Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 12-11-2013, 13:15   #127
kanna
 
kanna's Avatar
 
Reputacja: 1 kanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputację
psot wspólny w przeważającej mierze ;)

Kesa potrząsnęła głową, starając się rozgonić mgłę otaczająca jej mózg. Czy naprawdę krzyczała przed sekundą „Śmierć! Śmierć!”? Nie mogła w to uwierzyć, ale po chwili uświadomiła sobie coś jeszcze: nie tylko krzyczała, ona na prawdę chciała, żeby skazana umarła. Skazana wiedźma. Gdzie ona jest? Szafot był pusty.
Dopiero po chwili kolejna myśl przebiła się jej do głowy – przypomniała sobie imię „wiedźmy”. Nena. Pamięć wróciła, nieznośnie bolesna. Nena. Nie udało się im.

Poczuła, że ktoś łapie ją za ramię i popycha, nadając ciału kierunek. Podniosła głowę, deszcz zalał jej twarz.
Starucha coś mówiła. Długo trwało , zanim jej słowa przebiły się przez deszcz i dotarły do mózgu Kesy. Ma iść do Neny? Ale po co?
Potrząsnęła głową, nie ruszając się z miejsca.
- Ale jej tam nie ma. Nie ma, nie rozumiecie? - dodała, z granitową pewnością wypisaną w głosie. Zaśmiała się cicho – Chodźmy stąd.
Lecz starucha stała ślepiąc się po okolicy. Ludzie zaczynali się rozchodzić, uciekając przed strugami deszczu.
Kesa też stała i mokła, sukienka przykleiła się jej do ciała jak druga skóra, włosy wysunęły się spod opaski, spadając na oczy. Zaczynała czuć chłód.
Znowu potrząsnęła głową, dziwne oszołomienie mijało. Starucha stała w miejscu, jak przyrośnięta, ludzie rozbiegali się, uciekając przed lejącymi się z nieba strugami.
- Chodźmy - powiedziała znów do Irgi, z wyraźnym naciskiem w głosie. - Nie możemy tu tak stać… rzucamy się w oczy.
Starucha nie poruszyła się jednak. Stała tylko nieruchomo z poszarzałą, pozbawioną wyrazu twarzą, jakby ktoś z niej całe życie upuścił.

Dziewczyna westchnęła tylko i rozejrzała się szukając miejsca, gdzie mogły by się skryć. I wtedy jej wzrok wyhaczył znajomą sylwetkę. Nie widziała twarzy, ale układ ramion, wybrzuszenie pod płaszczem… Tyle razy patrzyła na jego plecy, kiedy maszerowali razem. Skoro była tu Nena, jego obecność nie powinna jej dziwić. A jednak dziwiła.
Zrobiła krok w stronę szafotu, potem drugi, nie sprawdzając nawet, czy Starucha idzie za nią.
- Orin? - zawołała.
Na dźwięk jej słów postać przystanęła. Odwróciła się powoli, lecz twarz skryta była w cieniu szerokiego kaptura. Jednak postura i sylwetka… Nie mogła się mylić.
- Orinie! – Kesa podbiegła do niziołka i objęła go na sekundę, a potem szybko cofnęła się, zdziwiona swoim nagłym przypływem czułości. Zwykle nie bywała wylewna.
- Tak, Nena, mieliśmy… teraz to nieważne. Ktoś rzucił urok na ludzi na placu, czułeś to? Nie wiem, czy deszcz go przerwał, czy cos innego… kat teraz powinien współpracować.. chodźmy, trzeba znaleźć Nenę.

Gdy zwrócili się w kierunku szafotu, zauważyli, poprzez ścianę deszczu i prawie opustoszały już plac, jak przed kordon strażników wychodzi Nena w asyście dwóch z nich.
- Kat? Współpracować? Urok? - niziołek rozszerzył ze oczy ze zdziwienia - Rzeczywiście coś czułem… - bard przypomniał sobie moment w którym skandował za straceniem Neny. Powoli zaczynał docierać do niego sens słów Kesy, odetchnął z nieukrywaną ulgą. - Ach! Więc to tak! Już się bałem, żem postradał zmysły! - i na chwilkę pozwolił sobie na uśmiech. Szczery i serdeczny uśmiech. - Kesa, nie wiesz jak dobrze cię znowu widzieć, lecz nie mamy teraz czasu na powitania. Musimy działać! Widziałaś gdzieś Cathil? Trzymaliśmy się razem ale… zgubiłem ją… Jesteśmy… Cóż. Jesteśmy poszukiwani i to chyba nie tylko przez wymiar sprawiedliwości - dodał ostrożnie ważąc słowa. Przypomniał sobie, że Kesa wspominała coś o współpracy z katem.
- Spokojnie, Mistrz Dobry też był pod wpływem uroku, wcześniej sam obmyślił plan, jak ratować Nenę, zadba po nią… nie martw sie, idź. Ja muszę... - rozejrzała się, szukając Staruchy wzrokiem. Wskazała ją spojrzeniem Orinowi.
- To Irga. Muszę ją stąd zabrać. Idź, mieszkam u Van Szanta i bywam w lochach.. pomagam niesłusznie skazanym.

Zostawiła niziołka i pobiegła w stronę Staruchy. Trzeba ją stąd zabrać.
Orin pod wpływem nagłego impulsu podążył za Kesą.
Irga stała w tym samym miejscu, w którym ją zostawiła Kesa. Stała i mokła. Wyglądała tak jakby przytłoczył ją ogromny ciężar, którego nie potrafiła unieść. Kesa doskonale znała takie stany emocjonalne – kobieta była w szoku, niezdolna do samodzielnej reakcji.
Za Kesą doczłapał niziołek. Po chwili pojawiła się też, wynurzając ze strug deszczu Cathil z dzikim wzrokiem i słomą między sterczącymi włosami .
Tyle emocji, które nagromadziło się we wszystkich zebranych w tym jednym miejscu chciało dać upust słowom. Na te jednak nie było czasu.
- Widziałam Nenę - wyrzuciła z siebie Cathil wskazując miejsce gdzie przed chwilą zniknęła dziewczyna. - Właśnie minęłam ją…. Ona żyje! Kat… Prowadzą ją do lochów!
Nagłe poruszenie na placu zwróciło ich uwagę. Część strażników oderwała się od szafotu i pobiegła w kierunku wskazanym przez łowczynię.
- Stać! W imieniu prawa! - słowa stłumione były przez szum ulewy.

Cathil syknęła wściekle. Spojrzała na Kesę i miała nadzieję, że kobieta dostrzegła w jej oczach żal. Odwróciła się i wycofała odrobinę. Zerwała z ramienia łuk i strzeliła, tuż pod nogi strażników.
- Pamiętacie mnie, psubraty?! - wrzasnęła już w biegu, uciekając przed gniewem rozsierdzonych strażników.

Orin zrobił dwa kroki w tył z przerażeniem zerkając raz po raz na Cathil, Kesę, Igrę i strażników.
Kesa nie patrzyła na na Orina, ani na Cathil, ani nawet na strażników i Nenę. Ile życia, tyle nadziei… Z jakiegoś powodu Irga wydawała się jej teraz najważniejsza.
- Chodźcie - powiedziała naglącym tonem, ujmując Staruchę pod ramię i ciągnąc za sobą, byle zejść z placu, schować się gdzieś z boku, w podcieniach, sprawdzić, co z Irgą, pomóc jej wyjść z szoku.
- Chodźcie - powtórzyła. - Mistrz Dobry zadba o Nenę. Urok prysł, czujecie?- Zajrzała w oczy Staruchy, szukając błysku zrozumienia, ta jednak nie patrzyła na nią, nie patrzyła nawet za druidką wokół której do tej pory koncentrowały się jej słowa i działania. Jej spojrzenie - jak drobiny żelaza za księżycowym kamieniem - ciągnęło za oddalającą się łuczniczką.

Kesa ujęła ramie Irgi mocniej. To było dziwne, miała przecież więcej siły niż tak wysuszona starością kobiecina... Dlaczego nie mogła jej pociągnąć za sobą?
- Pomóz mi, Orinie! – poprosiła. – Zabiorę ją do Warowni, tam mieszkam, udam, ze to moja podopieczna z lochów. Nie może tu zostać!
 
__________________
A poza tym sądzę, że Reputację należy przywrócić.
kanna jest offline