chwilę powinna tu być, o ile policją ją nie zatrzy…

Marta zaczęła uciekać. Adam podbiegł do niej i wymierzył policzek.

- Uspokój się - rzekł. Zabranie córki w miejsce publiczne jednak nie było takim dobrym wyjściem. Na szczęście znajdowali się w bocznej uliczce i jedynie starsza pani oraz spacerująca para obserwowały przedstawienie.

- Ale jak… - Marta wyrzęziła, po czym nieoczekiwanie przytuliła się do niego. Adam objął ją i pogłaskał po plecach. Czuł wilgoć łez wsiąkających w materiał jego koszuli.

Wraz z Magdaleną Ochocką nadjechał radiowóz policyjny - Adam spodziewał się tego. Pożegnał się z córką, na jej matkę nawet nie spojrzał. Nie był w stanie. Pozwolił się skuć i umieścić w bagażniku. Od funkcjonariuszy dzieliła go gruba krata.


Na tym polegał triumf azjatyckich filozofii. Religii, według których należało wpierw osiągnąć duchową doskonałość, wytrenować się w harmonii, balansie i rozsądku, by uzyskać nadludzkie moce. Adama wcale nie uwolniono od tragedii losu zwykłego człowieka. Wciąż był niewolnikiem rutyny, norm oraz praw. Kontrolowały go strach, presja i głód. Już nie zakotwiczony do ziemi, ale wciąż bez skrzydeł, niepewny swoich marzeń. Kręcące się w kółko, niepotrafiące wyjrzeć za horyzont zwierze.

Według odwiecznego porządku najpierw należało osiągnąć szczyt duchowej równowagi - jak Jezus, lub Budda - by uzyskać nadludzkie moce. Adam otrzymał nowe zdolności za darmo. Nie zasłużył na nie, a materialnym poświadczeniem tych słów był Hubert Listek leżący bez życia pod ostrzałem policyjnych fotografów. Bóg przekazał Molińskiemu narzędzie, lecz bardzo szybko okazało się, że mężczyzna nie potrafi z niego odpowiednio korzystać. Jak dziedzic fortuny, który jedynie dzięki urodzeniu otrzymał w spadku pokaźny majątek do roztrwonienia, tak i Adam jako Pieczęć uzyskał moc, której nie powinien posiadać. Choć z drugiej strony… jak można wątpić w boski osąd? Widocznie Bóg tak chciał, prawda?

Adam wciąż był zwykłym człowiekiem z całą masą ludzkich słabości. Nadanie nadludzkich przymiotów musiało doprowadzić do chaosu.

Za cztery Trąby Anielskie i tak będzie leżeć martwy.

Mógł przenieść się wszędzie, gdzie był - prawda? A gdyby tak… przenieść się do górskiego strumyka Mirobora? Tych zielonych pól, kolorowych kwiatów i stromych pagórków? Być może mędrca już tam nie będzie, lecz samo miejsce wydawało się być tym odpowiednim, by dojść do odpowiednich wniosków.

Czy Adam bał się nieuniknionej śmierci? Po części tak - jak każdy człowiek. Jednakże od dłuższego czasu był nosicielem śmiertelnej choroby, której rozwój powstrzymywały jedynie pigułki, więc… przywykł do myśli, że nie będzie żyć wiecznie. Równie dobrze mógł powiedzieć, że wirus nadspodziewanie szybko namnożył się i Moliński zmarł z powodu AIDS, a nie znamienia na kostce w kształcie gwiazdy betlejemskiej.

To już nieważne, teraz cisza. Błękitne niebo, ostry zarys wzgórz na horyzoncie i szmer strumyka.

Adam skoncentrował się.
 

Ostatnio edytowane przez Ombrose : 26-10-2013 o 15:15.
Ombrose jest offline  
Stary 01-11-2013, 15:58   #103
Patronaty i PR
 
Redone's Avatar
 
Reputacja: 1 Redone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputację
- Dzieci cię już raczej nie zobaczą. Zostaliśmy tylko ja i ten oszust – Stefan. - powiedział Mateusz.
- Jak to, ale Ty mnie widzisz? Kim jesteś?
- Jestem aniołem z Twojej wizji. Stefan ukradł moje prawdziwe oblicze po to, by stać się dla Ciebie bardziej wiarygodnym.
- A skąd mam wiedzieć że mówisz prawdę i nie jest odwrotnie? Możesz mnie jakoś przekonać?
- Nie mogę dać ci nic ponad moje słowa. -
Mateusz uśmiechnął się smutno. Podszedł do Anieli. Przez chwilę wydawało się, że ja obejmie, ale powstrzymał się.
- Chciałem pokazać ci jak piękne potrafi być życie. Może wybrałem złą drogę, może za bardzo się narzucałem. Myślałem, że jak przeżyjesz cudowny romans, to wybór będzie dla Ciebie oczywisty. Stefan działa odwrotnie. On chce końca tego świata, dlatego pokazuje ci to, co w naszej rzeczywistości jest złe. On chce cię zniechęcić do życia.
- I co teraz, co dalej? Jak mogę się skontaktować z pozostałymi wybrańcami?
- Już niedługo. Póki co... korzystaj. Możesz przenieść się do dowolnego miejsca ze swoich wspomnień. Do każdej osoby, którą poznałaś. Korzystaj i myśl o tym, że nie byłoby ich, gdyby ten świat inaczej został stworzony.

Patrzyła przez chwilę na swoje stopy, niewidoczne dla nikogo innego oprócz nich. Pomyślała o mamie, chciałaby ją zobaczyć.
- Chcę porozmawiać z moją matką. Kiedy wrócę, będziesz tu jeszcze?
-Jeszcze będziemy mieć chwilę dla siebie. Ostatnią
. - uśmiechnął się smutno.

I tak się stało. Aniela pomyślała o swojej matce, która na pewno krzątała się w tej chwili w kuchni, przygotowując obiad dla siebie i ojca. I już po chwili stała w przedsionku jej rodzinnego domu. Otworzyła drzwi wejściowe i zamknęła je, tak jakby nimi weszła. Zaraz wyłoniła się zdziwiona twarz jej matki.
- Aniela, kochanie, co Ty tu robisz?
- Przyjechałam Cię odwiedzić!


Zrobiły kawę i spędziły kilka długich godzin na rozmowie. Potem przyszedł też tata i miło spędzili wieczór. Aniela nie mówiła im o tym, co jej się przydarzyło. Zapytała tylko, hipotetycznie, czy gdyby mogli zmienić ten świat, zrobili by to. Odpowiedzieli jej, że może i wprowadziliby kilka poprawek, ale ogólnie nie jest przecież źle. I to była dla niej najlepsza porada. Mieli przecież rację, jest tak wiele dobrych rzeczy, pośród tak wielu złych. A gdyby nie było złych, nie docenialiby tych dobrych.

Dopiero w nocy kobieta przeniosła się do szkoły. Miała nadzieję znaleźć tam Mateusza i ponownie z nim porozmawiać.
 
__________________
Courage doesn't always roar. Sometimes courage is the quiet voice at the end of the day saying, "I will try again tomorrow.” - Mary Anne Radmacher
Redone jest offline  
Stary 02-11-2013, 21:58   #104
 
woltron's Avatar
 
Reputacja: 1 woltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumny
Paluch próbował ogarnąć to co się działo, ale nie potrafił. Najpierw wizja, potem głos pieprzący coś o Bogu i końcu świata, a na deser przebiegnięcie sanitariuszy przez jego ciało i nagłe zniknięcie Adama. Wszystko to było dla Brzyskiego chore.

Brzyski postanowił nie korzystać z nowo nabytych mocy. Nie miał ochoty na powrót do miejsc z przeszłości. Zresztą do czego miał wracać? Więzienia? Szpitali? Miejsc w których kradł samochody?

Zamiast tego Paluch postanowił przemyśleć całą sytuację w samotności. Wyszedł z szpitala i znalazł samotną ławeczkę w najbliższym parku. Nikt nie zwracał na niego uwagę, ludzie przechodzili przez niego jak przez powietrze, niczym przez pieprzonego Patrica Swayze z "Uwierz w Ducha". Jedyna różnica była taka, że Brzyski jeszcze nie umarł. Chyba.

Samotność pomogła Paluchowi zebrać myśli. Nadal nie rozumiał, dlaczego został wybrany. Przecież był nikim, nic nie osiągnął. "Takie osoby nie powinny decydować o losach świata" pomyślał. Nie miał jednak zbyt wielkiego wyboru, jak zawsze ktoś inny zadecydował za niego.

Brzyski podniósł się i postanowił odszukać panią doktor. Zamknął oczy i po chwili był w przychodni Mad-Med. Ciekaw był czy kobieta tu jest, czy też udała się w podróż. "Jeżeli jej nie znajdę to odszukam starca z parku" pomyślał.
 
__________________
"Co do Regulaminów nie ma o czym dyskutować" - Bielon przystający na warunki Obsługi dotyczące jego powrotu na forum po rocznym banie i warunki przyłączenia Bissel do LI.
woltron jest offline  
Stary 04-11-2013, 23:56   #105
 
Krakov's Avatar
 
Reputacja: 1 Krakov ma wspaniałą reputacjęKrakov ma wspaniałą reputacjęKrakov ma wspaniałą reputacjęKrakov ma wspaniałą reputacjęKrakov ma wspaniałą reputacjęKrakov ma wspaniałą reputacjęKrakov ma wspaniałą reputacjęKrakov ma wspaniałą reputacjęKrakov ma wspaniałą reputacjęKrakov ma wspaniałą reputacjęKrakov ma wspaniałą reputację
- Ale czaaaad! – ciężko powiedzieć o czym myślał chłopiec, wyrażając swój zachwyt - To co szefie? Jedna myśl i jesteśmy we Wrocku. Stara Klemcia już Ci nie jest potrzebna. Masz zamontowany teleport w tyłku. Mamy kupę czasu, spokojnie możemy zahaczyć o jakiś klubik z dupencjami, w którym byłeś kiedyś. Bo chodzisz czasem na piwo, nie?

Mateusz przez dłuższą chwilę zastanawiał się co odpowiedzieć małemu wesołkowi, ostatecznie jednak postanowił go zignorować. Na zabawę nie miał ochoty, na testowanie nowych mocy również. Bez względu na to, co opowiadał ten mały erotoman, wolał pozostać przy tradycyjnych środkach transportu. Koniec świata końcem świata, ale myśl o porzuceniu Klementyny tu, w tym szczerym polu nie mieściła mu się w głowie. Poza tym wcale nie miał ochoty przenosić się do Wrocławia ot tak, w mgnieniu oka. Podróż, która zajmie mu nieco więcej czasu była mu bardziej na rękę. W trasie dobrze mu się myśli, a przyznać trzeba, że miał o czym pomyśleć.

Nie zwracając więcej uwagi na protesty i marudzenia malca, pruł przed siebie wsłuchując się w niski pomruk silnika i… w swoje wnętrze.

To było zabawne, na swój cierpki, ponury sposób. Będąc młodszym często myślał o końcu świata. Gdy czekała go zmiana szkoły, jakaś trudna decyzja, nieprzyjemna rozmowa. Gdy zbliżał się moment poniesienia konsekwencji za to, co zrobił. Myślał wtedy, zwiedziony jakimiś niby-przepowiedniami różnych szarlatanów, że może tym razem Koniec Świata naprawdę nastąpi. Najlepiej w niedzielę, by uchronić go przed wszystkim tym, z czym musiałby się zmierzyć w poniedziałek. Nie zostanie ukarany, nikt na niego nie nakrzyczy, nikt mu niczego nie odbierze, jeśli ten poniedziałek nie nadejdzie, prawda? Jednak poniedziałek zawsze nadchodził, a wraz z nim ból, upokorzenie, strach. Jabłoński zwątpił w Końce Świata, a nabrał wiary w nieuchronność poniedziałków. W niepowstrzymany bieg czasu. Teraz zaś, zupełnie nieoczekiwanie zachwiano tą wiarą. Może nawet obrócono ją w niwecz?

Delikatnie mówiąc znalazł się w bardzo trudnej sytuacji życiowej. To znaczy wcześniej, przed tą kabałą z Bogiem i Apokalipsą. Dług z każdym dniem coraz mniej przypominał finansowe zobowiązanie. Stawał się zwyczajnym wyrokiem. Mateusz przez pewien czas łudził się, że znajdzie jakieś wyjście, że wydarzy się cud, wygra w totka, czy coś. W głębi duszy wiedział, że to mało prawdopodobne. Nie ma aż takiego szczęścia. Nigdy nie miał. Teraz jednak… los, a może Bóg, daje mu szansę zrealizowania marzenia z dzieciństwa. Poniedziałek może nie nadejść. Może nigdy nie spłacić tego długu i nikt mu z tego powodu nie przewierci kolan i nie powyrywa paznokci. Kusząca myśl. Co prawda przy okazji zagładzie ulegnie całe życie na Ziemi, ale dlaczego miałoby go to obchodzić? Nie miał rodziny, nie miał nikogo, kogo darzyłby miłością, nikogo na kim by mu naprawdę zależało. Pewnie, miał paru kumpli, ale wszyscy oni żyli z dnia na dzień, starali się przeżywać każdą chwilę, jakby miała być ich ostatnią. Z tych sześciu miliardów istnień oni najmniej przejmą się tym, że ta chwila rzeczywiście taką była.

Nagle uświadomił sobie inną rzecz, którą powiedział ten anioł, czy kim on tam był.

“Wasze zadanie skończy się na ludzkim padole, gdy siódmy anioł zatrąbi”

Czyli… i tak był martwy. Bez względu na to, co wybierze, i tak umrze. Może już umarł? Czyli równie dobrze mógłby zagłosować za tym, by nie mordować tych sześciu miliardów istnień. Taki wybór wydawał się w oczywisty sposób bardziej słuszny. Jednocześnie jednak, rozważając jedną i drugą opcję, Mateusz zdał sobie sprawę, że jest mu w gruncie rzeczy wszystko jedno. W zasadzie mógłby rzucić monetą.

Boże, jak idiotycznym pomysłem było pozostawienie takiej decyzji w rękach pięciu, przypadkowych osób. A jeśli cała piątka ma to w dupie równie mocno? Wtedy decyzja o tym czy świat przetrwa, czy zostanie zniszczony, pozostawiona jest ślepemu losowi. Nie, nawet gorzej. Ludzkiej naturze, przewrotnej i zawistnej. Jeśli istotnie takie głosowania zdarzają się regularnie, to aż dziw, że ten grajdołek tak długo się utrzymał. A może się… nie utrzymał? W sumie… skąd możemy wiedzieć, że nasza Ziemia nie jest już którąś z kolei?"

Jakim pokręconym skurwysynem musi być bóg, który pozwala na coś takiego...
 
__________________
Gdzieś tam, za rzeką, jest łatwiej niż tu. Lecz wolę ten kamień, bo mój.
Ćwierćkrwi Szatan na forumowej emeryturze.
Krakov jest offline  
Stary 06-11-2013, 16:17   #106
Konto usunięte
 
Mira's Avatar
 
Reputacja: 1 Mira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputację
[MEDIA]http://www.youtube.com/v/esiwzK7IRzY[/MEDIA]

O, bo i nie dość było kochać jedno,
I tak czujemy, ziemi oddani,
Jak nas rozdziera ogromna samotność –
Nieba powolne milczenie.


WSZYSCY

Kształt ciała zafalował. Niewidoczny dla innych, zaczął zanikać również dla samej Pieczęci. Tylko znamię… ono tliło się żywym światłem, które wkrótce pochłonęło świat.

I czwarty anioł zatrąbił: i została rażona trzecia część słońca i trzecia część księżyca, i trzecia część gwiazd, tak iż zaćmiła się trzecia ich część i dzień nie jaśniał w trzeciej swej części, i noc - podobnie.

W głowach wybrańców rozległ się głos* - głos całej światłości, która ich otoczyła:

- Światła żywych już nie dla was. Poznajcie światło umarłych. Czas poznać swe anioły i demony. Czas byście osądzili ich, jako i oni osądzą wasze czyny. Otchłań wzywa… zatraćcie się w niej. Na chwałę Pana!

*Piotr rozpoznaje nożownika


Lena

Czas, który został jej dany spędziła z Mają – jakby nigdy nic. Zrobiła jej kolację, wykąpała, a potem utuliła do snu. Tylko gdy córeczka zasnęła, łzy same pociekły z oczu. Co miała zrobić? Co się w ogóle działo? Przymknęła na chwilę oczy, otulając ramionami ukochane dziecko.

Wtem jej ciało przeszył dreszcz. Otworzyła oczy. Nie była już w łóżku z Mają, leżała pośród pogorzeliska, tuląc w rękach… no właśnie kogo? To też było dziecko, dziewczynka. Jakby na niewypowiedziane pytanie Leny poruszyła się i odwróciła powoli w stronę lekarki. Puste oczodoły wyglądały przerażająco w spalonej buzi. Kobieta wiedziała jednak, że już ją widziała w jednym ze swoich snów...

Cytat:
Lena przystanęła. Na środku uliczki stała dziewczynka, była odwrócona do kobiety plecami. Mimo chłodu poranka, ubrana była tylko w jasna, odświętną sukienkę. Na głowę dziewczynki z kolei nałożony był wianek polnych kwiatów. Dziecko wpatrywało się gdzieś w dal, w ogóle nie reagując na kobietę. Kiedy Lena podeszła bliżej, zobaczyła, ze mała coś trzyma. Po kilku kolejnych krokach okazało się, że jest to koszyk z kwiatkami - takimi, jakie sypie się w święto kościelne lub podczas ślubu.

Dziewczynka wciąż nie reagowała na obecność kobiety i dopiero gdy lekarka stanęła tuż obok, jakby wypuściła z siebie powietrze. Odwróciła głowę ku Lenie tak gwałtownie, że wianek spadł na ziemię. Na lekarkę patrzyły puste oczodoły nieludzkiego, spalonego oblicza. Spękane wargi z chrzęstem rozwarły się, a w powietrzu uniósł się odór śmierci.

- Poomóż naaam… - suchy, jakby też wypalony ogniem głos dobiegł uszu lekarki.
Czyżby znów śniła?

- Czy nie słyszysz naszego płaczu? – zapytała dziewczynka, odwracając się w stronę Leny – Twoja córka miała szczęście, ale nas… nas nie ocaliłaś…


Adam

Odnalazł miejsce, lecz nie odnalazł człowieka. Jego przodek nie żył przecież w tych czasach. Gdy zawiedziony Moliński chciał powrócić do szpitala i swojej rodziny, targnął nim jakiś straszliwy wstrząs. Na chwilę stracił przytomność.

- Śpiąca królewna się obudziła. – usłyszał głos obok siebie. Znajomy głos… którego nie powinien usłyszeć.

Świat jednak tonął w ciemności. A może nie? Może to tylko on miał zawiązane oczy? Adam chciał dotknąć twarzy, lecz jego ręce były przywiązane do czegoś nad głową. Stelaż łóżka? Na to by wskazywało. Leżał na czymś miękkim – materacu, którego nie znał.


- Mamy czas. – znów ten głos, tym razem tuż obok ucha – Mamy czas… To mój świat i mogę w nieskończoność wydłużać tę chwilę, zanim kolejna trąba się odezwie.

Adam poczuł jak czyjeś palce brutalnie dotykają jego twarzy. Brutalnie, a zarazem… zmysłowo… wędrują po ustach… paznokcie drapią podbródek… policzek… aż w końcu docierają do opaski. Jednym szarpnięciem palce zrywają materiał po to, by Moliński mógł spojrzeć na twarz swojego oprawcy – twarz Jacka.

Mężczyzna zaśmiał się, widząc minę swojej ofiary. Na twarzy nie było widać śladu po obrażeniach.

- Role się odwróciły. W sumie powinieneś czuć się zaszczycony. Oto przybysz z przyszłości zaszczycił cię swoją obecnością, a Ty co zrobiłeś? Dwa razy próbowałeś mnie zabić... Właściwie to trzy. Własną rodzinę… bardzo nieładnie.

Jacek wskoczył na nagiego Adama. Ubrany był tak, jak poprzednio. Usiadł na brzuchu mężczyzny i spojrzał mu w oczy, uśmiechając się przy tym radośnie.

- To co, pamiętasz już moje prawdziwe imię… wujku?


Piotr

Nie potrafił namierzyć lekarki. Skupił się więc na starcu. Oczywiście, w parku go nie było, kiedy jednak przywołał w myślach jego twarz, został przeniesiony… na cmentarz miejski w Sopocie.


Paluch stał nad grobem, na którym widniała podobizna staruszka. Więc zakończył żywot… pytanie czy naturalnie… czy ktoś mu w tym dopomógł.

- Ludzie odchodzą bez uprzedzenia. – usłyszał kobiecy głos za plecami.

To była ta kobieta – młodsza wersja jego matki.

- Ostatnia wola… to wielka łaska. Niewielu jej doświadcza. Ja nie mogłam jej wypowiedzieć… nie było przy mnie mojego synka… umarłam sama, w ciszy, która nie była moją ciszą. Umarłam czując odór moczu i wymiocin wokół siebie. Powiedz mi… powiedz mi Piotrusiu. Czy tak powinien być zbudowany ten świat?


Aniela

Znalazła się w wielkiej Sali, która mogła być nawet salą balową. Na górze znajdował się ogromny, kryształowy żyrandol. Ściany zostały pokryte złotem i innymi kosztownościami oraz rzeźbami. Mimo to jednak w pomieszczeniu panował półmrok. Aniela przesuwała palcami po freskach, starając się namierzyć jakieś drzwi lub okno.

- Witaj Anielu. Wreszcie mamy czas porozmawiać.
- Stefan?
– rozpoznała ten głos od razu.
- Tak. Pod tym imieniem mnie poznałaś.

Chciała ruszyć w jego stronę, prawdopodobnie bowiem stał po przeciwnej stronie Sali. W mroku, gdy oczy przywykły do słabego oświetlenia, wydawało jej się nawet, że rozpoznaje skuloną sylwetkę.

- Nie podchodź. – ostrzegł Stefan Nie chcę cię wystraszyć… a ten drań odebrał mi moją twarz.



Mateusz

Znajdował się na klifie. Wokół unosiła się mgła. Jak się tu znalazł? Z jednej strony, tuż przy krawędzi wznosiła się ściana. Dziwne. Mateusz dotknął jej powierzchni. Była taka zimna… ale też... jakby... znajoma. A przecież nigdy tu nie był.


Wtem usłyszał czyjeś kroki. Nierówne… jakby ktoś kulał. Z drugiej strony, spośród mgły wyłoniła się sylwetka mężczyzny. Przybysz szedł powoli, utykając na jedną nogę. Nim Mateusz zobaczył jego twarz, rozpoznał głos starca, który podwoził go do Łodzi.

- Oto ściana, jaką odgrodziłeś się od świata, chłopcze. Oto ściana twoich lęków, uprzedzeń… oto granica twojego postrzegania, którą sam postawiłeś. Żyjesz z dnia na dzień. Życie wycieka między Twoimi palcami… a Ty mu na to pozwalasz. Nie walczysz. I dobrze… bo nie ma o co walczyć. Ten świat nie jest tego wart… Powiedz tylko. Czy chcesz żyć w nim dalej? Odgrodzony tym murem od tego, co winno być ci najbliższe… od własnych marzeń i pragnień?

Mężczyzna podszedł bliżej. Nie był już jednak uprzejmym staruszkiem… w ogóle nie był człowiekiem.

 
__________________
Konto zawieszone.
Mira jest offline  
Stary 14-11-2013, 11:50   #107
Patronaty i PR
 
Redone's Avatar
 
Reputacja: 1 Redone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputację
- Nie podchodź. – ostrzegł Stefan – Nie chcę cię wystraszyć… a ten drań odebrał mi moją twarz.
- Jaką rolę wy obaj w tym wszystkim odgrywacie?
- Ja jestem twoim aniołem stróżem, Anielu. Zaś Mateusz... to Twój diabeł, czy raczej demon, który ma za zadanie kusić cię ziemskimi rozrywkami, byś nie mogła skupić się na rzeczach wzniosłych.
- A może oboje zostawicie mnie w spokoju?
- Twoje przeznaczenie wiąże cię niestety z nami, ale... to już niedługo.
- Po co tu z Tobą jestem? Czego ode mnie oczekujesz?
- Musisz podjąć decyzję - decyzje o losach świata. Jak zagłosujesz, gdy przyjdzie na to czas? Czy zaryzykujesz, by stworzyć piękniejszy świat bez prześladowania słabszych, bez społecznych nacisków, alkoholizmu i ogólnej niesprawiedliwości... czy wybierzesz krótszą drogę i pozwolisz, by wszystko zostało po staremu, a silniejsi wyzyskiwali słabszych. To czas na Twoje przemyślenia.
- Jest nas piątka. Co jeśli każdy będzie miał inną wizję przyszłości?
- Pamietasz Mitologię Grecką?
- Stefan odpowiedział pytaniem na pytanie - Tylko, ze wy jesteście o kilka tysięcy lat mądrzejsi.
W sumie nie pamiętała, ale wolała teraz o tym nie dyskutować. Domyśliła się o co mu chodzi.
- Kiedy spotkam się z pozostałymi i przyjdzie czas na podjęcie decyzji?
- Już niedługo. Powiesz mi... co zamierzasz? Wiesz, bardzo chciałbym, żeby to inaczej się potoczyło. Jesteś wspaniałą kobietą. Chciałbym móc cię poznać w innych okolicznościach
. - głos Stefana był pełen bólu.
Wkurzało ją to wszystko, tym bardziej, że teraz zrozumiała zaintesresowanie jej osobą ze strony Kossów. A przez chwilę naprawdę czuła się w jakiś sposób wyjątkowa. Uwierzyła że jest świetną nauczycielką i fajną osobą. A to wszystko było tylko iluzją, specjalnie dla niej zbudowaną otoczką.
- Nie podejmę decyzji dopóki nie porozmawiam z innymi. Ale bądź spokojny, to na pewno nie będzie pochopna decyzja.
- Wierzę w Ciebie Anielu. Pamiętaj o tym.
- dotarł do niej głos z drugiej strony sali.

Rozejrzała się po sali. Otaczało ją pustka. Taka sama jak ta, która znajdowała się w jej sercu. Powoli to wszystko stawało się dla niej obojętne. Pożegnała się z rodzicami, na tyle na ile mogła. Poza tym nic jej nie trzymało na tym świecie, ani też świata z nią nic nie wiązało. Jeśli większość będzie za zmianą, Aniela nie miała zamiaru się przeciwstawiać. Choć była strasznie ciekawa kim są pozostałe osoby i co one o tym sądzą.
 
__________________
Courage doesn't always roar. Sometimes courage is the quiet voice at the end of the day saying, "I will try again tomorrow.” - Mary Anne Radmacher
Redone jest offline  
Stary 16-11-2013, 14:25   #108
 
Ombrose's Avatar
 
Reputacja: 1 Ombrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputację
Adam szerzej otworzył oczy. Mógł spodziewać się wszystkiego - ale nie tego. Sytuacja była tak nierzeczywista, że nie miał pojęcia, jak zareagować. Materac, paznokcie na podbródku, szorstki posmak dżinsów na klatce piersiowej… oraz całe stado pytajników, które niczym stado spłoszonych nietoperzy nacierało na związanego mężczyznę.

- Czy to ty, drogie Ruchadełko…? - wykrztusił, lecz bez namacalnego sarkazmu w głosie. Emocje zostały tak szczelnie przykryte przez przytłaczającą warstwę niedowierzania, że nawet złośliwość nie mogła się w pełni wykształcić.

Plask!

Policzek zapiekł od uderzenia. Z twarzy Jacka zniknął jednak uśmiech.

- Ruchadełko? Tym jest dla ciebie świat? Miejscem, gdzie możesz bezkarnie ruchać? Ruchać co popadnie... po to żebyś mógł zarażać bezbronne dzieci HIV-em? To właśnie mi zrobiłeś. Zniszczyłeś moje życie! I kto jest pojebem, co?
Silna dłoń zacisnęła się na gardle Adama.
- Jak... mam... na... imię?!

Adam był przekonany, że nigdy nie uprawiał seksu z Jackiem, a tym bardziej jakimkolwiek dzieckiem. Zastanowił się - choć trudno myśleć z ręką na gardle - i doszedł do wniosku, że nic nie da szarpnięcie ciałem i zrzucenie mężczyzny z brzucha. Ten psychopata panował nad światem, w którym się znaleźli. Co więcej, dana przez Boga teleportacja po prostu wyparowała - teraz, kiedy była naprawdę potrzebna.

Moliński słuchał Jacka i nie wątpił, że mężczyzna jest szalony. A jednak… wiedział o Chorobie. Jedynie ten element zgadzał się z rzeczywistością - reszta pozostawała bełkotem. Żeby zarazić dziecko HIVem, Adam musiałby uprawiać z nim seks, lub… przekazać własną krew. Nie przypominał sobie ani jednego, ani drugiego.

- M-marcin? - wyjęknął Adam. Niezwykle trudno było mówić, gdy właściwie ktoś fizycznie ci to uniemożliwiał.

Wymówił imię swojego jedynego bratańca - nie był wujkiem dla nikogo innego.

- Brawo! W nagrodę... pozwolę ci parę minut pobiadolić, zanim przerżnę Twoją dupę i oddam to, co ty mi dałeś, zacinając się przy goleniu.

„Nawet nic nie poczuję - wiem, bo widziałem cię całego pod prysznicem”.

Jednak Adam uznał, że woli nie kierować rozmowy w tym kierunku.

- Wielokrotnie zacinam się przy goleniu... Który raz masz na myśli? - zapytał, udając zainteresowanie szaleńczym bełkotem Jacka, który najwyraźniej widział siebie jako kilkuletniego bratańca Adama.

Nagle, nieoczekiwanie, synapsy błysnęły.

- Czekaj… Czy ty…

No kurwa.

- Jacek, znaczy Marcin… ty, kurwa, pojebie! - wrzasnął Adam, gwałtownie szarpiąc więzy, które wciąż wżynały się w skórę. - To jebany paradoks… paradoks czasowy! No kurwa! Zaciąłem się… przedwczoraj? Kiedy to było? Wczoraj? Podczas golenia otrzymałem SMSa, że Lena jest w szpitalu, więc ostrze mi się omsknęło. Byłem wtedy w gościach u Adriana, znaczy twojego ojca… No kurwa mać! Lena wylądowała w szpitalu, bo ty ją załatwiłeś! Czyli sam jesteś, kurwa, winny! Gdybyś nie cofnął się w czasie, Lena byłaby cała, ja bym się nie zaciął, nie miałbyś spierdolonego, jak sam powiedziałeś, życia i nie musiałbyś cofnąć się w czasie - swoją drogą chuj wie, jak to zrobiłeś. No ale wciąż nie wiem, jaki związek ma moje zacięcie się z twoim… kurwa nieszczęściem. Rozumiem, że moja krew do najzdrowszych nie należy, ale wciąż… jak z żyletki trafiła do twojej krwi?

Adam odetchnął.

- No kurwa jak?!

Mężczyzna bez słowa pochylił się nad bezbronnym Adamem i przyłożył mu dłonie do skroni. Wizja z nie tak odległej przeszłości nadeszła. Mały Marcin... ciekawskie dziecko... skazane dziecko.

- Lena miała umrzeć. Ocaliłem ją dla Ciebie, ale Ty spieprzyłeś sprawę szukając zemsty. Dlatego trzeba było przywrócić równowagę. Ponownie jednak dałem ci szansę wujaszku. Radosna Lena albo Ewa, która i tak za rok popełniłaby samobójstwo. Ty to spieprzałeś!

- Co? Nie rozumiem, wolniej… - Adam zmarszczył brwi. - Czyli kto oblał Lenę kwasem?

- A co dostanę, wujciu, za tę informację? - mężczyzna przeciągnął się zmysłowo. Znów miał na twarzy ten irytujący uśmieszek.

- To chore… - wycedził Adam, krzywiąc się. - Skoro cofnąłeś się w czasie, to dlaczego mnie nie uratowałeś? - zmienił temat. - Lub siebie samego?

- Niczego nie rozumiesz. Jestem tylko awatarem. Bóg czy ktokolwiek mnie wybrał, zrobił to w określonym celu. Ja mam reprezentować zło, które stworzyłeś. Pytanie brzmi czy jesteś w stanie je naprawić? Czy jesteś w stanie zburzyć coś, by ulepić dzieło lepsze... i trwalsze... a nie znów wszystko spieprzyć albo co masz w zwyczaju - uciec?

- Mówiąc bez ogródek... chcesz, bym zagłosował za Apokalipsą. Wcześniej związany i zgwałcony.

Problem był taki, że Adam już wcześniej skłaniał się ku końcu świata. Ponownie zaczął się wahać, gdy Marcin - samozwańczy awatar zła - także sugerował takie rozwiązanie.

- Powiedz mi jeszcze… Jeśli tu jest awatar wszelkiego zła, które wyrządziłem… To gdzie czai się awatar dobra? - zapytał Moliński. Lekko kpiąco, po części na poważnie. - Bo widzisz… ja wierzę w równowagę.

- Dobrze... a co dostanę za tę wiedzę? - mężczyzna oblizał wargi lubieżnie, nie spuszczając wzroku z Adama.

- Myślę, że jednak transakcji nie będzie - w odpowiedzi pokręcił głową. - Ty nic nie wiesz. Nawet nie myślisz. Jesteś wydmuszką. Niczym zaprogramowany robot. Niestety nie mogę cię zabić, więc muszę czekać, aż zgaśniesz… Skądś musisz czerpać energię. Jeżeli moje złe, kurwa, uczynki są dla ciebie paliwem, to przywiązany do tego łóżka za wiele nie zgrzeszę i być może gdzieś znikniesz w pewnym momencie. Albo i nie. W końcu co ja wiem. Zresztą po co w ogóle ja z tobą rozmawiam… - westchnął. - Nie jesteś niczym więcej, niż koszmarem. W końcu… przecież się wybudzę.

- Skoro tak mówisz...

Marcin wyciągnął poduszkę zza pleców wuja. Na jego wagrach znów wykwitł ten wkurzający uśmieszek.

- Słodkich snów, księżniczko.

Silne ramiona przycisnęły poduszkę do twarzy Adama. Choć cała sceneria wydawała się oniryczna, ból traconego oddechu zdawał się prawdziwy. Moliński czuł jak się dusi. Cierpiał...cierpiał z powodu własnej bezbronności... aż zapadł w otchłań czerni.
 
Ombrose jest offline  
Stary 17-11-2013, 01:13   #109
 
woltron's Avatar
 
Reputacja: 1 woltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumny
- Ostatnia wola… to wielka łaska. Niewielu jej doświadcza. Ja nie mogłam jej wypowiedzieć… nie było przy mnie mojego synka… umarłam sama, w ciszy, która nie była moją ciszą. Umarłam czując odór moczu i wymiocin wokół siebie. Powiedz mi… powiedz mi Piotrusiu. Czy tak powinien być zbudowany ten świat?
Brzyski miał ochotę się zaśmiać. Głupi błąd, ale jego matka nigdy nie nazywała go Piotrusiem. Jego prawdziwa matka wiedziała jak potwornie nie lubi zdrobnienia swojego imienia i nigdy się do niego tak nie zwracała. Poza tym całe przemówienie, choć bolało to nie zrobiło na Paluchu większego wrażenia. W więzieniu miał dużo czasu by pogodzić się ze śmiercią. Poza tym co miał do tego jak jest zbudowany ten świat? “Kurwa” pomyślał “znam się na samochodach i tym jak je kraść, powinni wybrać kogoś innego”.
Zamiast tego powiedział:
- A jak powinień być zbudowany?
- No właśnie... zostałeś wybrany. To Ty masz prawo odpowiedzieć na to pytanie. Zastanów się co zrujnowało Twoje życie i... postaw budowlę od nowa. Już nie z piasku, lecz z kamienia.
- Co zrujnowało moje życie - powtórzył nieco mechanicznie Brzyski - no, kurwa, sam nie wiem. Ojciec pijak, który zostawił nas jak miałem 8 lat. Zasrana Polska rzeczywistość, twoja choroba… Kogoś jednak nieźle pojebało, że wybrał takiego poprańca jak ja i Adam. Niby dlaczego mielibyśmy głosować za pozostawieniem tego świata jakim jest?
W odpowiedzi kobieta uśmiechnęła się tylko smutno.
- Chciałabym Cię pocieszyć syneczku, ale nie potrafię. Sama... umarłam w samotności... zapomniana przez świat.
- Nie zostałaś zapomniana… ja ciągle pamiętam - “zresztą na twoim pogrzebie było paru twoich wychowanków, przyjaciółek, sąsiadek… to o mnie nikt by nie pamiętał: złodzieju i drobnym cwaniaczku, którego niewiele dobrego spotkało w życiu”. - Kto jeszcze będzie decydować o losach świata? Lena? Adam? Ilu nas będzie? I co stanie się potem, po naszym wyborze? - Brzyski zarzucił matkę serią pytań.
- Poznasz ich. Już nie długo poznasz ich wszystkich. Potem wzniesiecie się poza ludzkie postrzeganie i staniecie wolą, która pokieruje tworzeniem nowego świata. Od was będzie zależało wszystko, nawet to czy zachowacie swoją indywidualność czy staniecie się jednym bytem.*
- Trójcą? - zastanowił się Brzyski. - Skoro tyle wiesz to może mi powiesz kim był facet w kapturze, nożownik, który mnie zaatakował? On… ostrzegał mnie przed tobą.
- Pamiętasz, gdy byłeś mały, opowiadałam Ci o diabłach i aniołach. On jest Twoim kusicielem. Chce sprowadzić cię na złą drogę, oderwać od tego, co najważniejsze... także ode mnie, od Twojej matki. - kobieta wyraźnie się zasmuciła.
- To samo powiedział o Tobie. Że też jesteś kusicielem. Kusicielem, który przyjął formę osoby mi najbliższej - powiedział twardo Brzyski. Lata więzienia spowodowały, że zwykł mówić bez owijania w bawełnę. Zresztą i tak na końcu zostaniemy sami z naszym wyborem, prawda?
Milczała. Trwało to dłuższą chwilę. Była taka smutna i... bezradna.
- Na tym polega jego rola, prawda? Kusi. Twoje serce zna jednak prawdę. Wiedz, że cokolwiek wybierzesz, zawsze będziesz moim synkiem. Problematycznym, zagubionym... ale najukochańszym. Pamiętasz, jak mówiłam na Ciebie, gdy byłeś mały? Piotruś Pan. On też był zagubionym chłopcem, ale stworzył Nibylandię, gdzie odnalazł szczęście i... dał je innym.
- A jednak na końcu Piotruś staje się Piotrem…
 
__________________
"Co do Regulaminów nie ma o czym dyskutować" - Bielon przystający na warunki Obsługi dotyczące jego powrotu na forum po rocznym banie i warunki przyłączenia Bissel do LI.
woltron jest offline  
Stary 18-11-2013, 02:08   #110
 
Krakov's Avatar
 
Reputacja: 1 Krakov ma wspaniałą reputacjęKrakov ma wspaniałą reputacjęKrakov ma wspaniałą reputacjęKrakov ma wspaniałą reputacjęKrakov ma wspaniałą reputacjęKrakov ma wspaniałą reputacjęKrakov ma wspaniałą reputacjęKrakov ma wspaniałą reputacjęKrakov ma wspaniałą reputacjęKrakov ma wspaniałą reputacjęKrakov ma wspaniałą reputację
- Oto ściana, jaką odgrodziłeś się od świata, chłopcze. Oto ściana twoich lęków, uprzedzeń… oto granica twojego postrzegania, którą sam postawiłeś. Żyjesz z dnia na dzień. Życie wycieka między Twoimi palcami… a Ty mu na to pozwalasz. Nie walczysz. I dobrze… bo nie ma o co walczyć. Ten świat nie jest tego wart… Powiedz tylko. Czy chcesz żyć w nim dalej? Odgrodzony tym murem od tego, co winno być ci najbliższe… od własnych marzeń i pragnień?

Jabłoński odwrócił głowę od przybysza i wlepił wzrok w ścianę. Wciąż wodził po niej palcami. Obojętnie, jakoś tak.. odruchowo. Jak niewidome, bezradne dziecko. W końcu odezwał się:

- To już chyba bez znaczenia czego chcę, prawda? Bez względu na to co się stanie, co zadecyduję i tak jestem martwy. A ty przychodzisz i pytasz mnie tak, jakbym miał miał jakiś wybór. Jakbym mógł decydować o swoim losie. Dlaczego?

Mówił spokojnie i cicho. Ni to do anioła ni to do siebie. Bez gniewu. Co najwyżej z ledwie wyczuwalną nutką smutku.

- Martwy dla starego świata. W nowym możesz być bogiem i odrodzić się w ilu wcieleniach zechcesz.

To było coś nowego. Jak kubeł zimnej wody połączony z właśnie odkrytym pod umową drobnym druczkiem.Do tej pory był przekonany, że tak czy inaczej umrze. Tak rozumiał ten bełkot o porzucaniu cielesnej powłoki. Teraz dowiadywał się, że nie tylko może przeżyć to wszystko, ale wręcz… zostać bogiem… Absurdalne, ale w pewien sposób ciekawe…

- Tylko wtedy, jeśli postanowię zrównać stary świat z ziemią, prawda?

- Coś musi umrzeć, by narodzić mogło się coś nowego. Każde tworzenie zaczyna się od destrukcji.

- Mhm… Jeśli jednak zadecyduję, by nie niszczyć starego porządku, to muszę opuścić ten padół, dobrze rozumiem? To trochę zmienia postać rzeczy. Na dobrą sprawę ten swój wielki “wybór” mogę sprowadzić to prostego “czy chcę żyć, czy nie”. Jeśli nie chcę niszczyć świata, muszę zniszczyć samego siebie.


Mateusz milczał przez chwilę, rozważając coś.

- Nie byłem za mocny, jeśli chodzi o przykazania. Ale jeśli dobrze pamiętam, to zabicie człowieka jest grzechem śmiertelnym. Za coś takiego idzie się do piekła. Wy mi tymczasem oferujecie możliwość przyłożenia ręki do uśmiercenia ponad sześciu miliardów istnień. I nie tylko nie zostanę za to ukarany, ale, jak sam powiedziałeś, mogę zostać bogiem i stworzyć świat na nowo, wedle własnych upodobań. Serio ten pomysł zaakceptował sam Bóg? Ten Miłosierny Bóg, który kazał nazywać siebie Ojcem? Ten sam Bóg, który za dobro nagradza a za zło karze?

- Ten sam, który podarował mi wolną wolę, a potem zepchnął w otchłań i skazał na nieludzkie męki dlatego, że nie chciałem pochwalić jego dzieła. - mężczyzna uśmiechnął się ironicznie.

- Popieprzone to wszystko, stary. Tak bardzo popieprzone… -
Wciąż nie patrzył na anioła. Gapił się w ścianę próbując przetrawić te informacje. Nie było łatwo w jednej chwili oswoić się z namacalnym niemal dowodem na to, że Bóg istnieje i pogodzić to ze świadomością, że jest takim gnojem.

- Kim w takim razie jesteś? I jaka jest twoja rola w tym wszystkim?


Mężczyzna wzruszył ramionami.

- A skąd ja mam wiedzieć? To Tobie będzie dane stanąć bliżej Boga niż ja kiedykolwiek byłem. - w głosie mężczyzny zabrzmiało coś, co mogło być śladem wyrzutu - Może go zrozumiesz. Ja już nawet nie próbuję. Jestem tylko pionkiem... no może gońcem, który został ustawiony na planszy, gdzie to ty jesteś najważniejszą figurą. Co więcej - od ciebie zależy czy staniesz po stronie białej czy czarnej drużyny. Czy chcesz ratować stary śmietnik, czy... stworzyć coś nowego.

- A jeśli nie widzi mi się podejmowanie tej decyzji? - zapytał po chwili namysłu - jeśli nie przyłączę się do żadnej drużyny? Co wtedy?

Upadły anioł wzruszył ramionami.

- Wtedy zadecydują pozostali. Wyrok zapadnie tak czy inaczej. Jeśli jednak chcesz być wywrotowcem, możesz spróbować innej rzeczy... Możesz spróbować zabić Boga, gdy staniesz przed jego obliczem.

- Ale skoro jest nas piątka, to przy jednym wstrzymującym się może dojść do remisu, czyż nie? Do kogo wtedy należy ostateczna decyzja? A co do zabijania… Czy Bóg nie powinien być.. no wiesz… nieśmiertelny, czy coś?

- Pamiętaj, że stworzył nas na swoje podobieństwo, a nawet anioły można zabić. Nie uśmiercisz ducha, ale odbierzesz siłę. A co do remisu to nie wiem chłopcze, nie jestem chodzącą instrukcją końca świata. Ja tylko pamiętam pozostałe przypadki.

Mateusz nie miał już więcej pytań. Gubił się we własnych myślach. Czuł dreszcze. Jakby dopiero teraz docierały do niego pewne rzeczy. Powaga sytuacji, w jakiej się znalazł. Ciężar decyzji, jaką będzie musiał podjąć. Lub nie będzie musiał - poprawił się w myślach. Bezmiar możliwości, bo przecież perspektywa zniszczenia świata czy zabicia Boga to nie w kij dmuchał.
Nade wszystko zwyczajnie się bał. Nie mógł się oprzeć przeczuciu, że cokolwiek zrobi, czegokolwiek nie wybierze i tak będzie zgubiony. Był skazańcem, którego największą karą było to, że sam musi wydać na siebie wyrok. Czy wybierze śmierć, czy też życie z ciężarem, większym, niż jakikolwiek normalny człowiek byłby w stanie znieść?

Anioł powiedział, że w nowo stworzonym świecie mógłby się odrodzić, mógłby zostać bogiem. Ale to nie była prawda. Bez względu na to jak wiele może zmienić teraz czy w przyszłości, bez względu na to jaką moc mógłby otrzymać i tak pozostanie tym, kim jest teraz - kolesiem, który z niezrozumiałego dla siebie powodu znalazł się w kompletnie nieodpowiednim dla siebie miejscu i czasie.

A może nie ma czego rozumieć, bo nie ma takiego powodu? Został wybrany przypadkowo. Po prostu gdzieś tam na górze, wielka maszyna losująca wybrała jego numer pesel. Ta myśl wkurzała go niesamowicie. Może nie miał dość odwagi by porwać się z pięściami na Boga. Nie wiedział czy powinien, ani nawet czy ma na to ochotę. Jedno było jednak pewne: z całą pewnością chciałby mu teraz napluć w jego boską gębę za ten burdel...
 
__________________
Gdzieś tam, za rzeką, jest łatwiej niż tu. Lecz wolę ten kamień, bo mój.
Ćwierćkrwi Szatan na forumowej emeryturze.
Krakov jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 01:19.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172