Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 11-11-2013, 00:37   #131
Kata
 
Kata's Avatar
 
Reputacja: 1 Kata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputację
Miasto Azul, miejsce nieznane



Ostatnie dni były dla Tilyel wyjątkowo dramatyczne, ale wiedziała że to dopiero początek. Bito ją, nie pozwalano spać, włosy ścięto o połowę, a przez cały czas toaletą była jej własna podłoga. Smród, bród, pot i krew z początku sprawiły że elfka wymiotowała, urozmaicając „rajskie” zapaszki jej celi treścią żołądka. Ostatnie co pamięta to gdy jakiś fiut postanowił przypalić jej rozgrzanym prętem pierś. Ta wciąż bolała dotkliwie, pozostawiona w tym stanie samej sobie. Jednak podobno teraz dopiero jej cierpienia mogły się zacząć, a elfka nie była głupia. Wiedziała czego może się spodziewać, sama przecież dopuszczała się okropnych zbrodni.
Przeniesiono ją do nowego miejsca i przykuto łańcuchem do twardego, zimnego stołu. Na głowie miała worek i nie mogła nic widzieć, ale wiedziała że pomieszczenie wykonano z kamienia i że było małe. Zdała sobie z tego sprawę gdy echo jej głosu klarownie dudniło odbite w uszach. Czuła też chłód tego miejsca. Zmarznięta, przerażona w głębi duszy trzęsła się na stole. Wpierw pozwolono jej oswoić się z nowym miejscem i choć elfka zorientowała się że ma luźne nogi, a także trochę wolnego łańcucha trzymającego ręce to nic z tego nie wynikało. Ten trzymał ją zbyt solidnie.

- Nie chcę tu umierać.. - Wyjęczała cicho, bezsilnie pod nosem, a dłońmi błądziła po stole szukając jakiegokolwiek cienia nadziei na uwolnienie się. Zamiast tego usłyszała że do komnaty otworzyły się zamknięte zamkiem drzwi, a do pomieszczenia weszły jakieś osoby. Nie wiedziała tego, lecz jej przesłuchanie miał poprowadzić krasnolud Roran, Detlef i Thorin. Zamarła, czekając na to co nastąpi i starając powstrzymać drżenie ciała.

- Czego chcieliście z manofaktury? – Słowa które padły ostro i szorstko charakteryzowała Elfia mowa, choć wypluta z khazadzkich ust.

Nie wierzę.. skąd oni go wzięli? – pomyślała i aż drgnęła zaskoczona swą ojczystą mową. Zakryta workiem twarz przekręciła się lekko, jakby kobieta nadstawiała ucha. Na moment zamarła, choć palcem nerwowo zaskrobała po drewnianym blacie. Na chwilę zapanowała zupełna cisza, którą przerwało jej kpiące fuknięcie. Udawała twardą, ale nawet po jej płytkim oddechu widać było niepokój.
- Spłonąć żywcem winien ten kto nauczył naszej mowy krasnoluda… - Wyszeptała miękkim, melodyjnym nawet w jej stanie głosem choć brzmiał on nieco chłodno. Ściągnęła mocniej kolana i napięła udręczone mięśnie, bo czuła że jej się oberwie.
Pomyliła się. Nie była w dobrym stanie, a jej nieprzytomność lub śmierć przecież nic by krasnoludom nie dały. Usłyszeć mogła jeno krótki rumor, jaki towarzyszył podstawianiu pod dwie z nóg stołu kamieni. Krótka chwila, przepięcie łańcucha, szybkie przeniesienie i znalazła się na pochylonym stole, przyłożona plecami do blatu, głową w dół. Po chwili ściagnieto jej worek z głowy a przed sobą ujrzeć mogła twarz nienajmłodszego i widocznie zmęczonego krasnoluda o piaskowej brodzie.

-Jesteś z tych co wolą trudniejszy sposób, co? - zapytał, z czymś na kształt współczucia w głowie. - Lubisz wodę?

Elfka delikatnie szarpnęła łańcuchem trzymającym jej dłonie, bardziej sprawdzając jak solidnie tym razem ją trzyma niż próbując się wyrwać. Trzymał mocno. Nie zdążyła nawet zakląć pod nosem, a jej oprawcy zdecydowali zakończyć tą maskaradę, zdejmując worek z głowy. Przymrużyła oczy, ale nic jej nie uderzyło. Rozejrzała się pośpiesznie wodząc oczami po pokoju w którym się znalazła, po twarzach które nad nią stały. Na nich zatrzymała swój wzrok, nieufny i nieco wystraszony. Wysiliła się na ironiczny uśmiech, choć wcale jej do śmiechu nie było.

- Dobrze wiemy że i tak mnie zabijecie… a jak nie wy, zrobią to inni. - Odpowiedziała szorstko, ale już za pomocą Reikspiel czyli ludzkiej mowy. Strasznie irytował ją fakt że drań który miał być jej katem bezcześcił jej piękny język. Zatrzepotała nerwowo rzęsami i spojrzała na boki ku poplecznikom przemawiającego do niej krasnoluda. Badała ich wzrokiem, a minę miała kwaśną. To nie wyglądało dobrze, jak każdy krasnolud zresztą.

- Wiesz panienko, to jest śmieszne zachichotał dziwnie radośnie krasnolud: -Zawsze, ale to zawsze każdy usiłuje mi mówić co zrobię, i doskonale wie co planuje i w ogóle… zdradzę ci malutki sekrecik, tylko dla nas dwojga powiedział ciszej -Gówno prawda. Nie ma wielu nade mną a i ci nie utrudniają… może cię zabije, może nie… ale nie waż się uważać że rozgryziesz mnie od pierwszego spojrzenia, jesteś na to za krótka o sto lat dokończył dość cicho i poważnie. Jakoś tak zacięcie… jakby słyszał ten tekst o kilka razy za dużo. - Będziesz współpracować czy wybierasz dłuższą drogę do bramki numer jeden?

Tilyel patrzyła uważnie w jego oczy zgrywając twardą, ale on był na tyle doświadczony by wyczuć że nad czymś się zastanawia. Wiedziała że jeśli ma zakończyć ten koszmar, musi zacząć z nimi współpracować. Na to jednak też nie mogła sobie pozwolić bo Bonarges wszędzie miało swoje oczy i uszy. Pozostała jedna opcja. Kłamać i jeszcze więcej kłamać, byle przekonująco. Poprowadzić swoją grę, ale pozwolić im wierzyć że to oni dyktują jej zasady. Spojrzenie ustąpiło, teraz była skupiona już tylko na nim. Uznała że musi dać im sobie ulżyć, zdzielą ją w twarz ale bez tego nie łykną jej gry.

- Kto tu jest za krótki..? Miarą i w uszach.. skoro nawet nie ma pojęcia co dzieje się w jego mieście.. - Syknęła już elfią mową skoro khazad nie miał zamiaru odpuścić, poddając się wcześniejszej próbie zmiany języka ich dialogu.

- Taka ładna, a tak nie umie szpileczek wbijać… cmoknął krasnolud -Pudło pierwiosnku, jestem tu dopiero od dwóch dni, to nie moje miasto...wiesz? Jestem z twoich okolic… może z pięćdziesiąt mil od Lasu… ale ale , decyduj się, gadasz czy zgrywasz twardą? - zapytał ostatecznie.

W odpowiedzi na twarzy elfki wymalował się mały grymas. Zmarszczyła brwi i zapytała nerwowym głosem. Tego nie było w planie, ale krasnolud znający elfią mowę także.

- A kim Ty jesteś?

- Roran Ranagaldson, sierżant, jeśli musisz wiedzieć. Zapytam po raz ostatni, mówisz czy idziemy pływać? zapytał juz wyraźnie zniecierpliwiony.

Na odpowiedź nie musiał długo czekać, kobieta splunęła mu prosto w brodę ze wzgardą. Krasnolud cofnąwszy się o krok, chwycił jakąś lezącą obok wiadra szmatę, którą to wytarł sobie starannie brodę. Następnie rozprostował ją i narzuciwszy na twarz przesłuchiwanej chwycił wiadro, z którego począł jednostajnie lać wodę na twarz elfki.

Szarpnęła się, a jako że miała długi luz w łańcuchu spróbowała wybić wiadro z jego rąk nagłym zrywem okutych rąk. Nie było tu niespodzianki. Niedokładność krasnoludów zaowocowała rozlaną na podłogę i buty sierżanta wodą.
Ten uśmiechnął się tylko i podszedł o krok, przywalił jej solidnie w nerki. Następnie skinął na kaprala Detlefa by ten pomógł mu skrócić jej łańcuchy. Obwiązali je, przywierając jej ręce do stołu i zmniejszając maksymalnie jej możliwość ruchu. Szkoda wiader, wiadra są drogie w końcu. Tak samo poprawili pozostałe łańcuchy, by zyskać pewność że elfka zostanie na swoim miejscu. Gdy na jej twarz powróciła szmata, sierżant zapytał : -To na czym stanęliśmy?

Głuchy stukot wiadra, a potem jej bolesny jęk odbił się po ciasnym pomieszczeniu przesłuchań. Uderzenie Rorana zabolało, a ona i tak była już wystarczająco osłabiona. Próbowała się skulić, ale szybko naciągnęli łańcuchy szykując na najgorsze. Sierżant widział jej strach. Widział jak pierś unosi się łapczywie łapiąc powietrze, jak dłonie bezskutecznie walczą próbując się wyswobodzić. Ze szmatą, którą przed chwilą wytarł swoją brodę czuła się podle.

- Chrzań się. - Rzuciła szybko, prawie plując w niego tymi słowami ze złości.

Roran skinął głową na kaprala by ten przytrzymał więźniarkę po czym bez słowa począł wylewać strugi wody na jej twarz, względnie powoli, by starczyło na dłuższy moment...kąpieli.
Nie widzieli jak wystraszona była elfka, zza okrywającej jej twarz szmaty. Gdy poczuła na swojej głowie silne krasnoludzkie dłonie pobladła. Szarpnęła się, bezskutecznie.. raz, drugi, aż miarowo lana woda z nieubłaganą precyzją Rorana wdarła się przez nos szokując tak swoją obecnością jak i chłodem. Nie było już gierek, szarpnęła się najmocniej jak mogła, próbowała odkrztusić.. Zamgliło jej oczy, a strach sprawił że przerażone ciało poddawało się tylko instynktom. Próbowała się wyrywać, szarpnąć rękoma, wierzgnąć nogami. Złapać oddech, albo wypluć wodę. Nie mogła, trzymana bezdusznie przez swoich katów. Szarpanina osłabiła ją, czuła jak braknie jej sił by znów próbować.

Roran odczekawszy chwilę, zerwał szmatę z jej twarzy, Detlef zaś przechylił jej głowę na bok, dając jej wypluć i zwymiotować wodę w jej gardle i ustach. - To co, druga runda? padło pytanie.

Elfka nie odpowiedziała będąc wciąż w szoku i dochodząc do siebie, najwyraźniej nie była wcale tak zaprawiona czy wyszkolona by znosić bardziej zmyślne tortury niż proste obicie. Rozchylone, drżące usta dziewczyny próbowały złapać kilka oddechów na więcej niż trzeba, jakby na zapas. Mokra, zmarnowana twarz elfki nie uniosła się by spojrzeć na sierżanta. Czuła że nie daje rady, a powinna poddać się ich torturom znacznie dłużej. Nie była aż tak wytrwała, a topienie sprawiło że była już dość przerażona.

- Po co ci to. Zacznij mówić a będziesz żyć… nie zgnijesz nawet w lochu...warto? zapytał Roran, nabierając kolejne wiadro wody. Dawał jej chwilę by się otrząsnęła, wypluła wodę...oraz by zaczęła się bać.

- To te wasze cholerne intrygi.. - Głos jej drżał. Wydukała wciąż kaszląc ze zmarnowaną miną, ale nie mając siły czy ochoty spojrzeć sierżantowi w twarz. Zatrzęsła się jeszcze cała, jakby przeszedł ją dreszcz. Musiała przyspieszyć swój plan by rzeczywiście nie złamali jej już za drugim podejściem.

- Też mam ich dość… Ale życie nie zawsze daje wybór. Ty go masz, więc zerwij z tym, daj sobie spokój. Wystarczy że powiesz co wiesz… zaproponował cicho Roran.

- A jaką mam gwarancję że cokolwiek z tego co mówisz jest prawdą? Dla was jestem tylko dziwadłem, nic nie znaczącym zwierzęciem które zaburzyło wasz spokój i harmonię… - Elfka zmusiła się by przekręcić twarz i spojrzeć w oblicze swojego oprawcy. W jej głosie dało się czuć wyraźną nutkę goryczy i żalu, ale też jakąś siłę.

- Ehh… jesteś rasistką wiesz? Ogranicza cie twoje własne postrzeganie. Myślisz że uczyłem sie twego języka gardząc wami? Naprawdę? Cóż dla ciebie znaczy moje słowo…

- Przyjaciół trzymaj blisko, a wrogów jeszcze bliżej.. - wtrąciła.

- Ehh, a więc tak. A jeśli… przyrzeknę ci na życie enta… w ich języku? Malla - room -ba - larin, jeśli dobrze wymawiam jego nazwę zaproponował z kamienną miną sierżant.

Ni’tessine przez chwilę zatrzymała wzrok na ustach krasnoluda, nie wierząc w to co słyszy. Przymrużyła oczy krótko, zastanawiając się czy tortury którym ją poddali nie wpłynęły jakoś na jej zdrowy rozsądek. Po twarzy elfki zdawać się mogło że nie wie co myśleć, albo nadmiar “atrakcji” tak o nią uderzył. Sama nie znała tego języka, a jednak wiedziała że mówił prawdę. Zatkało ją.

- Przybyłam do manufaktury po zapłatę… - zacisnęła zęby. - Ale te psie syny, Degvarowie wypieli się. Najwyraźniej chcieli się mnie pozbyć, zacierając ślady.. ale jeśli wy nie pracujecie dla nich.. - W głosie elfki słychać było wahanie.

- Może wyjaśnię jaśniej. Sierżant Roran Ranagaldson, Milicja Polityczna, Królewstwa Karak Azul, stanowimy specjalny zespół do wytropienia zdrajców… którzy w swych interesach handlowych sprzysiężyli się z zielonymi… oraz dążą do przejęcia władzy od legalnego rządu. Nie wiem kogo się spodziewałaś ale zostałaś wydana straży jako terrorystka i zbrodniarka stanu… W jakich okolicznościach was złapano? zapytał sierżant, pragnąc rozeznać się na ile elfka mówi prawdę a na ile zmyśla na poczekaniu.

Wypuściła z ust powietrze niedowierzając. Czuła się trochę jakby to właśnie ona zdobywała informacje a nie na odwrót. Jakkolwiek to wyglądało jednak, wciąż była przykuta a on stał nad nią.

- NIC mi do waszego króla, czy zielonych… - urwała na chwilę. - Masz na myśli orków prawda? Chyba nie chcesz mi powiedzieć że elfka miałaby współpracować z orkami.. - Zakpiła prawie, ale widząc poważną minę krasnoluda kontynuowała. - “Złapano” mnie gdy dostarczyłam “przesyłkę” dla rodu Degvarów. To oni zlecili mi tą robotę, a ostatecznie zamiast zapłacić oddali twoim rodakom, by mogli się na mnie popastwić.

- Znowu stawiasz na stereotypy...tak, i elfki współpracują z zielonoskórymi...a w tym wypadku jak przypuszczam zapewne i twoi pracodawcy tak postępują, zapewne prowokując inwazję…. taaak, pośrednio pomagałaś orkom. Co dostarczałaś Degvarom? I czy to ty okradłaś manufakturę Hazzarów? zapytał spokojnie.

- A czego się spodziewałeś? Że po tym jak mnie potraktowano będę pałać miłością do tobie podobnych? - Odwróciła twarz robiąc zirytowaną minę i cicho zaklęła po elficku, ale bardziej do siebie samej. Krótką chwilę się zastanawiała nad wciskaną im bajeczką. Ta musiała przeplatać w sobie nieco prawdy by była jak najbardziej prawdopodobna. - Tak, okradłam manufakturę Hazzarów. Nie jestem inżynierem, nie wiem dokładnie co to było, poza tym że chyba miało to być jakieś działo. Nie płacą mi za wtykanie nosa w nie swoje sprawy…

- O tak mruknął sierżant -Wielkie działo burzące po czym słuchał dalej.

Elfka złapała niepewnie oddech, zerkając chwilę na sierżanta.. wywinęła powoli oczami i kontynuowała.
- To było zlecenie Degvarów, oczywiście nigdy nie spotkałam się wcześniej z nimi osobiście, lub tak się nie przedstawili…

- Więc skąd wiesz że to oni byli zleceniodawcami? zapytał spokojnie sierżant.

- Oni nie lubili się z tym obnosić, zresztą komu zależało by narzędzie, którym byłam wiedziało więcej niż musi. Jednak mój kontakt który załatwił mi to zlecenie mniej przejmował się ich dyskrecją… Nie jestem niewinna… ale pracowałam dla waszych. Którzy nie mieli nawet honoru zapłacić za wykonaną robotę. Masz tu swój rasizm. Jestem złodziejką, ale nie terrorystką!

- A więc nie wywodzisz się z Bonarges? zapytał jeszcze Roran, zerknąwszy przelotnie na swych kompanów.

- Z czego? - Zapytała elfka robiąc zdumioną minę, choć na równi wciąż przestraszoną. Nie mogła sobie pozwolić na powiązanie jej z Bonarges. Jakkolwiek oni by twierdzili szła w zaparte że nie wie o czym mówią.

- Powiedzmy że chwilowo założymy że tak jest… Dobrze. Zostaniesz opatrzona i dostaniesz cos do jedzenia, jak również możność umycia się. Będziesz pod strażą ale w lepszych niż teraz warunkach… a my sprawdzimy tą informację. Jeśli mówisz prawdę, dalsza rozmowa odbędzie się w bardziej komfortowych warunkach...może nawet damy ci pracę. Jeśli zaś kłamiesz lub spróbujesz uciec, no cóż, sama rozumiesz. Masz jakieś pytania? wyjaśnił Ranagaldson.

Ni’tessine zatkało już drugi raz. Czy to był podstęp? Tak łatwo łyknęli jej bajeczkę. Tak szybko z więźnia którego los jest przypieczętowany nagle oferują jej godne warunki, pomoc i… pracę?! To brzmiało jak marne łgarstwo, ale jako kobieta mogła udawać głupią, słabą i przestraszoną. Jeśli kłamali warto było by uznali że jeszcze do czegoś im się przyda. W końcu inaczej mogliby ją zabić, a Tilyel chciała żyć.

- Na pewno mogłabym zdobyć jakiś dowód na to że Degvarowie zlecili tą robotę. Te plany muszą wciąż tam być.. - Jęknęła niepewnie elfka nieufnie patrząc na Rorana.

- Troche inaczej… Detlef! Zawiadom Relva że muszę się z nim spotkać. Pilnie. Nie wiem jak, przez kontakt czy jak chcesz ale pilnie. Thorin, opatrz ją, później popilnuje jej Yssana. Dziś wieczór atakujemy manufakturę Degvar. Jeśli to sie potwierdzi, czyni ich to winnymi zdrady głównej, a możliwe że również, konspiracji, buntu zbrojnego i aktu apostazji...czy czegoś tam. A ty dodał obracając się ponownie do elfki: - Jeśli masz pomysł jak mamy dotrzeć do dokumentów nim zniszczą dowody, to lepiej szybko go przemyśl ponownie i mów…

- Oddałam im je… ale wydawało mi się że są dla nich bardzo ważne, nie sądzę aby mieli je zniszczyć.. może.. ukryć aż sprawa ucichnie. - Odparła szorstko.

- Tym lepiej…. tym lepiej. Chcesz dodać coś jeszcze póki co? zapytał.

- Tak.. ten łącznik, nie był krasnoludem. To był człowiek, nie znam jego imienia. Być może coś więcej łączy go z Degvarami… - Urwała. - Gdzie mnie zabieracie?

- Będziemy mieli chyba parę pytań o niego…. chyba go kojarzę. Póki co? Wygodny pokój gościnny. Normalne meble, bez okien, jedne drzwi. Dopóki będziesz przestrzegała reguł, nic ci nie grozi. Zgaduje że chętnie doprowadzisz się do porządku. wyjaśnił jeszcze raz Roran.

Nie odpowiedziała, tylko odwróciła twarz na bok, z cichym brzdękiem łańcucha napinając skute ręce. Najwyraźniej wcale nie była w dobrym humorze. Zamilkła unikając jego spojrzenia, ale w duchu śmiała się z niego. Krasnolud jadł jej z ust każde kłamstwo, w dodatku sama dowiedziała się więcej niż on. Pytanie tylko jak wykorzystać chwilę czasu który dostała by się stąd wyrwać?

Roran przyjrzal jej się uważnie i długo, po czym zapytał, ponownie w jej języku: - Nadal jestes nieufna prawda? Rozumiem to...lecz nie warto

Thorin - koszmarnie popalony na twarzy krasnolód - niespecjalnie wiedział co robi w pokoju przesłuchań. Papier i pióro spoczywały bezwładnie na biurku. Przygotowywał się na notowanie zeznań świadka tymczasem przyszło mu słuchać świergoczącej mowy w której przynajmniej raz zdołał wyłapać słowo które kojarzyło mu się z piwem, choć kontekst jego wypowiedzenia wyraźnie temu zaprzeczał. Cóż może po prostu głodnemu chleb na myśli… Pozostała mu ocena zranień jeńca i przygotowanie się do udzielenia jej pomocy, oraz czasochłonne streszczenie zeznań które oczekiwał od sierżanta. Wyraźnie biło od niego współczuciem… o ile ktoś potrafił się przebić przez powierzchowne zagęszczenie blizn które z wyrazem współczucia nie miały nic wspólnego. Wyglądało bardziej na to jakby się na elfkę gniewał… jedynie żywe oczy cechowały się dużą dozą litości i niechęci do sposobu w jaki ją przesłuchiwano. Nie zamierzał jednak na żadnym etapie przeszkadzać sierżantowi, niektóre rzeczy po prostu trzeba było wykonać. Kiedy w końcu przesłuchanie wyglądało na zakończone thorin wyciągnął torbę i zaczął wygrzebywać z niej medykamenty, głównie środki wzmacniające, bandaże i trochę maści na oparzenia.

- Mogę Cię opatrzyć - Thorin zwrócił się w reispiklu do elfki wskazując na przyszykowany “arsenał” środków medycznych. - Daj znać gdy się umyjesz i będziesz chciała skorzystać z pomocy, jestem medykiem , nazywam się Thorin Alrikson - dodał po chwili uświadamiając sobie, że dla elfki musiał być jednym z tajemniczych oprawców siedzących i przyglądających się jej nieszczęściu.

Tilyel zmrużyła swoje oczy kocio po czym zerknęła ironicznie w bok.
- To jakiś podstęp? Umyję? Jak i gdzie? Będziecie znów lać na mnie wodę z wiadra.. ?! - By podkreślić o co jej chodziło szarpnęła skutymi rękoma bezsilnie próbując je oswobodzić. Choć krasnoludy póki co traktowały ją uczciwie nie wydawała się skora im zaufać. Nie po ostatnich wydarzeniach.

Thorin wzruszył jedynie ramionami zachowując stoicki spokój - Dostaniesz wiadro z wodą do pokoju, co z nim zrobisz to już twoja sprawa - odrzekł spokojnie, zerknął na kajdany do których przykuta była elfka, ale nie ruszył nawet palcem by ją z nich wyswobodzić. Decyzja ta nie należała do niego. - Skończyliśmy już ? - zapytał w ojczystym języku sierżanta, nie będąc do końca pewnym czy jeszcze czegoś nie szykuje i dopiero po potwierdzeniu zaczął się zbierać do wyjścia, mając zamiar dostarczyć elfce do pokoju to co będzie potrzebne. - Jak z nią skończę to zbierzemy się do spisywania, bo coś długo w tym jej języku gaworzyliście - po chwili namysłu postanowił jeszcze zapytać - i tak w ogóle to chętnie nauczył bym się tego języka… sam mogę zarezerwować nieco czasu, choćby na naukę pisania przepustek … o raportach nie wspominając - dodał z uśmiechem, który wystraszyłby nie jedno dziecko.

- Skąd znacie moje imię? - Rzuciła im gdy odchodzili, a w jej głosie było słychać tajemniczą nutkę żalu. Ktoś podał im jej imię! To mogło wszystko zepsuć, cały plan. W dodatku było to bardzo niepokojące.

- A to niech będzie już nasza mała tajemnica odparł sierżant, ruszając za Thorinem. - Papierkologia… eh, co za szajs.

- Ciesz się że nie każą nam tego wykuwać w kamieniu! - dodał sarkastycznie Thorin zanosząc się w śmiech

- Wtedy chyba bym zdezerterował… odparł tylko sierżant, również parskając śmiechem.

Po chwili zauważając, że ani sierżant ani Detlef nie śpieszą z rozkuciem więźnia, Thorin podszedł do elfki, po czym wyswobodził ją z więzów. W tym posterunku, w tym mieście, była i tak jak w wielkim więzieniu, nie miała ani jak ani dokąd uciec, zwłaszcza podczas oblężenia… - Zaprowadzę cię do twojego pokoju, nie sprawię, że nie będziesz się obawiać, to twoja decyzja, z mojej strony nic ci jednak nie grozi. - stwierdził spokojnie siląc się na resztki ogłady jakie w nim pozostały. Czuł się dziwnie stając przed obiektem wieloletnich żartów i naigrywań, z drugiej jednak strony powinność lekarza nie wypływała z czysto praktycznego podejścia. W jakiś sposób czuł się związany z każdym cierpiącym i na ile potrafił starał się pomóc. Nie inaczej było z długouchą, choć tego zapewne wiedzieć nie mogła.

Tilyel wreszcie, nieśmiało oderwała ręce od chłodnego stołu przesłuchań. Wydawało się że dalej nie wie czy to podstęp który ma na celu jedynie bawić się z jej nadzieją, rozbudzając ją a potem gasząc. Uniosła ostrożne spojrzenie na Thorina i pewnie zaraz odwróciłaby twarz dotknięta jego ranami, gdyby nie to że ostatnie dni wyczerpały tak jej nerwy jak i poczucie smaku. Nie zostało w niej zbyt wiele elfiej dumy, poza krztą wspomnień. Gdyby nie zawziętość i chęć przetrwania którą wypatrzył w jej oczach krasnolud, gdzieś pod tym wszystkim dało się dostrzec nutkę współczucia. Bo nawet teraz wciąż był w niej pierwiastek dawnej elfki o dobrym, wrażliwym sercu.
Ta zniknęła równie szybko jak się pojawiła. Dziewczyna spojrzała na drżące, brudne palce swoich dłoni, to znów po krasnoludach. Na wszelki wypadek gdyby nagle miała dostać jakąś pałką po głowie. Powoli, z jękliwym westchnieniem stanęła o własnych nogach uzmysławiając sobie jak bardzo jest osłabiona. Nie powiedziała nic, zrobiła krok i zachwiała się tracąc równowagę. Szybko podparła się o ramię Thorina, ale przestraszona swym “występkiem” zaraz cofnęła brudną, zmęczoną dłoń z jego munduru pod którym wyczuła pancerz . Do jej wrażliwego nosa, po płukaniu znów uderzył jej własny smród i sprawił że elfce zrobiło się słabo..
 
__________________
In the misty morning, on the edge of time
We've lost the rising sun

Ostatnio edytowane przez Kata : 27-11-2013 o 22:29.
Kata jest offline