Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 10-11-2013, 16:03   #127
obce
 
obce's Avatar
 
Reputacja: 1 obce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputację
Od czego to się zaczęło?
Od bomby na lotnisku Hartsfielda-Jacksona.

Media atakowały obrazami stopionego tworzywa, stali porwanej jak papierowa kartka, plam organicznej tkanki oblepiających gruz i potłuczone szkło, mięsa wprasowanego w nowoczesną ruinę. Wszędzie pojawiały się te same liczby: liczonych w miliardach szkód, liczonych w milionach odszkodowań, liczonych w tysiącach rannych i setkach zabitych. Jonasz widział zapisy, widział holo. To był piękny spektakl, doskonale rozegrane przedstawienie.

Na fali wszelkich dyskusji o bezpieczeństwie, zbrodni, karze i odpowiedzialności wypłynął wtedy David Kessler, naukowiec MindTechu, specjalista od nowych technik mapowania mózgu.

Z obecnej perspektywy jego rozwiązanie było takie proste, takie oczywiste, prymitywne niemal, ale wtedy… wtedy zdawało się niemal cudem. Skupiona wiązka ultradźwięków, dodatkowy katalizator i voil�-! - można przewarunkować człowieka, wyciąć z niego niepożądane skłonności, niechciane myśli, niekontrolowane popędy. Wystarczy tylko wiedzieć gdzie skierować strumień, wiedzieć które z synaps należy pobudzić, które wprowadzić w uśpienie. Nie można jeszcze zmienić ścieżek pomiędzy nimi, nie można modyfikować tej skomplikowanej siatki połączeń, ale to już tylko kwestia czasu.

Nowa granica została wytyczona i wystarczyło ją już tylko sukcesywnie przesuwać.
Odkrycie za odkryciem, precedens za precedensem.
Coraz dalej i dalej.

Myślowy spam. Krótki okres nim zabroniono wszczepiania nazw firmowych, uzależniania konsumentów od konkretnej marki, narzucania podsuwanych billboardami pragnień. Potem handel osobowościami. Licencje na hełmy i bramki MindTechu. Moraliści krzyczący o kresie wolnej woli, o psychicznej robotyzacji społeczeństwa. Tech-sceptycy ostrzegający przed psychoterroryzmem, bombami indoktrynacyjnymi. Ale machina ruszyła i nic nie mogło jej już zatrzymać.

Bezpieczny świat. Bezpieczni ludzie. Bezpieczne społeczeństwo.
Wszechobecna prewencja zagrożeń.

Coraz dalej i dalej.
Aż do Traktatu WARDa, obowiązku podstawowego warunkowania prenatalnego i rozpoczęcia pracy nad projektem GEHENNA.

Aż do narodzin Nowego Ładu.


* * *


Od czego to się zaczęło?
Ten upadek?

Od prostego paradoksu, luki w systemie. Gdy priorytetyzujesz jedną rzecz, inne musisz uczynić względem niej podległymi. Gdy najważniejszym ustanawiasz nakierowanie na osiągnięcie efektu i sukces, zbiór środków, z których możesz czerpać jest kategoryzowany właśnie względem tego nadrzędnego celu. To on jest wartością. Nie da się tego ominąć. Efektywność i rozwój albo sztywne reguły i stagnacja. Nie da się wygrać nie przekraczając żadnych granic. To podstawowa prawda: każde odkrycie, każda innowacja wymaga przełamania zastanego paradygmatu.

Od czego to się tak naprawdę zaczęło?

Od jednej cyfry, której zmiana zagwarantowała dofinansowanie dla jego projektu badawczego. Została wytyczona nowa granica, którą potem wystarczyło sukcesywnie przesuwać. Czasem, gdy Jonasz przyglądał się powstałym matrycom - klarownej strukturze algorytmów i logiki rozmytej nadbudowanej nad biologicznymi sieciami neuronowymi, czystej nauce zasadzonej na gnoju ludzkiego biolo - czuł, że jest blisko, że wystarczy już tylko jedno przesunięcie, jeszcze jeden krok, by osiągnąć wymarzony cel: świadomość uwolnioną z ograniczeń narzucanych przez niedoskonałe i pełne wad ludzkie mięso.

Machina marzeń ruszyła i nic nie mogło jej zatrzymać.
Przez cztery lata, osiem miesięcy i dwadzieścia dni Jonas Bowen prowadził tą grę.
Aż do Gehenny.


* * *


A teraz Gehenna.

I Jonas Bowen ciągle prowadzi tą głupią, rozpaczliwą grę. Dostosowuje się do reguł, które wyznaczają inni, a potem przesuwa granice. O milimetr, o jedno słowo, o ton głosu, o niedopowiedziany gest.


* * *


Dostosowuje się do gry Torcha, do jego pozy pana trzymającego na smyczy swoją sukę. Zna to doskonale, grał w tą grę już wiele razy. Wie jak się w niej ukryć, jak się schować.

Gdy Torch mruży oczy jakby szukając oznak niesubordynacji, przerzeźbieniec uśmiecha się tylko tym enigmatycznym uśmiechem androidalnego anioła. Gdy Oleg klepie się po udzie, jakby przywoływał do nogi psa, Jonasz kręci się tylko w miejscu jak zagubiony szczeniak. I milczy. Milczy jak na samym początku ich wycieczki przez Kibel.

Piroman już to widział wcześniej - tą niegroźną zupełnie maskę, rodzaj jakiejś niewinności, obraz kruchej, bezbronnej lalki bez śladu chłodnej inteligencji w odbarwionych oczach.

Gdy z przestarzałego komunikatora dobiega trzeszczący zakłóceniami głos i Petrenko zaczyna rozmowę, haker już krąży po niewielkim pomieszczeniu jak bezmyślna, znerwicowana lalka, niegroźny cudak. Chaotycznie dotyka przedmiotów, przesuwa opuszkami palców po ich powierzchniach, pociera dłońmi przedramiona, wygina palce prawie do połamania stawów. Przyzwyczaja wszystkich do tego algorytmu zachowania.

Mikrofon. Skaner. Zatrzaśnięta klapa prowadząca do technicznego korytarza. Gdzie kamera? Przesuwa niespokojnym wzrokiem po każdej ze ścian. Jest. Sprytnie ukryta ponad zarysem zamkniętych głucho drzwi. Udaje, że nie widzi, że niczego nie dostrzegł, odwraca się w inną stronę. Oblicza pole jej widzenia, szuka jej plamki Mariotte'a, miejsca, które musi pomijać. Upewnia się, że w żadnej powierzchni jego sylwetka nie odbije się rykoszetem obrazu. Tam. To musi być tam.

Przytula się plecami do jednej ze ścian i podciąga rękaw, odsłaniając podstawową klawiaturę WKP. Macha ręką w kierunku Torcha, dając mu znać, żeby mówił dalej, żeby brnął w kłamstwo, żeby dał mu jeszcze chwilę czasu. Kątem oka widzi jak starzec przełyka ślinę, słyszy sekundową pauzę w jego wypowiedzi, ale machina ruszyła i nic nie może jej już zatrzymać.

Błyskawicznie wprowadza nowe dane, subwokalizuje polecenia swojej podręcznej SI, odpala i synchronizuje aplikacje, które nadpiszą dane obecnie powiązane z ich barkodami. W kilkanaście sekund powołuje do życia Romana Pietrenko 5606529 i Dominica Bowena 7007801 z sektora A-747. Każe Ego wypełnić resztę podstawowych info, sprokurować uszkodzenie plików. Ustawia komendę startu i obciąga rękaw, kryje końcówkę kabla między palcami, we wnętrzu dłoni.

Wdech.
Wydech.

Teraz tylko trzeba podejść do skanera, ustawić się odpowiednio do kamery i wpiąć kabel. Zawołać Torcha tak, jak omega mógłby wołać alfę: z tym nieodmiennym uśmiechem na twarzy i cichą niepewnością w głosie. Przeskanować obydwa kody, gdy kabel jest ciągle wpięty, zmusić elektronikę, żeby nadpisała dane.

Trzymać się tej fali adrenaliny i zrobić wszystko, żeby wyjść z tego gówna cało.
 
__________________
"[...] specjalizował się w zaprzepaszczonych sprawach. Najpierw zaprzepaścić coś, a potem uganiać się za tym jak wariat."
obce jest offline