Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 05-11-2013, 20:50   #3
cb
 
cb's Avatar
 
Reputacja: 1 cb to imię znane każdemucb to imię znane każdemucb to imię znane każdemucb to imię znane każdemucb to imię znane każdemucb to imię znane każdemucb to imię znane każdemucb to imię znane każdemucb to imię znane każdemucb to imię znane każdemucb to imię znane każdemu
Ostatnie tygodnie nie były najlepszymi w życiu Conrada Byka Sancheza. Wszystko zaczęło się niewinnie. Gdy pojawiły się pierwsze informacje na temat dziwnych ataków szału rada klubu zarządziła zbiórkę. Nie potraktowali jednak tego poważnie. Ot kolejna okazja żeby się zebrać zamknąć wrota i najebać w doborowym towarzystwie. Cóż gdyby tylko wiedzieli co się stanie pewnie wszystkie rumaki rwałyby już kolumną za miasto. Niestety żaden twardziel nie da si e przestraszyć jakimiś bajkami o zombie. Żaden też kolejki nie odmówi... Co tu dużo gadać, w bramę wjechała rozpędzona ciężarówka, za nią wdarli się zarażeni i zaczęła się masakra. Byku nie pamiętał jak się wydostał w dużej mierze była to zasługa szczęścia... lub pecha. Życie miało to pokazać później. Dzięki sile własnych mięśni oraz, a może przede wszystkim, dzięki skradzionemu sedanowi udało mu się dotrzeć do jednego z punktów ewakuacyjnych.

Skurwiele z bramy zabrali mu większość z jego broni. Zostały mu tylko nóż i kastet. Na szczęście dobry bóg dał mu dwie ręce i talent do korzystania z nich. W punkcie ewakuacyjnym spędził parę dni i już zaczął kombinować jak tu spieprzyć w trasę gdy gówno po raz kolejny trafiło w wentylator. Fuksem udało mu się zapakować na pokład ostatniego z odlatujących śmigłowców. Niestety nie odlecieli zbyt daleko. Byku dostrzegł dwie rakiety zbliżające się do miasta. Wiedział, że za chwilę nastąpi eksplozja a po niej przyjdzie fala uderzeniowa i impuls EM. Miał nadzieję, że znajdą się poza jego zasięgiem. Niestety była to próżna nadzieja. Chwycił się jakiejś rury i przygotował na najgorsze. Witaj wieczna drogo...

- Kurwa, ja pierdolę ty w dupę ruchany owcojebny pedofilski gnoju. Kto cię do huja wafla uczył latać!? - Byku ciągle przeklinając sprawdził stan swoich kończyn. Potrwało to chwilę ale żaden z wulgaryzmów się nie powtórzył. Nieco zamroczony harlejowiec bardzo szybko starał się sobie przypomnieć wszystko co wiedział o black hawkach. Latał nimi lata temu ale jako pasażer no i zawsze wysiadał w pośpiechu. Przypomniał sobie, jak jeden z kumpli, mechanik klął bo ujebał fotel pilota smarami przy wymianie akumulatora. Zaraz fotel… no tak akumulator był dostępny tylko z kabiny pilotów. Sapiąc przecisnął się do kokpitu, wypchnął trupa pilota i zabrał się do klapy by odłączyć go zanim opary paliwa zajmą się od jakiegoś przepięcia. Klapa i cztery śruby. zaczął odkręcać je nożem. Śruby odkręcały się z trudem, ale jakoś szły. Widać częste przeglądy sprawiły, że nie zeżarła ich rdza. Sanchez miał już odkręcone dwie i zabierał się za trzecią, kiedy bezwładne do tej pory ciało drugiego pilota, zwisające na pasach bezpieczeństwa drgnęło. Conrad uniósł głowę i zobaczył, że pilot patrzy na niego mętnym, półprzytomnym wzrokiem, po chwili z wyszeptał z trudem otwierając pokrwawione, zbite w wyniku uderzenia wargi: - Stary, pomóż mi, nie mogę odpiąć tych cholernych pasów… i chyba złamałem rękę.
Bagdad 2001 huk wystrzałów i wszechobecny kurz. Rozbite humvee i kierowca którego Conrad nie mógł go usłyszeć a jednak mimo to dotarło do niego:- Stary pomóż mi, nie mogę... Byku w na wpół jawie odciął blokujące pilota pasy i natychmiast wrócił do pracy przy akumulatorze. Dotarło bowiem do niego, że albo odetnie zasilanie albo wszyscy zginą.
Pilot stęknął uderzywszy w drążki zranioną ręką, sycząc z bólu przyciągnął ją do siebie. - Dobrze, że odcinasz akumulator, próbowałem rozłączyć zdalnie, ale nie działa - wskazał głową na czerwoną dźwignię nieopodal przepustnicy. - Pośpiesz się, nie mieliśmy dużo paliwa, ale to co zostało wystarczy, żebyśmy się tu usmażyli… - na jego twarzy zagościł na stałe grymas bólu - Pójdę pomóc rannym. Nieporadnie ale jednak skutecznie przedostał się przez wąskie przejście do przedziału transportowego i zniknął Conradowi z oczu.
Byku ledwo zarejestrował słowa pilota. Po wszystkim sam się sobie dziwił, skąd w nim banicie i anarchiście znalazło się wtedy tyle altruizmu. No ale to było po fakcie, w tamtej chwili świat skurczył się do 2 śrub w porywie i czekających za nią zacisków. Musiało mu się udać, po prostu musiało…
Śruby ustąpiły pod naporem sporego noża, choć blacha pokrywy odchodziła z trudem. Po krótkiej szamotaninie wyleciała z hukiem przez strzaskaną przednią szybę. Dwa szybkie cięcia noża i zasilanie zostało odłączone. Niebezpieczne iskry przestały się sypać.
Uff, ulga i duma spadły na raz na Conrada niczym grom z jasnego nieba. Wszystko toczyło się tak szybko, że eks-żołnierz jechał na odruchach. Zagrożenie bezpośrednie usunięte. Teraz czas na ocenę sytuacji no i spuszczenie komuś wpierdol.
Walker usłyszał, że ktoś się kręci w kabinie pilotów. Długo się nie zastanawiał.
- Ty tam! Jeśli nie jesteś tym martwym sukin… - spojrzal na dziewczynkę. - Zdechlakiem to cho tu. Są ranni.
- Nie jestem kurwa pierdolonym wścieklakiem - warknął całkiem głośno Byku. Przecisną się do środka przedziału transportowego. Rozejrzał się i dostrzegł trójkę żywych: Poznanego wcześniej pilota, szpetnego garniaka i przygniecioną dziewczynkę. Po chwili zauważył też jakąś kobietę. Chwycił kawałek przygniatającego je złomu i powiedział - Na trzy, raz, dwa, trzyyy.
Walker nie czekał zbytnio, gdy tylko motocyklista wszedł do przedziału odezwał się do dziecka i jego matki.
- Zaraz będziecie wolne.
Wykrzywił swoją paskudną twarz w uśmiechu. Odgiął palce i skinął tylko głową Bykowi. Na raz napiął mięśnie, na dwa zaparł a na trzy naparł od dołu na żelastwo.
- Wypad dopóki mogę to utrzymać- sapnął Byku zamierając w nienaturalnej pozycji. Żelastwo ważyło swoje ale dla 2 silnych chłopa nie był to problem. Cassidy gdy tylko upewnił się, że dziewczynka i jej matka są bezpieczne rzucił krótkie:
Puszczamy! - Gdy już opuścili ten kawał złomu Conrad zaproponował garniakowi - Wypierdalaj wszystkie bagaże przez dziurę a ja odłożę je dalej od wraku ok?
Brzydal otrzepał ręce i wyciągnął prawice do harleyowca.
- Cas. Jasne. Zanim to wszystko pieprznie. Zawołaj Charlsa, to ten w garniaku. Niech odciąga dalej i wypierdoli co niepotrzebne.
 
__________________
Pierwsza zasada przetrwania, nie daj się zabić.
Druga zasada przetrwania: To że masz paranoję nie znaczy, że oni nie chcą cię dopaść.
cb jest offline