W trakcie krótkiego przejścia do jednego z magazynów do kampanii i Kapitana Schillera zbliżył się widziany już wcześniej przez drużynę kapłan Sigmara któremu towarzyszyła grupka strażników miejskich wyglądająca na bardziej bitną i mężną niż hołota która miała niby odeprzeć atak na moście.
- Nie możemy opuścić miasta Kapitanie! Poza barykadą będziemy bezbronni! Zostańmy w mieście, jeżeli skończymy barykadę nie będą w stanie nas skrzywdzić -
Wygłosił kapłan w stronę Kapitana popierany przez poburkiwania i ciche okrzyki towarzyszącego mu oddziału straży.
Schiller nie był zachwycony tym obrotem sytuacji, wyraz gniewu pojawił się na jego twarzy natychmiast, a ton głosu natychmiast podniósł się a oczy wbiły się w kapłana.
-Ile tu z nami jesteś Dietrich ?- zapytał gniewnie Kapitan.
- Dwa dni!!! Nie widziałeś bitwy a teraz mówisz ,że mamy zostać! Barykadę będziemy odbudowywać jeszcze z dwa tygodnie ,a Hans mówi że bestie są z cztery dni od Untergardu. Rozniosą nas i pożywią się naszym mięsem! Nie zatrzymamy ich, trzeba uciekać.-
Ojciec Dietrich skurczył się w sobie i zdecydowanie stracili rezon, podobnie z resztą jak otaczająca go grupka zbrojnych która nagle chyba przypomniała sobie o innych zajęciach i pojedynczo zaczęła się ulatniać w różnych kierunkach.
- A co z poległymi ? - zapytał jeszcze skruszony teraz Kapłan.
-Nie wiem szczerze- odpowiedział Schiller powoli się uspokajając.
-Pozostawię to tobie, ale miej baczenie masz mało czasu, najwyżej kilka godzin.-
***
Drzwi magazynu otworzyły się ukazując jego oświetlone pojedynczą lampą oliwną wnętrze, był on właściwie pusty co prawda w jednym z rogów było parę worków z ziarnem ale była o zaledwie kropla w morzu potrzeb miasteczka.Kapitan Schiller razem z reszta starszyzny Babunią, Ojcem Deitrichem i Hansem zasiadł przy wykonanym z ciosanych pni stole i wskazał grupie parę pniaków które stały wokół zapewne pełniąc funkcję taboretów. Następnie wyszeptał coś do jednego z strażników który odbiegł do kolejnego pomieszczenia i powrócił po chwili niosąc owinięty w szmatę bochnem chleba i sporych rozmiarów flaszkę wina.
- Panowie - odezwał się Kapitan po tym jak trunek został rozlany do cynowych kubków i rozdany wszystkim z obecnych.
- Nie muszę chyba przedstawiać wam jak wygląda sytuacja Utengardu. Nie możemy tu zostać, a podróż przez ostępy Drakenwaldu nigdy nie należała do bezpiecznych. Babunia wspomniała mi ,że będziecie kierować się do Middenheim, cała ludność tego miasteczka także. Idźcie z nami, może nie mamy wiele ale obiecuje ,że chociaż jadła w drodze wam nie zabraknie. Mam też pewne zapasy złota którymi z chęcią się z wami podzielę gdy dotrzemy do Middenheim.-
Po tej krótkiej wypowiedzi Schiller spojrzał na zgromadzonych wokół stołu mężów i widząc zwątpienie w ich oczach dopowiedział.
- Miejcie Panowie duszę dla tych ludzi. Nasza straż chociaż już zaprawiona w pierwszej bitwie to nadal tylko brańcy z miasteczka. Po was Panowie widać ,że topór i miecz pewniej leży wam w dłoni niż motyka i pług. Idźcie z nami. -