Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 06-11-2013, 16:17   #106
Mira
Konto usunięte
 
Reputacja: 1 Mira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputację
[MEDIA]http://www.youtube.com/v/esiwzK7IRzY[/MEDIA]

O, bo i nie dość było kochać jedno,
I tak czujemy, ziemi oddani,
Jak nas rozdziera ogromna samotność –
Nieba powolne milczenie.


WSZYSCY

Kształt ciała zafalował. Niewidoczny dla innych, zaczął zanikać również dla samej Pieczęci. Tylko znamię… ono tliło się żywym światłem, które wkrótce pochłonęło świat.

I czwarty anioł zatrąbił: i została rażona trzecia część słońca i trzecia część księżyca, i trzecia część gwiazd, tak iż zaćmiła się trzecia ich część i dzień nie jaśniał w trzeciej swej części, i noc - podobnie.

W głowach wybrańców rozległ się głos* - głos całej światłości, która ich otoczyła:

- Światła żywych już nie dla was. Poznajcie światło umarłych. Czas poznać swe anioły i demony. Czas byście osądzili ich, jako i oni osądzą wasze czyny. Otchłań wzywa… zatraćcie się w niej. Na chwałę Pana!

*Piotr rozpoznaje nożownika


Lena

Czas, który został jej dany spędziła z Mają – jakby nigdy nic. Zrobiła jej kolację, wykąpała, a potem utuliła do snu. Tylko gdy córeczka zasnęła, łzy same pociekły z oczu. Co miała zrobić? Co się w ogóle działo? Przymknęła na chwilę oczy, otulając ramionami ukochane dziecko.

Wtem jej ciało przeszył dreszcz. Otworzyła oczy. Nie była już w łóżku z Mają, leżała pośród pogorzeliska, tuląc w rękach… no właśnie kogo? To też było dziecko, dziewczynka. Jakby na niewypowiedziane pytanie Leny poruszyła się i odwróciła powoli w stronę lekarki. Puste oczodoły wyglądały przerażająco w spalonej buzi. Kobieta wiedziała jednak, że już ją widziała w jednym ze swoich snów...

Cytat:
Lena przystanęła. Na środku uliczki stała dziewczynka, była odwrócona do kobiety plecami. Mimo chłodu poranka, ubrana była tylko w jasna, odświętną sukienkę. Na głowę dziewczynki z kolei nałożony był wianek polnych kwiatów. Dziecko wpatrywało się gdzieś w dal, w ogóle nie reagując na kobietę. Kiedy Lena podeszła bliżej, zobaczyła, ze mała coś trzyma. Po kilku kolejnych krokach okazało się, że jest to koszyk z kwiatkami - takimi, jakie sypie się w święto kościelne lub podczas ślubu.

Dziewczynka wciąż nie reagowała na obecność kobiety i dopiero gdy lekarka stanęła tuż obok, jakby wypuściła z siebie powietrze. Odwróciła głowę ku Lenie tak gwałtownie, że wianek spadł na ziemię. Na lekarkę patrzyły puste oczodoły nieludzkiego, spalonego oblicza. Spękane wargi z chrzęstem rozwarły się, a w powietrzu uniósł się odór śmierci.

- Poomóż naaam… - suchy, jakby też wypalony ogniem głos dobiegł uszu lekarki.
Czyżby znów śniła?

- Czy nie słyszysz naszego płaczu? – zapytała dziewczynka, odwracając się w stronę Leny – Twoja córka miała szczęście, ale nas… nas nie ocaliłaś…


Adam

Odnalazł miejsce, lecz nie odnalazł człowieka. Jego przodek nie żył przecież w tych czasach. Gdy zawiedziony Moliński chciał powrócić do szpitala i swojej rodziny, targnął nim jakiś straszliwy wstrząs. Na chwilę stracił przytomność.

- Śpiąca królewna się obudziła. – usłyszał głos obok siebie. Znajomy głos… którego nie powinien usłyszeć.

Świat jednak tonął w ciemności. A może nie? Może to tylko on miał zawiązane oczy? Adam chciał dotknąć twarzy, lecz jego ręce były przywiązane do czegoś nad głową. Stelaż łóżka? Na to by wskazywało. Leżał na czymś miękkim – materacu, którego nie znał.


- Mamy czas. – znów ten głos, tym razem tuż obok ucha – Mamy czas… To mój świat i mogę w nieskończoność wydłużać tę chwilę, zanim kolejna trąba się odezwie.

Adam poczuł jak czyjeś palce brutalnie dotykają jego twarzy. Brutalnie, a zarazem… zmysłowo… wędrują po ustach… paznokcie drapią podbródek… policzek… aż w końcu docierają do opaski. Jednym szarpnięciem palce zrywają materiał po to, by Moliński mógł spojrzeć na twarz swojego oprawcy – twarz Jacka.

Mężczyzna zaśmiał się, widząc minę swojej ofiary. Na twarzy nie było widać śladu po obrażeniach.

- Role się odwróciły. W sumie powinieneś czuć się zaszczycony. Oto przybysz z przyszłości zaszczycił cię swoją obecnością, a Ty co zrobiłeś? Dwa razy próbowałeś mnie zabić... Właściwie to trzy. Własną rodzinę… bardzo nieładnie.

Jacek wskoczył na nagiego Adama. Ubrany był tak, jak poprzednio. Usiadł na brzuchu mężczyzny i spojrzał mu w oczy, uśmiechając się przy tym radośnie.

- To co, pamiętasz już moje prawdziwe imię… wujku?


Piotr

Nie potrafił namierzyć lekarki. Skupił się więc na starcu. Oczywiście, w parku go nie było, kiedy jednak przywołał w myślach jego twarz, został przeniesiony… na cmentarz miejski w Sopocie.


Paluch stał nad grobem, na którym widniała podobizna staruszka. Więc zakończył żywot… pytanie czy naturalnie… czy ktoś mu w tym dopomógł.

- Ludzie odchodzą bez uprzedzenia. – usłyszał kobiecy głos za plecami.

To była ta kobieta – młodsza wersja jego matki.

- Ostatnia wola… to wielka łaska. Niewielu jej doświadcza. Ja nie mogłam jej wypowiedzieć… nie było przy mnie mojego synka… umarłam sama, w ciszy, która nie była moją ciszą. Umarłam czując odór moczu i wymiocin wokół siebie. Powiedz mi… powiedz mi Piotrusiu. Czy tak powinien być zbudowany ten świat?


Aniela

Znalazła się w wielkiej Sali, która mogła być nawet salą balową. Na górze znajdował się ogromny, kryształowy żyrandol. Ściany zostały pokryte złotem i innymi kosztownościami oraz rzeźbami. Mimo to jednak w pomieszczeniu panował półmrok. Aniela przesuwała palcami po freskach, starając się namierzyć jakieś drzwi lub okno.

- Witaj Anielu. Wreszcie mamy czas porozmawiać.
- Stefan?
– rozpoznała ten głos od razu.
- Tak. Pod tym imieniem mnie poznałaś.

Chciała ruszyć w jego stronę, prawdopodobnie bowiem stał po przeciwnej stronie Sali. W mroku, gdy oczy przywykły do słabego oświetlenia, wydawało jej się nawet, że rozpoznaje skuloną sylwetkę.

- Nie podchodź. – ostrzegł Stefan Nie chcę cię wystraszyć… a ten drań odebrał mi moją twarz.



Mateusz

Znajdował się na klifie. Wokół unosiła się mgła. Jak się tu znalazł? Z jednej strony, tuż przy krawędzi wznosiła się ściana. Dziwne. Mateusz dotknął jej powierzchni. Była taka zimna… ale też... jakby... znajoma. A przecież nigdy tu nie był.


Wtem usłyszał czyjeś kroki. Nierówne… jakby ktoś kulał. Z drugiej strony, spośród mgły wyłoniła się sylwetka mężczyzny. Przybysz szedł powoli, utykając na jedną nogę. Nim Mateusz zobaczył jego twarz, rozpoznał głos starca, który podwoził go do Łodzi.

- Oto ściana, jaką odgrodziłeś się od świata, chłopcze. Oto ściana twoich lęków, uprzedzeń… oto granica twojego postrzegania, którą sam postawiłeś. Żyjesz z dnia na dzień. Życie wycieka między Twoimi palcami… a Ty mu na to pozwalasz. Nie walczysz. I dobrze… bo nie ma o co walczyć. Ten świat nie jest tego wart… Powiedz tylko. Czy chcesz żyć w nim dalej? Odgrodzony tym murem od tego, co winno być ci najbliższe… od własnych marzeń i pragnień?

Mężczyzna podszedł bliżej. Nie był już jednak uprzejmym staruszkiem… w ogóle nie był człowiekiem.

 
__________________
Konto zawieszone.
Mira jest offline