Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 11-11-2013, 17:52   #5
Bachal
 
Bachal's Avatar
 
Reputacja: 1 Bachal ma wspaniałą reputacjęBachal ma wspaniałą reputacjęBachal ma wspaniałą reputacjęBachal ma wspaniałą reputacjęBachal ma wspaniałą reputacjęBachal ma wspaniałą reputacjęBachal ma wspaniałą reputacjęBachal ma wspaniałą reputacjęBachal ma wspaniałą reputacjęBachal ma wspaniałą reputacjęBachal ma wspaniałą reputację
Zmierzchało już, gdy wydostali się z gór. Oczywiście taka pora była pomysłem Berola, który uważał, że tak jest najbezpieczniej. Jasne, wędrowanie całą noc to na pewno idealny pomysł. Jeszcze kilka takich i sam osobiście wsadzę mu Golunda w to jego niewyparzone dupsko… Rozmyślania Gothlaka były niewesołe, mimo iż właściwie nie miał na co narzekać. Jego powóz, ozdobiony przez najlepszych rzemieślników i ciągnięty przez królewskie tury hodowane specjalnie do tego celu, był dość wygodny. Miał jedną z nałożnic przy boku, naprzeciwko siedziało dwóch jego dawnych przyjaciół; teraz dowódca osobistej gwardii i szambelan czy jak tam to się zwało. Obaj nic nie robili tylko grali z nim w karty i żłopali przednie wino. I za to ich lubił. Wyprawa zdawała się ciągnąć w nieskończoność, toteż zanim brzask nastał, z ulgą przyjął obwieszczenie założenia obozu. Był w podróży. Podczas podróży rządził wspomniany wyżej dowódca, Berol, który ręczył głową, reką oraz dupą za bezpieczeństwo króla. Z uśmiechem i błogością na twarzy Gothlak wysiadł z nieco przerośniętej karety. Przyjemnie było się trochę rozciągnąć. Myliłby się ten, kto stwierdziłby, iż po całonocnej wędrówce w obozie będzie cicho i spokojnie. Nic bardziej mylnego. Gothlak zwołał do swojego postawionego przez sługi namiotu dowódców i przyjaciół. Zamierzał nieco nakreślić, jak chce rozegrać owo spotkanie, na które zdążają.
- Przyjaciele! Zaufnai towarzysze broni! I wy, mężni wojownicy których nie znam, znaczy najpewniej wtyki klanów. Jak wiecie, udajemy się na coroczny zjazd mający na celu dalsze funkcjonowanie naszych królestw. Z nieznanych mi przyczyn gospodarz wykluczył ochlanie się i napieprzanie po mordach. Toteż wy zostaniecie na zewnątrz, zanudzilibyście się na śmierć. Ciekawostką natomiast jest, hik! – Dobrze, że wzięli ze sobą dużo wina… Gothlak beknął przeciągle i z namaszczeniem pogładził brodę. Kontynuował z powagą. - … jest to, że zaproszeni na rozmowy zostali władcy królestw nekromantów i wolnych ludów czy jak tam tych chędożonych uciekinierów zwą. Co ciekawe, podobno w roli doradcy króla czarnych magów ma wystąpić jakaś mara, co to ma dziesięć lat! Albo tysiąc… A pies to…. W każdym razie koleś zapewne widział niejedno i wie jak to i owo rozegrać. I to z nim zawrę rozejm i nie burzyć mi tu się! Wiem, czarno magicy, zło i tym podobne bzdury. A który z was psubraty pamięta krzywdę od magika? Wiecie ile u nich siedzi naszych kobiet? Tysiące… Nie pytajcie mnie czemu, po prostu siedzą. I ja wyślę tam naszych ludzi, dbająć jednak o ich bezpieczeństwo i słuszne zarobki. I oczywiście suty podatek. Zobaczymy, może ugram coś jeszcze. To wszystko… To który przerżnie ze swoim władcą w karty!?

---------------------

- …ale istnieją granice. - rzucił stary lisz. W ułamku sekundy cała komnata pogrążyła się w mroku, a obecnych przygniotła ciemność oraz coś co można by nazwać esencją czystego zła. Osoby stojące w pomieszczeniu nie były w stanie oddychać, a jedynym który nie upadł na kolana był Król Nekromantów stojący obok lisza. Ciemność przemówiła.
- Wyrażają się z szacunkiem, robaku. Albo stopię ciało, i wyssę szpik z twych kości. - brzmiało to jakby miliony głosów przemówiły jednocześnie. I wtem wszystko ustało. Nox stał spokojnie tam gdzie stał wcześniej. Uśmiechał się, choć nie mogli tego zobaczyć obecni.
- A teraz, wracając do wcześniejszego tematu. Czy są jakieś trakty które chcielibyście zawrzeć z Imperium Nekromantów? Może o nieagresji? - zapytał jak gdyby nic się stało.


Elanir wstał, skinął dłonią na swoich ludzi stojących za nim. Po czym wyszedł z komnaty, nie powiedziawszy ani jednego słowa.
Zdziwiony Valandrian spojrzał w stronę wychodzącego króla ludzi. Czyżby coś go uraziło? Cóż...w sumie to pewnie wiadomo co no ale nikt, prócz niego nie wyszedł. Najwyraźniej poczuł się zniesmaczony pokazami mocy i sporami na zebraniu. Pewnie pomyślał sobie, że odkąd będą tutaj buntownicy i nieumarli, to każdy zjazd będzie wyglądał tak samo.
Solarden po pokazie siły Noxa, był “brudny” jego ciemną magią musiał użyć zaklęcia rozświetlającego, który oczyści jego ciało i umysł.
- Iva. - Solarden wyszeptał podniósł się i zasiadł na swoim krześle i przemówił.
- Drogi Noxie mam nadzieję, że to był ostatni raz, nie chce nic sugerować, ale nawet cierpliwość spokojnych Elfów z czasem się kończy, tylko ostrzegam.
Nox spojrzał spokojnie na Elfa.
- Uznałem że powinniście zrozumieć. Nawet jeśli wszyscy połączycie siły przeciwko mnie, i tak istnieje spora szansa że przegracie. - spojrzał na wszystkich na sali - Proponuję pokój i współpracę, a odrzucacie ją na podstawie stereotypów. A zatem, co będzie panowie! - krzyknął na całą salę - Przyszłość i współpraca? Czy też przeszłość i mrok? Czy dojrzeliście już do traktowania nas jak partnerów, czy też musimy pozostać przeciwnikami. - spojrzał na wszystkich - Wykazujemy tutaj dobrą wolę. Prosiłbym byście o tym nie zapominali.
Gothlak wspierając się o Golunda, swój półtonowy magicznie do jego ręki przysposobiony młot, podniósł się i powłóczył ciężkim spojrzeniem po sali. Brak było przy nim doradców, swoją gwardię zostawił u drzwi, jednak samojeden, nie przejmując się tym uniósł jakby piórko młot ważący dokładnie 546 kilogramów i z rozmachem przydzwonił o stół, który naturalnie poszedł w drzazgi. Ech i po co to w niego walić łapami, jak nieodzownym symbolem krasnoludzkiej władzy łatwiej? Czas było jednak opowiedzieć się… Zakrzyknął głośno - Siedziałem cicho, kiedy wyzywaliście mych poddanych i całą moc rasę od przedmiotów, zaklinając się, że jest inaczej. Cicho również siedziałem, gdy człowiek, któremu ludzie z więzien ucieknąwszy zakładają własne państwo proponuje pakt tymże. Cicho również siedziałem, gdy magiczne istoty jęły się kłócić, ale kurwa basta! Teraz ja, król na tronie Krasnoludzkiego miasta Ergan stolicy gór Goarskich dzierżący Golunda, młot będący symbolem potęgi krasnoludów, rzeczę basta! Za te drwiny,. za te chędożone uwagi o taniej sile roboczej, oraz za tą pierdoloną magię, którą ważycie się relikty przyszłości miotać mą nienajwyższą osobą wypowiadam wojnę wszystkim pięciu “królestwom”. - Zamilkł tak nagle, jak wzbudził swą złość. Poprawił brodę, odstawił Golunda i sprawnym ruchem odpalił fajkę. Doprawdy cudem jest biel jego wąsów przy ilości wypalanego przezeń tytoniu. Co było jednak dziwniejsze, po chwili efektownej ciszy roześmiał się w kułak i z rozmachem przydzwonił w stół… którego nie było, przez co krasnoluda majtnęło nieco do przodu. Dystyngowanie jednak wyhamował i wyprostował się, rzecząc znowu poważnie. - Doprawdy, przesiąknięte nasze towarzystwo patosem, jadem i nudą, a winno być doborową kompanią przyjaciół! I ja na zgodę temu twierdzeniu pierwszy wystawiam mą spracowaną dłoń w stronę domniemanych mistrzów czarnej magii. - Tu potruchtał do Denerosha i Noxa z otwartą prawicą. - I liczę, iż chętnie i za odpowiednią odpłatą moi pobratymcy będą eksloatować wasze kopalnie i chędożyć krasnoludzice będące na waszych ziemiach. - Wyszczerzył o dziwo nienaganne zęby i pogładził brodę oczekując odpowiedzi.
Nox jako pierwszy uścisnął wyciągniętą dłoń. Krasnoluda mógł zaskoczyć zaskakująco silny uścisk dłoni.
- W rzeczy samej. Miło wiedzieć że niektórzy są w stanie wznieść się ponad uprzedzenia z przeszłości. - rzucił wzrokiem w stronę buntownika - Szczegóły umowy proszę omówić z mym królem. Ja zajmuję się tylko doradzaniem. - dodał, wskazując krasnoludzkiemu władcy Denerosha.


- Naturalnie, naturalnie… - Odpowiedział krasnolud, odwzajemniając porządny uścisk. - Dla nas jedno, magia biała czy czarna, póki użyteczna i nie krzywdzi ani wadzi nam, jest w porządku. Jedni chędożą kozy, inni ożywiają trupy, póki wspólny interes nie cierpi, dalejże nam wszystko jedno. A wszelkie szczegóły z przyjemnością z mistrzem jak mniemam Deneroshem omówię.
- Rad będę przyjąć krasnoludzkich robotników na nasze ziemie i ciebie Panie również Zapraszam na nasz zamek zatem i liczę również na owocny sojusz
- uścisnął z uśmiechem dłoń krasnoludzkiego władcy. Skinął głową w stronę swojej doradczyni, która co jakiś czas dolewała mu wina. - Spróbuj Panie naszych trunków - krzyknął energicznie Denerosh.
Po twarzy Gothlaka mogłaby w tej chwili przemknąć błyskawica niepokoju odnośnie próbowania wina z rąk nekromanty. I zapewne przeszłaby, gdyby ten rubaszny aczkolwiek sprytny król nie był wcześniej pojony przez specjalistów wszelkiej maści magii elfickiej i innej wszelakimi remediamii i antidotami mającymi zapobiegać takiej formie gwałtu stanu. I wcale nie robił tego ze względu na czarnomagików… Ot, taki kaprys. Uśmiechnął się, przepijając do Denerosha solidnie ze swojego grubo rąbanego kryształowego kielicha. - Rad będę skorzystać z waszej gościny, aczkolwiek odłożyć ją muszę nieco. Wiadomo, osoba mojego pokroju chce się wyróżniać, a do tego potrzebuję stosownego orszaku. Spodziewajcie się mnie jednak jeszcze w tym miesiącu i w tymże czasie pogadamy szczerze o wzajemnym wsparciu relacji robotnik-magia i innych, w wyniku których umocnimy gospodarkę oraz postęp technologiczny naszych państw! - Szczerze po raz kolejny zaprezentował nieskazitelne zęby i udał się z powrotem na swój tutejszy “tron”. - No… - Odpalił kolejną świeżo nabitą fajkę. - To jaki jest następny podpunkt obrad w naszym uszczuplonym gronie?
- Jeszcze tylko zapewnie Panie, że krasnoludzkim robotnikom chędożenia nie braknie! - Rzucił z uśmiechem w stronę władcy wznosząc kielich.
Gothlak gromko podniósł kielich i sążnie z niego się napił. Rychło jednak spoważniał i analizował wzmiankę o chędożeniu. Trzeba zadbać o rozrost populacji, bo z tym bywa różnie. O tak, na dworze króla sztuk czarnoksięskich trzeba będzie poważnie o tym podyskutować.
Starożytny lisz odchrząknął, zwracając na siebie uwagę królów.
- Jeśli mogę… miałbym personalną prośbę. - rzucił spokojnie - Kiedyś moje Imperium rozciągało się na przestrzeni całego kontynentu. Jego największą dumą była moja personalna biblioteka. Została ona rozkradziona przy upadku mojej władzy. Chciałbym ją odbudować. Podejrzewam że wasze biblioteki mogą ciągle posiadać te białe kruki. Są one bezużyteczne dla was; jestem jedyną osobą która ciągle chodzi po świecie zdolną je przeczytać, a ich zwrot byłby miłym gestem. - rzucił spokojnie.
- Niewykluczone, że posiadamy w naszych zbiorach jakieś oryginały z tamtych lat, jednak nie uważam, iż powinny one trafić w Twoje ręce, o pradawny czy jak Cię tam zwać. Nie jest to w interesie krasnoludów, aby imperium z tendencją proporcjonalności zgonów do przyrostu miało dostęp do wiedzy, dzięki której tysiące lat temu zrównało sobie cały kontynent. Jak się do tego ustosunkujesz? - Gothlak bawił się Golundem i mówił głosem z pozoru niedbałym, wprowadzając atmosferę luźnej pogawędki. Oczy jego jednak były bystre a wzrok świdrował lisza na wskroś.
Monstrum zaśmiało się delikatnie i popukało palcem w skroń.
- Cała wiedza jest tutaj. Te księgi mają dla mnie wartość sentymentalną. Większość spisałem własnoręcznie. - wzruszył ramionami - Plus, są tam też inne rzeczy. Genealogia, opowieści z dawnych lat, historie, przepisy kucharskie… To była najpotężniejsza kolekcja jaką kiedykolwiek stworzono, ale niewiele z niej to wiedza tajemna. Plus… większość najpotężniejszych rytuałów nigdy nie przelałem na karty. W tamtych czasach było zbyt wielu wrogów którzy mogli to wykorzystać przeciw mnie, a później po prostu nie miałem serca.
Gothlak szczerze roześmiał się, popiwszy wino. - Z tym sercem, to się chyba niewiele zmieniło, co? - Zabawny koleś ten lisz, może tysiąc lat coś zmieniło? Albo i nic, przez co będzie mało śmiesznie, ale kto by się tym teraz przejmował… - Skoro tak i ręczysz za taki stan rzeczy, zobacze co da się zrobić w moim królestwie w tym temacie. Ja z kolei chciałbym, abyście przyznali zgodę jednemu z moich klanów, Gianncardich, na otwarcie filii ich banku w waszym kraju. Przedstawiciele tego rodu usilnie naciskali na ten postulat. Tą samą prośbę kieruję do reszty i ręczę słowem króla, dzierżcy Golunda, iż banki krasnoludów są najbezpieczniejsze… Oczywiście wszystko za umówionym procentem podatkiem odprowadzanym do waszych królestw.
- A jak wysoki ma być ten cały procent? -
zapytał z ciekawością, opierająć brodę, łokciem o stół Valandrian.
- To już ustalicie z przedstawicielami owego banku. Ale powiem wam, że mi jako swojemu władcy również musieli zaproponować procent i jestem nader zadowolony, takoż i wy powinniście zadowolić się nowymi dochodami i może sami korzystać z tego w pełni dyskretnego banku…
- Zgadzam się na negocjacje z przedstawicielami banku. Jedynym, że tak powiem obostrzeniem może być mały podatek od czynności bankowych ale to już do ustalenia - kobieta stojąca za nim chciała nalać mu wina jednak machnął ręką w geście dezaprobaty. - Przynieś coś mocniejszego, nie przywykłem do dworskiej kurtuazji.
-Ciesz się że alkohol ciągle na ciebie działa, bracie. Ja z trudem mogę wyczuć jego smak. - rzucił spokojnie Lisz, jednocześnie patrząc z uwagą na Krasnoludzkiego Króla. Wiedział co ten ostatni robi. Zależność o krasnoludzkiego systemu bankowego oznaczała zależność od krasnoludów. Niemniej jednak… w przypadku nekromantów nie miało to bardzo dużego znaczenia, a o pozostałe królestwa Nox nie dbał. Jeśli będą zależne od ich wspólnika, tym lepiej. Może zastanowią się dwa razy zanim ich zaatakują.
- Nie wiesz co tracisz, w naszym królestwie wyrabia się całkiem mocne trunki ale i ja już nie czuje tego smaku jak kiedyś - zgrymasił się przez chwilę, po czym kobieta przyniosła nowy trunek, w szklanej butlki, był całkiem biały. - Taaak tego mi było trzeba - mruknął.
- A wiec mamy jeszcze jakiś punkt obrad? Bo z tego co widzę z innymi władcami, oprócz Gotlhaka się nie dogadamy w naszej sprawie jak widać.
- Ja chętnie wysłucham reszty, co mają jeszcze do powiedzenia. Nie byłem wcześniej zbyt rozmowny, wybaczcie mi tą niedyspozycję, ale miałem ciężką dyskusję z głowami rodów kransoludzkich…

- Hmm. Czy ktoś jeszcze ma jakieś propozycje bądź prośby do Imperium Nekromantów? - zapytał spokojnie Nox.
- Nie, my dziękujemy nasze państwa są oddalone od siebie bardzo mocno więc nie widzę jakichkolwiek przyszłych perspektyw. Mamy jedynie pytanie do przydówcy buntowników czy byli by skłonni podpisać jakiś pakt handlowy, bądź inny pakt? Chciałbym dodać, iż nasze państwo akceptuje waszą niepodległość i wszelkie instytucje państwowe i wnoszą, aby inne państwa też to uczyniły. Uważam, iż to dobry krok ku połączeniu ludności wygnanej przez nieporozumienie bez jakichkolwiek konsekwencji. - Solarden wydał swoje oświadczenie z uśmiechem na twarzy po czym spojrzał na lidera buntowników i czekał na jego reakcję.
Valandrian ucieszył się na propozycję króla elfów. Od razu po jego słowach, uśmiech zagościł na twarzy przedstawiciela wolnych ludzi.
- Bardzo miło mi to słyszeć. Z chęcią podpisałbym jakiś pakt. Niech na początek może będzie handlowy i o ochronie traktów, po których przemieszczali się będą nasi kupcy. Byłbym niezwykle uszczęśliwiony, gdybyśmy w odcinkach dróg leżących na naszych ziemiach, wybudowali przystanki, w których wędrowcy za drobną opłatą będą mogli odpocząć i aby w każdym takim przystanku stacjonowało 10 ludzi, którzy zajmowali by się przybyłymi, a w razie potrzeby ich bronili. Myślę że to dobry pomysł na zwiększenie bezpieczeństwa na drogach, a tym samym naszych zysków wynikających z mniejszych strat. - rzekł mężczyzna, pochylając się nad stołem z widocznym w oczach błyskiem i niecierpliwością, w oczekiwaniu na decyzję elfiego króla.
- Zgoda. Zgadzamy się na tak hojną propozycję żałuję, iż król ludzi z nami tutaj nie siedzi na pewno interesowało by go podpisanie podobnego traktatu. - Elf podczas potwierdzania skinął głowę przed obliczem przywódcy kraju buntowników.
- Ahh i jedna sprawa czy nie zastanawiałeś się nad zmianą nazwy swej ojczyzny? Państwo buntowników nie brzmi najlepiej i prostej ludności, może źle się kojarzyć.- Solarden oparł się łokciem o krzesło, a palcami zaczął się bawić swoją krótką ogoloną bródką. Chciał w ten sposób dać sygnał zainteresowania tą sprawą.
-No… ten, tego… nigdy się nad tym nie zastanawiałem, ale sam określam i traktuję nasz państwo jako “Kraj Wolnych ludzi”...ale w sumie nie tylko ludzie tam mieszkają...nie wiem. Musiałbym się nad tym zastanowić. Może da się mu nadać jakąś inną nazwę? - zapytał sam siebie, Valandrian. - Szczerze mówiąc to musiałbym nad tym pomyśleć. Po tym jak wrócę do kraju, uzgodnię wszystko ze swoimi ludźmi. Nie są przecież moją własnością i też mają prawo decydować o własnym państwie. Nie zwiodę ich. Uciekli z innych krain, aby mieć jakiś wpływ na decyzje o kraju. I tak już na tym zjeździe podjąłem wiele decyzji samopas. Ale wszystkie były w dobrej myśli. Na takie błachostki przyjdzie jeszcze czas kiedy indziej. Nie nazwa czyni kraj, lecz jego lud. - uśmiechnął się do elfa, popijając alkohol.
- Dobrze Twój wybór i Twych ludzi panie. - Solarden odpowiedział z uśmiechem na twarzy w stronę Valandriana.
- Czy Krasnoludy równiesz byłyby skłonne podpisać pakt handlowy nasze wyroby na pewno wam by się przydały. I oczywiście wielki przywódco miasta w, którym się znajdujemy równiesz składam Ci tą hojną propozycję. - Solarden wymówił i czekał na odpowiedź.
- Chwilę spoglądał na elfa, próbując coś sobie przypomnieć. Po chwili dobył głosu - A jakieś to macie wyroby na tyle odporne i przydatne, aby zainteresowały prostego krasnoluda?
- Nasze Elfickie liny, najmocniejsze na całym świecie na pewno przydadzą się w waszych kopalniach, nie tylko liny produkujemy jestem pewien, iż każdego potężnego krasnoluda zainteresuje przynajmniej jeden nasz produkt.
- Propozycję przemyślimy, a odpowiedź prześlemy posłańcem. Odpowiedź zaznaczę prawdopodobnie mocno rozbudowaną, gdyż mam pewne plany dotyczące naszych królestw. Plany te wymagają jednak przemyślenia i dopracowania, więc deklaracji teraz żadnych nie uzyskasz ode mnie, elfie.
-Ja również chciałbym podpisać pakt handlowy z krasnoludami,ale nie tylko bo podobnie jak król elficki z władcą tego miasta. I mam też taką samą propozycję co do nekromantów. Chciałbym też…
- nie dokończył, wstając. - Przeprosić nekromantów za te sceny, do których dziś doszło. Jeśli jest to możliwe, to prosiłbym o puszczenie tego w zapomniane i nie mieć urazy do mnie ani do mojego państwa. - powiedział, spoglądając w stronę Noxa, a później rozglądając się po innych, czy przyjmą jego propozycję.
- Moja odpowiedź jest taka sama, jak poprzednia, wstępnie nie mam nic przeciwko, aczkolwiek planuję dość dużą reformę, która jest już w końcowym przygotowaniu, dopiero po jej wydaniu rozpocznę rozmowy na temat paktów.
Solarden słyszący słowa Valandriana odrazu wyjął mały pergamin na, którym napisał, krótką notatkę w języku ludzkim, brzmiała tak: "Nic nie podpisuj z nekromantami dobrze Ci radzę". Dał sludze znak, aby podszedł i wyszeptał.
- Przekaż Valandrianowi, i powiedz mu, aby to spalił przy najszybszej możliwej sytuacji. - Solarden spojrzał na przywódcę buntowników i czekał na jego reakcję na twarzy.


Zdziwiony mężczyzna odebrał od elfiego sługi pergamin. Rozwinął go i zobaczył litery… o zgrozo… N...c …. pod...suj z …..nek…. Mimo swojej niskiej umiejętności czytania, domyślił się o co chodziło. Schował pospiesznie kartkę do kieszeni spodni, zapiął ją na guziki i spojrzał na elfiego króla, z pytającym wyrazem na twarzy. Wiedział że teraz, szczególnie po tych przeprosinach nie wypada odwoływać już wypowiedzianych słów...może jednak dołoby się je jakoś przekształcić na korzyść Valandriana.
Solarden pokazał oczami na nekromantów i pokręcił głową na znak twardego nie, następnie pokazał dłonią jakby chciał przeciąć swoją szyję. To było ryzykowne zagranie, ale wiedział, że musi przekazać tą ważną wiadomość.
Nox parsknął śmiechem.
- Subtelne. Zacznij mu jeszcze nadawać sygnały mu sygnały uszami. Z całą pewnością nic nie zauważę. - westchnął - W
y zdajecie sobie sprawę że całkowita izolacja polityczna nie jest dobrym rozwiązaniem kiedy chce się uniknąć konfliktów? Nekromanci mają do zyskania na współpracy z sąsiadującymi państwami.
- spojrzał uważnie na Valandriana -
Z drugiej strony, biorąc pod uwagę wasze szepty i tajemne porozumienia nie jestem pewny czy oferta została złożona w dobrej wierze.
Ależ panowie…- powiedział prześmiewczym głosem Valandrian. - Z pewnością zaszło tutaj jakieś nieporozumienie. To było po prostu ciche naradzanie się. Przecież jest to polityka międzynarodowa a nie izolacyjna, prawda? - zapytał mężczyzna. - Z pewnościa nie ma się o co boczyć. Lepiej napijmy się trochę i zapomnijmy o tej całej sprawie, dobrze? - złożył propozycję Valandrian, unosząc kielich w stronę króla elfów i władcy nekromantów.
Nox uśmiechnął się strasznie pod maską.
- Nie rób ze mnie głupca, Valandrian. Słyszę więcej niż daję po sobie poznać. - zachichotał - Na ten przykład że w korytarzu Król Ludzi mówi że wykorzysta twoje wojska przeciw nam. Interesująca motywacja, jeśli chodzi o sojusz, nie sądzisz? - spojrzał na króla Elfów i na króla Buntowników - Jeśli notka nie miała znaczenia, to dlaczego miałeś ją spalić po przeczytaniu? Plus, plotki które do mnie dochodzą… nie są łaskawe wobec was. - spojrzał poważnie na zgromadzonych - Z was tu obecnych wyłącznie Król Krasnoludów - skinął głową wspomnianemu władcy - wykazał się jakąkolwiek dobrą wolą w kierunku moich ludzi. Jak mam to rozumieć?
-To Bzdury...królowi ludzi dobrze z oczu bije i nie możliwym jest żeby miał wobec nas złe zamiary! Przynajmniej na razie! Zawarliśmy obustronnie korzystną ofertę! W tej chwili...Pokładasz w nic słowa przysiegi moje i króla ludzi! - Valandrian wykrzyczał na całą salę, rzucając o ziemię pucharkiem z winem, które rozlało się pomiędzy marmurowymi płytkami. - Ja! Nie mam już tutaj nic do powiedzenie! Załatwione to co miałem uczynić, więc za śladem naszego sojusznika, mogę opuścić to spotkanie! Bywajcie! - ze złością pożegnał się ze wszystkimi zebranymi i wyszedł z sali, ze wściekłością trzaskając drzwiami.
Wychodzącego Valandriana ścigał śmiech starożytnego Imperatora. Po chwili uspokoił się on.
- Głupcy którzy ignorują słowa prawdy. Nie mam już nic do dodania. - rzucił, patrząc na swego króla.
- To se kurwa znaleźli nekromanci monstrum, nono… - Wyszeptał do siebie krasnolud, co oczywiście Nox i tak słyszał. - Ja również skończyłem, aczkolwiek gdybym wiedział, jaka atmosfera tu panuje, zaprosiłbym moją brygadę do środka, może rozpiłoby się parę flaszek i rozbiło parę stołków. - Dodał głośniej i zaśmiał się wesoło, przyglądając się elfowi. Denerosha właściwie olał. Ewidentna marionetka.
Nox mrugnął do krasnoluda, a odłamki drewna pozostające po zniszczonym stole uformowały się przed krasnoludzkim Królem w runy. Mówiły one: “Niemniej lepiej by monstra stały po twojej stronie, nieprawdaż? Nekromanci nie zaatakują krasnoludów, a wasi pracownicy na naszych terenach będą dobrze chronieni. Masz na to moje słowo.”
- Ahh, cieszę się przyjacielu, iż wspomniałeś o mych uszach, dzięki którym słyszę dużo więcej niż wy. - Solarden powiedział z uśmiechem do Noxa i zwrócił się do króla krasnoludów. - Drogi przywódco krasnoludów mam dla Ciebie szczęśliwą wieść nie długo będziesz miał okazję do walki, odzyskać swoich pobratyńców, którzy będą nowymi niewolnikami nekromantów. Hmm jak on to powiedział, będą mieszkali w oddzielnych sektorach pod stałym nadzorem, bardzo nie ciekawe życie raczej nie będą mieli tam okazji do waszej ulubionej kopulacji. - następnie zwrócił się do wszystkich. - Moje sprawy, które mnie interesowały zostały zakończone, zostawie panów samych. - Solarden wstał z krzesła ukłonił się przed innymi władcami i opuścił salę. Teraz musi szybko odnaleźć Valandriana oraz Elanira.
Nox westchnął, zaskakująco ludzko.
- To idiota, ale nie myli się całkowicie. Oddzielne sektory są prawdą, reszta jest kłamstwem. - uniósł dłoń - W kraju żyje ponad sześćdziesiąt tysięcy zombii. Ich standardowym zachowaniem jest rzucanie się na żywych. Nekromantów nie tykają, jesteśmy zbyt przesiąknięci mroczną magią, ale was potraktują jak kąski. Stąd potrzeba budowy oddzielnych sektorów chronionych przed nimi. - wzruszył ramionami - Mogą być chronione wyłącznie przez krasnoludy jeśli to coś pomoże, ale muszą istnieć. Inaczej nie przetrwacie pierwszej nocy. Takie realia. - zastanowił się przez moment - Jest jeszcze jedna rzecz, którą pragnę z tobą omówić, Królu, skoro już zostaliśmy sami.
Krasnolud spoważniał, jego twarz przybrała tajemniczy odcień a Golund spoczął na ziemii. Gothlak nabił fajkę i oparł się łokciem o trzonek młota. - Elfom się nie dziwię, też parają się magią. Ale po ludziach bym się tego nie spodziewał, to naprawdę zaskakujące, odrzucać przymierze z kimś może i butnym, może i pysznym, ale szalenie niebezpiecznym na pewno… Wracając do tematu, mości panowie, zdaję sobie sprawę, jak tam u was jest. Musicie zapewnić moim ludziom godny byt na waszych ziemiach, na wasze szczęście nie wymagam wielkich połaci poza kopalniami, w których krasnoludy odnajdują spokój. Ponadto będziecie płacić mi stosowny procent od wydobycia, a krasnoludy pracujące u was mają mieć zapewnione normalne wynagrodzenie oraz opiekę socjalno-medyczną. To są moje warunki, które mają zapewnić byt moim ludziom. A teraz słucham.
Nox kiwnął głową.
- Biorąc pod uwagę magię, bez wątpienia będziemy w stanie je spełnić. Z mojej strony chciałby uzyskać gwarancje że krasnoludy będą słuchać naszych ostrzeżeń. W innym wypadku nie mogę zagwarantować ich bezpieczeństwa. Wyjście w nocy na zewnątrz bez ochrony nekromanty na ten przykład jest równie bezpieczne jak kopanie w źle zbudowanym szybie z przegniłymi podporami. - odchrząknął - Jak widzisz, królu, nastawienie pozostałych władców jest wyraźnie wrogie wobec mnie. Tamta trójka najprawdopodobniej już coś planuje przeciwko mnie. - prychnął - Niemniej, doceniam dobre chęci królestwa krasnoludów. Dlatego też chciałem podpisać układ. - rzucił - W myśl którego, na wypadek wojny, każdy krasnolud mieszkający na terenach tamtej trójki otrzyma szanse na opuszczenie ich i udanie się do swej ojczyzny. Nie będziemy im w tym przeszkadzać. Jednakże… - dodał - Oferta dotyczy wyłącznie krasnoludów które nie wystąpią zbrojnie przeciw naszej nacji. Nie stać mnie na to by brać ich żywcem; nie biorąc pod uwagę mój sposób wojowania. - uśmiechnął się - W zamian chcę tylko neutralności waszego kraju, oraz kontynuacji współpracy gospodarczej. Co powiesz, królu krasnoludów?
- Jak zapewne wiecie po tylu tysiącach lat egzystencji, krasnoludy dzielą się na trzynaście pradawnych rodów. Rody te zbierają się na konklawe, aby debatować wraz z królem nad kluczowymi dla państwa zagadnieniami. Przez lata była to okazja do napicia się i zmierzenia na rękę, jednak ja to zmieniłem, oprócz picia i pieprzenia wzięliśmy się do prawdziwych dyskusji. Teraz oni też mają prawo głosu i często z niego korzystają. Domyślam si, iż przeforsowanie umów zawartych dzisiaj z wami nie będzie łatwe, jednak logika stoi po mojej stronie. Nie rozumiem jednego, skoro te krasnoludy mieszkają na ich ziemiach, skąd mieliby się znaleźć w waszej niewoli? Planujecie inwazję prewencyjną?
Nox pokręcił głową.
- Nie. Nekromanci nie zaatakują pierwsi. Z drugiej strony… - zaśmiał się cicho i strasznie, wieloma głosy - Jeśli zostaniemy zaatakowani na pewno nie skończy się na straszeniu. Mogłem złagodnieć na starość, ale w dalszym ciągu jestem Verus Nox, Starożytny, pierwszy wśród liszów. Nie dam im robić co chcą. W momencie w którym wkroczą w nasze granice rozpętam piekło jakiego ten świat nie widział od tysiącleci. - zachichotał, tym razem bardziej szczerze. - Ale pierwszy nie zaatakuje. Jestem ciekaw jak długo Elfom, Ludziom i Buntownikom uda się utrzymać armię w pogotowiu. Będę siedzieć w swoich granicach i śmiać się, patrząc jak tracą czas, fundusze i poparcie w przygotowaniu na atak który nigdy nie nadejdzie. A pożyczki które zaciągną na wojska od krasnoludzkich bankierów… gdyby tylko mogli się powstrzymać przed tępą nienawiścią i marnotractwem, nieprawdaż? - mrugnął w kierunku króła krasnoludów.
-Cóż, krasnoludom to na rękę. Wojn a napędza rynek. Im więcej ludzi na wojnie, tym mniej w kopalniach a te muszą przynosić zyski. Zamierzam wysłać swoich ludzi do tamtych królestw ku chwale pomnażania majątku mojego i mojego królestwa. Zachowam neutralność, to pewne, ale tylko w wypadku ominięcia stref krasnoludów w Twoim kraju. W innym wypadku ruszę na waszych najeźdźców z pełną mocą, taka będzie wola trzynastu.My, krasnoludy nie boimy się niczego póki dzieli nas od was miliony ton skał, nie zagrozi nam żadna magia.
Nox tylko się uśmiechnął.
- Pamiętaj z kim rozmawiasz królu. Pamiętam wiele rzeczy które zostały zapomniane… również przez twoją rasę. - zaśmiał się głośno - Oczywiście to tylko gdybanie. Dałem słowo. Wszystkie krasnoludy które nie wystąpią zbrojnie przeciw nam zostaną oszczędzone w przypadku wojny. A teraz, jeśli nie mamy nic innego do omówienia…? - zapytał spokojnie starożytny lisz.
- Tak, to wszystko, miłęgo dnia. - Zapatrzył się przez okno, dopalając fajkę.
- Żegnaj, królu krasnoludów. Obyśmy nigdy nie spotkali się na polu bitwy. - lisz uderzył pięścią w pierś, kłaniając się delikatnie. Wyszedł na balkon. - Nex! - ryknął, a do balkonu podleciał kolosalny kościany smok. Nox wsiadł na niego, i odleciał, w kieruku królestwa nekromantów.


--------


Na sali obrad stolicy królestwa krasnoludowego jak zwykle było niezmiernie głośno...Oszczerstwa padały często, a pogróżki i puste kufle jeszcze częściej. Łatwo nie było, ale jednak Gothlak zdołał przekazać głowom rodów, co pokrótce załatwił. I oświadczył też radośnie, że szcza na ich awersje do nekromantów, a sojusz im się opłaci. Po kolejnej baryłce piwa na łebka mało kto już się tym przejmował. W końcu Gothlak zawsze działał w interesie kraju. Jednak wieść, na którą zdębieli, dopiero miała nadejść...

- Dość, dość PAX KRRRWA, mówię! - Wydarł się jego szambelan, Fornalek. - Jego wysokość, wspaniały, nieustraszony niezwyciężony i pare innych przymiotników, których brakuje wam obezjajcy, Król Gothlak Wizjoner! - I uderzył po trzykroć laską dębową o takiż sam podest. Gothlak wstał, uśmiechnął się i przeczesując brodę, rozpoczął. - Ludu mój. Jesteście mi niemal równi, ale to ja dzierżę Golunda, a tego żaden z naszych wojowników nie jest w stanie przyjąć na klatę, więc słuchać... - Zrobił efektowną pauzę, nabijając fajkę. - Czas ciemnoty krasnoludzkiej musi dobiec kresu! Jesteśmy zaściankiem kulturalnym i technologicznym! My, którzy wydobywamy najwięcej bogactwa i nic z tym nie robimy! Byle elfy, chudziny chędożone zarzuciły mi, że to oni mają najlepsze liny na świecie! Liny! Jeżeli nawet liny robią lepsze, to gdzie są nasze wyroby? Gdzie nasza technologia? Ryjemy od tysięcy lat, a ciągle w ten sam sposób. Mówię basta! Krasnoludy, dekret już podpisany, projekty zostaną na dniach dostarczone. Budujemy uniwersytet technologiczno-górniczy! Ponadto reformujemy od podstaw system szkolnictwa! A komu się nie podoba, to go osobiście poślę do pierwszej klasy tym oto Golundem! A teraz pijemy dalej i na pohybel skurwysynom, jak głosi pradawne motto pierwszego rodu kransoludzkiego ; Sihilla...
 
Bachal jest offline