Wątek: Londyn 2005
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 07-02-2007, 21:14   #231
Harv
 
Harv's Avatar
 
Reputacja: 1 Harv ma w sobie cośHarv ma w sobie cośHarv ma w sobie cośHarv ma w sobie cośHarv ma w sobie cośHarv ma w sobie cośHarv ma w sobie cośHarv ma w sobie cośHarv ma w sobie cośHarv ma w sobie cośHarv ma w sobie coś
Bertam Erbstein
~Co się dzieje? Drzewo mnie atakuje?~ - pomyślał Bertram w ostatnich chwilach świadomości.

Po paru chwilach bólu nadszedł spokój. Przez parę chwil dryfował w ciemności. Potem z
nieobecności Bertram zorientował się, że jest w zamkniętym pomieszczeniu bez okien, w której widział coś, tak jak zazwyczaj widzi, gdy nie ma światła. To barak, piwnica, może komórka albo szopa? Coś zaczęło wysysać krew, tak jak wtedy w tej szopie... Zwłoki wampira zaczęły się rozpadać, stawały się coraz bardziej wysuszone, pozbawione vitae... Coraz mniej było w nich krwi.. Bertram chciał uciec, czuł napierającą na jego klatkę piersiową bestię. Kolejne ukłucie, struga krwi (?)gwałtowne uderzyła we wnętrze wampira. To było bolesne, ale poczuł się spokojny, zaczął odżywać. Cały proces powtarza ł się przez cały czas. Do celi weszła postać rozjaśniając mrok trzymaną w ręku menorą, taką, jaka stała u nich w oknie przed prześladowaniami. Postać wbiła igły w ciało. Pokazały się przed oczyma Bertrama zniekształcone, otwarte żyły, pokryte wrzodami nogi... Błysnęły srebrne narzędzia chirurgiczne zagłębiające się w ciało. Trzymała je kobieta o rudych włosach, stała nad wampirem okrakiem, nachyliła usta do niego składając pocałunek. Po tym podniosła głowę i rozwiarła szczęki ponad granice anatomii. Wgryzła się w podłogę, płacząc. Odwróciła się, wyciągając latarkę. Zaczęła szukać czegoś po kątach, odwrócona od Bertrama. Łkała przywołując jego imię. Bertram nie mógł zrobić nic, czuł jak jego dusza próbuje oddzielić się od ciała, aby być z tą osobą. Czuł ból, który sprawiała mu miłość do tej osoby.

Do pokoju weszła postać w maseczce chirurgicznej. W powietrzu można było wyczuć gniew i zainteresowanie. Maska, mimo, że wyglądała normalnie, miała szyderczy wyraz. Postać wyciągnęła notes, zaczęła coś zapisywać, zerkając na Bertrama od czasu do czasu. Zdawała się kpić z wampira, udając, że nie widzi tego, że jest on
przytomny. Bertram dalej nie mógł się ruszyć, uczucia, które szalały w nim domagały się
uwolnienia. Chcę uciec!!! - Krzyczał w myślach, czując prawie fizyczny ból. Kartka została wyrwana z notesu i upuszczona niby przypadkiem na ziemią. Postać w maseczce podeszła powoli, pocałowała w czoło Bertrama. Potem uderzyła go w twarz. Wyszła cicho, jakby nie chciała obudzić niemowlęcia. Na karteczce widniały słowa:

"36 października 1938 r.

Dodałem dwie miary mąki, jedną cukru, zalałem mlekiem. Wrzuciłem na patelnię, piekłem przez tydzień dodając morfiny i.. Stworzyłem potwora!! Nie spełnił oczekiwań. Zawiódł mnie, więc oddałem go na żyletki. Jutro kolejna próba."

Drzwi nagle otworzyły się z trzaskiem, widać było przez nie wschodzące słońce. Przynajmniej tak wyobrażał je sobie Bertram. Słychać było ogłuszające trąby i głos:

"Gdy patrzę na Twoje niebo, dzieło palców Twoich,
na księżyc i gwiazdy, któreś Ty utwierdził:
czym jest człowiek, że o nim pamiętasz,
czym syn człowieczy, że troszczysz się o niego?

Uczyniłeś go niewiele mniejszym od aniołów,
uwieńczyłeś go czcią i chwałą.
Obdarzyłeś go władzą nad dziełami rąk Twoich,
wszystko złożyłeś pod jego stopy."

Bertram zaczął krzyczeć. Krzyczeć, aby go wypuszczono. Jak dzikie zwierzę w potrzasku, jak więzień w zapomnianej celi. Wiedział, że pewnie nikt go nie usłyszy. Próbował w ten sposób zagłuszyć swój ból. miał ciążące wrażenie, że zawiódł. To moja wina!! Wypuśćcie mnie!!.
 
__________________
Nie chcę ukojenia, które mogłoby mi odebrać skruchę, nie pragnę uniesień, które wbiłyby mnie w pychę. Nie wszystko, co wzniosłe, jest święte, nie wszystko co słodkie - dobre, nie wszystko co upragnione - czyste, nie wszystko co drogie - miłe Bogu.
Harv jest offline