Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 11-11-2013, 00:38   #132
Kata
 
Kata's Avatar
 
Reputacja: 1 Kata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputację
Tilyel została zaprowadzona do kolejnej mrocznej komnaty. Tym razem prowadził ją Thorin, khazad uczony acz obojętny o twarzy i dłoniach przypominających najgorsze stwory z koszmarów sennych... zupełnie jakby krasnoludy nie znały odpowiednich medykamentów by usunąć takie poparzenia i blizny po nich... jednak każdy krasnolud z dumą nosił swe blizny i tak było też z chorążym Thorinem. Elfka zaczynała wierzyć w to że póki co nikt nie chce jej skrzywdzić. Pytanie jednak nieustannie wracało: Jak długo? Ni’tessine stanęła niepewnie, rozglądając się po sali i w milczeniu oceniając pomieszczenie. Dużo możliwości jej nie dawało. Pozostało więc skorzystać z szansy doprowadzenia się do porządku, odwróciła się w stronę krasnoluda i nieśmiało wsparta o zimną ścianę zapytała miękko, choć w ludzkiej mowie.

- Kto zrobił Ci te blizny? - Nie ukrywała tego że tak dotkliwe rany wzbudzały w niej współczucie, nawet pomimo tego że Thorin nie był jej przyjacielem, a wrogiem. Przez chwilę elfka zastanawiała się czy przez moment krasnolud nie jest jedynym jej wartownikiem. Czy mogłaby jakoś pozbyć się go i uciec… ale opanowała się. Nie czas był na głupią brawurę. Potrzebowała też jego pomocy, o ile rzeczywiście znał się na medycynie. Nie aby niedoceniała krasnoludów ale w jej przekonaniu ich metody leczenia mogły być równie barbarzyńskie co ludzkie. Kątem oka poszukała miejsca gdzie miała dostąpić “zaszczytu” umycia się.

Thorin spojrzał na elfkę, o dziwo była pierwszą osobą która go o to zapytała. Nie miał jednak nic do ukrycia a wobec jej obfitych zeznań uznał , że i jej należy się ciut wiedzy. - Właściwie to sam je sobie zrobiłem… - Widząc jej zdziwione spojrzenie dodał - Nie , nie był to wypadek. Natknęliśmy się na zgrupowanie ogrów będący częścią składową armii oblegającej miasto, czy też raczej zmierzające do oblężenia. Mieli armaty, kule, proch… w nie małej ilości. Czyniąc opowieść krótką bo nie ma co dywagować, zbyt silnie strzegli ładunku aby można się było między nimi przemknąć, zamontować lont podpalić i uciec. Pozostawało podpalić go bezpośrednio…

Głucha cisza która po chwili wypełniła komnatę uzmysłowiła rozmówczyni , że to już koniec opowieści. Krasnolód z którym rozmawiała żywcem podpalił zgromadzony ładunek wybuchowy. Dopiero po dłuższej chwili z uśmiechem dodał - Zginęło przy tym dziewięciu ogrów. - naszyjnik z gigantycznych kłów który kolebał się na jego piersi zdawał się potwierdzać każde jego słowo. Widząc jak zmarzła Thorin postanowił rozpalić w kominku.

- A czym ty się zajmujesz… tak na co dzień? Co potrafisz? Wiesz, jesteśmy bardzo praktyczną rasą i dobrze by było gdyby dało się wykorzystać jakoś twoje umiejętności, w przeciwnym razie obawiam się , że będziesz tu kisła aż do zakończenia oblężenia, choć to nie moja decyzja. - zapytał elfki żywo nią zainteresowany. Jak na przedstawicielkę nielubianej rasy obalała przynajmniej jeden stereotyp, była ładniejsza niż się to zwykło mówić o elfach, choć zdecydowanie za chuda…

Elfie uszka nastroszyły się lekko, a jej oczy rozszerzyły się w niedowierzaniu. Słuchała go uważnie choć w pierwszej chwili słowa uderzyły w nią jak tłuk o głowę.

- Głupek… - Rzuciła krótko w dźwięcznej elfiej mowie, kręcąc głową. Nie wierzyła że ktoś mógł zrobić coś takiego. Przecież można było choćby użyć podpalonej strzały, albo rzucić zapalonym flakonem z oliwą. Jej spojrzenie uciekło na bok. - Przykro mi. - odparła do krasnoluda delikatnie, już w ludzkiej mowie. Fakt że poświęcił tak wiele by powstrzymać atak wroga na miasto nie czynił go w jej oczach lepszym jeśli można było zrobić to inaczej. Bez tego bólu i cierpienia. Elfka ceniła sobie u mężczyzny spryt, nie tępą brawurę. Choć nie znała całej historii, być może się myliła.

Jego kolejne słowa wybiły ją z tego stanu zamyślenia. Wielkie, elfie oczy zatrzymały się na nim, ale usta milczały. Rzęsy zatrzepotały nerwowo kilka razy, ale dziewczyna szybko zorientowała się że musi się pilnować. Nie mogła zdradzić swoich emocji zbyt łatwo, tyle że nie wiedziała co mu odpowiedzieć. Bo co miała powiedzieć? Że jest doskonałą złodziejką? Że potrafi wejść w każdy cień po cichu i wyjść z równą gracją? Że gdy trzeba by było dobyć broni potrafiłaby się nią posługiwać? Prawda była zbyt brudna, by mogła jej pomóc w rozmowie z milicją miasta. Jej umiejętności włamywaczki czy fakt że ostatnio jej praca polegała się do zabójstw wcale nie ratowały jej reputacji. Nie była elfką o jakich snuto opowieści, nieskazitelną istotą lasu, nieśmiałą i słabą. Kiedyś wszystko było inaczej…
Teraz jednak trzeba było odpowiedzieć, a wizja zostania tu kolejny dzień nie wróżyła nic dobrego. Prędzej czy później ktoś będzie chciał jej śmierci, więc wypadałoby znaleźć jakikolwiek powód by krasnolud uznał że przyda się gdziekolwiek poza tą celą.. Wtedy też szanse na ucieczkę wzrosną.

- Jestem szybka, zwinna, potrafię ostrożnie stąpać jak i cicho podchodzić. Nauczyłam się tego podczas łowów w moim ojczystym lesie, ale i w miejskich warunkach sobie poradzę. Dbam.. a raczej dbałam o moją sylwetkę. Ćwiczyłam codziennie by być sprawna jak akrobatka. Mam dobry wzrok i słuch.. - Tilyel zamyśliła się na moment i przygryzła wargę. - Umiem szyć, mogę gotować i prać… - te słowa ledwo wyszły jej z gardła, ale w desperacji by przetrwać powiedziałaby wszystko. Przez chwilę zastanowiła się czy na pewno gotowa byłaby na wszystko? Myśli zeszły na niebezpieczne tematy, ale nie chciała zastanawiać się nad tym. Jeszcze nie teraz. - Myślę że dobrze strzelam, z łuku oczywiście, choć tu i tak nikt mi broni nie da.

Odeszła kilka kroków, rozglądając się po pomieszczeniu. Nie było żadnej balii czy wanny, a przecież obiecali jej że będzie mogła się umyć. To było ważne, ważniejsze niż mogło się im wydawać. Nie chodziło nawet o jej utraconą dumę. Kobieta nie mogła chodzić w takim stanie, tak zaniedbana, bo mogłoby to doprowadzić do niemiłych powikłań, infekcji, chorób. Osłabiona już była, jeśli miała to przetrwać potrzebowała higieny.

Odwróciła się nieśmiało, jakby wahając. Patrzyła w oczy Thorina w skupieniu, silnym, pewnym siebie wzrokiem, zdeterminowanym, a jednak troszkę też niepewnym. Przymrużyła oczy na moment, bo podjęła już decyzje, a delikatne elfie dłonie chwyciły lnianą koszulę podwijając ją i ściągając ostrożnie przez głowę. Brudny, poszarpany materiał opadł na podłogę bezwiednie, odsłaniając jej aksamitne ciało. Nie unikała spojrzenia krasnoluda, wręcz przeciwnie. Wpatrywała się wprost w jego oczy, choć jej wzrok był chłodny. Paluszki kobiety rozpięły spinający jej pełne piersi stanik. Ten o pięknych, elfich, kwiecistych koronkach kiedyś cudowne dzieło, dziś rozpruty i wyraźnie nadszarpnięty nie miał w sobie wiele czaru. Pierwszy raz odkąd zaczęła się rozbierać, jej powieki mrugnęły a spojrzenie uciekło na drobny moment gdzieś na bok. Tylko na chwilę, bo elfka ukrywając swój wstyd za twardą, chłodną maską znów zatrzymała wzrok wprost na oczach krasnoluda o wypalonej twarzy. Przez jej bok, aż pod pierś, rozciągał się czarny wykonany z niezwykłym kunsztem tatuaż przedstawiający kwiaty róż. Ktoś włożył weń wiele wysiłku, patrząc na kunszt zapewne elfi artysta.


Choć zaniedbana, wciąż była elfką która jeszcze tydzień temu mogłaby zadzierać dumnie nos i uśmiechać się promieniście. Jej młodym, jędrnym piersiom niczego nie brakowało. Odznaczały się na jej ciele dumnie, a może to była tylko jej gra? Thorin czy chciał odwrócić spojrzenie onieśmielony, czy też nie dostrzegł na jednej, z boku paskudną ranę. Była dość świeża i wyglądała jakby zadano ją jakimś rozżarzonym narzędziem, zapewne efekt niedawnych tortur. Na pewno była bolesna, a cała podrażniona skóra dookoła zaczerwieniła się aż do sutka.

- Obiecaliście że będę mogła się umyć.. - Rzekła choć jej głos brzmiał bardziej prosząco niż jak żądanie. Thorin widział w niej też lekki wstyd, zamaskowany gdyż nie chciała go mu objawić. W głębi duszy jednak fakt że rozebrała się przed krasnoludem był dla niej postawieniem wszystkiego na jedną, ryzykowną kartę. Chciała udawać pewną siebie, by to on się speszył. Chciała dostać to czego potrzebowała.

Nie czekała na to co odpowie khazad. Chwyciła za swe skórzane spodnie i ściągnęła je. Jej długa, naga nóżka odsunęła je niczym brudną szmatę na bok, do leżącej na ziemi koszuli. Wtedy nie wytrzymała i uciekła wzrokiem, zawstydzona swoją nagością. Widok ten był dla Thorina na pewno szokujący, jej nogi sięgały prawie jego ramion. Nie dość że pierwszy raz zapewne dane mu było zobaczyć elfkę, to jeszcze całą taką jak stworzyła ją natura. Długi zgrabny palec wsunął się za linię majteczek, a te ześlizgnęły przez pełne biodra w dół, bezgłośnie upadając na podłogę. Tilyel dużo jeździła konno, dużo ćwiczyła by utrzymać sprawność fizyczną. Musiała być zwinna i szybka by uciec z opresji, by nie dać się powalić byle rycerzykowi. Jej nogi i biodra tylko to potwierdzały.

Teraz, zupełnie naga zebrała swoje brudne szmaty z ziemi i rzuciła je w popiół paleniska. Nie zrobiła tego tylko bo miała ich dość. Nie dało się przywrócić im świetności. Gdyby uciekła.. jeśli chcieliby ją tropić przy użyciu zwierząt, lepiej było by węgiel przesycił zapach jej dawnych ubrań. Odwróciła się, zakrywając swoją intymność i biust rękoma. Oparła o zimną ścianę i spojrzała znów na krasnoluda, tym razem chcąc z oczu wyczytać jego myśli. Liczyła na tą kąpiel i jakiekolwiek czyste ubranie, ale wiedziała też że spotkać może ją wszystko. Podjęła ryzykowną grę.

Thorin przyglądał się przez chwilę elfce bardziej z zaciekawieniem niż z pożądliwością. Chwilę wcześniej stwierdził, że doszła ona do pełnej desperacji gdy zaoferowała pranie krasnoludzkich brudów, gdy jednak rozebrała się całkiem uznał, że jej desperacja sięgnęła zenitu. Nie dowierzał, że ta co by nie było dumna rasa zniża się do tego stopnia aby ocalić swa skórę. Thorin jednak nie był w ciemię bity, mogła się mylić biorąc go za prostego wojaka i licząc że da się zwabić w pułapkę, jeszcze chwile wcześniej wierzgała i pluła na jego sierżanta, co kronikarz doskonale zapamiętał. Nie zdziwiłby się więc bardzo gdyby rzekoma desperecaja była zwyczajnie udawana. Zaś elfka miała na celu obezwładnić go gdy ten będzie zajęty spełnianiem swych zachcianek… Kwestią sporną byłoby czy chciałby z nią pobaraszkować … z wielu względów mogła być to ciekawa, perspektywa dla krasnoluda dominującego nad elfką, z drugiej strony niechęć do elfów nie dotyczyła tylko rasowych uprzedzeń, ale całej gamy antypatii jaką do siebie te rasy żywiły. Wyszedł nie zamierzając ani bawić się jej nagością, ani wstydem, ani też ryzykować, że ulegnie własnym pokusom i da się rozbroić niczym dziecko. Szczęk przekręcanego zamka za drzwiami nie pozostawiał elfce wątpliwości co do charakteru w jakim przebywała w milicyjnym posterunku.
Gdy wyszedł Tilyel oparła twarz w dłoni i westchnęła słabo. Cała ta sytuacja zaczynała ją przerastać. Tak dużo ryzykowała, by zyskać swoje. Okruszki dawnej siebie. Mimo to efekt był wciąż zadowalający bo krasnolud nie spróbował jej posiąść. Gdyby tak się stało, nie wiedziałaby co robić. Chciała go speszyć, chciała by ją opatrzył, by mogła się umyć. Tyle że igrała na ostrzu noża, bo co by było gdyby ten zechciał ją wtedy zgwałcić? Nie chciała sobie tego wyobrażać, cieszyła ją myśl że dobrze go wyczuła. Że nie miał tak na prawdę ochoty dobrać się do jej ciała. Zresztą, nic dziwnego w jej stanie. Zamarła, sama się karcąc za myśl że może tylko taki miał plan, by zrobić to już gdy ona się umyje i doprowadzi do porządku.
Nie, wtedy coś wymyślę. Obronię się. – Pomyślała speszona. Odgarnęła włosy nerwowo i wtulona w róg pokoju czekała aż wróci. Drżała lekko z zimna, wszak była naga, a pokój z kamienia.

Kroki a chwilę później szczęk otwieranych drzwi zwiastowały nadejście krasnoluda, ten wiedząc, że więzień może próbować ucieczki, zwłaszcza po przedstawieniu jakie mu chwile wcześniej dała, przyszykował się na najgorsze i upewnił się że może spokojnie przekroczyć próg komnaty i że z boku nie czeka nań niespodzianka w postaci elfki gotowej do ataku. Przyniósł wiadro wypełnione wodą oraz szmatkę umożliwiającą wymycie ciała, chciał je pozostawić i dać dziewczynie czas na wymycie, potem mógłby zająć się ranami. Po prawdzie jednak wcale nie był pewny czy i tej sytuacji nie wykorzysta do ucieczki. Wolał upewnić się, że ktoś będzie w odwodach na wypadek gdyby elfce udało się go jednak obezwładnić. Nie ufał jej, zwłaszcza po ostatnim pokazie i ofercie szorowania gaci… Nie , to nie była elfka o jakich słyszał, to nie była elfka która pluła w twarz sierżantowi. Jeśli tak bardzo pragnęła żyć nie ośmieliłaby się, musiała więc być to z jej strony gra, gra której Thorin nie zamierzał podejmować.

- Proszę - powiedział stawiając wiadro i kładąc obok szmatkę, gotowy wyjść na zewnątrz i poczekać stosowną chwilę.

Tilyel nie miała zamiaru ryzykować napaści na kronikarza. Wciąż zasłaniając swe ciało stała w miejscu, jakby oczekiwała że wyjdzie. Widziała wszak, a bynajmniej tak sądziła po ostatniej swojej obserwacji że mężczyzna nie jest nią specjalnie zainteresowany i to idealnie jej pasowało. Spojrzała jednak jeszcze raz na postawione przez niego wiadro wody, a przez twarz przeszedł jej mimowolnie drobny grymas.

- Mogłabym.. dostać choć jeszcze jedno? To ważne… kobiece sprawy. Proszę.. - Dodała miękko, tym razem niezwykle słodko, choć nie brzmiało to sztucznie. Zapewne gdyby nie cała ta sytuacja właśnie tak brzmiałaby gdyby starała się być miła. Patrzyła na niego prosząco. Oczywiście nie było żadnych nadzwyczajnych potrzeb poza tym że chciała dostać więcej wody, a mężczyźni nie zwykli zadawać więcej pytań po takim zdaniu.

“Miesiączke ma czy co?” - przemknęło przez myśl Thorinowi, któremu kobiece sprawy kojarzyły się albo z krwawieniem, albo z wahaniami nastrojów, zresztą jedno szło często w parze z drugim. Z pewnością jednak kolejne wiadro nie miało ostudzić jej emocji, więc w grę wchodziła raczej tylko pierwsza możliwość. Nie wchodził jednak w dywagacje, tyle mógł jeszcze dla więźniarki zrobić - Ale nie myśl, że tak będzie codziennie - odburknął na pożegnanie wychodząc po kolejne wiadro wody.

Elfka zaś szła cios za ciosem.

- Mogłabym dostać też jakieś czyste ubranie? - Nim wyszedł zapytała niepewna, czy ta prośba nie zrazi krasnoluda, i ostrożnie, krok za kroczkiem podeszła pod postawione przez niego wiadro. Wciąż patrzyła mu w oczy licząc że dla kobiety zrobi wyjątek, nie pierwszy zresztą.

- Trzeba było nie palić swego - odparł nieco ozięble krasnolud, wiedząc, że sama sobie przygotowała taki los - Myślisz że śpimy tu na stosach elfich ubrań? … Ech - dodał po chwili zdenerwowany - Zobaczę co się da zrobić, ale na elfie ciuchy raczej nie licz, będziesz miała szczęście jeśli znajdę ci jakieś krasnoludzkie spodnie czy koszulę. - Odrzekł pozostawiając elfkę sam na sam z wodą. W jego działaniu była jednak nić pragmatyzmu, wiedział, że jak im się więźniarka rozchoruje to będzie ją musiał leczyć, wolał więc już poszukać jakichś zapasowych ubrań , całkiem możliwe że coś po rodzinie poprzedniego właściciela pozostało. “Taaak krótkie spodnie do kolan i obcisła koszula będą musiały jej wystarczyć, do tego koc aby mogła się przykryć i niemal pewne , że tak ubrana nie będzie próbowała się nam wymknąć…” - myślał po drodze wiedząc że ucieczka na wpół nagiej elfki nie powinna wchodzić w rachubę.

Nie oczekiwała od niego nic więcej. Nie liczyła także na to że krasnolud zrozumie jej potrzeby, ale to nie było ważne. Cieszył ją fakt że póki co zaczęła powoli wychodzić na swoje mimo że sytuacja wciąż wydawała się beznadziejna. Może fakt że krasnoludy te tak mało znały się na jej rasie, dawało właśnie szansę której normalnie by nie miała. Pozwalało ukryć pewne rzeczy, a ich brak wiedzy wykorzystać. Ostatecznie to i tak ona była tu przegrana. Pluła sobie w brodę że wzięła to zlecenie. Ale czy miała wybór? Chciała dorwać zdrajcę i sprawić by jego ostatnie chwile przypominały piekło za to co jej zgotował. Klęknęła przed porzuconym wiadrem i położyła na chwilę na ziemi. Twarda, zimna podłoga dotknęła jej policzka, ale nie to się liczyło teraz. Przez chwilę wreszcie była sama i ten moment chciała wykorzystać by zdjąć wreszcie przybraną maskę, by ulżyć emocjom i wypłakać się. W końcu ile można być silną?

Nie pozwoliła sobie na ten luksus na długo. Thorin mógł wrócić lada chwila, nie mógł jej zobaczyć w takim stanie. Nie mógł wykorzystać jej słabości. Przetarła twarz i nachyliła się nad wiadrem wody, ostrożnie myjąc w nim ręce, twarz i włosy. Przeciągnęła po nich dłonią nieśmiało i skrzywiła się. Nie były już tak piękne jak kiedyś. Jakiś drań przyciął je krzywo, by ją upodlić, odebrać dumę. Chciała zemsty tak bardzo że przez chwilę nie myślała o niczym innym.

- Odrosną.. - szepnęła cicho sama do siebie, chciała wierzyć że z tego wszystkiego da się jeszcze wyjść. Bo jaki sens walczyć bez wiary? Szmata którą jej zostawił poszła w ruch, a mimo że do dawnej czystości daleko jej było uczucie chłodnej wilgoci wody na skórze sprawiało że elfka czuła się prawie jak księżniczka. Wspominała i wyobrażała sobie swoje dawne piękno, wmawiając że właśnie wraca. Wymięła włosy, wytarła kark, ramiona.. Przetarła delikatnie piersi, choć nie miała odwagi zbliżyć ścierki do rany. Spojrzała na wodę, ta była mętna. Potrzebowała jeszcze jednego wiadra by wymyć się cała, póki co jednak usiadła i z kwaśną miną poczęła wycierać mokrą szmatą swe nogi. To dodawało otuchy i pozwalało zapomnieć na chwilę o jej sytuacji.

Thorin przez chwilę zastanawiał się czy zapukać, po chwili jednak uzmysłowił sobie, że elfka rozebrała się przy nim kiedy jeszcze nie było takiej potrzeby, szczęk otwieranego zamka był zresztą wystarczającą informacją pozwalającą schować co trzeba. wszedł i postawił wiadro wody, rzucając obok zwitek ubrań oraz koc. - Poczekam na zewnątrz, daj znać jak skończysz, potem zajmę się twoimi ranami, nie chcemy przecież by zaczęły ropieć, prawda? - było to retoryczne pytanie na które nie oczekiwał odpowiedzi.

- Dziękuję - Odpowiedziała miękko, zerkając ku niemu ciekawa jego myśli. Chciała wiedzieć czego może spodziewać się z jego strony. Nie przeszkadzając sobie jego obecnością wróciła do mycia się z brudu i potu, znoju ostatnich dni. Czekała aż wyjdzie i da jej prywatność której potrzebowała.

Thorin wyszedł, widok nagiego kobiecego ciała może zrobiłby na nim większe wrażenie gdyby nie fakt, że należało ono do elfki, na dodatek takiej co do której czuł nieufność. Jej wcześniejsze słowa i gesty wyczuliły go na niebezpieczeństwo z jej strony, a intuicji nie zamierzał ignorować. Nie przyglądał się jej jednak zbyt długo wiedząc, że ciało może domagać się innych chęci niż umysł. Wyszedł jak zamierzał, czekając aż skończy. W tym czasie szykował opatrunki i upewnił się, że sztylet schowany za pazuchą będzie łatwy do wydobycia i jednocześnie trudny do wyciągnięcia go przez inne osoby.

Ostatnie wiadro wykorzystała by jak najlepiej wymyć intymne partie swojego ciała, tam gdzie czystość była najważniejsza. Choć mycie się w wiadrze nie było łatwe jakoś sobie poradziła. Musiała przyznać też że Thorin był bardzo pomocny. Jak na krasnoluda zdawał się traktować ją nienajgorzej, choć jego delikatna względem elfki postawa sprawiała że ta mogła być prawie pewna że więźniami to się w ich milicji nie zajmował na co dzień. Spojrzała na niewymiarowe krasnoludzkie ciuchy beznamiętnie. Nie była teraz wybredna, bo nie czas był na strojenie się, a walkę o życie. Starannie ubrała się, ściągając gdzieniegdzie ubranie by z niej nie spadło, a gdy skończyła – zawołała ponownie Thorina.

Krasnolud położył na stole torbę medyczną i począł wyjmować z niej przyrządy, uprzednio jednak prosząc o wskazanie zranień. Każde zranienie uważnie ocenił tam gdzie mógł zastosował maść i bandaże, zwłaszcza pierś elfki wyglądała na solidnie poparzoną, na to jednak miał sprawdzoną maść która skutecznie łagodziła ból i przyśpiesza gojenie. Na co Thorin był żywym dowodem. Tilyel bardzo nieufanie obserwowała zbliżające się do jej nagiego ciała dłonie krasnoluda. Cokolwiek za szopkę odstawiła wcześniej, teraz krasnolud miał dotknąć jej rannej piersi. Obserwowała każdy jego ruch, jakby gotowa wyrwać się i uciec. Po komnacie rozniosły się jej bolesne, słabe jęki. Nie były udawane.
Thorin zwłaszcza pod koniec zabiegu starał się być ostrożny, sam na jej miejscu planując ucieczkę poczekałby, aż medyk skończy swoje. Nie było potrzeby odrzucać pomocy na którą w obcym i wrogim mieście raczej nie było co liczyć. Na koniec pozostawił jej trochę trunku i skierował się do wyjścia , cały czas mając ją na oku, tak że szedł niemal tyłem.

- Co do twojej przydatności przekaże sierżantowi twoje deklaracje, choć o gotowaniu możesz raczej zapomnieć. Może mogłabyś się przydać do zagrywek politycznych, wiesz elf wręczający prezent jakiemuś notablowi w mieście z miejsca obciążyłby go szeregiem podejrzeń… Więc możesz się przydać. Generalnie będzie to zależało jednak od ciebie… hmmm mogłabyś nawet wysłużyć swoisty glejt od milicji politycznej dający ci względne bezpieczeństwo w mieście, ale to już zależy od wielu czynników. Między innymi twojego zachowania podczas pobytu tutaj. Bądź grzeczna to ci raczej nie zaszkodzi… - Wychodząc stwierdził jeszcze
- Jutro cię odwiedzę zobaczyć jak rany, dosmarować gdzie trzeba i ewentualnie zmienić opatrunki. - po czym zamknął drzwi na zamek.

Gdy tylko krasnolud wyszedł Tilyel sprawdziła palenisko jako drogę ucieczki, ale kominem była jedynie wąska żeliwna rura, nawet smukły elf by się nie przecisnął. W komnacie była tylko prycza, stół i ciężka dębowa serwantka w ponurych zdobieniach i wadze bliskiej objuczonego konia. W owej serwantce nie było nic. Z pomieszczenia prowadziły jedne drzwi, drewniane i obite stalowymi sztabami, wyważenie ich nie wchodziło w grę. W kącie stał cebr na odchody, a obok niego cynowa misa z zimną wodą... jedyne światło pochodziło z samotnej pochodni, która płonęła słabym ogniem.

Tilyel mogła rozglądać się po komnacie w najlepsze, a w czas ten ktoś przyniósł i wsunął za drzwi drewnianą miskę fasoli z bekonem i pajdę chleba oraz kubek wody. Tilyel mogła zasiąść do samotnej kolacji. Była tak głodna i spragniona że pochłonęła cały posiłek w chwilę. Nerwowo rozejrzała się dookoła gdyż mimo że sporo sobie wywalczyła, dalej nie miała pomysłu jak się stąd wydostać. Do tego gdyby khazadzi zorientowali się iż jej zeznania były kłamstwem, wróciłaby na stół tortur. Jej wzrok uniósł się na pozostawioną przez Thorina butelkę i z krasnoludzką śmiałością upiła zeń czegoś, co nieziemsko paliło ją w gardło. Tuląc do boku flaszkę położyła się na kocu, zamknęła oczy i zaczęła śmiać desperacko. Marzyła by cała ta sytuacja była tylko złym snem. Po chwili goryczy, odłożyła w końcu trunek i zdrzemnęła się. Pierwszy raz od kilku dni.


Kilka godzin później…



Długie kobiece rzęsy zatrzepotały niemrawo jakby nie chcąc przyjąć obrazu przed nimi właśnie takim jakim był. Budząc się, Tilyel wystraszona prawie zerwała z koca i zaparła rękoma na chłodnym kamieniu. To jednak nie był sen, a jej los wciąż wahał się na cienkim włosku. Tak bliski upadku.

- Tak kochanie, najlepiej zapij się na śmierć.. – skarciła się sama, gardząc tym jak pozwoliła sobie na topienie smutków i słabości krasnoludzką wódką.

Odstawiła butlę na stół i delikatnie dotknęła swej piersi. Syknęła ostro bo ta wciąż strasznie bolała, ale wiara w maść Thorina dodawała otuchy. Czysta, świeżo odziana i nakarmiona, a nawet względnie wyspana usiadła przy gasnącym kominku, grzejąc swoje ciało.
Dość tego obijania – stwierdziła w myślach i spojrzała po swych dłoniach jakby szukała w nich siły. Khazadzi jej nie doceniali, ale przecież nie raz była już w tarapatach i jakoś się udawało. Musiała myśleć pozytywnie nawet gdy wpakowała się w takie gówno.

Ostrożnie rozmasowała swoje ciało i zaczęła rozciągać mięśnie, szykując do treningu. Korzystając z mebli i ścian przystąpiła do ćwiczeń by rozruszać swoje osłabione ciało. Nie mogła ryzykować że leniąc się w celi straci okazję by uciec. Musiała być gotowa na wszystko co może ją czekać. Musiała być silna tak psychicznie jak i fizycznie. Nie ćwiczyła jednak długo, bo jej forma nie była najlepsza co nie było dla elfki zaskoczeniem. Przy okazji choć od wysiłku zgłodniała, to zrobiło się jej cieplej. Musiała przyznać że luźne krasnoludzkie ciuszki doskonale nadawały się do ćwiczeń. Uśmiechnęła się na tą myśl ulotnie, zaraz badając dokładnie pokój w którym ją zamknięto. Węszyła wszelkich dróg ucieczki gdy nagle usłyszała puknięcie w drzwi, lecz nikt nie odezwał się czy ich nie otworzył. Zamiast tego u ich spodu wysunął się klucz. Drobny kawałek metalu, na który teraz Ni’tessine patrzyła się niczym zahipnotyzowana. Czy była to jakaś próba? Czy może Bonarges sobie o niej przypomniało? Setki pytań otępiły jej zmysły gdy przyklękła przed drzwiami i ujęła w dłonie swój skarb. Kto mógł go tu podrzucić? Miała w ręku swój los, i trudną decyzję do podjęcia. Klucz do wolności, lub do jej śmierci. Bała się go, a jednocześnie dawał jej nadzieję. Coś jak związek z mężczyzną.
Ścisnęła go w łapkach mocno przyciągając do serca i starając podjąć decyzję co dalej. Nie było sensu układać się z krasnoludami. Nie dość że ich własne miasto było infiltrowane przez Bonarges, to jeszcze dostęp do jej celi miał ktoś, kto najwyraźniej nie był do tego powołany. Nie mogli zapewnić jej bezpieczeństwa, ale nawet gdyby to Tilyel w to nie wierzyła. Nie wierzyła że khazadzi zwrócą jej wolność, że dadzą jej pracę czy też że jakkolwiek im na niej zależy. Zapewne wszystko to były tylko kłamstwa których celem było wykorzystanie jej wiedzy przy najmniejszym oporze z jej strony. Manipulacja mająca na celu gładki i bezproblemowy wyzysk. Wiedziała też że gdy nie byłaby już potrzebna, na przypalaniu piersi by się nie skończyło. Nie ufała im ani trochę. Kto ufałby po takich przejściach?

Opuściła wzrok smutno, bo wiedziała że z decyzji którą musiała podjąć nie wyniknie nic dobrego. Wiedziała że zginie, lub poleje się czyjaś krew. Musiała jednak wybierać, albo ona, albo jej oprawcy.
Uniosła się i przystawiła do drzwi ucho. Na zewnątrz wciąż słychać było ruch, a to znaczyło że nie czas jeszcze był by próbować ucieczki. Musiała wyczekać sygnału, lub gdy ucichnie, a pogrążone snem krasnoludy będą mniejszą przeszkodą. Odwróciła się, opierając plecami o drzwi i spojrzała po pomieszczeniu. Jej wzrok zatrzymał się na pozostawionej przez Thorina flaszce. Spojrzała w bok jakby wystraszona lub roztargniona. Wcale nie chciała tego robić.

- Nie masz sumienia.. oni też nie mieli gdy cię katowali… – szepnęła sama do siebie by dodać sobie sił.

Ostrożnie, jakby wciąż niepewnie podeszła do stołu i zgarnęła butelkę.

- Przepraszam Thorin… – wyszeptała pod nosem, choć nikt inny usłyszeć tego nie mógł.

Szybkim ruchem wylała resztkę alkoholu na palenisko i owinęła butelkę kocem by nie robić hałasu. Spojrzała na drzwi i uderzyła swym zawiniątkiem raz, drugi i trzeci. Z długiego lejka robiącego za rękojeść teraz sterczał ostry, szklany szpikulec. Dopieściła kształt swego improwizowanego sztyletu na ile mogła i owinęła rękojeść szmatą która została z jej kąpieli. Broń była gotowa i choć do walki się nie nadawała to użyta z zaskoczenia zabić mogła równie skutecznie co niejeden miecz. Zabójczyni ubrudziła jeszcze ostrze w palenisku by zwiększyć szansę na zakażenie.
Zauważyła że ręka jej nieco drży więc ujęła ją drugą, delikatnie rozmasowując. Nie mogła pozwolić by cokolwiek ją powstrzymało. Czy to stres, zmęczenie czy strach.
Ukryła broń pod kocem, ukryła ślad po szkle i ułożyła się obok drzwi, grzecznie czekając aż za nimi ucichnie. Serce biło jej szybko, bo znów czuła ten dreszczyk. Ten sam ekscytujący i przerażający zarazem. Przymknęła oczy i po jakimś czasie znów przysnęła. Tym razem jednak gdy tylko otworzyła oczy prędko znów nadstawiła do drzwi swe długie ucho. Cisza na zewnątrz była obiecująca, ale wyczekała jeszcze trochę czasu dla pewności. Nie miała pojęcia jaka jest godzina. Nie miała pojęcia co ujrzy za drzwiami. Sięgnęła po szklane ostrze i ostrożnie, cichutko wsunęła klucz do zamka. Wzięła głęboki oddech i płynnym ruchem przekręciła, powoli otwierając drzwi. Przewrotny los przyniósł szczęście w jej nieszczęściu bo porządne krasnoludzkie drzwi nie wydały z siebie prawie w ogóle dźwięku gdy je otwierała. Zamarła.

Naprzeciw znajdowała się ława, a na niej siedziała śpiąca wartowniczka. Elfka oblizała powoli wargę wychodząc z pokoju i uważnie obserwując śpiącą khazadkę. Była ciężko uzbrojona i opancerzona. Nie było tu czasu na błędy. Nie było go też na wahanie. Po lewej i prawej stronie rozlegał się jakiś korytarz, ale elfka jeszcze tam nie zajrzała. Miała tylko nadzieję że nie ma tam więcej wartowników. Trzymając swój kolec za plecami, wyjrzała zza rogu. Świeciło pustką. Broń zza pleców wyłoniła się przy biodrze elfki która postawiła wszystko na jedną kartę, kartę której ufała. Na siebie. Potrzebowała czegoś więcej niż kawałka szkła by stąd uciec. Krasnoludzki sztylet znajdujący się przy pasie wartowniczki wyglądał obiecująco, ale wzrok Tilyel przebiegł po niej ciekawie szukając jeszcze czegoś godnego uwagi. Z kocią gracją podeszła bliżej i przełożyła nogę przez ławę, przygotowując się do zadania ciosu niczym pajęczyca przyczajona na swej sieci. Delikatna dłoń elfki momentalnie, mocno przyciśnięta do ust khazadki uniosła jej głowę niespodziewanie w górę. Oczy kobiety otworzyły się szeroko w szoku i zaskoczeniu lecz nie zdążyła wydać z siebie krzyku. Ostry szklany szpic przeszył głęboko jej gardło raz, dociskany bezwzględnie przez elfkę. Chłodne ostrze na chwilę ustąpiło cofając się by zaraz zadać kolejny cios, rozrywając gardło i tętnice. Doświadczona zabójczyni wykręciła jeszcze ostrze w jej szyi bo powiększyć ranę i cofnęła ostrze. Krew trysnęła strumieniem po ścianie, po ręce, a nawet policzku Tilyel.
Khazadka upadła na kolana w śmiertelnym amoku, robiąc przy tym mały hałas, brocząc krwią i dławiąc się nią.

- Ciii… – Szepnęła dziwnie miękko i czule elfka na jej ucho, sama rozglądając się czy aby nikt nie usłyszał dramatu który miał tu miejsce.

Wciąż trzymając krasnoludkę za ramię, by ta nie upadła na ziemię z hukiem elfka ponownie rozejrzała się w obie strony korytarza. Popełniła błąd. Nie doceniła swej ofiary, a ta o dziwo mimo rozpłatanej szyi i braku oddechu zdążyła dobyć sztyletu i się na nią zamachnąć. Zaskoczona Tilyel zdążyła uniknąć ataku, ale drugi lekko już drasnął jej rękę. W tych emocjach nawet tego nie zauważyła. Złapała khazadkę za rękę i powstrzymała ją, czując jak jej opór słabnie. Jak uchodzi z niej życie. Ujęła swą dłoń na krasnoludzkiej, zaciskając ją mocniej na rękojeści sztyletu i w dramatycznym zakończeniu wbijając jej własne ostrze przez szyję ku górze. To był jej koniec, a dla Tilyel nowy początek. Elfka szybko ograbiła ciało z wszelkich przydatnych rzeczy i wytarła ubroczony krwią sztylet o materiał szat kobiety. Nie było sensu ukrywać ciała gdyż wszędzie było pełno krwi. Zabójczyni wybiegła w korytarz cicho, pozostawiając w tyle martwe ciało Yssassy w powiększającej się karmazynowej kałuży. Szklane ostrze, dar życia i śmierci jakim obdarował ją nieświadomie Thorin pozostało na miejscu zbrodni i już niedługo miało uderzyć kolejny raz, tym razem w nie w ciało, a umysł kronikarza…

Elfka wyjrzała na hol który dzielił ją od opuszczenia budynku. Tak blisko była wolności, ale tak łatwo mogła ją stracić. Po drodze nie spotkała nikogo. Czy to bogowie ją chronili, czy też ktoś wszystko dobrze zaplanował. W ostatnim pomieszczeniu ujrzała dwójkę krasnoludów i byłby to raczej koniec jej ucieczki gdyby nie to że jeden spał, a drugi jakby na błaganie jej duszy odszedł. Przez chwilę kobieta patrzyła się, doszukując nieistniejącego zagrożenia. Nie mogła tak stać. Zerwała się i szybko przycupnęła pod drzwi, a te otworzyły się przed nią niczym bramy niebios ku pogrążonemu w ciszy, śpiącemu krasnoludzkiemu miastu. Wzruszyła się głęboko. Wreszcie po tylu cierpieniach była wolna…




Pobiegła prędko przed siebie, byle zostawić to przeklęte miejsce za sobą. Chłód powietrza muskający jej policzki i gołe nogi wcale nie przeszkadzał, przeciwnie. Czuła że wreszcie ma władzę nad swoim własnym życiem. Podniecona wizją wolności i szansą na ratunek od Bonarges nie przejmowała się już bólem, czy strachem. Gdyby tylko miasto nie było zamknięte… Zwolniła nieco z lekkim zwątpieniem kryjąc się w ciemnej uliczce. Musiała odetchnąć. Pozwoliła sobie się zaśmiać szczęśliwa, nawet jeśli ktoś mógł ją usłyszeć. Odgarnęła włosy z twarzy i postarała przypomnieć mniej więcej miasto, by ustalić swoje położenie. Przysięgła sobie że jeśli to przetrwa odbije sobie z nawiązką, a sztylet i te szmaty miały być jej pamiątką. Ukryła ostrze i zerwała się do biegu od cienia do cienia, wtulona w kamienne ściany budynków. Musiała dostać się na Podbramie, tylko tam mogła otrzymać pomoc i jeśli Bonarges nie było już na miejscu, musiała być to pomoc od tych których zawiodła. Swoich elfich pobratymców.
Wiedziała że w krasnoludzkich ciuchach nie będzie wyglądać przekonująco, ale elf elfowi pomocy nie odmawia. Nie wydaliby jej, bynajmniej nie jeśli zmyśli jakąś wiarygodną bajeczkę. Nie myliła się i tej samej nocy Eleserill, topornik elgi, z domu Okta Nameh przyjął biedną i zmarzniętą elfkę do swego kręgu. Otoczył opieką i obiecał pomóc najlepiej jak potrafi. Nie wiedziała czy postąpiłby tak samo gdyby wiedział kim jest. Po tym czego się dopuściła wiedziała też że następne dni wcale nie będą lekkie, jeszcze nie. Jeśli chciała przetrwać musiała być twardsza od krasnoluda. W zasadzie twardsza od całej armii krasnoludów którzy niewątpliwie w najbliższych dniach zaczną jej szukać…



.
 
__________________
In the misty morning, on the edge of time
We've lost the rising sun

Ostatnio edytowane przez Kata : 27-11-2013 o 22:29.
Kata jest offline