WÄ…tek: Stara Kamienica
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 07-02-2007, 23:11   #54
Maczek
 


Poziom Ostrzeżenia: (0%)
[center:4c22d404c5][/center:4c22d404c5]

Noc dopiero się zaczynała. Wampirzyca w klubie czuła się już trochę lepiej. Był to praktyczni jej klub. Wszyscy się tu jej słuchali i to ona podejmowała ważne decyzje. Czasem konsultowała je ze swoim stwórcą. Jednak ostatnio robiła to coraz rzadziej. Gdy tak leżała koło nieprzytomnego mężczyzny. Jej myśli podążały w różnych kierunkach. Nie mogła się za bardzo skupić na czymś przez dłuższą chwilę. To zaczynało ją mocno denerwować. Kamienica, strzelanina, pogoń, jazda na motorze, przenikliwy, nieprzyjemny wiatr. Nawet teraz mimo wypitej krwi na chwilę zrobiło jej się zimno. Klub. Coś mało ludzi dzisiaj. Niedługo koncert. Musi znów namówić "Baby chours" na występ. Ten wampirzy zespół wymiata. Chyba gdzieś na dole mignął perkusista. Masa wiadomości na laptopie. Mało ważne. Kupa nie przeczytanych notatek. Męczące. Masa ludzi na dole i rozwrzeszczany tłum ludzi takich jakim ona była kiedyś. Szał który powoli ją ogarniał z każdą kroplą krwi człowieka która z każdą kolejną sekundą mieszała sie z jej własną. Podniecenie rosło.

[center:4c22d404c5]* * *[/center:4c22d404c5]

Marcjan zbliżał się do zoo. Już z oddali widział ten dobrze oświetlony teren. Jest ono położone nieco na uboczu. Jednak dojazd jest bardzo dobry. Mimo późnej pory główna brama jest otwarta. Zresztą ona nigdy nie jest zamykana. Właśnie wjeżdżasz na teren Doyle Finchera. Tu tak obowiązują już jego prawa. A są tylko dwa. Nie ranisz bez jego pozwolenia i obecności żadnego zwierzęcia i nie stosujesz przemocy wobec nikogo. Jest to teren neutralny, który jest akceptowany nawet przez samego księcia. Naruszenie tych zasad ściąga gniew właściciela i opiekuna Zoo ale głównie Inyangi i Księcia miasta. Obecnie panuje tu spokój. Większość zwierząt śpi i gdzieś się pochowała. Nie słychać nic podejrzanego. Znalezienie Fincha na tak wielkim obszarze zajęło trochę czasu. W końcu znalazł sie ktoś kto wiedział gdzie on teraz jest.
Przed jednym z niskich i trochę obskurnych budynków rozmawiał z jakimś człowiekiem. Ubrany był jak rzeźnik. Mocno poplamiony krwią fartuch. Dłonie ociekające krwią, włosy czerwone i posklejane. Rozmówca jakby tego nie zauważał. Cos chyba tłumaczył Doylowi mocno przy tym gestykulując. Zakreślał właśnie wielki łuk rękoma gdy zobaczył nadchodzącego Marcjana. Wskazał w jago stronę. Coś powiedział i poszedł. Dało się jeszcze słyszeć

- ... Znajdziemy kogoś innego. Niech ci będzie. Idę posprzątać.

Doyle stał niewzruszony. Spokojnie, lekko nawet uśmiechnięty czekał aż gość podejdzie. Doyle był bardzo postawny. Miał trochę nietypową jak na człowieka budowę. Nieco zbyt mocno rozbudowane ramiona i klatka piersiowa tworzyły cos na kształt karykatury kulturysty. Lewa część jego twarzy jest całkowicie zmiażdżona. Z ledwością może korzystać z jednego oka. Rany wciąż są świeże i można odnieść wrażenie że są tam ślady krwi. Ciężko się przyzwyczaić do tego widoku, jednak stał się on wizytówką tego wampira.

- Co ciÄ™ sprowadza. Bracie?

Jego twarz potwornie się wykrzywiła. Zdaje się że się uśmiechnął. Przy jego nogach, z kapiącej z rąk krwi utworzyła się już całkiem spora plama, na brukowanym chodniku.

[center:4c22d404c5]* * *[/center:4c22d404c5]

Piękna noc. Wiaterek wieje. Zapachy miasta. Radosne dźwięki klaksonów i sygnałów. Żyjące miasto, które nigdy nie zasypia. Piękne, majestatyczne, wyniosłe, szczególnie z tego miejsca skąd je teraz oglądacie. Z nabrzeża jakieś bezimiennej rzeczki. I nikt nie ma pojęcia jak tu dotrzeć i co najważniejsze, że cokolwiek poza znakami "teren niebezpieczny" może tu się znajdować. Malutka niepotrzebna już betoniarka, najnowszy zakup właściciela wędruje właśnie do sypiącego się niewielkiego budyneczku. Wszystko już przygotowane. Stoliczek rozłożony, wygodne krzesełka i jeden milutki fotelik już są na miejscach. Nawet ktoś pokusił się o nastrojową muzyczkę. Teraz można wygodnie i spokojnie porozmawiać z gościem o tym czy buty są dobrze dopasowane. Oczywiście zaczęło się tak jak zwykle

- Nic wam nie powiem. Już jesteście martwi. Białasy zasrane. Nie macie jaj...

Gdy gość przekonał się, że i on się jaj powoli się pozbywa, jak to również możną by się spodziewać dyskretnie zmienił temat rozmowy.

- Aaaaaa! Kurwa!!! Czego ode mnie chcecie, jestem tylko kierowcÄ…... Ja nic nie wiem!

Gdy po jakimś czasie sam bez przymuszonej woli doszedł do wniosku że się pomylił. Rozmowa stała się już bardziej treściwa. Okazało się że kamienica a raczej muzeum było pośrednim magazynem w handlu narkotykami. Zwozili tam część towary i stamtąd rozdawali hurtownikom. Czasem jakiś nadziany detalista też się trafiał. Czarnuch cos tam przebąkiwał o mafii, zjednoczonych gangach czarnych, że to oni teraz, żądzą. Że go pomszczą. I że szefowi się na pewno nie spodoba że stracili tak ważny punkt przez głupotę, bo ktoś zwyczajnie nie przypilnował spraw i na pewno nie dlatego że sobie przyćpał i teraz 2,5mln dolców w towarze schowane jest w środku budynków. Niestety żałuje ale nie wie dokładnie gdzie, na pewno nie w samej kamienicy. Wie też że wszystkimi gangami przewodzi jeden człowiek, ale nie ma pojęcia jak się nazywa. Gość podał też odpowiednie adresy i imiona jakie trzeba było.
Po tej rozmowie i niejednym wnikliwym spojrzeniu i upewnieniu sie o prawdomówności przesłuchiwanego, nic więcej nie da się już z niego wyciągnąć.