Wątek: [sci-fi] Pokuta
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 05-11-2013, 00:48   #30
Revan
Banned
 
Reputacja: 1 Revan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znany
Aleksander bez słowa obserwował sprzeczkę ludzi przy rozbitym wahadłowcu. Później wyruszyli w drogę, wtedy też milczał. Zaduch panował niezgorszy niż w slumsach Terry IV. Albo w Para-Azji na planecie Terra III. Do takiej pogody nie można się przyzwyczaić. Brak dobrego odzienia mógł stanowić o być albo nie być na tej planecie. Gamelion owinął sobie głowę jakąś szmatą, którą prowizorycznie zabrał z jakiegoś trupa, oraz, wzorem Markusa, zdjął swoje trepy, aby ich nie zajechać. Nie znał się na survivalu, ale Aleksander potrafił obserwować.

Widział ich wszystkich dokładnie, zbyt dokładnie, jeśli chcieli pozostać w ukryciu. Duxx „wielkie jądra”, dwie uległe dupy i trzecia z okresem, pasywny gej, Markus aktywista oraz Jean „zabili mi tatę”. Ten ostatni był nieciekawy. Każda „znana” osoba przestaje być po pewnym czasie ciekawa. Ale reszta… reszty nie znał. A co najważniejsze, prawdopodobnie o Gamelionie nie słyszeli nic, poza samą ksywką, ewentualnie z adnotacją „do not fucking touch”.
To wszystko zdradza ich w najmniejszym szczególe. Jeżeli trafili do kotła, to większość z nich prawdopodobnie rozjeżdżała chciwych łapiduchów i wysadzała złowrogie korporacje. Innymi słowy, walczyli za sprawiedliwość.
W pewnym momencie dało się usłyszeć warkot. Hałas. A w końcu dało się zobaczyć i śmigłowiec. Drużyna onieśmielona wszelkim obcym towarzystwem wpadła gwałtownie w krzaki.

- Niesamowite. Całkowita redukcja celem przystosowania się do trudnych warunków życia. Darwin dostałby orgazmu. – po wyjściu z haszczy Gamelion pokazał drużynie swoją lewą rękę. Widać na niej było około pięc pijawek i cztery bliżej nie określone stworzenia.
- Zastanawiało was, dlaczego tutaj nic nie buczy? Bo siedzi pod grzbietową stroną liści tych wszystkich jednoliściennych krzewów i czeka na ofiarę. Stawonogi, nawet owady, przypominające skorupiaki, wtórne utracone skrzydła i zredukowane odnóża, z tagmatyzacją jak u skorupiaków, gdzie thorax i abdomen jest nie do rozróżnienia z widoku z góry. Mają za to z potężny aparat gębowy. – wskazał na te bliżej nie określone stworzenia.
Jeden minus, nie opanowały zdolności znieczulania ofiary, podczas ugryzienia ma się wrażenie, że wbijają w ciebie igły. Bardzo dużo igieł. – każdy inny mówiłby o tych stworzeniach z niesmakiem.
- Owady nie służą tutaj do zapylania, jak na staruśkiej Ziemi. – rzekł jakby z nostalgią w głosie.

- Rośliny tutaj rozmnażają się wegetatywnie i przez apomiksje. Mało co tu kwitnie. Tu wszystko, aby przeżyć, zabija. – pod masą tatuaży mało kto mógł rozpoznać na twarzy Gameliona uśmiech, albo przerażenie. Zaleta jak i przeszkoda. Oderwał jeden z insektów i rzucił komuś pod nogi.




Wszystkim innym wydawało się to nie na miejscu, przecież przed chwilą przeleciał śmigłowiec. Pojazd latający ich wyimaginowanego przeciwnika. Nikt nie przejął się przemową Gameliona, chociaż wypowiedział najwięcej słów od momentu ich rendez vous w drodze do piekła…

Wkrótce stracili dwójkę „towarzyszy”, Misę i Markusa. Gamelion zastanawiał się przez chwilę, czy nie skoczyć za nimi. Nie, żeby ich ratować. Lubił zjeżdżalnie. Gdy reszta zdecydowała, że nic się nie da zrobić, Duxx oddał w ich ręce geolokalizator. Aleksander czekał, kto się wyrwie do zadania. W końcu znalazł się ochotnik, oczywiście był to Jean.

Gdy Jean uruchomił geolokalizator, Aleksander przysiadł obok niego, jak do kolegi z ławki, ciamkając batonika facetowi nad uchu. W pewnej chwili Aleksander przejął inicjatywę.
- Tutaj. – przybliżył teren niedaleko ich lokalizacji na urządzeniu. Wylądować dało się na brzegu doliny, roślinność w środku znacznie utrudniała lądowanie.
- Umiesz latać? – zapytał Jean’a, konkretnie.
 
Revan jest offline