Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 10-11-2013, 19:14   #128
Bebop
 
Bebop's Avatar
 
Reputacja: 1 Bebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwu
Wcześniej, Ziemia


Policjanci, niczym morska fala, wlewali się wolno do jego domu, robili zdjęcia, notowali, rozpoczynali długotrwały proces obdzierania jego żony z resztek godności. Widział ją za każdym razem, gdy zamykał powieki, zalaną krwią, z szeroko otwartymi w przerażeniu oczami. Raz za razem czuł dotyk jej zimnego ciała, które jeszcze dziesięć minut temu przytulał do swojej piersi. Jej zlepione krwią włosy zakrywały częściowo twarz. Wszystko działo się niczym w zwolnionym tempie. Pocałował ją w blady policzek, w jej sine usta i przycisnął do siebie jeszcze mocniej. Ostatni moment, gdy ją widział.

Ukrył twarz w dłoniach, krew mieszała się z łzami. Jeden z funkcjonariuszy coś do niego mówił, lecz do jego uszu nie dochodził żaden dźwięk. Były jedynie emocje, które go wypełniały. Smutek, żal, przerażenie, strata, wina. Cały się trząsł, łkał i ledwie dawał radę złapać oddech. Ktoś chwycił go za ramię, a gdy nie zareagował pociągnął lekko. W nagłym przypływie sił, gniewu spowodowanego bezsilnością, szarpnął się i uderzył łokciem, żeby się wyrwać. Funkcjonariusze zareagowali natychmiast, silne ramiona spętały jego ręce, twarz dotknęła zimnej blachy radiowozu. Dopiero teraz zauważył, że uderzoną osobą była młoda policjantka, trzymała się za nos, który obwicie krwawił. Przez chwilę obserwował ją ze wstydem, potem zamknął oczy, jego ciało zrobiło się ciężkie i bezwładne, stracił przytomność.

Zobaczył ją jeszcze raz, ubraną jedynie w biały szlafrok w krówki, wycierającą ręcznikiem mokre włosy. Uśmiechała się tak, jak tylko ona potrafiła. Jego kochana dziewczynka.

***

Obecnie, Gehenna

Podobno lepiej rządzić w Piekle, niż służyć w Raju, Seward nigdy nie miał okazji przekonać się o słuszności tych słów, nie należał do przywódców, nie był nawet człowiekiem, który mógłby walczyć o władzę. Był na końcu łańcuchu pokarmowego, słaby, bezradny, samotny. Dzięki pomocy innych skazańców zdołał się odnaleźć, przynajmniej częściowo. Ktoś wyciągnął do niego dłoń, pokazał jak żyć by nie zginąć w celi od noża, by przetrwać kilka dni dłużej. Był robakiem, karaluchem zdolnym odnaleźć się w różnych warunkach. Nie potrafił walczyć wręcz, nie posiadał informacji, które mógłby sprzedać, nie chciał też sprzedać własnego siebie. Był jednak lekarzem, znał się na medykamentach, wiedział jak niektóre produkować, a to sprawiało, że był użyteczny.

Gehennę traktował jak Piekło, na które sam się skazał. Gdzież indziej mógłby się znaleźć? Skoro przebywał wśród kryminalistów, wszędzie czuł smród krwi i fekaliów, a w każdym rogu czekały demony. Diabelskie stworzenia żerujące na cudzym nieszczęściu. Przywykł do nowego domu i brutalnych zasad w nim panujących. Do ludzi oraz strachu przed nimi i przed wszystkim co nieznane. Zasłużył na to, nie da się cofnąć tego jak żył, oto była jego kara. Taki los spotykał wszystkich, których postępowanie było złe. Dlaczego nigdy nie myślał o samobójstwie? Dlaczego nie dał się zabić? Powód był prosty. Jeżeli Gehenna była piekłem, to gdzie trafiłby później?

***

Jego przyszłość nie rysowała się w kolorowych barwach, prace nad nowym projektem nie szły za dobrze, a cierpliwość Vladovicia nie była wieczna. Dniami i nocami ślęczał nad swoimi zapiskami, ale miał wrażenie, że nawet o krok nie zbliżył się do stworzenia narkotyku, zadanie zlecone przez Reda przerastało go. Wiadomości o przymusowym oderwaniu od pracy wcale nie odebrał jako pozytywne, miał złe przeczucia odnośnie Poczekalni i tego co może na niego czekać. Próbował tłumaczyć sobie, że przesadza, z marnym jednak skutkiem.

Wreszcie się pojawili, najpierw ujrzał niższego, ale szerokiego w barkach Igłę, miał łysą głowę i chudą, zaczerwienioną twarz. Dopiero później pojawił się Rakarz, mięśniak o posturze byka. Przerażał samą budową ciała. Seward nie ufał im, nie należeli do rozgarniętych. Z nimi u boku czuł się jeszcze mniej bezpiecznie niż wcześniej.

- Siema, Zszywka – rzucił Igła, miał tendencję do nadawania ludziom przydomków – Raszpli nie ma? – Seward pokręci przeczącą głową. – To jazda.

Rakarz położył swoją wielką łapę na plecach lekarza, który wzdrygnął się nieco, lecz po chwili ruszył. Mieli go eskortować, ochraniać w razie, gdyby coś poszło nie tak, czuł się jednak jak ich więzień. Wiedział, że obaj załatwiliby go w kilka sekund, jeśli tylko mogłoby się im to opłacić. Na szczęście życie Sewarda nie było wiele warte, nie kombinował na boku, nie zgrywał kozaka. Nie obawiali się go, nieogolony, zaniedbany, przypominał bardziej nic nie wartego lumpa niż doktora medycyny.

- Zaruchałby co – rzucił Rakarz.- A kieszeń pusta – jego wielka, świniowata twarz przybrała smutny grymas.

- Nadziewałem ostatnią Monę, niezła, jest za co capnąć – odparł Igła i zaśmiał się ochryple.

- Drogo.

- To może doktora? Co, Zszywka? – Igła szturchnął lekarza palcem w żebra – Przydałoby się jakieś przeczyszczenie rury. – Seward nie zareagował, nawet się nie odwrócił, po chwili mężczyzna klepnął go lekko, wręcz przyjaźnie, w plecy. – Spoko, Zszywka, rozluźnij dupkę, żarty takie.

- Zaruchałby co –
powtórzył jeszcze żałośniejszym tonem niż wcześniej Rakarz – Może Lessie?

Bass zatrzymał się, Lessie była, a raczej był popularną i tanią dziwką. Naprawdę nazywał się Lesley, miał długie włosy i zadbaną cerę, przynajmniej wcześniej. Dostał ostry chrzest już na początku ze względu na urodę podobną do kobiecej, w końcu zrozumiał, że nic się nie zmieni i zaczął współpracować za niewielką opłatę. Dziwką był tanią i dla wielu to było najważniejsze.

- Lessie ma syfa – wtrącił Seward po raz pierwszy spoglądając w oczy swoim strażnikom – Ma syfa – powtórzył – Nie chcesz sprawdzić jakiego – zapewnił Rakarza.

- Doigrał się dupoliz jeden! – Igła znowu się roześmiał – Olać to, masz jakieś dopalacze przy sobie? Coś nowego? – Jego oczy zaświeciły się, nie było żadną tajemnicą, że przed trafieniem na Gehennę sprzedawał i brał co popadło. Stąd zresztą wzięła się jego ksywka. Wyciągnął papierosy i poczęstował Rakarza.

- Dasz jednego? Sam już nie mam, poratuj – powiedział Seward, jeszcze bardziej przypominał teraz nędzarza niż wcześniej.

- Chyba ci pseudo zmienię z Zszywka na Sęp, kurwa. – Podał lekarzowi papierosa. – Se zachowaj na później lepiej.

Seward skinął głową, powróciła mu nagle jakaś duma i już zupełnie innym tonem, głosem pewniejszym rzekł – Teraz nic nie mamy ciekawego, poczekaj parę dni, pracujemy nad czymś, dupę ci urwie jak już będzie gotowe, gwarantuję. – Jego nieogoloną twarz rozświetlił uśmiech.

Igła roześmiał się, najwyraźniej spodobała mu się ta odpowiedź, bo nawet przez myśli mu nie przeszło by zdzielić lekarza w twarz za tę śmiałość. Seward miał spore wyczucie i wiedział kiedy mógł sobie pozwolić na nieco więcej.

- Zaruchałby co…

- Przymknij się w końcu!
– warknął Igła.

Dotarli do Poczekalni, Bass spojrzał na swoją torbę. Może i przysięga Hipokratesa do czegoś zobowiązywała, ale na Gehennie nie wiele to znaczyło. Liczyło się tylko to czego chciał Red, a Red chciał żeby Seward zbadał tych dwóch. Jego słowo zawsze było rozkazem.
 
__________________
See You Space Cowboy...
Bebop jest offline